gzegeza

Poprzednia nota składa się właściwie wyłącznie z cytatów.

Powstały stąd niejakie wątpliwości co do przesłania (noty) – spotkałem się z opinią, że nie powinno się mieć biskupowi za złe swobodnej wymiany proboszczów, a najwyraźniej mam, więc CO MI CHODZI. Może też dlatego mało kto komentował; inna możliwość jest taka, że blogo‐cytato‐nota jest – w swym wydźwięku – oczywista, więc nie ma po co. Osoby, które tak sądzą, mogą przerwać lekturę w tym miejscu.

Padło jednak explicite wezwanie, abym podał wprost swoją egzegezę tej cytatologii. Proszę bardzo. (Uwaga: będę się odwoływać do ponumerowanych kawałków gzegzowanego tekstu tak: [1], może warto sobie otworzyć tamtą notkę w sąsiednim oknie/tabie.)

O co chodzi?

O kilka kwestii naraz. Po pierwsze, o hagiografię tworzoną „na gorąco” przez „Gazetę Wyborczą” (no, przecież nie tylko). O jej uroczy styl, nietwórczo wykorzystujący memotekę hagiografii papieskiej (wariant JP2) i (pomniejszej) tischnerowskiej.

Po drugie, o absurdalne rezultaty ideolo‐wojen, tu widoczne jak na dłoni na przykładzie podgryzającej notatki z „Rzepy” [8].

Po trzecie, o to, że wszystko to razem jest – gdy się już odda należną śmierci bojaźń i odp. drżenie – bardzo zabawne. Tyle osób tak pracowicie produkuje te memo‐wzmacniacze i memo‐anihilatory, tyle energii poniekąd roztrwonionej.

Ale też, po czwarte, to wcale nie jest zabawne. Dziś dotarło do mnie, że uroczystości pogrzebowe i zbliżone, dotyczące zmarłego arcybiskupa, potrwają łącznie ponad tydzień, z udziałem głowy państwa, z nieustającymi trąbkami w mediach itp. Byłażby to postać rzeczywiście aż takiego formatu czy też mamy jakąś niesłychaną dewaluację żałobizmu, tej od 10 miesięcy dominującej formy uprawiania polityki?

Po ostatnie, metakwestia: czyli postulat interpretowania tego słownego siana, jakie nakładają nam, bydlątkom, szafarze wszelacy. Interpretowania, nawet gdy suka D. ma nudności choćby dlatego, że – ojej – jakie to wszystko mało mięsiste.

Niezbędne wyjaśnienie

Jest takie, że mam Kościół katolicki w Polsce za instytucję stricte polityczną. Na hierarchów KK patrzę przede wszystkim jako na polityków, na drugim planie są funkcje ideologiczne i administracyjne, które spełniają. Wypowiedzi publiczne (i zachowania) tych panów to – z tego punktu widzenia – deklaracje polityczne, komunikaty‐w‐imieniu‐sprawowanej‐władzy oraz czysty tzw. PR. Cała reszta jest mniej istotna (albo: dla hobbystów).

Hagiografia

Pytanie zasadnicze (dla osób zasadniczych) brzmi: czy zmarły brał czynny udział w tworzeniu własnej hagiografii (za życia w wersji złagodzonej: swojego wyidealizowanego wizerunku). Tak. Cytaty pomieszczone w [2–7] pochodzą ze służbowych rozmów z panią Aleksandrą Klich:

Oto okruchy Jego wspomnień wynotowane na gorąco z rozmów nagranych jesienią 2009 i wiosną 2010.

No i teraz mamy już pełne prawo dostrzec celnym palcem różne zabawne i (jakby trochę) gorszące momenty.

Na przykład w [2] jest skromnym krajowcem, stroniącym od zgiełku wielkiego świata i tłoku na lotniskach. W [3] – Mediolan, [4] – Jerozolima, [5] – no, nic pewnego, może panie pastorki przyleciały z Delegacją Pań Pastorek do Polski. O wizytach w Rzymie nie ma potrzeby wspominać: to oczywiste.

Ale to w zasadzie drobiażdżek.

Znacznie ciekawsze jest to, jak wielki kawał tej hagiografii (ludzko‐rozumiejący i współczujący wymiar Osoby Biskupiej) zbudowany został na relacjach z kobietami. To one entuzjastycznie (i z zastrzeżeniem wyłączności!!!) usługują hierarsze, podając smakołyki [1]. To one przezwyciężają lęk przed fundamentalistycznym giaurem (muzułmanki) i śmiało podchodzą posolidaryzować się [3]. To one milkną (no, muszą: tym razem feministki), bo zostają niesiłowo, celnym racjonalnym argumentem przekonane [4].

To nad nimi – gdy się im niebacznie zamarzy kapłańska funkcja kobiet [5] i gdy cierpią pod butem patriarchatu – użali się biskup i podzieli z nimi cierpienie, nie poczuwając się zapewne (w tem całem babińcu) do bycia częścią patriarchatu w jego najgorszej możliwej hierarchiczno‐religijnej postaci. Ach, no przecież: także pani Klich dodaje własne świadectwo:

Zawsze równie uroczy, uśmiechnięty, a jednocześnie tak inteligentny i błyskotliwy. Erudyta. Mędrzec. Zwykły człowiek.

Właśnie to rozumienie (z podwariantem historycznym [6]), wyciągnięte przeze mnie na pierwszy plan, doznaje poniekąd hm, biurokratycznej porażki w historyjce z [8]. Ale i udokumentowana tutaj skwapliwość w sięganiu po dyskurs (dość bezczelnej) władzy stoi w niejakiej sprzeczności z takimi hagiograficznymi legendami (może dlatego, ze Żakowski nie jest kobietą).

Moja teza (a właściwie teza suki Dekonstrukcji) jest taka, że to czysty imydż. Nie wierzę w „rozumienie” wyłącznie deklarowane, ani tym bardziej w lukier tych obrazków. Pytanie brzmi: po co miałbym (ja czy inny memo‐biorca) wierzyć? Ano po to, zapewne, by nabrać sympatii do instytucji, która wydała tak promieniujących [uwodzicielskim „ojcostwem” wobec kobiet] przedstawicieli.

Odnotowujemy solidny kawał (zbiorowego) wysiłku i idziemy dalej, na chwilę tylko zatrzymując się przy retorycznym samowyłączeniu się z my‐wspólnoty [6], którą „łączy jedynie wyścig szczurów”. Ładnie to współbrzmi z wyznaniem [7].

To znaczy, dalej pójdziemy w następnej notce (bo czas).


Albo nie, dopiszę pod spodem.

Konflikt etnometodologiczny

Nie mam pojęcia, czemu (w historii z [8]) ks. Żyszkiewicz został odwołany na rzecz zrzuconego z metropolii ks. Podstawki, w trybie tajno‐nagłym. A nawet – mało mnie to obchodzi. Co jest ciekawe, to ukryty patronat „Rzepowego” opisu.

W zasadzie „Rzepa”, tuba środowisk konserwatywnych, tru‐chrześcijańskich, powinna po rękach całować metropolitę. No bo popatrzcie: mając w Lublinie zarządcę macierzyństwa („dyrektor Domu Samotnej Matki, przewodniczący Funduszu Obrony Życia archidiecezji lubelskiej”), porucznika od mediów („wicedyrektor archidiecezjalnego Radia eR”) i komandosa‐kamikadze od nacisków psychololo („próbował – nieskutecznie – namówić 14‐latkę z Lublina, by nie usuwała ciąży”), czyli wszechstronnego funkcjonariusza z doświadczeniem, pozbywa się go, zsyłając do zabitej beczkami dziury, która (domniemujemy) jest medialnie niekorzystna dla KK. Media przecież nie obwiniały za włos jeżące fakty nadmiar społecznej edukacji seksualnej, wysoki poziom respektowania praw reprodukcyjnych w Polsce, instytucje pomocy socjalnej czy inne działania, które by uchroniły przed mordowaniem noworodków oraz przed gwałtami i przemocą po rodzinach. Raczej podnoszono niedostatki w wyż.wym. kwestiach (niedostatki z cywilizacjośmierciowego punktu widzenia).

Zatem nowy, wyrazisty proboszcz z przełożeniem medialnym jest akurat bardzo dobrą figurą do odpierania ataków, inspirowanych z Brukseli.

A jednak. „Rzepa” zdaje się brać stronę parafian, żądających pozostawienia starego proboszcza, który rozumiejąco podchodził do powszechnego grzechu tradycjonalnego naszego. WTF? Czy nie rozumie ta gazeta, że posunięcie metropolity (nadal nie wiem, jakie były jego realne motywy) jest ze wszech miar politycznie korzystne?

Odpowiedzi są dwie. Pierwsza, trywialna, dotyczy nieusuwalnej w katokonserwatyzmie hipokryzji. Tej takiej „chtonicznej”. Z tego żyje kościół, że barankowie grzeszą i chodzą po rozgrzeszenie, które dostają, póki fasada święta blaskiem cnoty świeci.

Tu jednak zauważmy, że i metropolita (bardzo mocno eksponujący swoje rozumiejące przymioty, nie tylko stał obok hipokryzji. Tam gdzie chodzi o realną politykę, gesty „rozumienia” idą się... całować w pierścień.

Druga odpowiedź mówi to samo, tylko inaczej.

„Rzepa” (i szerzej: katolicka prawica) nie znosi środowisk „Wyborczej” (i szerzej) za opisaną w etnometodologii (Schütz) pozycję „światłego obywatela”, jaką nieodmiennie te (oświecone) środowiska zajmują. Żywiołem prawicy w Polsce jest figura antypodalna: „rzecznika narodu”, niechby ten naród był sobie „lawą plugawą”, to przecież nasz‐ci on, ajuści. Polakom potrzebna jest „republika proboszczów” raczej (nawet z nadproboszczem Rydzykiem), niż jakieś nieszczere („kto ich tam wie”) miazmaty, co gorsza pouczające wszystkich z góry & pysznie.

Niezależnie od tego, każdy kapłan pełen jest deklaracji o „rozumieniu”. Historia z [8] zestawiona z okruchami [1–7] pokazuje jak nic to zgoła nie znaczy.

I na tym

urwę gzegzezę, bo bodaj (tak mówią niektórzy) wyważam otwarte drzwi.

  1. czescjacek’s avatar

    @nameste

    wyważam otwarte drzwi

    Wcale nie.

  2. vHF’s avatar

    [Przepraszam za brak ogonkow, faszystowski komputer i takaz klawiatura]

    Dziekuje za gzegeze. Istotnie, samopic* Zycinskiego jawi mi sie teraz ogromny, i ladnie wyluszczyles ze jest zbudowany glownie o relacje z kobietami.

    Nie zgadzam sie natomiast (czy raczej: nie wydaje mi sie) ze ludolubstwo Rzepy zbudowane jest na opozycji do Wyborczej. W rzeczy samej, za te wyzszosc Rzepa (i ja; tu wyzszosc staje sie co najmniej dyskusyjna) Wyborczej nienawidzi, ale bez GW Rzepa bylaby tak samo durna i durnolubna. Moim zdaniem jest to prosty produkt obskuranckiego pochodzenia i obskuranckiej (zeby nie powiedziec: malopolskiej) edukacji glownych jej funkcjonariuszy.

    Nie wiem kto Ci mowi, ze wywazasz tutaj otwarte drzwi, ale nie ma racji.
    :-P8–

    * z niem. autöpitz (ze zrobie uzytek z umlautow jak juz je mam)

  3. nameste’s avatar

    @ czescjacek:

    Dzięki za słowokrzepiące.

    vHF :

    nie wydaje mi sie, ze ludolubstwo Rzepy zbudowane jest na opozycji do Wyborczej

    Ale to nie jest ludolubstwo w sensie dosłownym, „rzecznicy narodu” mają lud/naród w d., to tylko wehikuł politycznego oddziaływania. Co do „Rzepa” vs „Wyborcza” (symbolicznie, ofc), to nie wiem, po prawdzie, co tu jest skutkiem, co przyczyną.

    Podział ról dokonał się we wczesnych latach 90. UD/UW zajęła pozycje „światłego obywatela” w pełnym zresztą porozumieniu z ówczesnymi hierarchami i pod wysokim patronatem JP2. Tru‐chrześcijanie nie mieli wielkiego wyboru, zwłaszcza że rażeni byli oświeconym ostrzałem symbolicznym („ech, ci oszołomowie”). Ciasna jest przestrzeń dyskursu publicznego ;)

  4. nameste’s avatar

    vHF :

    :-P8–

    Hi hi, 12‐go pracowicie dorobiłem guzik „+” do automatycznego lizania.

  5. czescjacek’s avatar

    nameste :

    Tru‐chrześcijanie nie mieli wielkiego wyboru, zwłaszcza że rażeni byli oświeconym ostrzałem symbolicznym („ech, ci oszołomowie”)

    No to jest ich opowieść o sobie samych, ale czy ktoś z zewnątrz to jakoś zweryfikował?

  6. galopujący major’s avatar

    Ale przecież oczywiście, że „Żydziński”, jak go czule nazywają czytelnicy Rzepy, jest dla tego środowiska przede wszystkim funkcjonariuszem Wyborczej. Zresztą zabawnie wygląda umiar katoRzepy w żałobie po arcybiskupie (zdaje się, że ledwie jedna notka na rp.pl) z żałobnym lukrem i zawodzeniem w gazeta.pl.

    PS Wyjaśnienie pożyteczne, też miałem wątpliwości, co do cytatów.

  7. sheik.yerbouti’s avatar

    czescjacek :

    No to jest ich opowieść o sobie samych, ale czy ktoś z zewnątrz to jakoś zweryfikował?

    Ważne, że widzimy z jakiej przędzy utkany ten humanistyczny gobelin. Nasz brak przekonania jest zarazem (negatywną) weryfikacją ich streetcredu.
    BTW teksty GW to uroczy przykład sytuacji, gdy dziennikarz/ka jest zarówno twórcą (art), jak i tworzywem (w rękach dostojników KRK).

  8. andsol’s avatar

    Dopiero teraz zauważyłem (ach jaka ze mnie gapa: od kiedy to, od kiedy?), że masz zainstalowany taki mały kwadracik Do Podbijania Ego Oraz Uznania Społecznego (to trochę mi przypomina rozmowę na przystanku autobusowym: „śliczne te pani dzieci” – „ach, gdyby pan zobaczył ich zdjęcia!”); skoro jest i przypuszczam, że ja mogę kliknąć tylko raz, proszę Cię, jako administrator doklikaj sobie trzy razy, bo zasługujesz. Uzasadnienie: wyśmienita obserwacja w temacie „Życiński i jego kobiety”. To panie najczęściej wzruszają się przy serialach i z załzawionym okiem mówią: „jakie to prawdziwe”. Dla pań uduchowione scenki, dla panów – napuszone teksty w Rzepie.

    Co do niezbędnych wyjaśnień z funkcjami: polityczną, ideologiczną i administracyjną, czy mogę zaproponować czwartą funkcję galaretki? Bo jak władze czegoś nie rozumieją albo boją się zająć pozycję, zatapia się sytuację w galaretce i to niewiele zmienia, ale przynajmniej nie ma poczucia pustki i telepania.

  9. nameste’s avatar

    andsol :

    ach jaka ze mnie gapa: od kiedy to, od kiedy?

    Szukaj na prawym marginesie bloga.

    jako administrator doklikaj sobie trzy razy, bo zasługujesz

    Dzięki, ale – jako administrator – mogę tyle samo, co inny klikacz (max 1 klik & nie używam, żeby nie zakłócać procesu PEoUS).

    czwarta funkcja galaretki

    W amerykańskich filmach/serialach galaretka jest symbolem ohydy szpitalnego pożywienia i poniżenia pacjenta. I to rozumieją, a na religijność (w 1000 wydaniach) łapią się, aż żal patrzeć.

  10. janekr’s avatar

    nameste :

    W amerykańskich filmach/serialach galaretka jest symbolem ohydy szpitalnego pożywienia i poniżenia pacjenta.

    Chyba kleik? Galaretka (w sensie to) jest przecież pięknem i dobrem?

    [uwaga: powyższy link jest szkodliwy dla oczu i umysłu – n.]

  11. nameste’s avatar

    janekr :

    Chyba kleik?

    NIE. G A L A R E T K A. Mówię o USA‐ńskiej kulturze, a nie polskim rozciapcianiu. Może nieuważnie (albo: wcale) oglądasz?

  12. andsol’s avatar

    @janekr: z wizyty w Winiarach powinienem był pójść na policję a nie do nameste, bo zostałem pobity. Uderzyła mnie tam wellness i do teraz zastanawiam się co to za morda i skąd ona do Winiar trafiła.

  13. janekr’s avatar

    nameste :

    Może nieuważnie (albo: wcale) oglądasz?

    Oczywiście że nie oglądam. Wszak bojkotuję filmy z lektorem.

    Ale czym jest ta galaretka z filmów USA? Jak jest jej prawidłowa polskokulinarna nazwa? Tyle pytań, tak mało odpowiedzi...

  14. nameste’s avatar

    janekr :

    Ale czym jest ta galaretka z filmów USA?

    Wygląda dokładnie tak samo, jak polska galaretka, no, może kolory są ciut bardziej fluoroscencyjne (w sensie: jadowite).

  15. janekr’s avatar

    nameste :

    Wygląda dokładnie tak samo, jak polska galaretka, no, może kolory są ciut bardziej fluoroscencyjne (w sensie: jadowite).

    To przecież smaczne, ale tylko jako deser. Oni ich samymi deserami karmią w tych szpitalach w USA?

  16. nameste’s avatar

    janekr :

    ich samymi deserami karmią

    A kto mówi, że samymi? Ale galaretkę odsuwa się ze wstrętem, albo cierpi podczas konsumpcji (że niemęskie? albo co?). Albo z ulgą się odsuwa, gdy kumpel‐odwiedzający wyciąga zza pazuchy przemycone piwo & stek.

  17. nameste’s avatar

    andsol :

    powinienem był pójść na policję [...], bo zostałem pobity

    Twoje ryzykowne poświęcenie nie było nadaremne: postawiłem ostrzeżenie.

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *