yet another f. commentary

Marcin Jagodzińskirozmowie z Jasiem Kapelą powiada:

„W moim idealnym świecie” Facebook działałby inaczej, byłby inaczej kontrolowany, być może rozproszony. Ale być może Facebook jest najlepszą możliwą – w realnym kapitalizmie na obecnej fazie rozwoju – realizacją idei globalnej sieci społecznej. I naprawdę, nie przeczę, że dla wielu osób może być całkiem miłym miejscem. Tak jak miłym miejscem są np. centra handlowe. Sam tam chodzę. Ale nie chciałbym, żeby cały świat stał się jednym wielkim centrum handlowym.

Co jest o tyle mylące, że do centrów handlowych przychodzą klienci, a do Facebooka przychodzą „towary”:

Użytkownicy Facebooka nie są jego klientami, ale raczej towarem: klientami są reklamodawcy, którym użytkownicy (dostęp do nich) jest sprzedawany. Cały biznes Facebooka polega na sprzedawaniu prywatności, stąd te jego ciągłe problemy z prywatnością i stąd mrzonką jest, że kiedyś z tego zrezygnuje.

Według innej metafory te „towary” są zarazem „mięsem pracowniczym”, odwalającym 24/7 szychtę kilkania.

Te i podobne konstatacje nie są zbyt przyjemne, bo stoją za nimi obrazy odpodmiotowienia (przy pozorach dość odmiennnych), czają się figury nadzoru i wykluczenia. Może dlatego tak wielu ludzi reaguje poirytowanym wzruszeniem ramion: „no nie, kolejna głupia dyskusja o fejsie, weźcie pogadajcie o czymś ciekawym”. Wyparcie.

W rozmowie z Jagodzińskim pada więcej (dość przykrych) stwierdzeń, warto zajrzeć, jeśli kogoś interesuje. Zagadnieniem centralnym jest, czy i jakim regulacjom prawnym powinna (może) podlegać władza Facebooka, bo że taką sprawuje Jagodziński nie ma wątpliwości. Władza regulowania publikowanych treści, władza wykluczania – najpierw w całkowitej zgodzie z dobrowolnie podpisywanym regulaminem („kto podaje nieprawdziwe dane osobowe” itd.), a potem „po widzimisiu” („it is private business, dude”).

No i władza dzielenia. Mam w sieci kulturalnych znajomych: gdy podają linki do fejsbuka, a ja marudzę, że (jako relikt) nie mam dostępu, bywa że przeproszą, wspominając przy tym półżartem o e‑wykluczeniu. Ciekawe, kiedy takie marudzenie spotka się już tylko z irytacją.

  1. mrw’s avatar

    Co jest o tyle mylące, że do centrów handlowych przychodzą klienci, a do Facebooka przychodzą „towary”

    Wydaje mi się, że w metaforze „centrum handlowego” (którą Jagodziński powtarza za Gibsonem) nie jesteśmy klientami, tylko „mallrats” („szczurami supermarketu”), dzieciakami, które spędzają tam czas lampiąc się w witryny, bo nie mają dokąd pójść.

  2. nameste’s avatar

    mrw :

    nie jesteśmy klientami, tylko „mallrats” („szczurami supermarketu”), dzieciakami, które spędzają tam czas lampiąc się w witryny, bo nie mają dokąd pójść

    Tak, myślałem o tym, pisząc notkę, ale nie chciałem (znowu) popaść w tl;dr.

    Oczywiście, kluczowe w tym spostrzeżeniu jest „nie mają dokąd pójść”. Że malle i fejsbuk bardzo popierają taką rzekomą bezalternatywność, jest łatwo objaśnialne. A może tak jest „obiektywnie”, nie wiem.

  3. karmakomcia’s avatar

    Ale czy włączając dowolny kanał TV nie staję się – choć może mniej skonkretyzowanym – towarem stacji, która go nadaje, szczególnie prywatnej?

  4. sheik.yerbouti’s avatar

    Jest jeszcze jeden istotny cytat:

    Nagle zacząłem dowiadywać się o osobach, które jakoś tam lubiłem (skoro dodałem do znajomych), rzeczy, których wiedzieć nie chciałem. Dowiadywałem się o ich dziwnych (z mojego punktu widzenia) poglądach politycznych, dziwnych wyborach muzycznych i gustach literackich etc. Potem trudno było mi ich nadal lubić. Serio. Dowiedziałem się czegoś i już nie mogę przestać tego wiedzieć.

    So true. Sam osobiście odfriendowałem (drugorzędnego) znajomego po tym, jak natknąłem się na jego like’a dla JKM. Pewnie gdybym zaczął kopać głębiej, wyszłoby więcej takich nieapetyczności. Właściwie nie chcemy tyle wiedzieć o naszych znajomych, o pasożytach w ich umysłach.

  5. nameste’s avatar

    karmakomcia :

    Ale czy włączając dowolny kanał TV nie staję się [...] towarem stacji, która go nadaje, szczególnie prywatnej?

    Odpowiem innym pytaniem retorycznym: kogo nie wpieniają reklamy?

  6. nameste’s avatar

    MJ :

    zacząłem dowiadywać się o osobach, które jakoś tam lubiłem (skoro dodałem do znajomych), rzeczy, których wiedzieć nie chciałem

    Tu jest niejaka cienkość we wnioskowaniu („dodałem, bo jakoś tam lubiłem”). Wielkość populacji friendsów (w stadach) bywa parametrem lansu. (Jest na ten temat nawet niezamądry odcinek „South Park”.) Więc to „jakoś tam” pobrzmiewa wtórną racjonalizacją.

    sheik.yerbouti :

    odfriendowałem (drugorzędnego) znajomego

    Pytanie (z gatunku niedelikatnych & osobistych): a po co wewogle było friendować, skoro drugorzędny?

  7. sheik.yerbouti’s avatar

    nameste :

    Pytanie (z gatunku niedelikatnych & osobistych): a po co wewogle było friendować, skoro drugorzędny

    Pytanie dobre – otóż sam się zaproponował. A ja przyjąłem, for the sake of ol’ times.

  8. nameste’s avatar

    sheik.yerbouti :

    sam się zaproponował

    To właśnie na tym (tej psychologii) opiera swoją perswazyjność fb, in immortal words of inżynier Mruwnica:

    Facebook przybiera pozór przezroczystego systemu, który nic nie robi, który jest metafizyką internetu, jego niekwestionowalną mechaniką; kierując zawsze użytkownika przeciw użytkownikowi — friendsa przeciwko friendsowi.

    ^^J

  9. sheik.yerbouti’s avatar

    nameste :

    To właśnie na tym (tej psychologii) opiera swoją perswazyjność fb,

    Ale też jest to przeniesienie znanej ze szkoły/studiów sytuacji, kiedy to na imprezę zaprasza się lubianych oraz tych mniej‐lubianych‐ale‐nie‐zapraszając‐ich‐zepsuję‐atmosferę znajomych. Zawsze jest jakiś ranking, na kimś nam już zależy mało ale jeszcze się (jakoś) do niego przyznamy. Owszem, pod tym względem FB jest przezroczysty, bo na nim – jak w życiu.

  10. mrw’s avatar

    Ale czy włączając dowolny kanał TV nie staję się — choć może mniej skonkretyzowanym — towarem stacji, która go nadaje, szczególnie prywatnej?

    Owszem, też, ale im nie dajemy swojego kontentu. Choć trochę: http://technologie.gazeta.pl/internet/1,104665,8753492,CC__Money_for_nothing.html ostatni akapit.

  11. nameste’s avatar

    sheik.yerbouti :

    bo na nim — jak w życiu

    Wręcz przeciwnie, w życiu działa smar hipokryzji (się pro forma ukrywa te podziały na pierwszo‐ drugo‐ i jeszcze bardziej śmieciowych ;) friendsów), a w teh internetsach robi się na tym kasę:

    Zobacz, kto i kiedy zaczął lub przestał Cię obserwować
    [5 zł miesięcznie albo 50 zł rocznie]

  12. fabulitas’s avatar

    Dyskusja wprawdzie niegłupia, ale... nieee, znowu o fejsie?

    @ nameste:

    Jak dla mnie, fb jest właśnie do friendowania szerokiego kręgu znajomych, w tym drugorzędnych – żeby mieć na nich szybki namiar i nie stracić ich z oczu, bo a nuż się kiedyś przydadzą.

  13. nameste’s avatar

    fabulitas :

    ale... nieee, znowu o fejsie?

    A co odpowiadałoby Ci bardziej?

  14. karmakomcia’s avatar

    mrw :

    Owszem, też, ale im nie dajemy swojego kontentu

    Dlatego napisałem: mniej skonkretyzowanym. Niemniej, udostępniasz swoje dane dostawcy programów, np. takiej Cyfrze+; dodatkowo wybierasz swój pakiet, choć póki co słabo zindywidualizowany, więc raczej niewiele o tobie mówi.
    Natomiast przykładowo dzieci, które oglądają na MiniMini reklamy, są towarem dla określonej grupy reklamodawców.

  15. fan-terlika’s avatar

    sheik.yerbouti :

    Jest jeszcze jeden istotny cytat:

    Ten sam mi wpadł w oko. Choć sprawa trochę oczywista i wszyscy się z tym zetknęliśmy, to jest to większy problem. Zarazem blessem jak i cursem fb jest stały kontakt z friendami. Codziennie bombardowani kontentem dostarczanym przez nich, zawsze w końcu komuś coś się wymsknie. To jak wspólny wyjazd do jakiegoś wypizdowia. Na FB co prawda nie każdy codziennie cośtam wypisuje, tyle że kontakt przez fb trwa nieskończoność.
    No i dodatkowo to się wiąże z poruszanym już w ttdknie problemie wyczulenia ttdknu na Sprawy w porównaniu do zwykłych ludzi, którzy (ponoć) mają wyjebane na polityki‐światopoglądy. I że dla nas lajk dla JKM znaczy milion, a dla zwykłych ludzi to przezroczyste (poza tym o gustach się nie dyskutuje a prawda lerzy).

  16. sheik.yerbouti’s avatar

    fan‐terlika :

    Zarazem blessem jak i cursem fb jest stały kontakt z friendami. Codziennie bombardowani kontentem dostarczanym przez nich, zawsze w końcu komuś coś się wymsknie.

    Takjest. Dlatego pozostaje cedzić swój kontent wąską strużką, ze świadomością, że zawsze ktoś będzie niekontent. To szczególny przypadek #piekłotoinni

    problem wyczulenia ttdknu na Sprawy

    Bo TTDKN to przecież kółko samokształceniowe o szlachetnych intencjach, taka nowoczesna jaszczuromasoneria. Więcej światła!

  17. karmakomcia’s avatar

    sheik.yerbouti :

    Sam osobiście odfriendowałem (drugorzędnego) znajomego po tym, jak natknąłem się na jego like’a dla JKM

    Czy nie jest zatem dobrodziejstwem możliwość takiej weryfikacji?

  18. fabulitas’s avatar

    nameste :

    A co odpowiadałoby Ci bardziej?

    A choćby i o lulzowej reakcji mediów na wizytę Miedwiediewa.

    Natomiast jeśli mamy zostać przy fb, to chyba zamiast opisem (który się pięknie powiela na okolicznych blogach), warto by było zająć się pytaniem, dlaczego fb jest/wydaje się konieczny i czy możliwe są alternatywy (takie bardziej konkretne niż – „facebook rozproszony! łiii!”).

  19. nameste’s avatar

    fabulitas :

    dlaczego fb jest/wydaje się konieczny i czy możliwe są alternatywy

    Good question. W rzeczonym wywiadzie Jaś Kapela zeznaje:

    Biznes może na tym [sprzedawaniu prywatności – n.] polega. Ale chyba ciągle trochę nie wiadomo, jak tę prywatność sprzedawać. Np. sprzedawanie tego, jakiej muzyki słucham, nie wydaje się zbyt genialnym pomysłem. To samo może robić last.fm, którego nie mam i nie potrzebuję. A Facebooka potrzebuję. Więc musi być w nim coś więcej. No i jest.

    I zadałem (w duchu) identyczne pytanie: czemu Jasiowi konieczny FB jest. Zaraz jednak udzieliłem sobie (w duchu) odpowiedzi, przyznaję, trywialnej: do lansu.

    Niemniej, kwestia ogólna zostaje, choć jakieś zarysy już zostały sformułowane.

  20. nameste’s avatar

    fabulitas :

    A choćby i o lulzowej reakcji mediów na wizytę Miedwiediewa.

    Och, to takie doraźne.

  21. fabulitas’s avatar

    nameste :

    Och, to takie doraźne.

    Niekoniecznie. Można potraktować to jako piękny przykład szerszego problemu, jakim jest pisanie przez naszych dziennikarzy relacji z rzeczywistości (nie-do-końca)równoległej. Nie bardziej to doraźne niż portale społecznościowe.

  22. nameste’s avatar

    fabulitas :

    piękny przykład szerszego problemu, jakim jest pisanie przez naszych dziennikarzy relacji z rzeczywistości (nie-do-końca)równoległej

    Wizyta głowy państwa to przecież czysty‐żywy spektakl (i jego spektakle satelickie, echa itd.). O dziennikarzach zaś (zwłaszcza „naszych”) mam zdanie jak najgorsze, owszem, jakąś gryz‐uwagę przy okazji chętnie rzucę jak każdy/a, ale nie wydaje mi się ich działalność bardziej ponadczasowa od milionów klikogodzin zmieniających postrzeganie społeczeństwa (i w ogóle: cyber‐ponowoczesność! aaaa!)

  23. fabulitas’s avatar

    Społeczeństwo, które spotykam na ulicy, jakoś nie wydaje się odmienione facebookiem. Chyba że mamy społeczeństwo podwójne, jedno w przestarzałej rzeczywistości, a drugie w obiegu wirtualnym, które zazębiają się na Grzegorzu, który lubi surfować. (aaaaa! cyber‐ponowoczesność! aaaa!)

  24. nameste’s avatar

    fabulitas :

    Społeczeństwo, które spotykam na ulicy, jakoś nie wydaje się odmienione facebookiem.

    Ojej (aaa! flejm!), przecież na ulicy nie spotykasz społeczeństwa – w jego wielu trybach, funkcjach, więzach, w jego wielorakiej wewnętrznej (i zewnętrznej) komunikacji itd. (wstawić całą socjologię), a jedynie osoby (grupy) ludzkie zmieniające współrzędne GPS stosownie do rzadko oczywistych, a przeważnie nieznanych powodów tego przemieszczania‐się.

    „Społeczeństwo spotykane na ulicy” nie wydaje się odmienione telewizją, kinem czy aktualnie modną formą „domówek”. Ma czasem w ręku gazetę, ono, albo książkę; na uszach miewa plejery‐mp3 a przy uszach – komóry. Czasem zobaczysz społeczeństwo, które na ulicy (w zbiorkomie) coś stuka w klawisze swoich e‑gadgetów, może na fejsbuka (blipa), ale z daleka nie widać. Ulica to wewogle jest słaby poznawczo punkt obserwacyjny.

  25. fabulitas’s avatar

    Ach, pardon, ta ulica miała być metaforycznie. Chodziło mi o ludzi, spoza mojego kręgu rodziny i przyjaciół, których spotykam w różnych, ehm, kontekstach społecznych. Niewykluczający real.

    [Natomiast faktycznie o każdym społeczeństwie (czy może lepiej użyć tutaj: o każdej społeczności) możemy w takich naszych dyskusjach mówić tylko przy użyciu pewnych uogólnień.]

    A jak niby społeczność wirtualna została odmieniona facebookiem? Nie pamiętam, czy była o tym mowa. Jak się zmienił taki miś, który czyta w sieci gazetę, rozmawia z kolegami przez Skype i może czasem wpada na facebooka? Bo „towarowość” ludzi nie jest ekskluzywna dla dziecka Zuckerberga.

    (a flejm – rety, gasić! gasić!)

  26. nameste’s avatar

    fabulitas :

    A jak niby społeczność wirtualna została odmieniona facebookiem?

    Ja to widze bardzo z zewnątrz, więc cóż mogę. Ale np. postępy e‑wykluczenia [por. końcówka blogonoty] wskazywałyby na nieznaną wcześniej uniformizację; o tym była także nie do końca poważna blogonota o nentry code, która do dziś plasuje się w top4 najżywiej klikanych blogonot bloga tego.

  27. wo’s avatar

    nameste :

    O dziennikarzach zaś (zwłaszcza „naszych”) mam zdanie jak najgorsze,

    Przecież dziennikarze są jak reklama (tym bardziej, że ich rola polega na wypełnianiu przestrzeni pomiędzy): kogo nie wpieniają?

    A co odpowiadałoby Ci bardziej?

    Michalski Cezary notkę o Michniku napisał, a waść... o fejsie?

  28. nameste’s avatar

    wo :

    Przecież dziennikarze są jak reklama (...): kogo nie wpieniają?

    Miałem na myśli jakieś takie dziennikarstwo, a nie (aż) tak ogólnie.

    Michalski Cezary notkę o Michniku napisał, a waść... o fejsie?

    Wolałbym, jeśli już, notkę Piątka Tomasza, bo poza tym jest także o czymś. Also: „waść”? Otchłań, otchłań.

  29. wo’s avatar

    nameste :

    Miałem na myśli jakieś takie dziennikarstwo, a nie (aż) tak ogólnie.

    Ale wpienistośc reklamy masz na myśli tak ogólnie, chociaż przecież na przykład w reklamie piwa żubr ten żuczek pchający przed sobą wielką kupę gnoju jest tak piękną metaforą alienacji pracy w kapitalizmie, że zawsze mam ochotę na piwo jak to widzę. Pojedyncze polskie reklamy są fajne, ale jako całość – wkurzają. I to się moim zdaniem wiąże, bo:

    1. Reklamy są kijowe, bo niewielką część społeczeństwa stać nawet na parówki w Lidlu...

    2. ...ergo: nie ma się co starać, bo i tak te parówki w Lidlu sprzeda dowolny banał typu „uśmiechnięta staruszka otoczona szczęśliwymi wnusiami”...

    3. ...ergo: nie ma się co starać o kontent między reklamami, bo skoro nie widać różnicy, to po co przepłacać.

    4. I stąd Twoje dubeltowe medialne wpienienie: reklamami i kontentem między reklamami. W bogatszym kapitalizmie tymczasem jak masz reklamy, powiedzmy, Jaguara X‑Type to i przestrzeń między nimi wypełniasz Benem Goldacre albo nawet Barbarą Ehrenreich.

    nameste :

    Also: „waść”? Otchłań, otchłań.

    Była to zbyt mętna próba nawiązania do starego polskiego filmu „Ja gorę”. Sorki.

  30. nameste’s avatar

    wo :

    W bogatszym kapitalizmie tymczasem jak masz reklamy, powiedzmy, Jaguara X‑Type to i przestrzeń między nimi wypełniasz Benem Goldacre albo nawet Barbarą Ehrenreich.

    Ale chyba masz na myśli „wiązkowaną” przestrzeń druku (od biedy: monitora). Inwazyjność reklam, a na nią głównie się wpieniam, zaburza integralność filmów i wolności (obserwacyjne) w pejzażu. To ta agresja reklamowa (przede wszystkim) powoduje niechęć do ew. dalszego gatunkowania tej glisty na jadalną i niestrawną.

  31. fabulitas’s avatar

    nameste :

    Ja to widze bardzo z zewnątrz, więc cóż mogę. Ale np. postępy e‑wykluczenia [por. końcówka blogonoty] wskazywałyby na nieznaną wcześniej uniformizację; o tym była także nie do końca poważna blogonota o nentry code, która do dziś plasuje się w top4 najżywiej klikanych blogonot bloga tego.

    @nentry code Tak, tak, pamiętam. Byłam, przeczytałam, skomentowałam.

    Natomiast takie samo e‑wykluczenie miało miejsce z myspacem, gronem, przez krótki czas naszą klasą i w obrębie innych mniejszych społeczności. W tym aspekcie fb różni się głównie skalą. Z drugiej strony w obrębie użytkowników sieci w ogóle, fb jest raczej włączający niż wyłączający, bo takiego bloga nie każdy będzie miał, a fb ogarnie średnio sprytny szympans i jeśli Ty fb nie masz, to z wyboru, a nie braku możliwości.

  32. andsol’s avatar

    O, magiczne słowo o wykluczeniu. U kwika też o wykluczonych. Więc przypominam sobie Eugeniusza Szwarca, że kot nie lubi jak mu przed nosem zamykają drzwi, bo na pewno chcą zeżreć jego mysz – i proszę mi otworzyć, I wanna be in that number. Tylko chwileczkę, what number? Czterysta milionów? To proszę zostawić ten klucz w spokoju, czterysta milionów szczęśliwych ludzi to dużo więcej niż moja mizantropia zniesie.

  33. sheik.yerbouti’s avatar

    andsol :

    Tylko chwileczkę, what number? Czterysta milionów? To proszę zostawić ten klucz w spokoju, czterysta milionów szczęśliwych ludzi to dużo więcej niż moja mizantropia zniesie.

    OTOH są też ludzie nieużywający komórki (masa wad przecież, a już zwłaszcza gdy ktoś się boi inwigilacji).
    Piątek śniący o tym, jak Michnik chce go kupić oraz rozważania o tym, kto kogo bardziej nie lubi – fascynujące.

  34. nameste’s avatar

    fabulitas :

    W tym aspekcie fb różni się głównie skalą. Z drugiej strony w obrębie użytkowników sieci w ogóle, fb jest raczej włączający niż wyłączający, bo takiego bloga nie każdy będzie miał, a fb ogarnie średnio sprytny szympans i jeśli Ty fb nie masz, to z wyboru, a nie braku możliwości.

    Tak, chodzi właśnie o efekt skali. Zasadą konstytutywną internetu, określającą na czym polega publiczność przestrzeni, było: czytać może każdy, pisać (modyfikować) – już niekoniecznie. Coś jak ze sklepem: towar wolno oglądać każdemu, żeby kupić, trzeba się wylegitymować „środkiem nabywczym”. Serwisy, hm, społecznościowe wprowadziły zasadę grodzenia: tzw. content dostępny w pełni tylko dla członków. Póki dotyczy to małych, izolowanych wysepek na morzu publicznej, otwartej (w powyższym sensie) przestrzeni całego internetu, póty trudno mówić o wykluczeniu: komunikacja społeczna (sieciowa) odbywa się zasadniczo poza ogrodzonymi klubami. Kiedy jednak rozglądasz się i widzisz, że większość twoich znajomych i sąsiadów to fejsbuczanie, którzy gadają między sobą po fejsbucku (czyli np. za pomocą linków do wnętrza tej ogrodzonej przestrzeni), to konstatacja jest prosta: okazuje się, że być pełnoprawnym uczestnikiem internetowej społeczności oznacza – trzeba się samemu zafejsbuczyć. Or else.

    Co, gdyby traktować ich regulamin literalnie, oznacza: być pełnoprawnym uczestnikiem internetowej społeczności równa się – przekazać swoje dane osobowe jakiemuś korpo, które będzie na tym tłuc kasę. See, what I mean? Publiczność internetu w tym równaniu okazuje się koniecznością sprzedania się jakiemuś korpo.

    sheik.yerbouti :

    są też ludzie nieużywający komórki (masa wad przecież, a już zwłaszcza gdy ktoś się boi inwigilacji)

    Exactly. Ale operatorów telefonii komórkowej wpuszcza się na rynek pod pewnymi warunkami: np. GIODO wymaga ochrony naszych danych osobowych, w takim a takim zakresie. Mam prawną gwarancję dostępu do nich, za moim żądaniem usunięcia ich (gdy np. rezygnuję z usług danego korposa) stoi prawo.

    Za powściągnięcie bezczelności gugli i fejsbuków dopiero się zabierają prawodawstwa, a i to przecież nieśmiało.

  35. nameste’s avatar

    sheik.yerbouti :

    Piątek śniący o tym, jak Michnik chce go kupić

    Pojedynek na megalomanię z Michnikiem – nieocenione.

  36. fabulitas’s avatar

    nameste :

    Pojedynek na megalomanię z Michnikiem – nieocenione.

    A Piątkowi się wdaje, że jest Dawidem czy całym narodem Izraela?

    Serwisy, hm, społecznościowe wprowadziły zasadę grodzenia: tzw. content dostępny w pełni tylko dla członków. Póki dotyczy to małych, izolowanych wysepek na morzu publicznej, otwartej (w powyższym sensie) przestrzeni całego internetu, póty trudno mówić o wykluczeniu: komunikacja społeczna (sieciowa) odbywa się zasadniczo poza ogrodzonymi klubami.

    Patrz: pierwsze lepsze zamknięte forum. Jaka jest ta komunikacja sieciowa poza ogrodzonymi klubami? Komentarze na onecie?

    Różnica między przeciętnym forum/stroną a fb jest taka, że w tym pierwszym przypadku społeczność tworzy się spontanicznie (również ze względu na to, że przez skalę przedsięwzięcia uczestnicy mają na nie większy wpływ) (chociaż też jest jakaś moderacja etc.), a na fb jest zorganizowana całkowicie odgórnie.

    Evil corpo is evil, to już ustaliliśmy – tak wygląda opis. Ale co w związku z tym?

    gadają między sobą po fejsbucku (czyli np. za pomocą linków do wnętrza tej ogrodzonej przestrzeni)

    To akurat bucerka, choć może nieintencjonalna.

  37. nameste’s avatar

    fabulitas :

    Jaka jest ta komunikacja sieciowa poza ogrodzonymi klubami?

    Swobodna. Treści są guglable i czytable.

    Ale co w związku z tym?

    No ale co ma być? Przestrzegać, hejterzyć, zwracać uwagę, wyrażać opinie.

  38. fabulitas’s avatar

    nameste :

    Swobodna. Treści są guglable i czytable.

    Nie wiem, jak było na początku, ale w tej chwili bardzo dużo treści z fb jest guglable i czytable.

  39. nameste’s avatar

    @ fabulitas:

    No to widocznie mam pecha, bo co kto w okolicy poda linka, to każe mi się on najpierw zarejestrować.

  40. sheik.yerbouti’s avatar

    nameste :

    No to widocznie mam pecha, bo co kto w okolicy poda linka, to każe mi się on najpierw zarejestrować.

    Ojtam, raz sprzedasz duszę a potem się szybko przyzwyczaisz i nawet nie zauważysz różnicy.

  41. wo’s avatar

    nameste :

    No to widocznie mam pecha, bo co kto w okolicy poda linka, to każe mi się on najpierw zarejestrować.

    Bo to jest bucerka transparentna dla buca. Ludzie zarejestrowani na fb są na nim zarejestrowani cały czas, więc nawet nie wiedzą tego, że ich internet wygląda trochę inaczej. Podają linka w dobrej wierze nie wiedząc, że dla ludzi nie mających fb jest nieczytelny.

  42. nameste’s avatar

    wo :

    Podają linka w dobrej wierze nie wiedząc, że dla ludzi nie mających fb jest nieczytelny.

    A raczej zapominając (ze słabego używania tej wiedzy). Dlatego nie użyłem słowa „buc” (no chyba że ktoś specjalnie szczuje postronnych niedostępnym dla nich kontentem na zasadzie zyg‐zyg).

  43. wo’s avatar

    nameste :

    Dlatego nie użyłem słowa „buc”

    Fakt, nieświadoma buceria to trochę jak schizofrenia bezobjawowa. Nie wiem jak to nazwać, bo mimo wszystko wzorcem uprzejmości takie zachowanie nie jest.

  44. fabulitas’s avatar

    wo :

    Fakt, nieświadoma buceria to trochę jak schizofrenia bezobjawowa. Nie wiem jak to nazwać, bo mimo wszystko wzorcem uprzejmości takie zachowanie nie jest.

    Znowuż: patrz pierwsze lepsze zamknięte forum. Ludzie mieli czasu a czasu nauczyć się, że nie podajemy linków do treści nie dostępnej dla wszystkich. Więc jak dla mnie jednak buceria, bo iluzoryczna powszechność fb to żadna okoliczność łagodząca.

  45. sheik.yerbouti’s avatar

    wo :

    Nie wiem jak to nazwać, bo mimo wszystko wzorcem uprzejmości takie zachowanie nie jest.

    Och, w internecie człowiek człowiekowi bucem by default. Tylko czasem jakaś miła niespodzianka.

  46. Mruwnica’s avatar

    sheik.yerbouti :

    Właściwie nie chcemy tyle wiedzieć o naszych znajomych, o pasożytach w ich umysłach.

    Czy tu nie zderzamy się właśnie ze szklaną ścianą języka angielskiego? Owszem, nie chcemy tyle wiedzieć o znajomych i właśnie dlatego mamy w języku słowo przyjaciel. Niby w angielskim też mamy „colleague” i „coworker”, na „znajomych z pracy”, ale akcenty rozłożone są inaczej.

    Natomiast jeśli chodzi o przyjaciół, to raczej nie ma takich rzeczy, których o nich nie wiem, a oni chcieliby o tym mówić publicznie w internecie.

  47. Mruwnica’s avatar

    @: Znowu o Facebooku

    Czy tego też nie wyjaśnia nieśmiertelny cytat ze mnie? (Dlaczego ja dziś zadaję tyle pytań?) Facebook jest przezroczysty i przez to nieciekawy. Komentarze o Facebooku to jak gadanie o powietrzu. Można raz, dwa, że błękitne gdy oglądane w dużej ilości (DYSWIDT?) ale przecież ciekawsze jest to co przez to powietrze widać. Tymczasem nadchodziła burza...

  48. sheik.yerbouti’s avatar

    Mruwnica :

    Natomiast jeśli chodzi o przyjaciół, to raczej nie ma takich rzeczy, których o nich nie wiem, a oni chcieliby o tym mówić publicznie w internecie.

    Jednakowoż tu chodzi także o komunikaty mimowolne, niezaplanowane, kiedy orientujesz się, że jednak czegoś nie wiedziałeś.

    Oczywiście Ty mówisz o BFFach raczej niż o zwykłych friendsach (sorry za brutalne haratanie mowy ojczystej). FB idzie z ‘przyjaciółmi’ za daleko – ale właśnie wyobraziłem sobie tam słówko ‘unacquaintance’ i to by było chyba za wiele dla publisi.

  49. nameste’s avatar

    Mruwnica :

    Facebook jest przezroczysty i przez to nieciekawy. Komentarze o Facebooku to jak gadanie o powietrzu.

    Przyszło mi do głowy, że ktoś może uznać, że się zgadzam z powyższym.

    Mnie się otóż zdaje, że fejsbuk jest na granicy stawania się przezroczystym i że stan rzeczy w tej sprawie jest „łaciaty”. I przez to może nie tyle ciekawy, co wart ponadprzeciętnie wytężonej uwagi. I gardłowania w celu żeby się nie stał kompletnie przezroczysty, jak – nie przymierzając – przezroczysta jest (np.) w Polsce aksjologia neolibu.

  50. sheik.yerbouti’s avatar

    nameste :

    wart ponadprzeciętnie wytężonej uwagi. I gardłowania w celu żeby się nie stał kompletnie przezroczysty, jak – nie przymierzając – przezroczysta jest (np.) w Polsce aksjologia neolibu

    Pytanie brzmi: czy mamy na to jakikolwiek wpływ, czy raczej jesteśmy jeno unoszonymi na wzburzonych falach (neolibu, katolopolo, cyfrowego zniewolenia) łupinkami (bo już nawet nie kamieniami zmieniającymi bieg lawiny).

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *