Benthamowski panoptikon, narzędzie władzy i nadzoru obywatela, polega na tym, że nieliczni uprzywilejowani obserwują wszystkich (wielu), sięgając tym głębiej w sferę prywatną, im bardziej totalitarne są instytucje władzy. Przeciwstawny (Baumanowski?) koncept synoptikonu, ukuty do obsługi globalnej celebrites‐centered popkultury, polega na tym, że masy obserwują nielicznych wybranych, również przenikając przez wszystkie bariery chroniące prywatność.
Porównując dwa diametralnie odmienne głosy w sprawie Facebooka: przeciw i za, dochodzę do wniosku, że podstawowa różnica ma charakter pokoleniowy: niechęć i lęki starszych tak naprawdę nabudowane są na obawie przed panoptikonem, młodsi, dla których masowa konsumpcja kultury masowej jest naturalnym środowiskiem życia, te lęki mają gdzieś, a akces do Facebooka traktują jako udział w procesie demokratyzacji synoptikonu, udział we władzy obserwowania.
Po drodze jest jednak etap naiwnego („naszoklasowego”) fejsbukowania, na którym to etapie istotniejszym motywem jest chęć bycia widzianym, z prawdziwymi danymi osobowymi, siecią realnych, z nazwiska i twarzy znanych przyjaciół, z wrzucaniem pijanych czy rozebranych fot z imprez (a potem zdziwienie, że się wyleciało z pracy za, hm, niewłaściwy wizerunek).
Pan Marceli (linkowany wyżej jako „za”) jest już na etapie post‐synoptikalnego stosunku do Facebooka. Samemu nie biorąc udziału w tej zabawie (tak, pokoleniowe uczulenie na panoptikon), nie wiem, czy to on i jemu podobni, czy ci „naiwni” (eee, co nam grozi, nothing at all) stanowią dominujący dziś nurt.
DOPISANE: zob. też How to be evil, Facebook i ja, Facebook: The Sequel
-
Tak sobie myślę, że zachętą do braku zahamowań (BTW: kiedy założysz sobie konto na FB?^^J) może być też świadomość tego, że pistolet Władzy i tak trzyma ktoś inny. Bogato obecny w poprzednim wątku WO pisał nieraz o tym, że obietnice państwa dotyczące emerytur są warte tyle, ile się państwu uwidzi. Ma przecież wiele narzędzi pozwalających już to płacić mniej, już to nie waloryzować, dewaluować pieniądz etc. Obywatel albo zgadza się na te warunki, albo wybiera opt‐out.
Podobnie z FB czy choćby Google. Możemy nie korzystać albo korzystać, i to drugie ma swoje plusy. Ufamy, że złe korporacje nie zrobią nam z kuprów roku 1984, nie sprzedadzą tabloidom pijanych fotek, nie skasują bloga i konta. Bo przecież mogą, bo trzymają pistolet, który w innych aspektach życia zwykło trzymać państwo. I sami podpisaliśmy regulamin, w którym im ten pistolet wręczyliśmy (w przeciwieństwie, zazwyczaj, do państwa). -
nameste :
fejsbuka można unikać
Ale czy kierunek nie jest taki, że FB staje się tak samo „niezbędny” jak np. email? Bywa, że niektórzy znajomi odpowiadają na mój list puszczony via FB szybciej niż na wysłany „tradycyjnie”- mailowo.
-
karmakomcia :
Bywa, że niektórzy znajomi odpowiadają na mój list puszczony via FB szybciej niż na wysłany „tradycyjnie”- mailowo.
Mało możliwe – ja dostaję na maila powiadomienie o wiadomości na FB, ale ja mam pocztę pod stałą obserwacją a FB pod wysoce erratyczną.
czescjacek :
Innit jedna z istot cyberpunku?
Czyli to już?
-
sheik.yerbouti :
Mało możliwe — ja dostaję na maila powiadomienie o wiadomości na FB, ale ja mam pocztę pod stałą obserwacją a FB pod wysoce erratyczną.
A jednak, co wskazuje, że w pierwszej kolejności, a być może i częściej, zaglądają na FB.
-
karmakomcia :
Ale czy kierunek nie jest taki, że FB staje się tak samo „niezbędny” jak np. email?
To jest ulubiony chwyt żurnalistów: gdy tylko pojawia się jakiś fad (ostatnio tak było z Second Life) to zaraz ogłaszają, że in the future wszyscy będą musieli, bo obowiązkowo, bo bez tego się nie będzie istnieć, tak jak e‑mail. A potem fad mija, a e‑mail zostaje.
-
inz.mruwnica :
To jest ulubiony chwyt żurnalistów. (..) A potem fad mija, a e‑mail zostaje.
Żurnalistów już dawno nie będzie, a stary, poczciwy, archaiczny email będzie nadal rezydował na RFIDowej nanowszczepce na Twej skroni.
-
inz.mruwnica :
To jest ulubiony chwyt żurnalistów: gdy tylko pojawia się jakiś fad (...) to zaraz ogłaszają, że in the future wszyscy będą musieli, bo obowiązkowo, bo bez tego się nie będzie istnieć (...).
Własnie próbuję sobie przypomnieć, kto pisał o magii czasownika zaistnieć.
-
nameste :
PS Nie, nie wiem, czemu nagle „dżihad” weszło mi w rodzaju żeńskim.
Bo rodzynka też jest.
-
Gammon No.82 :
Własnie próbuję sobie przypomnieć, kto pisał o magii czasownika zaistnieć.
Sam chyba nawet kiedyś coś na ten temat pisałem. Ale „zaistnieć” to jeszcze co innego.
-
nameste :
e‑mail... do niczego nie pretenduje, będąc historycznie przygodną metaforą korespondencji.
To ciekawe, bo mnie sie wcale tak nie wydaje: maile jest b. latwo kopiowac, wysylac do mnostwa ludzi, publikowac (w sensie: robic publicznymi), etc. Najdziwniejsze rzeczy jesli chodzi o pogwalcenie prywatnosci mialam via mail wlasnie, nie via facebook. Wydaje mi sie zatem, ze fb bylby raczej przedluzeniem tej dziwnosci maila, ktory sam w sobie byl rewolucja.
-
inz.mruwnica :
To jest ulubiony chwyt żurnalistów
U wo powiedziałeś: „A ja wieszczę: cała chryja z FB skończy się tak jak z koncernami tytoniowymi”. W pierwszej chwili miałem zamiar odpowiedzieć, że nie, nie będzie procesów o odszkodowania, bo moda na fejsa stopniowo wygaśnie i z czasem ludzie zapomną, FB zostanie zastąpiony jakąś nową społecznościówką. Ale po zastanowieniu: czy aby na pewno? Może jednak fejs, dzięki tak wielkiej popularności, przetrwa, jako swoiste narzędzie komunikacji. I dwa: nie napisałem tutaj, że FB zastąpi maila. Raczej będzie – być może – takim oczywistym elementem jak mail czy smsy, jednym z wielu. Zestawianie z SL nie do końca trafione, bo tam kluczowy czynnik, czyli właśnie komunikacja między userami był chyba marginalny.
-
nameste :
I było ono dobre
Choćby krysnóż, zastąpiony potem przez marny krysztylet.
-
nameste
Po drodze jest jednak etap naiwnego („naszoklasowego”) fejsbukowania, na którym to etapie istotniejszym motywem jest chęć bycia widzianym, z prawdziwymi danymi osobowymi, siecią realnych, z nazwiska i twarzy znanych przyjaciół,(...)
Nie wiem. Obawiam się, że uogólniasz polski behavioral pattern na całokształt. Bo wśród młodych wykształconych z wielkich niemieckich miast norma wygląda raczej tak.
No exhibi. No illusions. Oni są via FB – dla siebie nawzajem – bo się obecnie jest. I nie dadzą Zuckerbergowi ani paznokcia. Jeśli już koniecznie muszą sprzedawać wizerunek, to robią to na LinkedIn. Uważając aby zachować nad tym, co podają, pełną kontrolę.
-
nameste :
To iluzja (ta pełna kontrola).
Albowiem ponieważ, zaprawdę powiadam wam, życie poza siecią jest już prawie niemożliwe (chyba żeby praktykować niemoc). Wchodząc zaś do sieci musimy zaakceptować warunki nie tej, to tamtej korpo. FB, Google, PayPal, Allegro/eBay, LinkedIn – take it or leave it, tu nie ma żadnych negocjacji warunków przystąpienia.
-
nameste :
Przeoczono mój pyszny żart
Najwidoczniej. Zdarza mi się coraz częściej.
No i w jednym się mylisz: oddają Zuckerbergowi nadal nie tylko paznokieć, ale całą rękę, bo z tego, że profile nie są publiczne, nie wynika, że dane nie siedzą w odp. bazach danych, do których klucz nadal ma „Zuckerberg”. I komu tam jeszcze przekaże.
Zródłem nieporozumienia jest niemożność zaglądnięcia w profil. Ja akurat wiem kto to jest Jakob Steiner. Wiem gdzie pracuje, co robi, co tworzy. (Bo pracuje, robi i tworzy). Znam jego background, rodzinę, wiem do jakich chodził szkół i w jakich kulturotwórczych instytucjach karieruje sobie od paru lat.
Ale to nie jest ważne. Ważne jest to, że on (podobnie jak znakomita większość jego kontaktów) po prostu tego nie podał. Ani zdjęć, ani upodobań, ani szkoła, ani blog, ani lista publikacji, ani zdjęcia z ostatniego performance. Nic. Pusty profil. Kontaktuje się raczej kryptycznie z takimi samymi jak on. Dlatego wątpię, aby było co sprzedawać. Poza nazwiskiem.
Trend o tyle ciekawy, że komunikacja odbywa się z wykorzystaniem FB przy zdyscyplinowanym zachowaniu możliwie całkowitej anonimowości wobec platformy. To jest dla mnie nowe, bo to (niby) już jest pokolenie digital natives, ale z paranoicznym dystansem do oferowanych możliwości.
-
nameste :
Jest różnica między pusty a niewidoczny dla postronnych.
Jest. Ale u nich to profil pusty. W sensie zawartości informacyjnej dającej się wykorzystaćw celach marketingowych. Nic się nie zgadza, a co jest – jest żartem. Czasem jest prawdziwe (być może) zdjęcie w połączeniu z fantazyjnym pseudonimem i nieistniejącymi uczelniami w wymyślonych miejscowościach, nader wątpliwymi danymi dotyczącymi wszystkiego. Czasem nawet zdjęcie przedstawia Becketta. W połączeniu z nazwiskiem barokowego kompozytora.
Karnawał. Tak jakbym ja sobie założył profil ze zdjęciem Terlikowskiego, nazwał się Tycho de Brache, poinformował fejsbuka że jestem kobietą, mieszkam w Tiuturlistanie i że ukończyłem Akademię Pana Kleksa (te pola są obowiązkowe przy zakładaniu profilu). A potem wysłał mejlem kilku znajomym zaproszenie do odwiedzenia mnie na fb.
U nich tak ta zabawa się toczy. A dystans naturalnie zdrowy. Bo paranoiczny.
-
telemach :
Ważne jest to, że on (podobnie jak znakomita większość jego kontaktów) po prostu tego nie podał.
Przypominam to, o czym piszę na swoim blogu – Facebook wie, z jakich klientów, jakich sieci i w jakich godzinach się loguje na Facebooka. Z samego przeanalizowania takich danych po roku da się odgadnąć bardzo dużo. Gdybym się krył w Facebooku za awatarem, bardzo szybko Zuckerberg wiedziałby, że pracuję w Agorze SA, jako dziennikarz gazety papierowej (portale nie mają kasy na delegacje), kochający gadżety Apple’a na tyle, by je sobie kupować miast używania służbowych Nokii i Pecetów. Po chwili to już się sprowadza do wyboru, ja albo Dariusz Ćwiklak.
Oczywiście, nie chodzi mi o sugestię, że chcieliby tropić szczególnie mnie albo szczególnie Ćwiklaka. Chodzi po prostu o to, że samym aktem zalogowania się w serwisie społecznościowym już zdradzasz mu pewne informacje. Ludzie najczęściej robią to nieświadomie, zwłaszcza tacy z humanistycznym wykształceniem (no offence).
-
wo :
Ludzie najczęściej robią to nieświadomie, zwłaszcza tacy z humanistycznym wykształceniem (no offence).
Inteligencja techniczna zazwyczaj głosuje na PiS i nie loguje się na serwisach społecznościowych.
-
wo :
Ludzie najczęściej robią to nieświadomie, zwłaszcza tacy z humanistycznym wykształceniem (no offence).
Gammon No.82 :
Inteligencja techniczna zazwyczaj głosuje na PiS i nie loguje się na serwisach społecznościowych.
Ale weźcie, no.
BTW ci z wykształceniem ścisłym zawsze już będą mi się kojarzyć z matmą w wykonaniu prof. Handke. -
Pingback from On the Run | Masowa Konsumpcja Kultury Masowej on 2010-11-28 at 13:36
32 comments
comments feed for this article
Trackback link: https://nameste.litglog.org/2010/11/dwa-optikony/trackback/