odróżnianie

Jeszcze się tylko zastanawiam, czy iść i skreślić wszystkich, czy darować sobie w ogóle.

W kontekście tego dylematu pojawia się pytanie „jak odróżnić”. Z tego samego gatunku, co pytanie, jak odróżnić głosowanie np. na Komorowskiego ze szczerego poparcia tej politycznej postaci (wraz z jej partyjnym zapleczem, co oczywiste) od głosowania, by nie dopuścić do władzy Kaczyńskiego, a obydwa – od głosowania, by ustrzec się przed drugą turą i z czystym (obywatelskim) sumieniem pić piwo na Openerze.

A więc, jak odróżnić znaczenie głosu nieważnego („skreślam wszystkich”) od głosu nieoddanego? Na wynik wyboru mają wpływ identyczny. Żaden.

W jednej z wielu dyskusji na ten temat pojawił się kontekst „dawania sygnału”. Gdyby procent głosów nieważnych, powiada się, przekroczył znacząco poziom „statystycznej pomyłki” (głosów nieważnie oddanych wskutek niewiedzy itp.), to byłby to sygnał. Wyznam, że jakiś czas temu taka możliwość również mnie wydała się czymś hm, pożądanym. W ramach nieco bardziej czynnego praktykowania niemocy.

Ale w miejscu „byłby to sygnał” rozumowanie jakby się urywa. Kto jest adresatem tego sygnału? Klasa polityczna? Ogół społeczeństwa? Media? Co ten nieokreślony adresat miałby z owym sygnałem począć? Przyjąć do wiadomości fakt, że znacząca część społeczeństwa uważa obecną ofertę polityczną za absolutnie nie do przyjęcia, za nie reprezentującą jej poglądów i aspiracji? Ależ ta wiedza leży na ulicy. Wystarczy poważniejsze badanie opinii publicznej, wystarczy solidna praca socjologów, by ten stan rzeczy rozpoznać. Czy coś z tego wynika?

Zgadzam się z [m.in.] Sierakowskim, że marność prezydenckiego wyboru jest tylko objawem czegoś bardziej podstawowego: petryfikacji układu politycznego w Polsce. Czy pojawienie się wspomnianego wyżej „sygnału” skłoni klasę polityczną do zreformowania systemu finansowania partii politycznych, do zmian w ordynacji? Nie bądźmy naiwni.

Klasa polityczna, zarządcy życia polskiej zbiorowości, nie takie sygnały zamiatała pod dywan. Żeby przypomnieć na przykład ponad milion lege artis zebranych podpisów pod żądaniem referendum w sprawie ustawy antyaborcyjnej. Jestem zdecydowanym przeciwnikiem ordynacji wg JOW‐ów, ale i ten mający chyba niewąskie zaplecze społeczne postulat wylądował w nieokreślonej przestrzeni poddywanowej.

Może więc adresatem owego sygnału jesteśmy my sami? Chcielibyśmy jakoś się policzyć, przezwyciężyć poczucie osamotnienia, nieznaczącości?

Zaraz, zaraz. Jacy „my”?

* * *

Czego potrzebuję, żeby dać sygnał samemu sobie? Niczego. Klasie politycznej w Polsce, spetryfikowanemu systemowi finansowania partii politycznych, katolickiej superwładzy, PO, PiSowi i SLD (i może już urwę, bo mi szkoda czasu na dalsze wyliczanie) mówię głośno i wyraźnie: walcie się. Nie przyczynię się w jakikolwiek sposób do wzmacniania waszego alibii na istnienie. Wiem, że to tylko symboliczny gest, ale w nadawanym znaczeniu bardziej określony, niż przekreślona długopisem kartka, albo jej brak.

No i na dziś przez „my” rozumiem ludzi, którzy dokonują właśnie takiego wyboru. Wiem, że w takim „my” nie jestem sam i jakoś mi z tym raźniej.

  1. barista’s avatar

    Chciałem nie iść, bo właśnie nie widzę specjalnie pożytku i potrzeby wysyłania sygnału. Szkoda fatygi. Ale jechałem rano w czwartek do przedszkola i córka (lat 6) pyta kiedy wybory, ja na to że w weekend, ale się nie wybieram, na co ona ‘ale ja sie wybieram głosować’. Wprowadzam kwestię czynnego prawa wyborczego, ona na to „well, skoro tu mieszkam to chciałabym głosować, poza tym skoro ty nie głosujesz, to mogę użyć twojego głosu”. Mówię „jasne, możesz wziąć mój głos” i pytam „a na kogo chcesz głosować btw”. „Well, nie wiem na którego, bo jeden umarł, na Jacka albo Placka, tego który żyje”. Zdziwiłem się świadomością polityczną, znajomością popkultury PRL i konserwatyzmem swojej córki (lat 6) – „ok. teraz to twoj głos, ale możesz powiedzieć dlaczego akurat na niego, może chcesz zobaczyć jacy są inni kandydaci”, małoletnia wyborca na to „nie, inni nie, ten brat jest taki podobny, że jak ktos nie wie, ze ten drugi zginął, to się nie zorientuje i nie będzie smutny”.
    ***
    No i chyba jej dam zagłosować swoim głosem, bo co za różnica, a dziewczyna się ucieszy.

  2. sheik.yerbouti’s avatar

    barista :

    No i chyba jej dam zagłosować swoim głosem, bo co za różnica, a dziewczyna się ucieszy.

    Do not. Potem się dziewczyna będzie wstydziła, like, 84 lata.

  3. małyjanio’s avatar

    ech, i tak będziecie, besserwisserzy, klugscheissen...
    wystawilybyście lepiej własnego kandydata!

  4. nameste’s avatar

    sheik.yerbouti :

    Potem się dziewczyna będzie wstydziła

    Niekoniecznie. Może sobie na przykład poczytać na uspokojenie wywiad z wkurwioną reżyserką.

  5. nameste’s avatar

    małyjanio :

    i tak będziecie

    Niby czemu?

    wystawilybyście lepiej własnego kandydata!

    Te wybory są wybitnie pesymistyczne. Bo – poza standardowym wianuszkiem świrów typu Korwin‐Mikke – wszyscy kanydaci są hm, emanacją partii, ale nawet nie wszystkie partie ruszyły d... (por. kolejny odcinek szopki pn. „wspólny kandydat tzw. lewicy”). Kasa (partyjna) rulez, choć zdawać by się mogło, że w warunkach znienackowej i skróconej kampanii powinna się akurat liczyć stosunkowo najmniej (względem poprzednich wyborów).

    Trudno uwierzyć, że nie ma w Polsce (nawet pomijając Karola Modzelewskiego) żadnych potencjalnych Mężów a zwłaszcza Żon Stanu. A jednak. Więc z tym wystawianiem jest zupełnie nieróżowo, zwłaszcza że nie wiadomo, do kogo właściwie się zwracasz w liczbie mnogiej.

  6. babilas’s avatar

    @ nameste:
    wywiadu z wkurwioną reżyserką najbardziej podobał mi się ten akapit o dwójce i RMF Classic.

    @ barista:
    Jak to szło? Prezydent zginął? Nie martwcie się, na pewno się znajdzie...

  7. babilas’s avatar

    bariście do sztambucha :

    Scenka spod siedziby komisji wyborczej. Dziewczynka, na oko piecioletnia, tonem pełnym rozczarowania, do wychodzących rodziców: No i gdzie, gdzie, gdzie jest ten prezydent!?. Matka, tonem znużonym: Nie wiem, może w telewizji wieczorem pokażą.

  8. barista’s avatar

    @ babilas – wybory nie eucharystia, prezydent nie moze byc zawsze i wszedzie ;) od paru lat nie korzystamy z tv więc dziewczyna preferencje wyborcze ma ukształtowane na podstawie pogawędek z dziecmi w przedszkolu oraz Jacka i Placka na youtube (do 10. kwietnia myślała, że prezydentem jest „ten miły pan z brązową buzią”). Jak sobie przypomni, niech głosuje, może to ostatnia chwila naiwności wyborczej w jej życiu ;)

  9. sheik.yerbouti’s avatar

    nameste :

    Może sobie na przykład poczytać na uspokojenie wywiad z wkurwioną reżyserką.

    No tak, wkurwienie prowadzi czasem do rzeczy wielkich, ale częściej jednak nie.

  10. nameste’s avatar

    sheik.yerbouti :

    wkurwienie prowadzi czasem do rzeczy wielkich, ale częściej jednak nie

    Noaleprzecież nie chodzi o żadne rzeczy wielkie, tylko o motywacje, uzasadnienia i emo.

  11. beatrix’s avatar

    Nie poszłam. Praktykowałam niemoc w ogródku.
    Uzasadnienie: mam dość przykładania palców do tego czegoś. I dowiedziałam się znowu czegoś o sobie – że jednak potrafię nie pójść. Nie jest mi z tym źle. Nie gorzej, w każdym razie, niż gdybym poszła i zagłosowała z obrzydzeniem. Więc chyba jest różnica – dla mnie. To mi wystarczy na dzisiaj.

  12. ezyr(r)’s avatar

    wydaje mi się, że w ten sposób komunikujesz dokładnie nic. Sprzeciwiając się wszystkim kandydatom, nie mówisz, jak miałby wyglądać kandydat, jakiego możesz zaakceptować. A nie jest też tak, że spośród tych kandydatów nie można wybrać...

  13. beatrix’s avatar

    Ja nie znalazłam dla siebie reprezentacji pośród tych kandydatów. Zaakceptowac mogłabym kandydata, który zagwarantuje mi np. zapisany w konstytucji rozdział kościoła od państwa, który uczciwie i z sensem powie o konieczności zmodernizowania usług medycznych, który zabierze się przy udziale ekspertów za inicjatywę ustawodawczą w sprawie systemu ubezpieczeń społecznych, w tym opieki socjalnej. Który będzie prowadził racjonalną (tj. uwzględniającą miejsce i pozycję Polski w świecie oraz jej możliwości) politykę zagraniczną. Wydaje mi się, że zakomunikowałam, że pośród tych kandydatów żaden nie daje gwarancji powyższego, ba, nawet cienia nadziei....

  14. miskidomleka’s avatar

    Ciekawi mnie zarzut o petryfikację układu politycznego, jeszcze parę lat powszechne było rozpaczanie nad jego niestabilnością, niemal co wybory był nowy zestaw partii/akcji/sojuszy/platform.

    Czy nie chodzi nie tyle o petryfikację, a o petryfikację w takiej właśnie formie jaka się spetryfikowała – prawica, bardziej prawica, i prawicująca lewica?

  15. nameste’s avatar

    @ miskidomleka:

    Po wyborach w 1991 w sejmie było 14 partii, po 1993 i 1997 – 6 partii. Po wyborach w 2001 nadal 6. Przed tymi wyborami AWS podmienił Saint League na d’Hondta, czyli wybory stały się w mniejszym stopniu proporcjonalne (zniesiono też tzw. listy krajowe). Po wyborach 2005 – 6 partii. Dopiero wybory 2007 przyniosły ograniczenie liczby wygranych list wyborczych do 4 (chociaż w LiD schowały się – poza SLD – także kompletnie marginalne SdPL i PD). Na nadmierne rozdrobnienie nie narzeka się zatem od 1993, a jeśli się narzekało, to w innym natężeniu niż w latach 1991–1993.

    Mechanizm finansowania partii politycznych określiła ustawa z 1997. Składa się z trzech elementów: subwencji podmiotowej (dla partii obecnych w parlamancie), zwrotu kosztów kampanii wyborczej (ale niekoniecznie w całości i tylko dla wygranych). Trzecim elementem jest notorycznie niewykorzystywany Fundusz Ekspercki. Średnio od 2001 finansowanie partii z budżetu było na poziomie 75 mln rocznie. W 2009 trzy partie (PO, SLDPSL) zmajstrowały ustawę o ograniczeniu finansowania z budżetu. PiS był przeciw (bo zaciągnął poważny kredyt na wybory 2007 i generalnie kiepsko stał z kasą). W styczniu 2010 ustawa ta wychynęła z Trybunału Konstytucyjnego, dokąd posłał ją prezydent Kaczyński. Wynik: zasadniczo można ograniczać, ale bez działania wstecz. Co z nią dalej – nie wiem.

    Wnioski dot. systemu finansowania partii można znaleźć w raporcie ISP z 2008.

    A więc „rozdrobnienie parlamentarne” zaczęło nam zjeżdżać w stronę systemu dwupartyjnego (po wczorajszych wynikach optymiści mogą się upierać przy dwuipółpartyjnym).

    Z drugiej strony, zmienia się w nowym wieku charakter wyborów. Coraz większą rolę odgrywa tzw. marketing polityczny: reklamy w TV, billboardy. Co wiąże w coraz większym stopniu szanse wygranej z czystą żywą kasą.

    Pojawiają się zatem postulaty „debillboardyzacji” kampanii wyborczych, kolejny symptom zwiększającego się poczucia społecznego, że system partyjny w Polsce się zabetonował.

    Czy nie chodzi nie tyle o petryfikację, a o petryfikację w takiej właśnie formie jaka się spetryfikowała — prawica, bardziej prawica, i prawicująca lewica?

    Oczywiście, też. Gdyby w Polsce partie parlamentarne pokrywały spektrum w takim stopniu, jak np. w Niemczech czy Francji, poczucie alienacji byłoby mniejsze.

  16. sheik.yerbouti’s avatar

    nameste :

    Oczywiście, też. Gdyby w Polsce partie parlamentarne pokrywały spektrum w takim stopniu, jak np. w Niemczech czy Francji, poczucie alienacji byłoby mniejsze.

    Ale tam jest całkiem spora alienacja (na czym korzystają LePen, laFontaine, NPD).
    Z likwidacji list krajowych akurat się cieszę, choć w tym pakiecie przemycono bodaj więcej złego niż dobrego.

  17. nameste’s avatar

    @ sheik.yerbouti:

    Niemcom jakoś lepiej idzie z Turkami. A tak wewogle, to pora na cytat z holenderskiej dziennikarki:

    Nie macie żadnej lewicy, bo to, co wy nazywacie lewicą, u nas nazywa się prawicą. A to, co u was nazywa się prawicą, my nazywamy lunatics.

    Więc poziomów alienacji tak wprost porównać się nie da.

  18. miskidomleka’s avatar

    @nameste

    Jaki system finansowania partii politycznych uważasz za sensowny? Tylko składki? Jakie wtedy szanse bilbordowe ma partia bezrobotnych z partią właścicieli przedsiębiorstw czy partią managerów bankowych?

    Kiedyś proponowałem (z pewnością nieoryginalnie) bezpartyjny system algorytmiczny (http://miskidomleka.wordpress.com/2008/09/21/pakiety/), ale to przecież czysta utopia.
    Jaki system gwarantowałby sprawiedliwie równy dostęp do polityki nowicjuszy, równy dla nowicjuszy ubogich i bogatych z domu?

  19. nameste’s avatar

    @ miskidomleka:

    Zawsze łatwiej o diagnozę niż terapię. W Europie na przełomie lat 60. i 70. XX wieku był wysyp ustaw o finansowaniu partii politycznych (po maju ’68?) i wszędzie są z grubsza te same mechanizmy, tzn. dominują subwencje podmiotowe z budżetu zależne od wyniku wyborczego. Ma to oczywisty antykorupcyjny sens. Potem pojawia się pomysł, żeby zmusić partie do działań programowych/merytorycznych poprzez wydzielenie z tej subwencji funduszu na – mówiąc w skrócie – think tanki. Dokładnie taka intencja przyświecała polskiemu Funduszowi Eksperckiemu, jak już mówiłem – notorycznie niewykorzystanemu (partie parlamentarne w Polsce wolą korzystać z funduszy sejmowych na opłacenie ekspertów i „ekspertów”). Ostatnim krokiem jest zakaz przeznaczania pieniędzy z subwencji na kupowanie reklam w tv, billboardów etc. (tak – podobno – jest we Francji; link & szczegóły needed). Czyli próba powstrzymania marketingowego modelu uprawiania polityki.

    Dopuszcza się też (choć pewnie w różnym zakresie) prowadzenie działalności gospodarczej, zyski z nieruchomości/lokat bankowych, datki osób prywatnych (z limitem wysokości) itd. (I tu się w Polsce objawiają schody, bo znaczna część majątku SLDPSL pochodziła z czasów PRL, co zaburzało warunki konkurowania. [*])

    Zasadniczo więc, na pytanie:

    Jaki system gwarantowałby sprawiedliwie równy dostęp do polityki nowicjuszy, równy dla nowicjuszy ubogich i bogatych z domu?

    musi paść odpowiedź: żaden. Niemniej, sięgając po analogię z konkurencją w gospodarce, której warunki też nie są sprawiedliwe, można sobie wyobrazić przynajmniej jakieś rozwiązania/regulacje antymonopolistyczne czy przeciwdziałające kartelizacji.

    Z pomysłów luźnych, nieprzemyślanych do końca [?] i takich, co to ktoś rzuca, ale mało kto łapie, mogę wymienić antykartelowy sprzeciw Sierakowskiego:

    A alternatywne sposoby finansowania partii? Choćby z dobrowolnych odpisów podatkowych w wysokości 1 proc. Ponieważ inny jest 1 proc. Kulczyka, a inny jego kierowcy, wprowadzić należy limit całości takich wpływów (reszta dla organizacji pożytku publicznego). A także obowiązek przeznaczania odpowiednio dużej części przychodów partyjnych na prowadzenie fundacji, która zajmowałaby się prowadzeniem badań i szkoleń.

    Przydałby się także zakaz publikowania reklamówek telewizyjnych, bliboardów i tego typu wyrzucania pieniędzy w błoto.

    Sprowadza się to do postulatu, aby wprowadzić częstsze kryterium oceny działalności partii niż wybory‐raz‐na‐4‐lata, np. corocznie przy wypełnianiu PIT‑a. Nie umiem ocenić tego merytorycznie, ale sama idea regulacji antykartelowych i zwróconych przeciw zmarketingowieniu polityki podoba mi się.

    W wywiadzie udzielonym na tydzień przed I turą, Żakowski formułuje diagnozę „cywilizacyjną”:

    Jeśli popatrzymy na współczesne demokracje, to widać, że one właśnie w tę stronę ewoluują. Wszystko zmierza w stronę układu dwóch dużych partii. Ewentualnie dwóch plus jednej mniejszej albo dwóch, jednej mniejszej i jedenastu zupełnie malutkich. [...]

    Działa tu bardzo prosty mechanizm: media wymuszają taki dwubiegunowy układ. Chcą mieć szeryfa i bandytę. W narracji współczesnych mediów tylko takie jasne podziały dają się opowiedzieć. A światem rządzą media. To jest zmiana o charakterze cywilizacyjnym. Pluralizm realizuje się więc wewnątrz partii, które są czasem bardzo zróżnicowane, tak jak Platforma – od Palikota do Gowina. A myślę, że będzie się jeszcze bardziej rozszerzać.

    I dalej rozwija pomysły‐postulaty, żeby uprawiać demokrację wewnątrz jednej z dwóch wielkich partii. Mam nadzieję, że się myli, że nie jest to „historyczna konieczność”, nie dający się zatrzymać proces USA‐nizacji polityki. Demokracja à la USA – jak dla mnie – to żadna demokracja. Ale przywołuję tego Żakowskiego tylko dla ilustracji, że są też takie postawy, poddańcze wobec społeczeństwa spektaklu.

    [*] a kryptopartia Kościoła katolickiego to już wewogle krezus (finansowy, medialny itd.)

    PS Sorry za długość tego komcia.

  20. miskidomleka’s avatar

    Sorry za długość tego komcia.

    Bardzo dziękuję za tego komcia, w tym za jego długość.

  21. sheik.yerbouti’s avatar

    U Żakowskiego dość tradycyjnie – kalejdoskop sądów rozsądnych i nie, ale prawdziwie mnie zaskoczyło to, że głosował na Kaczyńskiego!
    Pomysł regulacji antykartelowej jest znakomity, ale kto miałby to zrobić? Politycy politykom nie zgotują tego losu. Może Unia as in: eurokraci średniego szczebla w Komisji?

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *