Kalendarzowe listy bestsellerów są nieco niesprawiedliwe. Lista taka jak za rok 2009 zestawia bowiem rzeczy wydane na początku roku z książkami, których premiera odbyła się jesienią (np. Dukaj, Tokarczuk). Bardziej obiektywne byłoby zestawienie „sprzedaż po roku od momentu wydania”.
Kto rządzi? W kategorii literatura polska rządzi Kalicińska (łącznie 300 tysięcy sprzedanych egzemplarzy, a do tego jeszcze 56 tys. w „literaturze faktu” – powieścio‐wspomnienie). To chyba pani od sag rodzinnych (na podstawie jej powieści szły bodaj jakieś seriale telewizyjne, ale głowy nie dam, a sprawdzać mi się nie chce). Potem idzie Grochola (203).
Pominę kiciarzy (Janusz L. Wiśniewski*, Łysiak), garmażerkę (Chmielewska), mniejsze Kalicińskie (Szwaja) i tv‐booki (produkty książkopodobne, dyskontujące popularność telenoweli, typu Jasnyk). Po tym odsianiu widzimy kryminał Krajewskiego (44), thriller moralny Tokarczuk (42), wronią bajkę Dukaja (21) i TIR‐story Witkowskiego (18). Noblistka zgarnęła niecałe 42 (czyli na poziomie Tokarczuk), a Sapkowski (40) zdecydowanie prześcignął Pilipiuka (30).
W literaturze obcej zdumiewający** sukces Larssona, dwa pierwsze opasłe tomy sprzedały się w ponad 112 tys. egzemplarzy, a trzeci – od października – już zgarnął 97, pewnie dobije do poziomu poprzednich. Łącznie ponad 300.
Trzymają się kiciarze: Zafon (łącznie 285) prześcignął Coelho (218). Na szczęście tego drugiego dystansują Mikołajki (Goscinny, Sempe) – łącznie 241. Resztę sobie przemilczę, a co tam, odnotowując jedynie sukces Lektora Schlinka (66); sam kupiłem (i, tak, tak, po obejrzeniu filmu).
Tzw. literaturę faktu daruję sobie, misz‐masz taki, że wnioski siwieją. Odnotuję tylko (z niesmakiem) popularność kiciarza Cejrowskiego („biały człowiek” zwiedza świat? chyba o to chodzi). Można się pocieszać obecnością Kołakowskiego, Edelmana, książki o Sendlerowej. Jeśliby ktoś pragnął pocieszenia.
* * *
Morał? Mogło być gorzej.
________
* czemu tego pana honoruję podaniem pełnego nazwiska? żeby się nie mylił z innymi Wiśniewskimi
** bo to – zdawać by się mogło – „męska” lektura, a czytają, jak wiadomo, głównie kobiety
-
nameste
przeczytalam dwa naraz. zezulce to normalnie cross eyed, jak w filmie to nie wiem, bo nie widzialam.
Ale dlatego mi sie polaczylo z niniejszem tekstem. Bo dla mnie najbardziej zadziwiajace w polskim ksiazkowaniu w tym roku bylo jak zostal przetlumaczony tytul trzeciej czesci Millennium:
The Girl Who Kicked the Hornet’s Nest oznacza po polsku: Zamek z piasku, ktory runal. Troche inny poziom „niebezpieczenstwa”, nespa?Reszta mnie nie dziwi. Odzwierciedlenie widoczne na codzien i wszedzie.
-
p.s.
zupełnie nie wiem dlaczego Larsson mialby byc „meska literatura” ( o ile cos takiego w ogole mozna jakos opisac sensownie). Ksiazki (przynajmniej w oryginale) sa napisane swietnie, ciekawie, zawieraja mnostwo (szczegolnie ostatnia) watkow spolecznych, politycznych. Szwedzi zrobili z tego dobre, solidne filmy i bardzo mnie ucieszyli, ze nie sprzedali praw do Hollywod. Szwedzki Blomkvist ma na twarzy dzioby po ospie, co znacznie go uwiarygadnia w moich oczach ;-)
p.s.2
BBC wypuscilo kolejne odcinki Wallandera z Branaghiem. NIezle, ale obstaje przy Henrikssonie :) -
Zaciekawiles mnie zezulcami. Sprobuje pogrzebac, bo to moze byc interesujace od czego wyszedl ten, ktory skonczyl na zezulcach. Czasem zdarzaja sie perelki.
-
Jeszcze raz, sorry, ale dopiero teraz siegnelam do calej listy bestsellerow.
WOW. Chyba potrzebuje pocieszenia. Biorac pod uwage, co sie ukazalo z literatury zagranicznej w Polsce w tym roku ( wybiorczo, co mi wpadlo w rece)
1/ Laskawe – mozna mowic roznie, ale pod warunkiem, ze w ogole znajdzie sie na liscie
2/ Dwor czerwonego cara Montefiore – jak wyzej, a to doskonala ksiazka
3/ z rzeczy „popularnych” Marcowe Fiolki Philipa Kerr’a – pierwsza czesc trylogii Berlin Noir, doskonale napisana, osadzona w realiach przedwojennego i tuz powojennego Berlina powiesc sensacyjna, z moralem i do zastanowienia.
4/ Swiat ksiazki wydal dwie powiesci Martina Sutera, szwajcarskiego pisarza, bardzo popularnego w niemieckojezycznym obszarze jezykowym. Lila, Lila i Przyjaciel doskonaly (te ostatnia na poczatku stycznia, wiec moze ma jeszcze szanse). Cudowna, koronkowa robota. NIc nie jest tym czym sie wydaje byc, a opakowane w interesujace fabuly, kunsztownie choc prosto napisane. Wsysa i nie wypuszcza. Wiecej Sutera dla „nieniemieckich”, jak ja, po angielsku.
5/ Zwiazek zydowskich policjantow – co powiedziec. Pomilczmy... (a na marginesie The Amazing Adventures of Kavalier & Clay – ba!!!)To tylko kilka z brzegu, zeby nie za duzo. Nawet jesli (czego nie wiem, bo wszystkie w.w. czytalam po angielsku) tlumaczenia sa nie bardzo ok., to dosc mowi o zainteresowaniach publicznosci. Ale nie tylko, to dosc tez mowi o wydawcach. Z jednej strony podejmuja wysilek i czasem nawet nadaza (ma sie w tym roku ukazac np. Booker Hillary Mantel Wolf Hall – rzecz dla mnie absolutnie swietna, porywajaca) a z drugiej strony – sorry, moze gdzies sa tacy, co chca przeczytac, ale skad maja wiedziec?
Podobny los spotkal wysmienite jak dla mnie dwie ksiazki:
Richarda Prechta – Kim jestem, a jesli tak to na ile? Ukazala sie dotad tylko po niemiecku i po polsku. Chwala! Ale co dalej? Ta ksiazka byla w Niemczech bestsellerem – sprzedano, z tego co pamietam ponad milion egzemplarzy, to jest w pewnym sensie – popularna literatura!
Stefana Kleina – Czas. Przewodnik uzytkownika (abstrahujac od tlumaczenia tytulu) – ukazala sie w Niemczech trzy lata temu, u nas po dwoch latach, ok. Ale?Tak, zdecydowanie potrzebuje pocieszenia.
-
Clancy’ego nie. Ale w tych rejonach (szeroko pojetych) poruszam sie dosc sporo.
Numer jeden, jak dotad nie zdetronizowany i bez takiej perspektywy – Michael Connelly i jego Harry Bosch. Czasem wciagal mnie Grisham (choc zdecydownie starsze rzeczy np. The Rainmaker) , ale wole Josepha Findera (nie wiem czy w ogole w Polsce tlumaczony). To wszystko ma byc meska literatura ? ;-))
Swoja droga tak mi sie wydaje, ze sa ksiazki, po ktore mezczyzni nigdy nie siegna (te Grochole i Kalicinskie and so on), ale ja tez po nie nie siegam, wiec nie wiem juz sama .... -
Przeczytales trzy Grochole? To ja chyba powinnam zrobic „hau hau” i jeszcze Ci sie nisko poklonic, uszanowac Twoj wysilek i hart ducha, co niniejszym czynie. Ale Grocholi czytac nie bede, nie jestem taka dzielna.
Masz pewnie racje, ze te listy niczemu nie sluza, ale one jednak o czyms mowia. A to, co mnie zasmuca czasami, to to, ze nic sie nie zmienia i nie widac nawet poczatku czegos, co mialoby te zmiane rozpoczac i poprowadzic. Tak sobie mysle, jakby Tomasz Lis zaprosil do publicznej (gdyby taka byla w rzeczywistosci) telewizji kilka osob, ktore przeczytaly ksiazke na przyklad Prechta i zrobil z tego program. Ale po co. Lepiej zaprosic Domoslawskiego i z pochylona w trosce glowa zastanawiac sie czy biograf moze wchodzic do lozka „biografowanego”. Brrr... Co stalo sie naczelnym tematem opowiesci o Kapuscinskim. Szkoda, bo w tej ksiazce sa inne rzeczy i do tego ciekawe.
ps. staralam sie nie spieszyc, ale nie wiem czy wyszlo :)
-
Cztery ksiazki z ciekawosci? Coz :) Nie moge wypowiedziec sie na temat tego porownania, bo nie czytalam Grocholi. Makuszynskiego wspominam cieplo. Wszystko jest w jakis sposob potrzebne, albo prawie wszystko.
Kryteria doroslosci? Nie znam :)
-
Borejkowa rzeczywistosc, heh.
Tak czy tak napisz prosze, jesli masz ochote, na czym polega ten segment czytelnictwa. Skorzystam chetnie z Twojego wysilku. Sama sie raczej nie zdecyduje :)
-
beatrix :
The Girl Who Kicked the Hornet’s Nest oznacza po polsku: Zamek z piasku, ktory runal. Troche inny poziom „niebezpieczenstwa”, nespa?
To Keg Keeland, amerykański tłumacz Larssona, skopał. Szwedzkie „Luftslottet som sprängdes” jest dosłownie tłumaczone jako „The Air Castle that blew up”, więc polskie tłumaczenie tytułu wydaje się OK (air castle może znaczyć zamek na piasku). Szwedzki tytuł fajniejszy niż amerykański. Podobnie z pierwszą książką serii.
Bardzo polecam do słuchania z audible albo jakiegoś torrenta ;)
Czyta się trochę jak Wiśniewskiego Janusza (oczywiście biorąc poprawkę kraju i backgroundu). -
barista
Dzieki za wyprostowanie. Zupelnie mi wyszlo z glowy, ze ksiazka powstala po szwedzku. Czyli wrocilismy do pierwotnego zamiaru autora i po raz drugi trzeba odszczekac.
A poza tym – czy chodzi Ci o Janusza L. Wisniewskiego? Na pewno o niego? :)
19 comments
comments feed for this article
Trackback link: https://nameste.litglog.org/2010/03/sie-czytalo/trackback/