Grochola Tyrmand‐Makuszyńska

Powody powstania niniejszej blogonoty podane są w tym komentarzu do poprzedniej (i komentarzy następujących po nim).

1

Na czym polega Makuszyński? Makuszyński polega na trzech sprawach.

Po pierwsze, społeczeństwo jest jak wielka rodzina, która wszakże czasem zapomina o swojej roli i tożsamości. Członkowie rodziny, jak wiadomo, są bardzo różni: biedni i bogaci, mający dzieci albo samotni, ważniejsi (społecznie) i ci mniej ważni. Ale zasadniczo wspierają się wzajemnie i kochają. Gdy ktoś zapomina o swoim rodzinnym obowiązku, powinien zostać ocalony.

Po drugie, rodziny (ani swego losu) się nie wybiera: rodzinę się wspiera, a los – znosi pogodnie. Dlatego powieści Makuszyńskiego pełne są postaci ubogich jak myszy kościelne, ale patrzących na życie z uśmiechem. Klepiąca biedę para starszych aktorów, dziwaków, ale zacnych aż do bólu – z Awantury o Basię. Zastępy wesołych (choć przymierających głodem) przedstawicieli bohemy. Jeszcze liczniejsze zastępy ubogich krewnych (modelowa pod tym względem jest mało znana powieść List z tamtego świata). Protegowani tytułowej bohaterki z Szaleństw panny Ewy. Ta wielka społeczna rodzina Makuszyńskiego to społeczeństwo harmonijnie klasowe, w którym klasy niższe nie buntują się przeciw swemu położeniu, a klasy wyższe – gdy zostaną ocalone do miłości rodzinnej – udzielają niższym wsparcia.

Po trzecie, kluczową rolę w koniecznym dziele ocalania do miłości rodzinnej pełnią dzieci. Do której to kategorii pasują dorastające panienki; dziecinny status zapewnia im społeczna nieważność. Basia (z Awantury) „swata” imienników, zasług panny Ewy nie sposób wyliczyć (m.in. ocala oschłego bogacza Mudrowicza), w Liście z tamtego świata dochodzi wręcz do zbiorowego ocalenia.

Makuszyński to krzepiąca opowieść o klasowym społeczeństwie, które dzieci, niedorośli, nieważni ocalają do miłości rodzinnej, pozwalając przejść na stopień wyższy: społeczeństwa klasowego harmonijnie. Ramą kategorialną jest rodzina, kluczem do zmian – opiekuństwo i miłość, a rolę ocalającą pełnią kobiety, najskuteczniej – w wersji niedojrzałej, bo ta pozwala przełamywać sztywne struktury i konwenanse społeczne.

2

Na czym polega Zły Tyrmanda? Zły Tyrmanda polega na trzech sprawach.

Po pierwsze, społeczeństwo jest rozległą siecią bardzo zróżnicowanych indywidualności, pełniących różnorodne role w walce o byt. Nie jest to rodzina, choćby potencjalna (jak u Makuszyńskiego), jednak nadal możliwe jest ocalenie przed złem (jawnym w świecie Tyrmanda). Funkcję ocalającą pełni „idea ogólnoludzka”, złożona z klasycznych wartości, takich jak wolność, prawda, przyjaźń, cnota, miłość, męstwo.

Po drugie, ocalająca idea ogólnoludzka ma szanse w walce (ze spontanicznie organizującym się złem), gdy wcieli się w oddolnie organizującą się konfederację jednostek (ale, tym samym, również różnych warstw i klas społecznych), które utworzą ponadjednostkową „sieć dobra”. Inaczej mówiąc, społeczeństwo w Złym jest zdolne do samoocalenia, jeśli się zorganizuje do współdziałania. Reprezentatywnie i oddolnie; powodowane wartościami, scalone potrzebą. Z tła tej wizji społecznej przeziera społeczeństwo harmonijnie klasowe w potrzebie: model powstańczy, konspiracyjny.

Po trzecie, w indywidualistycznej wizji Tyrmanda niezbędny jest katalizator, przykład, wódz. Tę rolę wypełnia tytułowy Zły; jest niezbędny, bo inaczej rozproszone jednostki wystawione na siły zorganizowanego zła nie utworzą sieci, nie widząc możliwości wygranej.

Oczywiście, Tyrmand musiał iść na koncesje i ostatecznie „powstańcze siły dobra” zostają podporządkowane idei sprawiedliwości instytucjonalnej. Niemniej, nadal jest to krzepiąca opowieść o możliwości „brania spraw we własne ręce” i o katalitycznej roli anonimowego sprawiedliwego, który rzuci wyzwanie zastygłej skorupie status quo, tolerującego zło. Ramą kategorialną jest samoorganizacja, kluczem do zmian – pakiet wartości składających się na „ideę ogólnoludzką”, a rolę ocalającą pełni katalitycznie samotny (początkowo) bohater, rozsadzający zastygłe struktury poprzez czynny sprzeciw.

3

Podobieństwa tych dwóch prawicowych wizji widoczne są gołym okiem.

Podobnie krzepiące są również owoce. Biedni nakarmieni, zło ukarane, miłość potężniejąca, nowe małżeństwa zawarte, dzieci zaopiekowane. I wszyscy z nowym zapałem wypełniają swoje role w ramach nienaruszonej struktury społecznej. Harmonia na wyciągnięcie ręki.

4

We wcześniejszych książkach (a zwłaszcza w sfilmowanych powieściach cyklu Żaby i anioły z bohaterką Judytą) Grochola wypełniała wzorzec makuszyński, w podobnej strukturze komedii romantycznej.

Judyta znalazłszy się na życiowym zakręcie musi uruchomić w sobie „makuszyńską dziewczynkę”, której niedojrzałość pomoże jej pokonać bariery w zbudowaniu sobie życia na nowo. Ta sama niedojrzałość (odnowiona spontaniczność, naiwność itp.) roznieci także opiekuńczo‐miłosny zapał u Nowego (Wspaniałego) faceta. I rzeczywiście: czytelnik może sądzić, że Judyta jest koncertową idiotką, gdy tymczasem ona jedynie dziewczynkowacieje (jej piętnastoletnia córka Tosia wydaje się znacznie dojrzalsza społecznie). I dobrze na tym zdziewczynkowaceniu, koniec końców, wychodzi. (Co musi podobać się czytelniczce.)

W najnowszym Kryształowym Aniele rzeczy mają się już inaczej. Nie chce mi się streszczać, zarys fabuły można pobrać z krótkiej notki. Chcę tylko rzucić trochę światła na makuszyńsko‐tyrmandzie pokrewieństwa.

Po pierwsze, nieustająco ramą kategorialną jest rodzina, a dobrem głównym – miłość. Niższość społecznej pozycji kobiet nie jest kwestionowana (podobnie u Makuszyńskiego), zostaje wręcz bogato zilustrowana (opis wielorakiego stłumienia Sary, bohaterki Anioła, na przestrzeni całego życia). Jednak nadal zostaje podtrzymana (obecna i u Makuszyńskiego) tradycjonalna teza o kobiecie‐szyi (która zarządza życiem usuwając się w tło, by mężczyźni mogli mieć iluzję władzy, bycia „głową”).

Po drugie, życiowy kryzys Sary wymaga samoocalenia. To już wystaje poza makuszyński schemat, jesteśmy jedną nogą u Tyrmanda. Sara całe życie była „udziewczynkowiona”, ale w realistycznym (w patriarchalnym społeczeństwie) sensie: podległa, nieasertywna, nie realizująca aspiracji. Już nie wystarczy ocalić do miłości kogoś innego, albo pójść „na spontan” i znaleźć Nowego Wspaniałego faceta. Ten stary, zdradzający, okazał się równie stłumiony w ekspresji swoich potrzeb, co ona. Coś jest nie tak systemowo. Współczesna odpowiedź na klasyczne pytanie „o co chodzi, gdy nie wiadomo, o co chodzi?” brzmi – o komunikację. A właściwie jej brak.

I tu, po trzecie, z siłą wodospadu pojawia się w pełni Tyrmand. Sara pracuje w radiu, choć na podrzędnym stanowisku: nie zaspokaja ono nijak jej długoletnich aktorsko‐radiowych tęsknot. Więc na nocnych dyżurach bawi się wygłaszaniem do mikrofonu chaotycznych, ale szczerych monologów, strumieni świadomości, odzwierciedlających jej aktualne rozterki itd. Ale nie wie, że mikrofon jest włączony. Po pewnym czasie słucha jej cała Warszawa. Nieznany nikomu głos omawia przejmująco w nocy sprawy, które w dzień nie są obecne na antenie, uginającej się od rytualnej polityki i durnych reklam. Oto Zła, rzucająca (cóż, że nieświadomie) wyzwanie zastygłej skorupie braku komunikacji, już w wymiarze społecznym. I co się dzieje? Do chorej na raka przyjaciółki pod wpływem nocnej audycji wraca kochający facet: będzie ją wspierał (odszedł, nie wiedząc o chorobie). Modelka postanawia nie używać kosmetyków testowanych na zwierzętach. Sklepowa Anetka tak się wzrusza audycją, że jej późny klient, Józek, zakocha się w jej oczach błyszczących (od łez?) jak gwiazdy; będą żyli długo i szczęśliwie. I tak dalej. Rusza wielka fala ocalenia przez wznowioną komunikację.

5

Proste diagnozy, proste rozwiązania, radosne happy‐endy. Wszystko staje się nowe i lepsze, ale nic właściwie nie trzeba zmieniać. Trzeba tylko ciut więcej miłości, odwagi, komunikacji. Wspomniany w poprzedniej blogonocie „ten segment czytelnictwa” polega na zapotrzebowaniu na taki właśnie bajkowy produkt.

Czy jeśli nadal wzruszają i pocieszają powieści Makuszyńskiego, a Zły nadal porusza wyobraźnię, to powinien tak mocno dziwić czytelniczy sukces krzepiącej Katarzyny Grocholi Tyrmand‐Makuszyńskiej? Nie jest aż tak bardzo gorsza literacko, a z pewnością jest bardziej współczesna.

  1. beatrix’s avatar

    Warto bylo, oj warto! Czyta sie ho ho!

    Zastanawiam sie dlaczego bajki Makuszynskiego i bajka Tyrmanda potrafia mnie wzruszyc, a nawet chce w nie wierzyc. To chyba jak z Kopciuszkiem.
    Dawno, dawno temu...
    Bajki Grocholi (o ktorych wiem niewiele, ale streszczenia przeczytalam), osadzone wspolczesnie, nie maja dla mnie bajkowej atmosfery. Pewnie nabeda jej z uplywem czasu, dla kolejnych pokolen, ktorym rzeczywistosc w nich opisana bedzie odlegla, nieznana.

    Bajki sa bardzo potrzebne. Do dzis pamietam wzruszenie dola malego koziolka, ktory sie zgubil i szukal mamy (nie wiem czy to jakas „literacka” bajka, sadze, ze wymyslil ja moj brat), a kiedy ja znalazl wszyscy byli szczesliwi i moglam spokojnie zasnac. Moze to wtedy nauczylam sie wzruszac?

    Blogonota doskonala. Uklony :)

  2. mrw’s avatar

    @Pewnie nabeda jej z uplywem czasu, dla kolejnych pokolen, ktorym rzeczywistosc w nich opisana bedzie odlegla, nieznana.

    Ja mam też taki problem z książkami Musierowicz. Kiedy czytam stare, jest okej, przy nowych zbyt odlatują od reala, który znam. To samo z Makuszyńskim – świat z „Awantury” czy „Szaleństw” to jest disnejowski neverland, budowa domu za pęto kiełbasy i skrzynkę wódki u Grocholi to jeden wielki WTF.

  3. sheik.yerbouti’s avatar

    @budowa domu za pęto kiełbasy i skrzynkę wódki u Grocholi to jeden wielki WTF.
    A bo nie jesteś rolnikiem :-P

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *