Wokół świeżo wydanego Czeskiego zeszytu Kiry Pietrek pojawiły się różne, niespecjalnie artykułowane dźwięki [autocytat]: „zafurczało, zaskwierczało, hukło”. Wobec czego muszę uznać, że ujawnił się jakiś antagonizm (trochę dziwne, bo zwykłą uświęconą metodą realizacji antagonizmów jest przemilczanie), tyle że nie mam pojęcia, na czym on polega. I nawet niespecjalnie mnie to interesuje, no, chyba że ktoś coś powie ad meritum.
Jest to jednak okazja, żeby poczytać i ponotować. Przede wszystkim wybór 7 (z 35) jednostek wierszowych z Zeszytu, prezentowany przez wydawcę w promocji. Poniżej ponumerowane, ale nie wg kolejności w wyborze, a wg papierowego oryginału (zakładka ‘spis treści’).
Poza tym recenzjo‐esej z tomu Pietrek autorstwa Anny Kałuży fuck off giorgio, który – jako całość, zestaw tez czy opinii – umyka mi, siłą rzeczy, bo mam dostęp jedynie do wyboru, nie do kompletnej książki. No ale hukło na podstawie wyboru właśnie, więc może to legit.
1
Wiersz kinder bueno kochanek wydaje się (nieco nużącą) relacją z reklamowego eventu, a właściwie z fragmentu, w którym po przebrnięciu przez „20 minut reklam / lokalnych producentów” rozdaje się próbki kosmetyków (lactoserum, wyciągacz kasy na bazie serwatki), po czym poświęca się 40 minut na polskie/międzynarodowe reklamowe tonacje lilaróż, po czym... cośtam... – szacuję, że impreza trwa już prawie 2 godziny – podmiot mówiąca wychodzi. Nie wiadomo, po co w ogóle tam poszła.
„Kochanek” z tytułu okazuje się – po zbadaniu: oto zyski poznawcze! – jednym z 12 archetypów marki, co więcej, jest poprawnie powiązany z kampaniami „Kinder Bueno” (w końcu autorka jest insajderską fachowczynią). Nie miałem pojęcia o tym fragmencie rzeczywistości; my bad. Serio. (Ta branżowa wiara w katalog metod, mierzona poziomem wydatków, nigdy przyrostem przychodów u reklamodawców; a to przecież coraz wyraźniej konstytutywny [ostatni?] przemysł świata.)
Ale jest w tym wierszu pewna tajemniczka, epizod opisany tak:
pośród osobników płci żeńskiej wyławiam wzrokiem kogoś płci przeciwnej nagrywa zajście aparatem telefonicznym
Event, słowo oswojone, wdrożone, śmieciowe, powszechnie przeciążane jak osioł, nagle staje się zajściem. Coś z porządku obyczajowo‐policyjnego. Czyżby archetypalny kochanek pojawił się własną osobą i... [wyobraźnia robi blackout]?
Bądźmy realistami: zapewne to jakiś techniczny korposzczur; włoży nagranie do Excela^ i przedłoży sprawozdanie korporosomakowi [*] etc. Ale niepewność została zasiana. I może to on właśnie, osobnik „płci przeciwnej do żeńskiej” [cokolwiek to może znaczyć], wychodząc z imprezy – i tym samym pozostawiając w nagłym wykluczeniu out of the system dotychczasową podmiot mówiącą – sarka: „nikt nie powiedział / że to kino dla pań”. Możliwe też inne importowane scenariusze.
Ponieważ (jak się okazuje) wolno każdemu wygłosić słowa mocno stanowcze bez uzasadnienia, pozwolę sobie i ja. Jeśli przesłanką jest iloczyn kartezjański społeczeństwa spektaklu z postfordowskim kapitalizmem, to tezą może być równanie:
bios – zoe = reklamożerstwo
Konsumpcyjny paradoks warstw posiadających: za brak reklamy trzeba płacić. Rozważcie dystrybucję różnych kapitałów wg płci.
4
Ten wiersz bez tytułu (oznaczony wbrew przyzwyczajeniom kropą zamiast powiedzmy gwiazdką/‐ami) cytuję w całości.
•
w celu minimalistycznej rewolucji
noszę trzy pary majtek ubieranych
naprzemiennie wymieranie gatunków
jest wprost proporcjonalne
do spadku bezrobocia kurde
skończyły mi się czyste majtki
mama mówi
zawsze byłaś karna
Otóż przypomina mi się przy tym wierszu rozchełstano‐zdyscyplinowany klimat ostatecznej słuszności prezentowany w parudziesięciu scenkach w prozie Romantika Piotra Mareckiego, część Ekowesele. Np. autor (występujacy jako on sam, narrator) przywozi na wesele swoich kumpli atarowców (od marki Atari; wiadomo), wzbudza to spontaniczną podejrzliwość jednej z gościń‐poetek: Wszyscy tutaj są lewicowi? – pyta. „Jak nie jesteś lewicowy, to wypierdalać stąd”.
Podmiotka powyższego wiersza dysycyplinuje tylko samą siebie. Ale efekt tragikomiczny jest podobny (różnice w proporcji składowych). Sama sobie stadem (trochę tu żartuję, autorka najwyraźniej też).
8
Wiersz choroby zwalczane z urzędu ma dwie jawnie oznaczone części. Pierwsza jest ilustracją do pojęcia presji systemu. Druga to rodzaj katalogu ograniczeń odpowiedzi systemu (na presję, którą sam wytworzył): wszystkie one wynikają z hydrauliki przepływów kasy. Część pierwsza okazuje się rodzajem metafory dla drugiej: presja wytwarza normy, które trzeba wypełnić, by się zanurzyć [w „basenie”], kto ich nie spełnia (np. podmiotka z nieogoloną cipą), ten wykracza (spojrzenia współobywatelek odwracają się i mierzą siatkę kafelków, [systemowe] obramowanie przepływu). Mimo że prawie wyrabia jedną z norm (brakuje tylko 23 kalorii na koniecznych 1000). Co znaczy: nie można selektywnie odrzucać jednych więzów presjii, a akceptować inne. „Obey!” jest systemowe i jedzie po całości.
Gdy jednak wiersz dociera do końca („jedyny przyjaciel / główny urząd statystyczny”), tym samym, sucho‐sprawozdawczym tonem wygłasza piętrową kpinę z ostatecznego rachunku na produkcji, konsumpcji, skali zgonów; po podstawieniach: „osoby zmarłe konsumują mniej fizycznej aktywności” (fraza „fizyczna aktywność” powróci). W innym sformułowaniu ta puenta mogłaby zdobić Bailout.
Rozwikłania wymaga (być może) początek części 1:
klepię paprykę jak poklepuje się pupę niemowlęcia
To przesunięcie w schemacie powinnościowym. Obowiązki macierzyńskie są, jak wiadomo, kredytowane przyszłością. Nie jedyne. Sam z siebie tworzy się produkt copy‐writerski:
JAKIEJ CHCESZ PRZYSZŁOŚCI? ZDROWEJ? JEDZ WARZYWA I OWOCE!
W tle zastępy świeżoznawców Biedronki zacierają ręce.
11
Wiersza o tytule wibrator nie da się (z sensem) skomentować bez znajomości ew. kontekstów wewnątrz‐tomikowych; nie mam pojęcia, z czym się może (lub nie, a także: jak) rymować. Powiem tylko, że ma ten tekst strukturę odwróconego kryminału: od tytułu wiemy, kto zabił, pozostały przedmiot śledztwa to roztargnienie podmiotki; trudno cokolwiek orzec o koniecznej rozległości śledczej procedury.
Zamiast tego skomentuję „kropę zamiast gwiazdki” oznaczającą wiersze (zasadniczo) bez tytułu.
Jak zauważa Anna Kałuża, podmiotka mówiaca Kiry Pietrek porusza się wewnątrz (zhomogenizowanego językowo) układu siatek, więzów, nakazów/zakazów, zależności systemowych. Wiersze [w tym wyborze, przypominam: 7/35 = 20%] z tytułem – z niejasnym wyjątkiem wibratora, który może ma tytuł jedynie ze względów technicznych – to relacje z układu owych siatek. Wiersze bez tytułu, sygnowane kropą, mają charakter bardziej osobisty; można by uroić sobie, że kropa jest symbolem bezwymiarowego punktu, środka, wnętrza, „pępka świata” – czyli miejsca, z którego mówi podmiotka‐jako‐osoba. Są one (znowu: w tym wyborze) świadectwem alienacji, i to bardzo daleko posuniętej. Popatrzmy:
14 i 19
•
wyciągam dłoń
nim kasjerka cofnie dłoń
chadzam w miejsca
masowych zgromadzeń
dla poszturchiwań
[...]
•
przed randką
boję się tak samo
jak przed rozmową
o pracę
[...]
W takich dwóch początkach wierszy figura alienacji jest do tego stopnia zaawansowana, że ociera się o pojęcie [właśnie ukułem, na wzór żebrolajków:] żebrokontaktu.
Jak sobie podmiotka radzi w dalszych częściach narrracji? Niefajnie (dla niej): inercja spychająca tę maszynę‐pragnącą w ponadosobowy, bezosobowy układ siatek etc., działający bezwzględnie, bezwyjątkowo – na zasadzie samospełniającej się prognozy, a więc ta inercja jest przeogromna, miażdżąca. W puencie wiersza #19 wybrzmiewa ponownie „fizyczna aktywność”:
ucieczka jest moją ulubioną formą fizycznej aktywności fizycznej aktywności
...w powtórzeniu wręcz jako rodzaj „pożegnania z ciałem” (w sensie: nośnika, hosta osoby pojedynczej).
Zaburzyłem kolejność ze względu na strukturalne podobieństwo. Oto ostatni w wyborze:
13
•
mój brat
dostawał kary cielesne
mój brat
daje kary pieniężne
Jest to właściwie (tak czytam) teoremacik o przekształceniu struktury przemocy, o tyle interesujący, że zwykle (publicystycznie) reprodukcja zachowań przemocowych nie zmienia dziedziny (bity w dzieciństwie bije swoje dzieci itp., z kolei reprodukcje kapitału też są omawiane jako maszyny proste, choć – bywa – wiązane: check your privilege wiąże w pęczki różne typy kapitału dziedziczonego).
Co jest domyślnie powieszone obok tego teorematu? Może fraza „nie jestem stróżem brata mego”, co jednak oznacza tu nie wykręt, a proste stwierdzenie braku możności wpływu jednostki na system („mój brat” jest uogólnionym bliźnim). Jednak w wierszu #4 „mama mówi / zawsze byłaś karna”, wobec czego „mój brat” może być „wypowiedzią spod kropy”, osobistą. Łączącą uogólnienie z jednostkowym doświadczeniem (choćby nawet na zasadzie kontratypu: mój brat to, ale ja tamto).
Tak czy inaczej, jest to zgrabny, mocny diagram. Może być tezą o (pod)systemie socjalizacji, akulturacji, edukacji.
esejo‐recenzja
Obiektywnie^ moje notatki z lektury wyboru z Czeskiego zeszytu potwierdzają tylko jedno: chciało mi się. Niczego to nie dowodzi.
(Zajrzałem też do najbardziej znanych wierszy Różewicza: rrrany, ale kiczydła! tak, enumeracja na obiektach prostych lub ich zaprzeczeniach, na scenie występują pojęcia abstrakcyjne [czy nawet, o zgrozo, qualia], wobec których poeta zgłasza zasadnicze wątpliwości; wolno mu (trzeba mu), „ocalał prowadzony na rzeź”; niemniej wraca do nich i wraca, czas nie był tu łaskawy; zachowuję wszakże szacunek do twórcy, bo pamiętam np. Do piachu. Umyka mi podobieństwo.)
Przeczytałem uważnie wyżej linkowany esej Anny Kałuży (skąd pożyczyłem w tych notatkach termin siatki, jako techniczny skrót na pewien zestrój znaczeń), do tego stopnia uważnie, że wraz z linkowanym tekstem (1979) Rosalind Krauss. Bardzo mnie cieszy & ożywia, gdy krytyk przychodzi do tekstu z narzędziami wykraczającymi poza standardowy przybornik („polonisty”); co dla jednych klasyczne, dla mnie, nieokrzesańca, może być nowe i ciekawe.
Jednak nie w tym przypadku (jak się okazało). Tezy Krauss mam za mętne i życzeniowe. Nie chcę wchodzić w szczegóły (blogonota już jest za długa), chyba że on demand. Nie znaczy to jednak, że ich użycie („instrumentalne”) jako swego rodzaju uchwytów do tomu Pietrek nie jest (jakoś) uzasadnione; jak już pisałem, nie mogę odnosić się do całości tez/opinii w recenzji, mając do dyspozycji jedynie wybór z tomu. (Dlaczego nie kupię tej i innych książek poetyckich – to kwestia na odrębne rozważanie.)
OBJAŚNIENIE
[*] smutny obrazek z 2013:
Korpomysz zostaje zatrzymana w piątek o 18‐tej, gdy (i tak spóźniona) już‐już ma wychodzić. Bo korposzczur pilnie potrzebuje, żeby mu zrobić z tego tu bałaganu trzy przejrzyste tabelki i jeden piękny kolorowy wykres. Które to obrazki (korpomysz kończy o 23‐ciej, nie mając nawet siły powiedzieć „kurwa, przecież powinni płacić nadgodziny”) korposzczur zaniesie w poniedziałek o 14‐tej korpooposowi. A korpoopos o 16‐tej pokaże je na sympatycznym i niezbyt licznym zebranku pewnemu korporosomakowi. Zajmie to 10 sekund prezentacji i 20 sekund zadowolonego rechotu „No, panowie! jedziemy z tym interesem, jedziemy!”.
Na korporosomaku kończy mi się wyobraźnia.