Wiersz Joanny Żabnickiej kradnę z dwutygodnika. Bibliografię (nominacje, nagrody) łatwo znaleźć, ale – w moim przypadku – trzeba było dać szansę, kupić los, czesnąć sieć. Autorka lubi średnik oraz przypisy; to wystarcza (bonus: tao praktykowania anty-(auto)lansu).
Wiersz poniższy zabawnie współgra z wakacyjnymi lekturami. Roxane Gay, haha. Romantika Mareckiego (część „wesele”: stadna kąsumpcja & kanibalizacja).
Jeść
Pies leżący przy misce jest
czujniejszy niż którykolwiek z ludzi. Czasem
wyobrażam sobie, że całe wyrzucone
jedzenie wraca w postaci głodu, który wylicza
na głos wszystkie upadłe ziarna i niezebrane mirabelki.
Próbuję sobie wtedy wyobrazić głód, żeby się
na niego przygotować, ale nie potrafię, jakby coś
połykało myśl. Pies pilnuje pustki w misce, żeby
mu się nie wylała.
Droga od Ogrodników z Marly przez Koniec lata do „ku psom” wydaje się (jak dla mnie, po próbkach) prowadzić w dobrym kierunku.
no comments
comments feed for this article
Trackback link: https://nameste.litglog.org/2021/08/glod/trackback/