ciasteczkowe potwory

Bardzo jestem wdzięczny zmianie prawa telekomunikacyjnego, które nakazuje administratorom serwisów internetowych publikowanie ostrzeżenia dotyczącego informacji zbieranej w cookies (i jak je wyłączyć). Bo uczula na kwestię, o której tak łatwo na co dzień zapomnieć: jakim shitem reklamowo‐szpiegowskim faszerują swoje strony dostawcy contentu.

Oczywiście wziąłem na warsztat wyborczą.pl, bo było dla mnie jasne, że Agora, tak żenująco jawnie (np. rozbijanie artykułów na serię slajdów, coby wzmóc „nabijanie klików” i mieć pretekst do podczepienia kolejnej reklamy) pokazująca absolutny prymat byznesu nad jakością treści, i tu okaże się w czołówce (nazwijmy:) technologicznej.

Poniżej przykłady.

chartbeat.net

Know everything happening between their clicks.

Your readers are more than a page view. Knowing they’ve loaded the page is not enough. What happens between the clicks tells you what content is most engaging now and what’s about to be.

We map off‐site social and traffic data to the precise engagement levels on your content – so you can be ready when something hits it big on the social web.

Ściągając dowolną stronę z „Wyborczej”, ściągamy jednocześnie automacik (skrypt), który nieustająco i aktywnie pinguje servery Chartbeatu, dając znać, gdzie aktualnie jesteśmy (znaczy, my – ściągacz strony). Na podobnej zasadzie działają strony „samoodświeżające się”, np. blip.pl; kod w ściągniętej stronie aktywnie bada, czy strona nie powinna się zaktualizować (ściągnąć ponownie w całości lub części), bo zmieniła się jej treść. Tu aktywny jest mechanizm szpiegowski.

ad.gazeta.pl
adtaily.pl
adview.pl
googleadservices.com

Reklama.

gemius.pl
google-analytics.com
analytics.gazeta.pl

Wiadomo. Zwykłe, niezaawansowane zbieranie informacji do statystyk ruchu.

pianomedia.eu

Treści płatne („za pianinem”).

tradedoubler.com

The Tradedoubler Technology suite includes bespoke affiliate ad serving, industry‐leading tracking and targeting tools and a complete overview of the user journey across all channels.

tynt.com

Tynt inserts the page URL when your content is pasted into emails and social sites. Your traffic increases and SEO improves as more URLs become fixed links.

Get credit for your content

  • Tynt ensures your brand travels with your content wherever it is pasted
  • Encourages users to source your content when sharing via Copy & Paste

visualrevenue.com

Maximize Audience Engagement

All content is not created equal, so we allow editors and publishers to assign specific values to different types and categories of content. Duly armed with real‐time insight into what content can best drive editorial and financial objectives, every editor can make the most of traffic surges, exposing the right content and re‐circulating visitors via optimized modules, weighted recommendations, and a keener eye for audience expectations.

We require no CMS integration and have focused on simplicity. We only require that a publisher deploys a unique, plain vanilla tracking script throughout their web property, adds a handful of standard web attributes to their homepage and they’re good to go. It really is as easy as that!

A to już technologiczna ozdoba każdego newsroomu: ma mnóstwo przydatnych funkcji, typu „pomoc w rozstrzyganiu, który z headline titles przyciągnie większą publiczność” (wyniki z dokładnością do dziesiątej części procenta). Kto ciekaw szczegółów, niech studiuje dalej sam.

* * *

Cała ta zabawa ma parę istotnych aspektów. Po pierwsze, „szpiedzy i naganiacze” kosztują (tu wyłączam reklamę jako [teoretycznie, haha] przynoszącą zysk). Czy się przekładają na jakość? Nie, na maksymalizację stosunku efekty/nakłady (liczone w twardej lub kliko‐walucie).

Po drugie, im bardziej zaawansowane i nadążne metody dopasowywania contentu do [pożądanej #define‐pożądana] reakcji publiczności, tym bardziej maleje informacyjna i (powiedzmy) dydaktyczna funkcja mediów, które z technologicznym wsparciem popadają ostatecznie we własną, żałosną parodię.

Czy jednak, po trzecie, to działa? Na pewno świetnie nadaje się do wypełniania arkuszy excelowskich (or compatible).

I potem jest tak:

uwaga, to smutny obrazek

Korpomysz zostaje zatrzymana w piątek o 18‐tej, gdy (i tak spóźniona) już‐już ma wychodzić. Bo korposzczur pilnie potrzebuje, żeby mu zrobić z tego tu bałaganu trzy przejrzyste tabelki i jeden piękny kolorowy wykres. Które to obrazki (korpomysz kończy o 23‐ciej, nie mając nawet siły powiedzieć „kurwa, przecież powinni płacić nadgodziny”) korposzczur zaniesie w poniedziałek o 14‐tej korpooposowi. A korpoopos o 16‐tej pokaże je na sympatycznym i niezbyt licznym zebranku pewnemu korporosomakowi. Zajmie to 10 sekund prezentacji i 20 sekund zadowolonego rechotu „No, panowie! jedziemy z tym interesem, jedziemy!”.

Na korporosomaku kończy mi się wyobraźnia.

* * *

Pamiętajcie: ciasteczka. I sprawdzać wnętrzności stron www!

  1. Gammon No.82’s avatar

    Opera ma pewien wichajster: umie zwymiotować wszystkie zjedzone ciasteczka w chwili zamykania (poza wybranymi przez użytkownika).

  2. miasto-masa-maszyna’s avatar

    Ej, czemu mi od ust odejmujesz? ;-)

    Bajdełejem, dwie drobnostki:
    1. Skrypty na stronie to kompletnie inna rzecz niż ciasteczka.
    2. Warto odróżniać ciasteczka same w sobie, które są ogólnie bardzo pożyteczne, od tzw. third‐party cookies, czyli ciasteczek zostawianych z innych domen niż ta, której URL widzimy w pasku adresu – i te, owszem, służą głównie do szpiegowania.

  3. nameste’s avatar

    @ miasto‐masa‐maszyna:

    Ciasteczka same w sobie są OK, groźne są, oczywiście, potwory. No i skrypty też często lubią sobie zapamiętać to i owo w ciasteczku. Ale to też bajdełejem.

  4. miasto-masa-maszyna’s avatar

    To ja jeszcze uchylając rąbka zawodowej tajemnicy dodam, że strony WWW to jest małe miki. Prawdziwe szpiegostwo na masową skalę to są appki mobilne. Wszystkie. Darmowe i płatne. Absolutnie wszystkie.

    A tam nie masz żadnej kontroli nad ciasteczkami czy czymkolwiek.

  5. nameste’s avatar

    miasto‐masa‐maszyna :

    A tam nie masz żadnej kontroli nad ciasteczkami czy czymkolwiek.

    I dlatego je po całości luddyzuję.

  6. nameste’s avatar

    To jeszcze ilustracja proporcji między contentemshitem.

    content vs. shit

    Na obrazku powyżej fragment logu programu blokującego shit. Niebieskie są linki do rzeczy blokowanych (m.in. wszystko z listy w blogonocie), zwykłe czarne linijki reprezentują elementy strony www, które są akceptowane i używane do wyświetlenia strony w przeglądarce.

  7. RobertP’s avatar

    Dobra, namówiłeś mnie. Zainstalowałem Ghostery w Firefoxie.

  8. kwik’s avatar

    To chyba świadczy o totalnym burdelu, którego już od dawna nikt nie ogarnia. Przecież wystarczy jeden dobry szpieg.

  9. nameste’s avatar

    @ RobertP:

    W zasadzie nie namawiałem do niczego konkretnego, poza czujnością. Ale popieram.

  10. nameste’s avatar

    @ kwik:

    To świadczy o tym, że te strony są nafaszerowane wstawkami pochodzącymi z różnych źródeł (w sensie: newsroom chce to, a marketing szmo), ale może IT jakoś nad tym panuje. Irytuje jednak sytuacja, w której myślisz, że ściągasz stronę z „Wyborczej”, a de facto angażowane są serwery połowy świata (i jaki to ma, psiakrew, ślad węglowy^).

  11. miasto-masa-maszyna’s avatar

    Po prostu jak współpracujesz z kilkoma różnymi sieciami reklamowymi (a tylko głupek nie dywersyfikowałby źródeł dochodów) to i musisz mieć kilka różnych systemów trackingu na stronie. Każdy chce swój kawałek tortu a pan Trzyemski na nową wkładkę do gramofonu też :-P

  12. kwik’s avatar

    Przed użyciem Ghostery przeczytaj koniecznie:
    http://purplebox.ghostery.com/?p=1016022414

  13. nameste’s avatar

    @ kwik:

    Hihi. Sam nie zamierzałem użyć, wystarczają mi rozwiązania opensource’owe (noale faktem jest, że są trochę hardkorowe)

  14. Globalny Śmietnik’s avatar

    Tak się zastanawiam, jaka jest rzeczywista skuteczność reklamy przy pomocy tego całego internetowego badziewia na mnie osobiście.

    Co ostatnio kupiłem zachęcony wyskakującymi okienkami, a co zachęcony dobrym „contentem”...

    Mogę się tylko przyznać, że jednym z powodów zmiany platformy hostingowej była zbyt nachalna kampania reklamowa.

  15. miasto-masa-maszyna’s avatar

    Tak się zastanawiam, jaka jest rzeczywista skuteczność reklamy przy pomocy tego całego internetowego badziewia

    Statystycznie co setne wyświetlenie generuje klik. Co dziesięciotysięczny klik – transakcję.

  16. Globalny Śmietnik’s avatar

    Bardzo ciekawa statystyka.

    Mogę odwdzięczyć się obserwacjami z moich stronek.
    Google raportuje, iż chętnych do przeczytania czegoś o autorze (czyli zapoznania się z jego ofertą) jest poniżej promila odwiedzających.

    Za to mam wrażenie, chociaż tego nie sprawdzam, że chętnych do „zawarcia transakcji” jest znacznie więcej, niż przytoczony odsetek 1/10000.

    Caly czas się zastanawiam, czy więcej zarabiam ja, pracując „po staremu”, czy ci, co kradną moje treści i tworzą strony‐ nosiciele reklam.

  17. telemach’s avatar

    miasto‐masa‐maszyna :

    Statystycznie co setne wyświetlenie generuje klik. Co dziesięciotysięczny klik — transakcję.

    Ale, sądzę, mało z tego wynika dla niezorientowanych. Bo mówiąc „generuje klick” nie przekładasz tego na euro, dolary i złotówki. Koszta marketingu przeniesione w ostateczności na barki cyfrowego proletariatu, któremu się wydaje, że ma coś za darmo, „a na reklamy to ja nie patrzę, prawda, więc niech sobie będą”.
    Cyfrowy proletariat nie zdaje sobie (prawdopodobnie do końca sobie nie zda) sprawy z tego, że powoli jest wywłaszczany z osobistej wolności wyboru. O wiele bardziej zadziwiające jest jednak to, że nie pojmuje i nie chce pojąć, że jest (en masse) wywłaszczany również z zarobionych przez siebie pieniędzy przeznaczonych na życie codzienne.

    Przykład ze stycznia 2013:
    Za uskuteczniony klik w ramach AdWords (obojętnie czy przypadkowy, bo się ręka omsknęła, czy celowy i prowadzący do czegośtam) reklamodawca z branży ubezpieczeniowej płacił guglowi w Niemczech przeciętnie 26 Euro (informacja od panienki z AdWords). Przy założeniu ogólnokrajowego zasięgu, a nie tylko „za rogiem”. Jeżeli jednak to co napisałeś odpowiada prawdzie (źródło?), to do kosztów każdej zawartej transakcji w sektorze ubezpieczeniowym (ułowienie klienta) należałoby doliczyć 260.000,-
    Trudno mi w to uwierzyć, co nie zmienia jednak zasadniczego faktu: z klikaniem związane są kolosalne pieniądze a kosztami zostanie, nie wiedząc nawet o swym szczęściu, obarczona owca na końcu łańcucha pokarmowego. Ta sama, która guglając, fejsbukując i gazeującpeel miała wrażenie że jest fajnie bo wszystko przecież za darmo.

  18. miasto-masa-maszyna’s avatar

    @telemach

    Ale, sądzę, mało z tego wynika dla niezorientowanych. Bo mówiąc „generuje klick” nie przekładasz tego na euro, dolary i złotówki

    No bo to, czy (i ile) płaci się za wyświetlenie, klik czy transakcję, to już zależy od konkretnej kampanii. Ceny się potrafią różnić o kilka rzędów wielkości.

  19. telemach’s avatar

    miasto‐masa‐maszyna :

    Ceny się potrafią różnić o kilka rzędów wielkości

    100% racji. Informacja o 26,- Euro/klik w sektorze ubezpieczeniowym mnie jednak poraziła, bo to są ogromne pieniądze oznaczające przesunięcie środków w stronę gugli w wysokości trudno wyobrażalnej. Korpo mi nie żal, nie żal mi nawet Henia nie pojmującego, że to on w ostateczności zapłaci. Naprawdę żal mi tych, którzy nie chcą mieć z tym wszystkim nic wspólnego a będą partycypować w kosztach, bo ich premia też wzrośnie.

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *