długa noc

You are currently browsing the archive for the długa noc category.

Nie chce mi się tym razem tracić czasu na gromadzenie wszystkich linków, by w pełni uźródłowić blogonotę. Krótkie to będzie i syntetyczne podsumowanie końcoworoczne, takie właśnie na kolanie zrobione.

KOD się rozłazi

Oczywiście, zajrzałem i do „Studia Opinii”, tego matecznika KOD‑u. Co tam piszą ostatnio? Same, proszę wybaczyć, pierduły. Że idzie świetny czas na odrodzenie satyry i antypisowskiego kabaretu; inteligenci będą mieli się czym zająć. Że może JOW‑y są jednak dobre. I że zamiast senatu lepsza byłaby może wyższa izba samorządowa. O samym KOD‐zie: że nie potrafi nawet przyzwoicie poprowadzić własnej strony internetowej. Fakt, nie potrafi.

Mnie nadal interesuje, czy KOD (jako stowarzyszenie) się zarejestrował, zero informacji (ani: czy, ani: kiedy, jeśli nie). Jak wygląda statut.

A merytorycznie, jaki KOD ma pomysł? Obywatelski projekt ustawy o Trybunale Konstytucyjnym. Który, wiadomo z góry, wyląduje w koszu. Pisze dziś Sierakowski

W takiej sytuacji ni stąd, ni zowąd Komitet Obrony Demokracji oraz .Nowoczesna zapowiedziały przygotowanie swoich projektów ustaw o Trybunale. A to jest de facto uznaniem jednego z dwóch faktów: albo, że prawo uchwalone przez PiS obowiązuje Trybunał i trzeba je zmienić (na co zresztą nie ma żadnych widoków), albo, że coś było nie tak z prawem, według którego funkcjonował TK sprzed prób jego zawłaszczenia przez PiS. Tak czy inaczej podważa to prawomocność obecnego Trybunału w momencie, gdy broni się on jeszcze przed PiS. Sypie się w ten sposób jedność wśród broniących reguł prawa i demokracji.

I dodaje:

Krótko mówiąc: rozłażą się szeregi broniących demokracji. A to jest najkrótsza droga do ostatecznego sukcesu PiS ze wszystkimi tego konsekwencjami. Wycofajcie się z tych nierozważnych pomysłów i razem stójcie murem za Trybunałem.

Sam KOD oznajmia:

Prosimy przeczytać tekst projektu, przygotowujemy jeszcze dwie inne rzeczy, o których napiszemy wkrótce...

...a na razie proponuje rzeszom fejsbukowym udział w proteście polegającym na demonstracyjnym niewysłuchaniu orędzia noworocznego Dudy. Aha. To z pewnością otrzeźwi ekipę u władzy, która konsekwentnie demontuje w trybie „na rympał”, gorszącym nawet Staniszkis, instytucje państwa.

A jednocześnie nadal dyżurnym kozłem ofiarnym do bicia jest Razem, bo

Razem jest osobno

co (chyba) znaczy, że nie jest z KOD‐em. Bardzo dobrze, że nie jest. Ale są i inne pretensje pod adresem Razem. Mój wieloletni kolega‐w‐blogowaniu napisał długą notę, w której przypomina organizacyjne sukcesy przedwojennej PPS (wielka demonstracja w 1936) i twierdzi, że skoro dzisiejszym siłom politycznym mozna przypisać ich przedwojenne odpowiedniki (PiS – endecja, PO – obóz sanacji, zapewne dzisiejszym PPR‐em [a może KPP?] miałby być SLD, och!]), rolę PPS‑u powinna objąć partia Razem.

Rzeczywiście, Razem odwołuje się do tradycji PPS‐owskiej. Ale, twierdzi autor noty, partia ta jest nie dość socjalistyczna. Proponuję, zwłaszcza abstynentom, bo czemu ma ich ominąć piątkowy ból głowy, rozważenie szans czysto socjalistycznego programu w dzisiejszej Polsce, w której nawet opcja socjaldemokratyczna (zorientowana na model skandynawski) musi wpierw odrobić idące w dziesięciolecia złogi neokatoliberalizmu bogorynkowego.

Tak, długa i ciężka droga przed Razem i podobnymi programowo ugrupowaniami. Hasło „socjalizm zamiast kapitalizmu” miałoby tę drogę skrócić? Już mnie boli głowa wobec takiego poziomu oderwania się od rzeczywistości.

A co robią inne siły polityczne, te, co nie są osobno,

reszta, która razem

A, bardzo różnie. Nowoczesna, która (nieprzypadkowo, jak sądzę) wylansowała się na plecach KOD‑u, próbuje odnaleźć się w nowej rzeczywistości jako opozycja parlamentarna; zob. wyżej ws. projektu ustawy o TK. PO, dla odmiany, zgłasza wniosek do jeszcze istniejącego TK ws. ustawy, która ma Trybunał spacyfikować. ZLew jako koalicja czysto wyborcza nie istnieje, od dawna zresztą. O palikotowskim Twoim Ruchu nie wiem nic, jakby zapadł się pod ziemię. W SLD zakulisowa walka o stołki. Wspólny front aż miło patrzeć.

Ale te ugrupowania osobno nie są. Tylko Razem jest osobno.

Droga inteligencjo protestująca (słusznie zresztą, choć – to przykre, prawda? – tak nieskutecznie). Przestań powtarzać idiotyczne slogany.

Dodałbym „do siego”, ale nie zanosi się wcale na lepszy rok.

Z kronikarskiego obowiązku odnotowuję parę głosów, co się odezwały w ostatnich dniach. Wszystkie wytłuszczenia w cytatach moje.

Bendyk

Marsze polskie. Siła zdrowego, mieszczańskiego wkurzenia

Mocy nabiera zainicjowana przez przypadek inna rewolucja. Na ulice polskich miast wyszło mieszczaństwo obrażone plugawymi słowami Jarosława Kaczyńskiego i jego towarzyszy. Wyszli ludzie dumni ze swojego dorobku, z osiągnięć swojego kraju, którzy nie znieśli plucia w twarz i faszyzacji języka debaty publicznej. Pokazali, że nie ma zgody na segregowanie społeczeństwa na sorty, na monopol na patriotyzm, na homogenizację kulturową i dyktat bigotów. Zrozumieli, że ich prywatne, indywidualne strategie dobrego życia są zagrożone i muszą pokazać swą siłę jako świadoma samej siebie i swej godności klasa.

Mamy więc w końcu swoją nieprześnioną rewolucję burżuazyjną, wychodzimy w końcu z feudalizmu. Niezależnie od tego, co dalej będzie robiło PiS i prezes Jarosław Kaczyński, nie da się tej rewolucji już zatrzymać.

„Przypadek”? Nie sądzę.

Bendyk terminem nieprześniona rewolucja odwołuje się do prześnionej rewolucji Ledera. Popatrzmy.

Leder

Pustka po lewicy

Ponieważ nie ma nowej symboliki sankcjonującej polską demokrację – a może raczej ta symbolika jest jak na razie w zalążku – wyłania się to, co wobec aktualnych zagrożeń, pełzającego autorytaryzmu, jest najbardziej odpowiednie. Stąd nagły powrót etosu inteligencji. Zdolność mobilizacyjna tej symboliki, tego etosu, jest w Polsce duża. To nasze kulturowe acquis [zob. – przyp. n]. Dzięki temu bierna grupa, która co najmniej od 2007, a często od 1989 roku uznawała, że nie musi się w nic angażować, obudziła się. Ze względu na genezę tego etosu – przecież inteligencja w Polsce ma ziemiańskie korzenie – jest w nim element dystynkcji społecznej, pogardy dla chamów. Trudno. To tylko pokazuje, jak bardzo potrzebna jest symbolika i etos lewicowy, taki, który zyskałby też jakąś rzeczywistą zdolność mobilizacji społecznej i politycznej.

W rozmowie Ledera z Sutowskim jest więcej wątków; z pewnością warto przeczytać. A skoro mamy już zdrowe mieszczańskie wkurzenieinteligencję, następny wybór wydaje się oczywisty; pora też na lekkie, przed kolejną postacią, rozluźnienie atmosfery.

Dehnel

Reprezentant nowoczesnego (różowego) mieszczaństwa, a zarazem wzorowo osadzony w przeszłości inteligent; to dlatego tak pilnie obserwuję tę emblematyczną bez mała postać. Ponadto – ośmiotysięcznik (mowa o liczbie followers na fejsbuku; nie każde pismo ma taki nakład!).

Otóż Dehnel głosował na Razem. Gdy PiS zaczął w trybie przyspieszonej kolonizacji demontować państwo prawa w Polsce, Dehnel aktywnie właczył się w działania KOD‑u. Organizował śpiewy zbiorowe, niesmaczył się skaczącym Giertychem (12.12), a gdy to nie wystarczyło, odważnie go wypreczował z drugiej demonstracji (19.12). I tu – sosna rozdarta. Bo Razem jakoś nie wykazało entuzjazmu wobec KOD‑u (piszę o tym w innych niedawnych blogonotach).

Razem powinno słuchać się swojego elektoratu! – wołał Dehnel. To błąd, który się zemści – powtarzał (znajdując niemałe poparcie). A gdy ukazała się uchwała Rady Krajowej Razem, z której jasno wynika, że Razem nie widzi się w szeregach mieszczańskiej rewolucji, Dehnel pokazał swoje „mane tekel”:

Jest duża szansa, że [razemowcy] będą robili wyłącznie swoje, to znaczy w grupie dzielnego aktywu partii bez elektoratu.

...bo najważniejszy elektorat (Dehnel + 1) wziął i się obraził.

Wszelako jedną z cnót inteligenckich jest intelekt, może zatem, gdy emocje opadną, partii Razem elektorat przywrócon będzie.

Michalski

W dwóch tasiemcowych odcinkach Kokluszu (cz. 2) Michalski, jak to on, zygzakuje i utrudnia (niezbyt przejrzystym stylem). Na plus – wyłożenie strategicznych wyznaczników jego politycznego myślenia. Na minus – to, że (moim zdaniem) myli się, stawiając własną (pokrętną) biografię jako pożądany model, powiedzmy, transformacyjny, ilustrujący taki (kluczowy) postulat:

Jedyny praktyczny szacunek, jaki można uczciwie okazać ludowi, to rozbijać tę bezkształtną bryłę „masy” kilofem edukacji, kilofem awansu społecznego – na miliony, miliardy jednostek.

Nie śmieję się z tego hm, rozmachu. I powtórzę: nie trzeba zgadzać się z każdym zakrętem tego politycznego myślenia, by odnieść pożytki z lektury. To potworne tl;dr’s, ale moim zdaniem warto, jeśli ktoś ma wolne pół godziny. Są też bonusy:

Syn Beaty Szydło zdał właśnie do seminarium, świetnie obryty z historii Kościoła, od razu po zdanym egzaminie zapisał się do „koła tradycji”, zwolenników łacińskiej mszy, przeciwników „demoralizacji, jaką do Kościoła wprowadził Sobór Watykański II” (teologia Jana Rokity, niezbyt głęboka, gdzieś tak na poziomie jego teologicznego rozróżnienia „Kościoła łagiewnickiego i toruńskiego”). Młody Szydło chodzi teraz po seminarium z kolegami w trydenckim kapeluszu, zajmują się tropieniem tego, co jest w dzisiejszym kościele „liberalnym spiskiem”. A odchodzący na emeryturę biskupi Hoser, Michalik, ich ludzie w seminariach i w całym Kościele, zapraszają wypatrzonych przez siebie „młodych tradycjonalistów” do windy przyspieszonej kościelnej kariery. Przygotowują armię do walki z papieżem Franciszkiem.

Nie miałem pojęcia, a wy?

3 grudnia 2015 – tak datowana jest notka na oficjalnej stronie KOD‑u, informująca o powstaniu Stowarzyszenia Komitet Obrony Demokracji: że jest tymczasowy zarząd, uchwalono statut itd. Następnego dnia komcionauta Łukasz, deklarujac „potrzebę ruszenia się zanim będzie zbyt późno”, spytał pod tą notką:

gdzie można zapoznać się ze statutem Stowarzyszenia?

Odpowiedzi nie doczekał się do dziś. Komcionautę Łukasza trzeba zganić: udał się pod zły adres, powinien pytać na fejsbuku. Ale może nie jest sfejsbuczony? Zresztą, zadałem sobie trud przejrzenia fejsbukowych statusów KOD‑u po 2 grudnia i nie znalazłem nawet tak skromnej informacji (że powstało Stowarzyszenie itd.; mogłem źle szukać, wszyscy wiedzą, że fejsbuk jest w szukaniu b. trudny). A przecież statut jest dokumentem obowiązkowo składanym podczas procedury rejestracji stowarzyszeń.

Zanim krzykniecie, oburzeni, że próbuję wkładać kij w szprychy i na pewno wynajęli mnie reżimowi, powiem, o co mi chodzi. O to, że działalność KOD‑u jest nieprzejrzysta.

Wiemy, że p. Mateusz Kijowski, frontmen KOD‑u, odpytał znanych polityków ws. poparcia protestów, zaraz potem znalazły się na łamach prasy wizerunki wielu znanych osób z charakterystycznym podpisem:

Wiemy też, że demonstracje 12 grudnia okazały się sukcesem, chociaż (lub właśnie dlatego że) w warszawskim pierwszym szeregu szli tylko nieliczni obywatele z tego zbioru zdjęć, przeważnie partyjni. Kto z kim ustalił ten partyjny wymiar demonstracji? Nie wiadomo. Na jutro zapowiadane są kolejne demonstracje i bardzo dobrze. Czy KOD ustalił, że będą podobnie partyjne czy może bardziej czysto obywatelskie? Nie wiadomo; maszerujący dowiedzą się post factum.

A tymczasem Piotrowi Rachtanowi (współautor Raportu gęgaczy i stały współpracownik Studia Opinii, wspomniany w blogonocie kod jedności) wymknęło się w notce z 14 grudnia Dwie manifestacje pod Trybunałem – i co dalej? poniższe sformułowanie (jako postać niepierwszoplanowa nie ma jeszcze właściwego poziomu uważania na słowa):

Najważniejsze jednak było porozumienie ponad podziałami (pojawili się politycy wszystkich partii opozycyjnych, obecnych w parlamencie, jak i tych pozostających poza nim) i wspólne poczucie, że zagrożone są fundamenty państwa – konstytucja oraz niezależna od władzy politycznej instytucja – Trybunał Konstytucyjny.

(„Wszystkich partii”? Podobno polityków partii Razem nie było.) Zaraz się zresztą tłumaczył w komentarzu, że

Pierwszą część pisałem jeszcze w sobotę, na gorąco. To „porozumienie ponad podziałami” nie jest szczęśliwą kalką, ale wtedy to sformułowanie nasunęło mi się pierwsze... Dziś patrzę na to zgromadzenie raczej jak na historyczną specyficznie polską instytucję konfederacji obywateli niezadowolonych z władzy, w której wszyscy konfederaci są sobie równi.

A bo ja wiem? Niektórzy wydawali się równiejsi.

Ale głównym postulatem tego tekstu było co innego:

Uważam, że już od dzisiaj my, obywatele – wyborcy powinniśmy powołać Obywatelski Komitet na Rzecz Prezydentury 2020.

Cała opozycja powinna uczestniczyć w tym gremium i wyłonić jednego – tylko jednego kandydata, który stawi czoła nominańcowi Jarosława Kaczyńskiego. Mam propozycję, ujawnię ją jednak dopiero w odpowiednim czasie.

Prawda, że ciekawe? I kim jest tajemniczy nominaniec Rachtana? (I jaki będzie statut OKnRzP’20? Tak, tu już kpię sobie w żywe oczy.) Dowiecie się w odpowiednim czasie.

* * *

Czemu to wszystko piszę? Żeby pokazać, po co KOD‐owi (mówiąc umownie) udział partii Razem w demonstracjach. Jak wszyscy, to wszyscy.

Oddzielnym zagadnieniem jest, po co partii Razem KOD. Czy jakikolwiek inny front jedności.

I jeszcze dlatego to wszystko piszę, że nasila się presja na Razem, aby weszła w KOD, pokazała w telewizji przemawiających liderów (no, może przy okazji sprytnie napomkną, że są programowo przeciwni neoliberałom z galaktyki Petru). Bo choć inna polityka jest niewątpliwie możliwa, to potrzebą chwili jest, aby na razie była taka sama.

Nieobecni w telewizyjnym show nie mają racji.

Karol Modzelewski, jedna z ostatnich poważnych postaci polskiej sceny, mówi w wywiadzie w Rzepie:

[Jacek Nizinkiewicz:] Jak pan ocenia sobotni marsz w obronie demokracji i TK, na którym nie było Partii Razem?

Entuzjastycznie. To sukces samorzutnej inicjatywy obywatelskiej, przejaw społecznej aktywności, jakiej nie było od lat. Mam na myśli nie tylko liczebność manifestacji, ale także wypowiedzi jej uczestników; nie tyle polityków, ile właśnie zwykłych obywateli, którzy porzucili bierność i wystąpili jako zbiorowy podmiot. Czegoś takiego nie widziałem od wielu lat. I to właśnie daje podstawę do optymizmu. A nieobecność Partii Razem oceniam jako poważny błąd. Rozumiem, że odbudowa autentycznej lewicy po latach nieobecności w życiu kraju wymaga jasnego określenia własnej tożsamości, a więc także ideowego odróżnienia się od ultraliberałów, którzy dołączyli do marszu. Ale to nie powód, żeby powtarzać błędy radykalnej lewicy z lat 30. Pod wpływem marszu skłonny jestem przystąpić do Komitetu Obrony Demokracji. Do tego samego skłaniają mnie słowa prezesa PiS, że „dobrą zmianę” krytykuje „szczególny sort Polaków skażony genem narodowej zdrady”. Jarosław Kaczyński ma wielu podwładnych, ale chyba nie ma przyjaciół. Przyjaciele odradziliby mu chyba używanie takich słów. [podkr. moje – n.]

Pytanie, czy KOD go zechce. Ale po kolei.

środowisko

Pomysł na KOD zrodził się w Studiu Opinii („niezależnym portalu dziennikarskim”), czyli w internetowym przesięwzięciu skupiającym głównie emerytowanych dziennikarzy (Bratkowski, Skalski, Klechta, Pałasiński, Wojciech Mazowiecki, Gauden i in.; z nieco młodszych i bardziej, hm, branżowych – Wimmer).

Państwo ci, poza krzewieniem poglądów, opublikowali 5.10.2015, a więc trzy tygodnie przed wyborami, swoistą summę swej działalności, a mianowicie Raport gęgaczy. O klamstwach, manipulacjach i prawdziwych zamiarach środowiska PiS. Jako autorów wskazano Krzysztofa Łozińskiego i Piotra Rachtana, także dziennikarza, który wcześniej produkował się w partyjnej gazetce Plaformy Obywatelskiej „POgłos” (niestety, wszelki ślad po jej internetowym wcieleniu zniknął ze stron PO). Poza nimi wymienia się jako współpracowników przy Raporcie parę innych osób (Kuczyński, Makowiecki, Miklaszewski, Popowski, Wimmer; redakcja: Rachtan i Czarnacka).

Raport gęgaczy sięga tytułem do antygomułkowskiej satyry Szpotańskiego Cisi i gęgacze, jego obszerna zawartość to rodzaj „czarnej księgi” działań i progandy PiS‐owskiej, ze szczególnym uwzględnieniem Kaczyńskiego. Ta przedwyborcza publikacja miała zapobiec zwycięstwu PiS nad PO; wiemy już, że się nie udało.

hasło

Hasło rzucił ten sam Łoziński; w obliczu blitzkriegu PiS‑u [z Dudą], którego tempo pewien starszy internauta nazwał tempem, w jakim kolonizuje się obcy kraj, postulowano zebranie grupy ludzi,

dobrze by byli wśród nich ludzie o uznanym autorytecie, którzy byli by członkami KOD. Członkami, tak jak było w KOR, to znaczy występujący jawnie pod imieniem i nazwiskiem, podpisujący się pod dokumentami, występującymi publicznie. Druga grupa to współpracownicy, ludzie formalnie nie zrzeszeni, ale pomagający, zajmujący się zbieraniem informacji (legalnym, żadnego wykradania, szpiegowania, podsłuchiwania itp), kolportażem materiałów, pozyskiwaniem środków. Ci ludzie celowo nie powinni być zrzeszeni w formalnej strukturze, bez jakiejś podległości, kierownictwa, wydawania poleceń.

Kto zna historię, wie, jak bardzo KOD nie jest podobny do KOR‑u [kto nie zna, niech pozna], ale wskazanie drugiej (po gęgaczach) symbolicznej kotwicy oporu miało swoje znaczenie; jesteśmy już w drugiej połowie lat 70. Kolejny element hasła to liternictwo logotypu KOD‑u, nie solidaryca, ale coś podobnie swobodnego, z rozmachem. Mamy zatem symbolicznie rok 1980. Dalej idzie opornik z gustownymi paskami (stan wojenny, lata 80.), a na koniec pojawia się plakat szeryfa w samo południe (wybory 1989), któremu inteligenckiej postaci użyczył (chyba) pan Mateusz Kijowski, posłany przez Studio Opinii na front fejsbuka.

Byłem sceptyczny. Zwłaszcza gdy przeczytałem List KOD‑u do Dudy, zaczynajacy się tak:

Panie Prezydencie!

Pragniemy wyrazić najgłębszy szacunek dla Osoby Pana Prezydenta i Jego Urzędu, którego głównym zadaniem z mocy Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej z dnia 2 kwietnia 1997 roku jest czuwanie nad przestrzeganiem jej postanowień. Pan Prezydent wybrany został przez Naród strażnikiem czterech uniwersalnych wartości: prawdy, sprawiedliwości, dobra i piękna, których realizacja możliwa jest jedynie w systemie demokracji konstytucyjnej.

„Najgłębszy szacunek” dla Osoby Dudy? Pogięło ich? Ale wiedzieli, co robią; dalej w liście streszczono preambułę Konstytucji (tryb: patetyczny; por. ustanowienie prezydenta strażnikiem 4 wartości, które w preambule pojawiają się w zgoła innej roli!), napomniano Dudę, żeby Konstytucji nie łamał, przywołano Jana Pawła II piszącego list do Reagana, uzasadniono napomnienie, przywołano Jana Pawła II po raz wtóry. Kontekst święty i globalny.

odzew

A jednak. Ta symboliczno‐ikoniczna przejażdżka przypomniała wielu Polakom czasy świetności (oporu) i jedności (wobec opresji); mityczny czas przed podziałami. Nie twierdzę, że opisana psychosocjotechnika była decydująca. PiS rzeczywiście zabrał się z impetem kolonizatora za rozwalanie i zawłaszczanie instytucji państwa. Twierdzę jednak, że sfera symboliczna, którą KOD zmontował, przyczyniła się do płynących praktycznie zewsząd wezwań do jedności, wspólnego oporu itd. Sukces demonstracji 12 grudnia w Warszawie i paru innych miastach Polski potwierdza skuteczność tych wezwań. Widziano nawet Giertycha jak grzecznie skakał.

zaplecze

Politycznym zapleczem Studia Opinii i w konsekwencji KOD‑u była Platforma. Gdy jednak okazało się, że jest w stanie daleko posuniętego rozkładu, postawiono na Petru i jego partię, Platformę bis. Reżimowe portaliki „demaskowały” KOD, pokazując zdjęcie, na którym Kijowski chyłkiem zakrada się do sejmu na spotkanie z Petru. Ale przecież wcale nie ukrywają; na fejsbukowym ścianu Wimmera peany pod adresem Petru i Nowoczesnej itd. Pochwały zbierają młode i wygadane kobiety z .N. Słusznie wystawione na front, przykrywają typowych posłów Nowoczesnej, przesiębiorców, bankowców, nierzadko już łapanych z ręką w lodziarce.

KOD‐owi publicity zapewniły media dotychczasowego establishmentu, KOD wsparły partie opozycji parlamentarnej i politycy pozaparlamentarni (ZL); miała być demonstracja no logo, ale w mediach puszczano głównie przemówienia liderów i zastępcow liderów partyjnych. Coś za coś.

Obiektem powszechnej krytyki została natomiast partia Razem (por. też słowa Modzelewskiego na początku blogonoty), za sceptycyzm wobec tak zarysowanej jedności. Ernest Skalski pisał wczoraj:

Zastanówmy się kto mu [Kaczyńskiemu] tę władzę dał. Na pewno nie lud pracujący miast i wsi, zniesmaczony ciepłą wodą Platformy, oburzony z powodu śmieciówek, prekariatu, kraju – montowni, supermarketów, braku związków partnerskich – co wmawia mu wszelkiej barwy lewica. Burzyciele III RP, czyli PIS i Kukiz, dostali łącznie 46.5 procent głosów. Partie stojące na gruncie konstytucyjnym; PO, Nowoczesna, PSL, ZL i Razem, zebrały 45 procent. A z tego 11.6 procent głosów, oddanych na obie lewice, poszły jak psu w... lecz przynajmniej Adrian Zandberg ma własna partyjkę, która zasłużenie zeszła do jednego procentu poparcia z 3,9 w wyborach. Ale dotacja z budżetu mu została. [podkr. Skalskiego]

Nie przyłączyli się? No to mamy kozła ofiarnego, prawdziwego sprawcę klęski wyborczej.

Nawiasem mówiąc, czy ktoś za przegraną obwiniał rozdział tych samych środowisk – klasa średnia, przesiębiorcy, bankierzy, aspirujący do tychże – na PO i Nowoczesną? Czym się różniły ich programy? „Świecką szkołą”, postulatem, ktory po wyborach spuszcza się z bieżącą wodą? Dynamizmem .N wobec strupieszenia PO? Obydwie weszły do sejmu, ale może łącznie startując, weszłyby bardziej? (Prywatnie wątpię. Zabieg z przemianowaniem części Platformy i wizerunkowy lifting okazały się raczej udane.)

co dalej?

Jak już pisałem, jestem pesymistą. Czeka nas długa noc. Mimo to cieszę się, jak Modzelewski, że ludzie wyszli na ulice przeciw Kaczystanowi, niezależnie od tego, że widzę środki, którymi część z nich zmobilizowano.

Pamiętajmy jednak, idąc pod logiem KOD‑u, pod symbolami odzyskanej świetności oporu, że również w przeszłości jedność wobec opresji była jednością mityczną, najlepszą tego ilustracją są późniejsze losy KOR‐owców.

I także o tym, ze obrona demokracji (i państwa prawa) nie musi, a wręcz nie powinna oznaczać obrony status quo przed 2015 rokiem. POPiS się wyczerpał, niezależnie od tego, które skrzydło, kartofle czy frytki, jest aktualnie u władzy.

A partia Razem jest anty‐POPiS‐owska, jeśli dobrze rozumiem jej program; czy ten marginalny jak dotąd [por. satysfakcję Skalskiego: z 3,9% do jednego! ha ha! – już bodaj bezpodstawną] ruch ma jakiś interes, by rozpuścić się w Nowoczesnej Platformie?

Laura mówiła, że ojciec od dawna pracuje nad projektem państwa, w którym nigdy nic by się nie działo, bo niczego tak nie nienawidzi, jak przedsięwzięć, toczących się wypadków, zdarzeń, zmian i wszelkiego rodzaju incydentów. Laura natomiast była za rewolucją.

[W.G. Sebald, Wyjechali, przeł. Małgorzata Łukasiewicz]

Motto z Sebalda i tytuł blogonoty, też trochę sebaldowski z ducha, wskazują nastrój ponury, tryb predyktywny, ton ściszony. Mówiąc krótko: przygotujcie się, idzie długa noc. Zapasy książek, filmów i muzyki, przestrojenie priorytetów na sprawy najistotniejsze – dla tych, których nie stać na bycie wyjechanym. Kto ma siłę (razem, młodzi przyjaciele), niech ją zmierzy na zamiary. Ogólnie – będzie nieprzyjemnie. A teraz od początku.

rejwach

Początek leży, oczywiście, gdzie indziej. W bycie. Żeby się nie rozpisywać: bierzemy program Razem i traktujemy jako diagnozę status quo ante, opisującą nie wprost stan państwa i klasy politycznej. To nie jest przyjemny obraz. Do tego świadomość, prawdziwa mozaika najrozmaitszych wykluczeń. Epoka rozbicia plemiennego. Nadto lud rydzykowy, lud kaczyński i lud smoleński, częściowo tożsame.

Czy wyobrażacie sobie jak to jest przez 7 z okładem lat bez przerwy gadać, gadać i gadać, w poczuciu niemal całkowitej bezsilności? Myślenie krytyczne obumiera na rzecz wyznawczości, przekonani fanatyzują się, nie przekonani do końca i tak są za jakąkolwiek zmianą. Rządzi rejwach, stan wzbudzenia; nikt tu nikogo nie przekona.

Ludziom trafia w emocje praktyczny program okołoPiS‑u: najpierw sprawiedliwość (ludowa), potem (nowe) prawo. Poczucie niesprawiedliwości pomnożone przez rejwach – oto humus populizmu. Nic tego nie zmieni w najbliższym czasie. Żadne akcje zawstydzające, żadne pospolite nieruszenia leminżerii (à la KOD).

instytucje

Jesteśmy na etapie zawłaszczania instytucji. Sam nie jestem żadnym wyznawcą tych konkretnych instytucji, z ich (zwłaszcza) dotychczasową praktyką działania. Jak mogłaby powiedzieć sebaldowska Laura, to nic innego, jak komitet wykonawczy burżuazji, a jeszcze ten jej nadwiślański wariant, „ciepła woda” i kropidło, brr.

A jednak jestem zdania, że bez takiej instytucji jak np. niezależny (od aktualnej waaadzy) TK zagrożone są wszystkie inne. Orbanizacja na wyciągnięcie ręki. Czy ten pogląd dotrze do wykutych w rejwachu? Nie.

Znalazłem dla was dobry, jak sądzę, przykład. Łukasz Maślanka pisze [9 grudnia po godz. 21, czyli długo po orzeczeniu TK]:

[inny komcionauta:] Wyłączył się [Rzepliński] ze składu orzekającego.

To nie ma żadnego znaczenia. Był współautorem ustawy, którą sam TK uznał za niezgodną z konstytucją. Uznał dopiero za rządów PiS‑u. Kompromis jest taki: Rzepliński przyjmuje pięciu sędziów PiS‑u, a w zamian za to nie będzie ignorowany przez prezydenta i rząd. W przeciwnym razie, jeżeli uporczywie będzie odmawiał dopuszczenia nowych sędziów do orzekania, powinny zostać zastosowane środki przymusu. [podkr. moje – n.]

See? Rzepliński nie jest bohaterem mojej bajki, gdyby w polityce działała przyzwoitość, powinien się podać do dymisji w dzień po otrzymaniu krzyża Pro Ecclesia et Pontifice [„przyznawany przez papieża w dowód uznania dla zaangażowania w pracę na rzecz Kościoła”]. Ale sytuacja, w której to Kaczyński mianuje sobie prezesów TK jak chce, jest jeszcze gorsza, zasadniczo, od obecnej, z tym chomikiem na stolcu prezesowskim.

ktoś obroni?

Nie sądzę. Co może Unia? Nic zgoła; popatrzcie na przykład węgierski. Coś ktoś może wewnątrzkrajowo? Nie widzę. Może naprawdę masowe demonstracje, ale w tej sprawie – nie zanosi się. Co innego, gdy dotrze do rozmaitych grup wyborców, że Kaczyński znowu zrobił ich w konia i nic nie wyjdzie realnie z obietnic przedwyborczych (poza instytucjonalizacją rejwachu – media narodowe etc.). Ale to nie od razu.

Co więc nas czeka?

długa noc

Przygotujcie się. Zapasy książek, filmów i muzyki, przestrojenie —

„Wyborcza” opublikowała wczoraj rozmowę Macieja Stasińskiego (jak i cała redakcja lekko rozhisteryzowanego) z Adrianem Zandbergiem (spokojnym), już tu w komentarzu cytowaną (bo akurat ten fragment był zdumiewająco zbieżny z moją wcześniejszą blogonotą).

To, co tam mówi Zandberg i co, jak sądzę, wyraża też w sporej mierze stanowisko partii Razem, nie budzi (moich) specjalnych zastrzeżeń: ogólna zgoda. Zdziwienie natomiast budzą rozmaite komentarze do wywiadu. Na przykład Jacek Dehnel mówi tak:

Ogólnie zgadzam się z Zandbergiem, ale mam problem, jak za każdym razem, kiedy inteligent‐lewicowiec „pochyla się nad prostym człowiekiem” i go usprawiedliwa z niechodzenia na wybory albo z wybierania sił groźnych dla demokracji.

„Sarkanie elit na lud jest niemoralne” – powiada. I to brzmi dobrze. Ale nie żyjemy w XIX wieku, nie mamy pańszczyzny i powszechnego analfabetyzmu. Klasowość jest istotna, kapitał kulturowy jest istotny. Należy jednak powiedzieć, że w XIX wieku, na początku XX wieku lud dokonywał ogromnego wysiłku: nie tylko politycznego, ale i samokształceniowego, w sytuacji, kiedy o wykształcenie było naprawdę znacznie trudniej.

Tymczasem to jest sarkanie współobywateli na współobywateli. Oprócz przynależenia do takiej czy innej klasy wszyscy jesteśmy ludźmi, którzy powinni się – wiem, że to brzmi patetycznie – duchowo rozwijać. Problemem Polaków jest poza wszystkim duchowa gnuśność, rozlazłość, lenistwo – i nie jest to w żadnym razie kwestia „leniwego ludu”, ale całego społeczeństwa. Świadomy inteligent zatem ma prawo wymagać od swoich współobywateli, żeby nad sobą pracowali – i błędem jest usprawiedliwianie tego lenistwa kliszami z XIX wieku, kiedy niepiśmienny włościanin Mykoła, niemówiący po polsku ani po rosyjsku obnośny handlarz cebuli Aron czy prządka Antosia bez ani jednej klasy faktycznie nie mieli dostępu do wiedzy o świecie.

Jest tu mnóstwo kwestii naraz, a zatem – po porządku.

1. co powiedział Zandberg

Myślę, że Kaczyńskiemu marzy się taka mapa sceny politycznej: my kontra oni, a w roli onych – rozemocjonowana wielkomiejska inteligencja, pomstująca na lud, który nie dorósł do jej wymagań. To dla niego bardzo korzystny podział. Ręce mi opadły, kiedy przeczytałem kilka dni temu na waszych łamach tekst Wojciecha Kuczoka. Znany pisarz obrzuca głosujących na PiS biedaków epitetami, bo „dali się kupić” zasiłkiem na dzieci. Nie zadaje sobie pytania, jak złą macochą musiała być Polska, skoro obietnica kilkuset złotych pomocy tak wielu przekonuje.

To sarkanie z uprzywilejowanej pozycji na lud jest niemoralne, ale – co pewnie ważniejsze – jest też po prostu politycznie nieskuteczne. Jeśli tak miałyby wyglądać szańce obrony demokracji, to ja się na taką obronę nie piszę.

Słowa lud użył wcześniej Stasiński...

PiS i tak się zderzy z sektorem prywatnym. Przedsiębiorcy już w strachu odmawiają rozmów z „Wyborczą”. A jeśli Kaczyńskiemu się opłaci z nimi wojować i pokazać, że broni ludu, to zrobi to. Z władzą absolutną albo bez niej.

...i razem z dwoma ludami Zandberga daje to komplet użyć. Poza tym używano raczej terminu „obywatele” albo „ludzie”, po prostu.

Jak z tego widać, „lud” wjechał do tej rozmowy najpierw w skrócie myślowym dziennikarza „Wyborczej”, a potem w rekonstrukcji „mapy politycznej”, symbolicznego ujęcia stanu rzeczy, które podobałoby się Kaczyńskiemu (czy też jego propagandzistom).

Skoro już dokumentujemy, to zróbmy to dokładnie. Co konkretnie powiedział Kuczok?

Ja siebie zaś zapytuję: kimże są owi Polacy, którzy mocą większości głosów zgotowali nam cały ten bajzel? Sejmowy „blitzkrieg” jest nie tyle testowaniem cierpliwości obywatelskiej, ile skali obywatelskiego analfabetyzmu.

Statystyczny Polak czyta jedną książkę na rok, za to wypija pięćdziesiąt półlitrowych flaszek wódki rocznie. A zatem, zakładając, że od statystycznego do przeciętnego obywatela droga nie tak daleka, nie należy w Polsce oczekiwać jakiejś szczególnie rozwiniętej świadomości obywatelskiej. Gnuśność elit i samozadowolenie polityków doprowadziły naród do niedożywienia duchowego.

Padały nadto stwierdzenia „ten naród trzeba wykształcić” czy „hołota na sterydach” (z którą nie ma co się konfrontować na ulicach). Kuczok wyraził też sarkastyczną nadzieję, że 50% nie poszło do urn „w ramach protestu, a nie dlatego, że przespali dzień wyborów w pijackiej malignie”. I kluczowy fragment:

PiS do nieuków dotarł najkrótszą drogą – obiecując po pięć stów miesięcznie na nową flaszkę w nagrodę za osiągnięcia prokreacyjne. Nie wymyślimy niczego, co by zadziałało mocniej.

Czy teraz jest jasne, że Zandbergowe streszczenie powyższego jako „sarkania z uprzywilejowanej pozycji na lud” to ujęcie eufemistyczne i nad wyraz delikatne? Przecież Kuczok, mówiąc wprost, ciężko obraził jakieś 70% Polaków i Polek z czynnym prawem wyborczym.

Kaczyński nie mógłby się spodziewać lepiej wykonanego zamówienia, gdyby Kuczokowi zlecił (i to za ciężką kasę) napisanie tekstu w temacie „wielkomiejska inteligencja pomstuje na głupi lud”.

2. zbieżna diagnoza

Co ciekawe, Dehnel właściwie zgadza się z Kuczokiem. Społeczeństwo (zastrzega: nie tylko „lud” – ogólnie, współobywatele) jest gnuśne, rozlazłe, leniwe (duchowo; btw, Kuczok też używa terminu niedożywienie duchowe). Tyle tylko że w czym innym upatrują przyczyny.

Kuczok mówi, że wódkazaniedbania edukacyjne (wina elit). Dehnel – że brak samodyscyplinysamokształcenia, a przecież wiedza wala się na ulicy, wystarczy sięgnąć. Nie to co w XIX czy w I połowie wieku XX, gdy lud (w przeciwieństwie do elit) po upragnione wykształcenie sięgał w wielkim trudzie i kosztem wielu wyrzeczeń (ma tu rację).

Kuczok: nie dość nad nimi pracowaliśmy. Dehnel: nie dość nad sobą pracują.

3. zbieżna podszewka

Jest też druga, głębsza zbieżność. Przypomnę słowa Dehnela:

inteligent‐lewicowiec „pochyla się nad prostym człowiekiem” i go usprawiedliwa z niechodzenia na wybory albo z wybierania sił groźnych dla demokracji [podkr. moje – n.]

Czy ja dobrze rozumiem powyższe, sądząc, że owi leniwi współobywatele, gdyby dostatecznie nad sobą popracowali, to, po pierwsze, rozeznaliby, które mianowicie siły „są groźne dla demokracji”, po drugie, rozeznanie to byłoby zgodne z rozeznaniem Dehnelowym, a po trzecie, ruszyliby do urn, aby czynnie przeciwstawić się tym siłom?

I miałby to być konieczny wynik samokształcenia i przezwyciężenia gnuśności?

Kuczok sądzi tak samo, tyle że odpowiedzialnością za taki jedynie słuszny i konieczny wynik obciąża edukację.

4. copypasta

Mnie te diagnozy jako żywo przypominają neoliberalne sarkanie, że biedni są biedni, bo leniwi (albo, idioci, nie wiedzą, gdzie zaciągnąć kredyt); sami sobie winni.

Tu jest nawet gorzej: bo nie tylko samym sobie szkodzą (przez gnuśność itd.), ale nam wszystkim, psują nam demokrację!

Ale przecież wiedza o tym, skąd się bierze i jak działa populizm; jaki wpływ na prekaryzację ma globalny, ponadnarodowy kapitalizm; dlaczego deindustrialiacja jest zjawiskiem ogólnoeuropejskim; co wzmaga i w czyim interesie nacjonalizmy; jakie są konsekwencje nierówności r > g itd., itp., leży na ulicy, wystarczy sięgnąć.

Wiedza o tym, że bezpłatna edukacja to mit, że ochrona zdrowia jest przywilejem bogatszych, że idem mieszkanie, że jest więcej w szkołach katechezy niż nauki o społeczeństwie (gospodarce, polityce), że media są stabloidyzowane, a media kościelne mają największą publiczność, że szkoła w ogóle nie nadąża swoim autorytarnym kształtem za przemianami cywilizacyjnymi, itd., itp. – ta wiedza jest, że tak powiem, za oknem, dostępna bez specjalnego sięgania.

Wreszcie wiedza o tym, że w demokracjach postkomunistycznych frekwencja w wwyborach parlamentarnych jak dotąd mieściła się między 40 a 60% (ostatni Polski wynik, 50,92%, jest pośrodku tego przedziału i nie odstaje in minus od poprzednich polskich wyników). Ani specyfika polska, ani specyfika ostatnich wyborów. Daleko nam, w Europie Środkowo‐Wschodniej, do wyników niemieckich (75%), o szwedzkich (85,5%) nawet nie wspominając.

Wszędzie w nowych państwach Unii zawiodło (samo)kształcenie? Czy może wszędzie przetransformowano społeczeństwa wg podobnej neoliberalnej recepty, a w Polsce dodatkowo działa odmóżdżający KK, od 25 lat partia władzy afiliowana przy każdym rządzie? Nie, lepiej posarkać na gnuśność.

5. morał

Wydaje mi się, że to panowie Kuczok i Dehnel nie sięgnęli po walającą się na ulicy wiedzę. Czy jednak można to potraktować jako argument na rzecz ich tez?

A drugi z wymienionych przeczytał ów wywiad z Zandbergiem bez zrozumienia.

« older entries · newer entries »