po nazwiskach

Z kronikarskiego obowiązku odnotowuję parę głosów, co się odezwały w ostatnich dniach. Wszystkie wytłuszczenia w cytatach moje.

Bendyk

Marsze polskie. Siła zdrowego, mieszczańskiego wkurzenia

Mocy nabiera zainicjowana przez przypadek inna rewolucja. Na ulice polskich miast wyszło mieszczaństwo obrażone plugawymi słowami Jarosława Kaczyńskiego i jego towarzyszy. Wyszli ludzie dumni ze swojego dorobku, z osiągnięć swojego kraju, którzy nie znieśli plucia w twarz i faszyzacji języka debaty publicznej. Pokazali, że nie ma zgody na segregowanie społeczeństwa na sorty, na monopol na patriotyzm, na homogenizację kulturową i dyktat bigotów. Zrozumieli, że ich prywatne, indywidualne strategie dobrego życia są zagrożone i muszą pokazać swą siłę jako świadoma samej siebie i swej godności klasa.

Mamy więc w końcu swoją nieprześnioną rewolucję burżuazyjną, wychodzimy w końcu z feudalizmu. Niezależnie od tego, co dalej będzie robiło PiS i prezes Jarosław Kaczyński, nie da się tej rewolucji już zatrzymać.

„Przypadek”? Nie sądzę.

Bendyk terminem nieprześniona rewolucja odwołuje się do prześnionej rewolucji Ledera. Popatrzmy.

Leder

Pustka po lewicy

Ponieważ nie ma nowej symboliki sankcjonującej polską demokrację – a może raczej ta symbolika jest jak na razie w zalążku – wyłania się to, co wobec aktualnych zagrożeń, pełzającego autorytaryzmu, jest najbardziej odpowiednie. Stąd nagły powrót etosu inteligencji. Zdolność mobilizacyjna tej symboliki, tego etosu, jest w Polsce duża. To nasze kulturowe acquis [zob. – przyp. n]. Dzięki temu bierna grupa, która co najmniej od 2007, a często od 1989 roku uznawała, że nie musi się w nic angażować, obudziła się. Ze względu na genezę tego etosu – przecież inteligencja w Polsce ma ziemiańskie korzenie – jest w nim element dystynkcji społecznej, pogardy dla chamów. Trudno. To tylko pokazuje, jak bardzo potrzebna jest symbolika i etos lewicowy, taki, który zyskałby też jakąś rzeczywistą zdolność mobilizacji społecznej i politycznej.

W rozmowie Ledera z Sutowskim jest więcej wątków; z pewnością warto przeczytać. A skoro mamy już zdrowe mieszczańskie wkurzenieinteligencję, następny wybór wydaje się oczywisty; pora też na lekkie, przed kolejną postacią, rozluźnienie atmosfery.

Dehnel

Reprezentant nowoczesnego (różowego) mieszczaństwa, a zarazem wzorowo osadzony w przeszłości inteligent; to dlatego tak pilnie obserwuję tę emblematyczną bez mała postać. Ponadto – ośmiotysięcznik (mowa o liczbie followers na fejsbuku; nie każde pismo ma taki nakład!).

Otóż Dehnel głosował na Razem. Gdy PiS zaczął w trybie przyspieszonej kolonizacji demontować państwo prawa w Polsce, Dehnel aktywnie właczył się w działania KOD‑u. Organizował śpiewy zbiorowe, niesmaczył się skaczącym Giertychem (12.12), a gdy to nie wystarczyło, odważnie go wypreczował z drugiej demonstracji (19.12). I tu – sosna rozdarta. Bo Razem jakoś nie wykazało entuzjazmu wobec KOD‑u (piszę o tym w innych niedawnych blogonotach).

Razem powinno słuchać się swojego elektoratu! – wołał Dehnel. To błąd, który się zemści – powtarzał (znajdując niemałe poparcie). A gdy ukazała się uchwała Rady Krajowej Razem, z której jasno wynika, że Razem nie widzi się w szeregach mieszczańskiej rewolucji, Dehnel pokazał swoje „mane tekel”:

Jest duża szansa, że [razemowcy] będą robili wyłącznie swoje, to znaczy w grupie dzielnego aktywu partii bez elektoratu.

...bo najważniejszy elektorat (Dehnel + 1) wziął i się obraził.

Wszelako jedną z cnót inteligenckich jest intelekt, może zatem, gdy emocje opadną, partii Razem elektorat przywrócon będzie.

Michalski

W dwóch tasiemcowych odcinkach Kokluszu (cz. 2) Michalski, jak to on, zygzakuje i utrudnia (niezbyt przejrzystym stylem). Na plus – wyłożenie strategicznych wyznaczników jego politycznego myślenia. Na minus – to, że (moim zdaniem) myli się, stawiając własną (pokrętną) biografię jako pożądany model, powiedzmy, transformacyjny, ilustrujący taki (kluczowy) postulat:

Jedyny praktyczny szacunek, jaki można uczciwie okazać ludowi, to rozbijać tę bezkształtną bryłę „masy” kilofem edukacji, kilofem awansu społecznego – na miliony, miliardy jednostek.

Nie śmieję się z tego hm, rozmachu. I powtórzę: nie trzeba zgadzać się z każdym zakrętem tego politycznego myślenia, by odnieść pożytki z lektury. To potworne tl;dr’s, ale moim zdaniem warto, jeśli ktoś ma wolne pół godziny. Są też bonusy:

Syn Beaty Szydło zdał właśnie do seminarium, świetnie obryty z historii Kościoła, od razu po zdanym egzaminie zapisał się do „koła tradycji”, zwolenników łacińskiej mszy, przeciwników „demoralizacji, jaką do Kościoła wprowadził Sobór Watykański II” (teologia Jana Rokity, niezbyt głęboka, gdzieś tak na poziomie jego teologicznego rozróżnienia „Kościoła łagiewnickiego i toruńskiego”). Młody Szydło chodzi teraz po seminarium z kolegami w trydenckim kapeluszu, zajmują się tropieniem tego, co jest w dzisiejszym kościele „liberalnym spiskiem”. A odchodzący na emeryturę biskupi Hoser, Michalik, ich ludzie w seminariach i w całym Kościele, zapraszają wypatrzonych przez siebie „młodych tradycjonalistów” do windy przyspieszonej kościelnej kariery. Przygotowują armię do walki z papieżem Franciszkiem.

Nie miałem pojęcia, a wy?

  1. nameste’s avatar

    Dla porządku: Kokluszu cz. 3. Tym razem Michalski bardziej (także) po nazwiskach. Zastanowiła mnie szczególnie niechęć Streżyńskiej do ujawniania dochodów; taka praworządna pani, a obowiązek olewa, hm.

    I jeszcze cytat wierszowany, za Michalskim:

    Ja znam tę melodię i znam ten tekst
    I tych, co spłodzili tę odę
    Każdy z nich cichcem winko pił
    A innym zalecał wodę...

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *