wizyta kosmitki

Lula Sarnia, Wiśni mi się (Łódź 2022), świeżo wydana książeczka utrzymana w stendhalowskiej kolorystyce – czerwone na czarnym, kosmiczny pojazd, którym lądują białe litery wierszy (Boy tłumaczył: dwie Francje, mundur i sutanna; w ramach absurdalnych wybryków wyobrażam sobie, że u Sarni zderzają się odwrotności tych dwóch pojęcio‐tropów).

Kiedy półtora roku temu ukradłem do bloga wiersz w cieniu kasztanowca piekli się burza (nota kopytna i torbacz, jej tytuł sumował pobieżną wycieczkę po wierszach i obrazach Sarni), zanotowałem na odległym marginesie:

Poczytałem w sieci parę innych wierszy tej autorki; była tam bardziej, nazwijmy, rozgadana. Wygląda to na jakąś ewolucję.

I rzeczywiście. Wspomniany wiersz trafił do książki pod zmienionym tytułem: w cieniu łutówki piekli się burza [łutówka: jedna z odmian drzewa wiśniowego], i radykalnie skrócony, w stronę od‐gadania. Wiem o tym z PPR #6; ową ewolucję omawia tam Jakub Skurtys [tym razem w roli nieruchomego akuszera^] szerzej (ach, cóż byśmy bez niego poczęli!).

A tu jeden z wierszy w Wiśni mi się:

pestka

przeciwsłoneczna okupacja, w sadzie wiśni
trafiają w głowy podczas lądowania
środek altany, nie ma klamek
lato zaczyna drylowanie
sto i my sto dni, burza wszczyna ciszę

Być może cała książka „trafia w głowy podczas lądowania”, wybryk wyobraźni podpowiada, że Lula Sarnia jest kosmitką. Przebraną (cieleśnie) za koloryt hiszpański, w obrazach eksploruje gęste faktury napadnięte przez nieoczywiste formy figuralne, w wierszach twardymi liniami łączy znaczące (jak u Paula Klee), widać to choćby w powyżej cytowanej pestce.

Przymierzam się do zakupu – i co widzę? Że także dla większości księgarni (sieciowych) autorka jest alienem; powtarza się info: „Autor książki: Lul Sarnia”, choć obok na reprodukcji okładki stoi czerwono na czarnym inaczej.

Przypadek?

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *