żółte okładki

W książce, którą teraz czytam, nadziałem się na cytat podany bez wskazania źródła; z szerokiego kontekstu wynika, że dotyczy międzywojnia:

Czy pan wie, że w kioskach ukazała się żółta seria, zeszytowa kryminalistyka, najgorsza szmira, szmira ostateczna? Wydaje to jakiś kombinator, genialny człowiek. Literatura jako szmira, nic tylko szmira, koniec literatury, świetna koncepcja!

Słowa te przywołały wczesne wspomnienie. Wskutek rodzinnych zawirowań czas pewien mieszkałem, jako dziecko, u katolickiej ciotki. Miała ona męża, córkę i dwa koty. Oraz szafę. A na tej szafie, poza zasięgiem wzroku, leżało parę książeczek w żółtych okładkach, jak dziś myślę zdumiewająco dobrze zachowanych; jakimś cudem (lub wskutek tajonej namiętości do szmiry) przetrwały wojnę oraz parę epok po niej, w tym liczne przeprowadzki. Mimo ukrycia zostały wybuszowane i przeczytane (oczywiście skrycie).

Niewiele pamiętam z tej lektury. Poza pewnym wyrazistym motywem. W jednej z tych żółtookładkowych kryminalnych historii był mocny wątek szpiegowski, szajka złoczyńców zarządzanych przez strasznego karła dopuszczała się rzeczy potwornych, jednak najwyższe dowództwo nad nimi sprawowała piękna i okrutna sowiecka komisarka‐szpiegini. (Były to jeszcze czasy PRL‑u, nic dziwnego zatem, że ten właśnie motyw wrył się, choć mgliście, w pamięć.)

Teraz, za sprawą książki, którą właśnie czytam, i powyższego z niej cytatu, zagrała we mnie ambicja i postanowiłem sprawdzić owo mgliste wspomnienie. Po paru żmudnych kwerendach znalazłem! I to nie tylko oryginał (dostępny w cyfrowej bibliotece Polony), którego pierwotną okładkę przykryto typową dla tamtych czasów robotą introligatorską, ale i całkiem współczesne wznowienie – niestety (ponowne) dzisiejszy „kombinator, genialny człowiek” również odszedł w swych wydaniach (bo jest cała seria) od intensywnej okładkowej żółcieni.

Powieść Stanisława Antoniego Wotowskiego, wydana w 1932: Złoto i krew. W szponach czerezwyczajki. Dwa fragmenty, dla smaku.

Brasin, piastujący wysokie stanowisko w jednem z państw sąsiadujących z Polską, uciekł, zniechęcony panującymi tam stosunkami i u nas szukał azylu. Zato, zamierzano widocznie go ukarać a również, zarzucano mu, że zakochawszy się w Czukiewiczowej, dla niej popełnił tę zdradę i nie tylko jej ułatwił ucieczkę z owego ościennego państwa, ale i wywiózł bardzo znaczne sumy pieniężne i klejnoty, stanowiące nawet ongi własność carów, zagranicę. 

[s. 104 oryginalnego wydania; Brasin już jest tu trup]

Zwracają uwagę dwie rzeczy. Po pierwsze – zdumiewająca interpunkcja (cytuję wiernie). Po drugie, swoista ostrożność autora: „pewne sąsiadujące/ościenne państwo” konsekwentnie skrywa swą nazwę pod sformułowaniami omownymi, przejrzystymi jak faszystowski charakter ONR‑u. Czego się bano?

[...] szybko wynieśli Korskiego z auta do domu. którego drzwi otworzyły się natychmiast, jakgdyby umyślnie tam na nich oczekiwano. Było to wejście, jakie przeważnie zagranicą się znajduje. Wiodące wprost do środka z ulicy, a nie przez bramę.

W przedsionku, wysłanym grubym dywanem, stała jakaś młoda kobieta. Wysoka, o wielkich czarnych oczach i wybitnie wschodnim typie, którą nazwaćby można było piękną, gdyby jej twarzy nie szpecił wyraz dziwnego okrucieństwa. Przyglądała się ona, z pod przymrużonych powiek, przyniesionej „zdobyczy”, a na jej wargach igrał nieokreślony uśmiech.

[...]

– Będziecie mieli z niego pożytek, towarzyszko Sonia! – wyrzekł tymczasem garbus, mrugnąwszy jakoś poufale.

Język kobiety wysunął się nieco i zwilżył wargi. Jak oblizuje się tygrysica, gdy czuje świeżą a łakomą ofiarę. Musiała ona tu jednak zajmować wyższe stanowisko i nie dopuszczała do żartów, bo oblicze jej przybrało wyraz surowy i rozkazała ozięble.

– Przenieść go tam, gdzie wiecie! A w jaki sposób wydobędę z niego wszystko, to już moja rzecz!

– Oj! Szykuje się „badanie trzeciego stopnia”! – szepnął garbus, lecz wnet umilkł, na tyle był groźny wzrok kobiety.

Tylko, mężczyzna w ciemnych okularach przyglądał się tej scenie obojętnie. Widział on, już tyle rzeczy potwornych, że nic nie było w stanie go poruszyć. 

[s. 115 oryginalnego wydania]

A więc garbus! nie karzeł! Ale poza tym – wszystko się zgadza.

Literatura jednak przetrwała swój koniec. I to też jest świetna koncepcja.

  1. Pietrala’s avatar

    „Czy pan wie, że w kioskach ukazała się żółta seria, zeszytowa kryminalistyka, najgorsza szmira, szmira ostateczna? Wydaje to jakiś kombinator, genialny człowiek. Literatura jako szmira, nic tylko szmira, koniec literatury, świetna koncepcja!”

    Wszystkie cytaty Adam Ważyk :)

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *