„Pomarli” – szczątki lektury

W Pomarłych Waldemara Bawołka, co się da odczytać. Tekst zwiedziłem pobieżnie w poprzedniej blogonocie, pozadawałem trochę pytań. Ale niedosyt, coś mnie znowu ciągnie do lektury.

O pani Genowefie Stępniewskiej. W nawiasach numery stron.

To najważniejszy tekst, bo pierwszy, zarysuje treść–zakres–metodę, położy podwaliny pod świat. Narrator miota się po tym tekście jak żyd po zbiorze pustym [*], wciela się, jest wcielany w okruchy, odłamki różnych mitów. Ale świat jako rama jest bezpieczny, stabilny, przynajmniej dopóki żyje Demeter (pani Stępniewska), władczyni ogrodu, szafarka. Owszem, niekiedy próbując zmylić wroga, biegła na cmentarz, przekonana, że tam otaczają ją tylko wszyscy umarli z naszej ulicy. A te strzelania z karbidu doprowadzały ją do wściekłości, nie dawały wytchnienia. Podczas naszych wojen nie mogła spokojnie wyrywać chwastów, podlewać róż czy pielęgnować kalarepy (7), przechodziła w aspekt Persefony, zstępując do Hadesu, ale powracała.

Narrator przemieszcza się między fasetami mitu męskiego; jest więc królem‐kochankiem bogini urodzaju, Uda rozchylone jak okno, uda niczym dwie wiotkie trzciny uginające się pod ciężarem mego ciała, ach, rozchylajcie się letnią porą, sypkie odnogi grządek i ugorów, niech ziemia rodzi, niech szyby rodzą złociste refleksy, a my kąpmy się w szalejącym oceanie przysiąg! (16), traconym później w ofierze; wojownikiem, łupieżcą, handlarzem‐podróżnikiem. Trzeba starannych studiów, by wykryć i nazwać wszystkie te wcielenia.

Kto odwiedza grób dziadka (11), przedolimpijskich bogów? Odwaliłem leżący w środku niewielki kamień, pod którym, jak się okazało, leżała martwa suka. Dla dopełnienia obrazu pojawił się też żywy szczeniak, umaszczony podobnie jak ona (11), ach, Hekate, a z niej psiogłowy Anubis, krótko mówiąc: Cerber; tak otwiera się szczelina.

Wskakuję w środek tekstu, Zdążyłem zrobić najwyżej dwa kroki, gdy usłyszałem znajomy brzęk, a potem masywne łono zamknęło się przede mną gwałtownie, niewidzialna ręka z trzaskiem przesunęła perspektywę. Zostałem odcięty od padołu ziemskiego, wtłoczony w formę, z której zapewne nigdy nie zdołam się wydostać. Całą siłą naparłem na otaczający mnie świat. Ani drgnął (11–12), teraz (trudno: fatum) będzie Odysem, pani Stępniowska wślizgnęła się za mną i przyparła mnie do muru, na amory ją wzięło, tuli się do mnie, piersiami napiera (12), Hekate‐Kirke, czyli Demeter w aspekcie śmierci, ale narrator uchodzi, zobaczy jeszcze towarzyszy zamienionych w świnie, Pod stodołą na piasku wygrzewają się trzy otyłe ciałka, jakieś grubiutkie kadłubki, smażą się w słońcu, skóra ich spieczona na raka, nic im to nie przeszkadza, śmieją się, dowcipkują, a słońce grzeje tak, że udar gotowy, tłuszcz skwierczy, może nawet one chciałyby się usunąć w cień, ale żadne z ciał nie może się poruszyć, jakby zostały przywiązane do miejsca kaźni (12).

Odys w nieustannym zatrudnieniu, wracam na halę produkcyjną, bo tam potrzebują mnie do pomocy, właśnie usuwają, wyrywają z ziemi ogromne pale (12), niczym mniejszym nie wykole się oka Polifemowi. Ucieka syrenom, W drodze do domu dopadły mnie dwie kurwy, poprosiły, żebym je przenocował, że nic mi nie zrobią, najwyżej pokażą mi, jak wygląda prawdziwa miłość (13), omiata wzrokiem złupiony stos gratów, aż porywa go chaos wodnej otchłani; ledwo żywego wypluwa na łąkę, do Nauzykai i jej towarzyszek, Dziewczyny przynoszą stare koszule, obrusy, prześcieradła i inne zapomniane domowe szmatki. Wyciągają z torby nożyczki, igłę i nitkę. Na łonie przyrody zszywają, kroją, skracają – po to, by stworzyć oryginalne torby, czapki, maskotki, kosmetyczki i wszystko to, na co mają ochotę (14–15). Demeter zajęta jesienią, pani Stępniowska, jeszcze w pełni sił, dołączyła do towarzystwa, by dziergać pończochy (15), cykl się zamyka. Cień narratora znów w królu‐kochanku, może przymierza się do innych ról, może przyjdzie być Orfeuszem?

[Pani Stępniewska] już w ogóle nie wie, co się z nią dzieje, do ogrodu ją ciągnie, pośród grządek nie zauważa, że czas przepłynął przez nią niczym górski potok. Już dawno jest spakowana i gotowa do drogi. Prawie codziennie przechodzę obok ogródka pani Stępniowskiej. Mielę przeszłość na słowa, zdania, żeby tylko nie stać się zwierzęciem (18).

No i tak to z tym „oniryzmem”.

* * *

Poszedłbym dalej, zapisując wrażenia. Ale i tak nikt tego nie czyta, a jak przeczyta, nawet mu się nie chce, niktowi, kliknąć w zielonego plusa, na znak, że dało się czytać. Więc co ja z tego mam?

[EDIT:] Wybaczcie, nastrój chwili.

  1. andsol’s avatar

    A co można mieć z pisania bloga?

    To znaczy, co każdy z autorów z osobna może z tego mieć? Bo jako zbiorowość, mają tzw. życie kulturalne, ale czy da się rozbić je na kwadratowo klikalne przyczynki?

    Zapewne jeszcze bardziej przykra jest sytuacja w sztukach plastycznych. Tu nikt nie odmienia nasycenia barwami, wymiaru obrazu i nie straszy wymiarem pliku. I bez wernisaży prawie nie ma istnienia.

    No a tu masz nieustający wernisaż.

    Aha, jedną z możliwych interpretacji milczenia jest transkrypcja jej na zwrot „nie będę pisał banałów czy nieprzemyślanych zdań”.

  2. nameste’s avatar

    @ andsol:

    No cóż, niegdyś z pisania bloga miało się (mogło mieć) rozmowę. Potem ‘fejs zabił blogi’, a lajki zastąpiły rozmawianie. Śmieszne to moje upominanie się o zielonego plusa, to prawda. No ale to taki znak, że ktoś słucha, nawet jeśli w milczeniu.

  3. Michał Babilas’s avatar

    Przecież czytamy. Daję dużego zielonego plusa za przeszłe, przyszłe i teraźniejsze.

    Bloga prowadzi się jednakowoż dla siebie.

  4. nameste’s avatar

    @ Michał Babilas:

    Dzięki.

    Bloga prowadzi się jednakowoż dla siebie.

    Też prawda.

  5. telemach’s avatar

    „Poszedłbym dalej, zapisując wrażenia. Ale i tak nikt tego nie czyta, a jak przeczyta, nawet mu się nie chce, niktowi, kliknąć w zielonego plusa, na znak, że dało się czytać. Więc co ja z tego mam?”

    Trudny temat. Jeszcze trudniejsze pytanie kończące. Spróbuję jednak odpowiedzieć.
    Masz szacunek małej (liczebnie) grupy czytelników za jakość i nieuciekanie się do zgniłych kompromisów w celu zwiększania klikalności za wszelką cenę.
    Powinieneś mieć satysfakcję wynikającą ze stworzenia i pielęgnacji miejsca w jakiś sposób ekskluzywnego.
    Masz mój podziw za konsekwentne nieobniżanie poprzeczki latami.
    To jest kolego wcale niemało.

  6. nameste’s avatar

    @ telemach:

    Dzięki.

  7. Hellk’s avatar

    Co do rozmowy: troche nie czuje sie na poziomie cos do niej wniesc, to raz. Od notki, poprzez zakup, do zakonczenia lektury mija sporo czasu, to dwa. Dziewczyne w Ogniu udalo mi sie ‘dorwac’ dopiero w zeszlym miesiacu.
    Piszesz uczciwie, a wiekszosc ‘polecanek’ obrabiamy z zona – i jak do tej pory – nie zalujemy. Bede klikal.

  8. nameste’s avatar

    Hellk :

    Co do rozmowy

    Co do rozmowy, to poszedłem sprawdzić i wyszło, że odzywasz się tu średnio 4 razy na rok, za co jestem b. wdzięczny. Wiadomo, czasy się zmieniają etc., ale nadal myślę, że blog bez komentarzy trupieje.

  9. telemach’s avatar

    @babilas
    „Bloga prowadzi się jednakowoż dla siebie.”

    Ejże.
    W takim wypadku wystarczyłby notes. Decydując się na formę, której immanentną częścią jest „pokazanie światu” zaprzeczamy tej z pozoru słusznej tezie.
    Nie publikuje się dla siebie. Otwarta szuflada i zamknięta szuflada to dwie zupełnien różne szuflady, nieprawdaż?

  10. Michał Babilas’s avatar

    @telemach:
    Notes łatwiej zgubić czy zapodziać. Szuflada wciąż jest moja i to ja najczęściej do niej zaglądam. A że nie zamykam na klucz – co to zmienia?

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *