cium‐tłum

W „Magazynie Książki”, czerwiec 2020, Piotr Tarczyński reklamuje Sedarisa we własnym przekładzie. Ponieważ nabrałem podejrzeń przy Sprzedawczyku Beatty’ego, poszedłem sprawdzić (David Sedaris, Leviathan).

No i teraz, już bez dalszego sprawdzania, będę omijać pozycje po tym tłumaczu.

He bought a complicated racing bike [...]

Kupił sobie fikuśną kolarkę [...]

One day that May, as I walked to the post office, he pedalled past without recognizing me. His face was unguarded, and I felt I was seeing him the way other people do, at least superficially: this boyish little man with a stalactite of snot hanging off his nose. “Mornin’,” he sang as he sped by.

Któregoś majowego dnia szedłem na pocztę, gdy przepedałował obok i nawet mnie nie rozpoznał. Minę miał beztroską, czułem, że widzę go takim, jakim widzą go inni ludzie, przynajmniej powierzchownie: chłopięco wyglądający człowieczek ze zwisającym z nosa soplem smarków. Mijając mnie, zaszczebiotał: – ...bry!

They have landscaped yards, and many are fronted by novelty mailboxes. Some are shaped like fish, while others are outfitted in cozies that have various messages—“Bless Your Heart” or “Sandy Feet Welcome!”—printed on them.

Mają zadbane ogródki, a przy wielu stoją pocieszne skrzynki na listy. Niektóre w kształcie ryby, inne otulone ocieplaczami na imbryki z nadrukowanymi tekstami w rodzaju NIECH CIĘ BOZIA BŁOGOSŁAWI albo MOŻNA WNOSIĆ PIASECZEK!

The Sea Section came completely furnished, and the first thing we did after getting the keys was to load up all the televisions and donate them to a thrift shop.

Kałszkwał kupiliśmy w pełni urządzony i kiedy tylko dostaliśmy klucze, spakowaliśmy wszystkie telewizory i oddaliśmy je biednym.

[wytłuszczenia moje – n.]

* * *

Dehnel robił „biedermeier z dykty” [BKU], Tarczyński robi „cium‐ślurp‐biedermeierek”.

Co do ostatniego przykładu („Kałszkwał”, !!!), owszem, „Sea Section” nie jest nieznacząca nazwą na domek na plaży (zob. David Sedaris on the „Sea Section”...), no ale są granice, jak by się tłumaczowie nie zaśmiewali do rozpuczku we własnym gronie.

Wystarczy porównać wytłuszczone zwroty z ich odpowiednikami w oryginale angielskim, by stwierdzić przesunięcie od neutralno‐poważnego języka opisu, w którym dostrzeżenie wymiaru satyrycznego pozostawia się czytelnikowi, do języka krakowskiej przedszkolanki (jak to skomentowała pewna Osoba), przy którym mamy się (?) śmiać z infantylizacji opisywanego (wyssanej z kciuka tłumacza).

I nawet w (zdawałoby się) drobiazgach Tarczyński idzie na łatwiznę, dopuszczając się przy tym przesunięcia znaczeń. „Oddaliśmy biednym” wobec „darowaliśmy secondhandowi” (rozpowszechniony w Polsce termin na odzieżowe, ale i miszmaszowe sklepy z używanymi rzeczami), oryginalnie thrift shop.

A pomysł, że amerykańscy właściciele domków przy plaży wypisują sobie na skrzynkach na listy hasło „NIECH CIĘ BOZIA BŁOGOSŁAWI”, jest podobnego kalibru, co zmiana Halloween na Zaduszki (Kłobukowski tłumaczący Saundersa). Bozia wnosi piaseczek.

Współczuję (debiutującej) oficynie (Wydawnictwo Filtry) tej pozycji; kawał bylejakiej roboty.

  1. nameste’s avatar

    @ mbabilas:

    omatko!

    [EDIT: nie mam siły nawet się ponaśmiewać, taki poziom samozadowolenia knebluje^]

  2. Mkw98’s avatar

    Hehe, Tłumacz napisał cały tekst o kałszkwale, używając aprobaty autora jako ostatecznego argumentu (jakoś mnie jednak nie przekonał).
    https://wydawnictwofiltry.pl/dlaczego-kalszkwal-wyjasnia-piotr-tarczynski/

  3. nameste’s avatar

    @ Mkw98:

    Patetyczne („Oh, yes, pathetic,” Sedaris agreed). Ja czuję się ostatecznie przekonany i bez dalszego sprawdzania, w ciemno, tłumockie produkcje Tarczyńskiego będę omijać szerokim łukiem.

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *