Katolicko‐mieszczańska „Gazeta Wyborcza”. 5 lat temu jej wicenacz, agitując za „demokratycznym kandydatem”, wskazywał istotny punkt programu: „rozumny i przyjazny rozdział Kościoła od państwa”. Dziś u tegoż stosowny fragment programowy brzmi: „stawką jest świeckie państwo bez narzucania katolickiej ortodoksji”. Płaczę ze śmiechu (gorzkiego), wyobrażam sobie „świeckie państwo *z* narzuconą katolicką ortodoksją”: oto konsekwencja syntaktyczna [tak, ‘humaniści są niezbędni’].
„GW” w przeddzień wyborów w 2011 (parlamentarnych) zamieściła wywiad‐rzekę z Markiem Kondratem, dziś powtarza ten błyskotliwy manewr (nie linkuję, przekaz w 100% przewidywalny). Facet z dynastii aktorskiej, od ponad 20 lat robi kasę na reklamach ING Banku, w 2007 rzucił zawód; mieszka w Hiszpanii, winiarz‐handlowiec. Modelowy – dla 99,99% Polaków – życiorys. Jak wyznał ongiś Marcin Król, „byliśmy głupi”; nic się nie zmieniło.
W 2011 wygrała ponownie PO („wygrała Polska Marka Kondrata i Kuby Wojewódzkiego, ludzi bystrych i uśmiechniętych”, podsumowywał Michnik). Przez 8 lat rządów „ciepłej wody w kranie” lewicowy wyborca (jak ja) mógł co najwyżej rozważać (jak ja) rozmaite sposoby praktykowania niemocy. A potem lewicowy wyborca stanął wprost przed dwugłowym potworem „dżuma czy cholera”. I trochę drgnęło (np. Razem w sejmie), choć zarazem nigdy jeszcze nie było tak dramatycznie źle.
Patrzę na nagłówek z Kondratem w dzisiejszej „GW” i chcę, żeby lewica w Polsce stanęła na głowie (biorąc kasę choćby od diabła) i zrobiła wreszcie ogólnopolską gazetę. W takim dniu jak dziś chciałbym w niej przeczytać pogłębiony wywiad‐rzekę z kasjerką z Biedronki. Od rodowodu, sytuacji rodziny, środowiska dorastania. O edukacji i aspiracjach. O warunkach samodzielnego życia. Czy coś poszło nie tak? Czy coś mogło w ogóle pójść inaczej? Czym (i jak) żyje dziś? Czy, jeśli uważa, że oferta PiS‑u odpowiada jej sytuacji życiowej, można z nią porozmawiać o tym, że jednak wcale niekoniecznie? Niezależnie od przebiegu, byłaby to rozmowa o ważnej pracy i ważniejszej osobie niż emerytowany aktor opływający w przywileje. I, oczywiście, rozmowa z nie‐facetem.
-
Bardzo podzielam tę chęć. Ale czy w Polsce jest taka lewica, bądź jej zalążek, która interesuje się losem Pani Kasjerki, a choćby jej przemyśleniami i potrzebami? Bo na razie zainteresowało się (w sposób niewątpliwie cyniczny) ugrupowanie, do którego mam uczucie, wdzięcznie ujęte przez kogoś pomysłowego w osiem gwiazdek. Co mnie wkurza. Niezwykle. Obawiam się jednak, że bańki, w których funkcjonują wszyscy i nie mają ochoty się z nich wychylać, mają zbyt grube ściany. Przyjemniej jest, jak sądzę, zakrzyknąć „zwyciężymy” do tych, którzy ochoczo odkrzykną. Gdyby krzyknąć do Pani Kasjerki, prawdopodobnie wzruszyłaby ramionami i powlokła się do domu wolnym krokiem po dwunastogodzinnej szychcie w masce.
-
Rzuciłem okiem na nagłówek i przeczytałem: „kajzerka, nie Kondrat”. Gdy już zorientowałem się w przeoczeniu i się nad nim zastanowiłem, to głęboko się zasmuciłem, bo okazało się, że nawet moja głowa na jakimś poziomie podświadomości broni się przed zestawianiem (czy przeciwstawieniem) kasjerki i Kondrata. Brioszka, cholera.
-
To pewnie spodziewane, ale rzeczony nie ograniczał sie do telewizyjnego naganiania randomów. Przy okazji kryzysu opcyjnego jedna z klientek wspominała mi, że lepsiejsi klienci (‘gazele’ czy inne ‘oposy’ biznesu’) dostawały w pakiecie m.in. ‘śniadania’ czy też ‘degustacje win’ z w/w.
-
Oposy moje (‘bank z lwem w herbie mias nieswiezych nie je’).
9 comments
comments feed for this article
Trackback link: https://nameste.litglog.org/2020/07/kasjerka-nie-kondrat/trackback/