o deficycie bluzgów

Sprawa jest złożona. Z jednej strony bluzgi i wyzwiska są mocno zleksykalizowane, co zarazem potwierdza i (nieustająco) ustanawia zasadniczą wydolność komunikacyjną: powszechną [obraźliwą] zrozumiałość. Można wystartować do kogoś z mocnym (na przykład) „ty kalafonio!”, ale czy taki epitet będzie odebrany jako dobitny wyraz negatywnych emocji (o ukrytej semantyce nie wspominając)?

Z drugiej wszakże strony, bluzgacz(-ka) bywa osobą wspierająca RiGCz, pewne typy epitetów (np. odetniczne czy rasistowskie) nie przejdą jej przez gardło, a w innych przypadkach zdarza jej się wewnętrzny proces deleksykalizacyjny, który prowadzi do refleksji np., czy epitet „ty świnio!” nie obraża czasem bardziej tego sympatycznego, inteligentnego ssaka niż adresata; cóż świnia zawiniła, że używa jej się na tak niemiły sposób?

Wreszcie, po trzecie, w ujęciu historycznym, bogactwo leksyki dawniejszej polszczyzny odchodzi do lamusa i poniekąd słusznie: znajdziemy tam mnóstwo zgoła nie‐RiGCz‐owych epitetów, konotujących pogardę klasową (np. łachmyta [współcz. = człowiek ubierający się w lumpexach], hultaj [współcz. = „wolny najmita”, freelancer, prekariusz]) czy dżenderową, od których chcielibyśmy uwolnić współczesny obyczaj. Na to miejsce jednak nie pojawiła się obfitość bluzgu współczesnego, opartego na językowej sferze nowych technologii czy urządzeń społecznych; nie mówimy „ty nieprzetkany interfejsie!” [na mobbingowego typa] czy „ty stołku nadzorczy!” [na społecznego pasożyta, neoburżuja] lub podobnie. Mało tego, wraz z postępującą brutalizacją języka publicznego w coraz powszechniejszym (i powszednim) użyciu panoszą się właśnie skamieliny z klasy pogardy dżenderowej. To przykre.

Z czwartej strony, niniejszy szkic konspektu nie nawołuje do cenzury [politpoprawnościowej]. Wzywa się tu raczej do inwencji, do twórczego bluzgania!

* * *

Bluzgi i wyzwiska przebiegają rozmaite sfery życia osobniczego i wspólnotowego. A zatem mamy: skatologiczne, odgenitalne, odzwierzęce, odroślinne (rzadsze), odnoszące się do cech osobniczych (wygląd, sprawność poznawczo‐intelektualna, deficyty charakteru i moralności), klasowe, odetniczne (także: rasistowskie), odreligijne i wreszcie – najbardziej rozpowszechnione – odnoszące się do sfery seksualno‐obyczajowej.

skatologiczne

Redukcja do sfery wydalniczej, denotująca niedojrzałość, brak kompetencji (osobistej lub społecznej) wynikający z wieku itp.; gówniarz (-ara), srajdek, gnojek, szczawik, siksa, zasraniec (uniwersalnym epitetem powiązanym jest dupa i pokrewne). Zasadniczo to epitety żałosne, choć zdarzają się inteligentne wyjątki: nazwanie grupki prawicowych młodziaków, którzy dokonali pomyślnego desantu na TVP w latach 90. – pampersami (poprzednie generacje też piętnowały młodziakowatość, ale nie aż tak, hm, ostro, por. pokolenie pryszczatych).

odgenitalne

Klasyka gatunku. Chuj, pizda (cipa), mnogość synonimów i derywatów; redukcja do narządu płciowego. Z punktu widzenia RiGCz‑u posiadanie (i używanie) narządów płciowych jest absolutnie naturalne, więc pojawiają się wątpliwości, czy wypada „obwiniać części ciała”. Ale podobnie jest ze sferą wydalania; to też naturalne. Niemniej, konotowany jest tu wstyd i/lub wstręt, a stulecia trwające represjonowanie (głównie przez religie) seksualności nie mogło nie przynieść rezultatów.

Co ciekawe, przymiotnikiem najczęściej (bodaj) łączonym z rzeczownikiem odgenitalnym jest „głupi (-a)”, co wskazywałoby na intencję uwypuklenia prymitywizmu (w zachowaniu czy całokształcie zbluzganej osoby), redukcji do jednego (prymitywnego, „zwierzęco‐popędowego”) wymiaru, dramatycznie zaniedbującego inne wymiary: społeczne, towarzyskie, zawodowe, psychologiczne, empatyczne (por. np. „ochujeć”).

Językowo najciekawsze rzeczy dzieją się przy próbach rozszerzenia owej intencji uwypuklającej prymitywizm na kontekst ponadjednostkowy. Na przykład „chujnia” [często: „z grzybnią”] albo „chujoza” na określenie (jakiegoś) wycinka sfery społecznej. Ogólniej: inwencja słowotwórcza jest tu (wydaje się) niepowstrzymana, choć niekiedy w ogóle nie wiadomo, o co może chodzić (np. „piździelec” – kto to?! ale brzmi b. mocno i obraźlwie, a więc właściwie).

Nie wróżę RiGCz‐owi zwycięstwa w ew. walce z chujem/pizdą(cipą).

odzwierzęce, odroślinne

Każdy poda natychmiast setki przykładów odzwierzęcych (świnia, baran, osioł, klępa, flądra, glizda, gnida, gad itd.), mniej jest odroślinnych (głąb; epitet „burak” jest w istocie klasowy). Wydaje się, że aby przezwyciężyć tę odwrotną antropomorfizację (negatywną), trzeba by zrewidować całokształt (potężnej) tradycji, nazwijmy „ezopowej” (czy „la fontaine’owskiej”), w tym także – pozytywnej. Zerwać ze zwierzętami heraldycznymi, poddać krytyce bajędy o dzielnych lwach, majestatycznych orłach, pracowitych mrówkach itd. Bez głębokiej zmiany perspektywy (pro‐ekologicznej) walka RiGCz‑u z ukrytym deprecjonowaniem [niektórych] zwierząt czy roślin będzie powierzchowna.

cechy osobnicze

Sam w sobie temat‐rzeka. W ramach niniejszego szkicu konspektu zauważę tylko dwie rzeczy.

Po pierwsze, RiGCz odnotowuje sukcesy w walce z epitetem od‐wyglądowym, np. skutecznie piętnując body shaming. (O epitetach „kategorialnych” – rasistowskich, odetnicznych, odreligijnych [w szerokim, generalizującym ujęciu] i odnoszacych się do płci, orientacji seksualnej itd. – nie ma co wspominać: są i będą tępione.) Ale nie podoba mi się ambiwalentne stanowisko w sprawie epitetu od‐imiennego: te wszystkie „janusze/grażyny biznesu”, „sebiksowie [sebastianowie]” itd. Człowiek na ogół nie wybiera sam sobie imienia; widzę tu pokłady pogardy w istocie klasistowskiej.

Po drugie, mała wycieczka do lamusa leksykalnego (w kwestii „deficytu charakteru lub moralności”): idzie o asymetrię. Mało używane dzisiaj słowo „łajdak” pochodzi od „lada jaki” (czyli bylejaki, pospolity w swojej nikczemności); mniej pejoratywny krewny, „ladaco” („lada co”, byle co, czyli rodzaj „nicponia” [„nic po nim”, bez pożytku]), ma swój żeński odpowiednik: to „ladacznica”. Bardzo polecam RiGCz‐owi namysł nad dżenderową asymetrią derywatów. Dlaczego nie ma męskiego rzeczownika „ten kurw”?

I od razu, przepraszając za b. skrótowe potraktowanie tej kategorii, przechodzę do klasy

seksualno‐obyczajowe

A tu rządzi, niestety, skamielina.

Kurwa (mać), skurwysyn (odnotujmy brak „skurwycórki”).

Oraz (o‑,u‑,w‑,od‑,do‑,s/z‑,wy‑,za‑,przy‑,pod‑,roz-)-pierdolić/jebać (i stada pochodnych czy synonimów).

Etymologia podaje w sprawie „kurwy”:

prasłowiańskie słowo o znaczeniu ‘kobieta niezamężna’, sens pejoratywny wiąże [się] z wyrażeniem kurъve matere synъ, czyli ‘syn niezamężnej matki’ [Mirosław Bańko za Andrzejem Bańkowskim w Poradni językowej PWN]

A więc źródłowo to relikt systemu patrylinearnego dziedziczenia („nieprawe łoże”); natychmiast rozumiemy, czemu nie ma skurwycórki (bo jak by się miała o cokolwiek upominać) i czemu ma służyć ta tysiącletnia stygmatyzacja. Czy „nieprawe” progenitury to wynik dobrowolnie zawiązywanych romansów, czy też w większości efekt ponadepokowego niewolenia? Czy w XXI wieku stygmat (jak by nie był niezasłużony) dziedziczy się (z matki na syna)? Czy we współczesnym znaczeniu [kurwa = pogardliwie o prostytutce] pamięta się, że to profesja stanowiona przez popyt?

Proszę państwa, jest tu okrągłe zero RiGCz‑u. Owszem, wiem: to się tak mocno zleksykalizowało (jak sraczka po kapuście), że trudno coś na to poradzić. Ale zachęcam mimo wszystko do deleksykalizacji.

Sprawa druga, czyli wulg. czasownik oznaczający [wg słowników] czynność seksualną wykonywaną przez mężczyznę.

Każdy z derywatów (powstających przez dołożenie jednego z wymienionych wyżej prefiksów) ma charakter przemocowy. Ta leksyka maluje świat, którego siłowym władcą jest mężczyzna, a jego bronią – chuj. I to jest, przepraszam za wyrażenie, totalna chujoza. Słabo z RiGCz‐em.

Dlatego podoba mi się (na przykład) dżenderowo symetryczny, odnotowany już przez nowsze słowniki (z kwalifikatorem posp.) czasownik „bzykać [się]”. „– No i co? – spytała. – No i nic, bzyknęłam go.”.

* * *

Czytelnik zdążył już zauważyć (choćby po rozmiarze luk w niniejszym szkicu konspektu), jak rozległy jest to temat. Więc już tylko parę luźnych uwag.

Z żalem odnotowuję, że po polsku bluzg rzadko (czy wręcz wcale) nie sięga po bluźnierstwo. Włosi mają swoje „porca madonna” [świnia] czy „madonna puttana” [kurwa]; powiększa to językową różnorodność, sprzyjając przy tym dystansowi (do, eufemistycznie mówiąc, różnych społeczno‐kulturowych hegemonii).

W powieści Dziura w niebie Tadeusza Konwickiego (wczesny jego utwór; darzę go niegasnącym sentymentem) znaleźć można b. oryginalne przykłady bluzgów, pochodzących jak się zdaje ze wschodnich rubieży Rzplitej; części z nich nie napotkałem nigdzie indziej.

Na oznaczenie much ado about nothing, ceremonialnego roztrząsania spraw kompletnie nieistotnych, pada tam, wypowiedziana przez któregoś z nastoletnich bohaterów, fraza:

gówno ojca świętego krajane w talarki

I tym przykładem inwencji językowej żegnam się, choć mam w głowie kilka razy więcej niż to, co zdążyłem tu napisać. Na przykład o bluzgu politycznym (no ale dziś cisza wyborcza).

  1. Hellk’s avatar

    Ciekawe, ze przynajmniej 2 rozne obelgi w jezyku polskim pochodza prosto z wyzszych sfer dalekiej Abisynii. Obie zreszta meskie.

  2. nameste’s avatar

    @ Hellk:

    O. A jakie?

  3. Hellk’s avatar

    Menel i (tu nie na 100%) nygus. W czasie panowania Menelika II zdaje sie nie bylo innego znaczacego panstwa w Afryce, ktorego rdzenna wladza moglaby odwiedzic Europe. Czarno‐biala fotografia tez pewnie zrobila swoje.

  4. Michal Babilas’s avatar

    Zanotuję jako oboczność: skorwinsyn. Oraz zupełnie świeży skorwinwnuś.

  5. nameste’s avatar

    Michal Babilas :

    zupełnie świeży skorwinwnuś

    Tak świeży, że jeszcze nieznany guglowi i in.

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *