mała ekonomia praktyczna

Oficjalne ideolo panów (i pań) w neoliberiach (Gucci, Armani itd.) jest takie, że Aaaaa, własność prywatna! – bo konkurencja, efektywność i zarządzanie; bogactwo urośnie, a rozwój się rozwinie. Jak poskrobać – co zrobił na przykład Eli Wurman w dwóch ciekawych notach – to okaże się, że raczej tylko bogactwo się ubogaci, a inne strony tego (społecznego) równania mogą sobie pooglądać przysłowiowy kaczan. Logika kasyna, nastawienie na krótkoterminowe zyski i „wolna amerykanka” powodują jednak także rozległy (a ukryty) pozafinansowy uszczerbek cywilizacyjny.

Nie znam się na technicznej stronie ekonomii, więc mogę zaproponować tylko parę obrazków dla ilustracji.

punkt wyjścia

Powiedzmy, że jest kilka firemek, które działają w tej samej niszy, powiedzmy w jakichś szybko rozwijających się technologiach (IT czy telekom, whatever). W każdej iluś ludzi rozpoznało dziedzinę, nabyło jakieś narzędzia, nabudowało na nich swoje aplikacje, wdrożyło jakiś model obsługi i – nie zajmujemy się bankrutami – zagospodarowało jakąś bazę klientów.

Różnią się w szczegółach, są mali, więc elastyczni, uwzględniają indywidualne potrzeby. Ze względu na skalę koszty pracy są stosunkowo wysokie, ale znowuż koszty zarządzania – niskie. Firmy są niedoinwestowane, baza klientów nie jest stabilna (tak, tu rzeczywiście jeszcze działa konkurencja), z drugiej jednak strony – elastyczność wobec potrzeb sprzyja dłużejterminowej lojalności usługobiorców. Słabość infrastruktury jest trochę równoważona kompetencjami personelu: nawet jeśli technologie są zakupione, to ich obsługa i nabudowywanie na nich aplikacji pozostaje w rękach lokalsów; pracownicy są tylko o krok‐dwa w tyle za producentami technologii.

inwestycje

Kiedy ten etap zostaje mniej więcej osiągnięty, przychodzi PanKapitał z propozycją nie do odrzucenia. Zainwestujemy, obiecuje, dołożymy nowe technologie za półdarmo, rozwój się rozwinie, prezesi kupią komplet kijów do golfa (na dobry początek), słowem, będzie świetnie.

fuzja

Po pół roku kilka firemek to już składowe nowej spółki (w której większość udziałów ma PanKapitał). Jakim cudem? Ano takim, że PanKapitał złożył swoją propozycję wszystkim firemkom, a większość się zgodziła. Wdrożono już nieco korpokultury (poczynając od kaznodziejczej gadki o mission, vision, strategy), zaczyna się etap redukcji.

redukcja

Najpierw redukcja personelu, tak z 50%. Potem redukcja produktu: zamiast zróżnicowanej oferty, pokrywającej „potrzeby ludności”, będzie kilka zestandaryzowanych pudełek („produktów”) opakowanych w PR‐wstążeczki, a ludność niech się dopasuje, jest to dla niej korzystne, bo będzie taniej.

sprzedaż

Po kolejnym półroczu nową spółkę kupuje GlobalKorpo#1, przeprowadza dalszą, choć już mniejszą redukcję personelu, wdraża – jako wyłączne – rozwiązania techniczne przywiezione w teczce. Dział produkcji się kurczy, wykwalifikowani nie są już potrzebni, za to rośnie BOK, zatrudniając półniewolniczych zombies do sprzedaży tych pudełek i rutynowego odpierania zarzutów, że „coś jednak, cholera, nie działa”. Jeszcze nie zredukowanych tresuje się na korpospędach integracyjnych, za to jakoś niepostrzeżenie rozrasta się kadra zarządzająca.

Po kolejnym pół roku PanKapitał odsprzedaje resztę swoich udziałów na rzecz GlobalKorpo#1, które po kolejnym kwartale odsprzedaje spółkę innemu GlobalKorpo#2, bo tylko po to przecież weszło w ten interes.

konkurencyjność

Oh, wait, co się stało z konkurencyjnością (tego fragmentu) gospodarki? No przecież jest, nie wspomniałem, że do kupna startowało także GlobalKorpo#3, ale cóż, lepszy wygrał i dzięki temu branża rozwija się kwitnąco.

bilans

Połowa wyjściowego (z czasów kilku niezależnych firemek) personelu – zwolniona. Wyżej wykwalifikowani – zbędni. Potrzeby ludności zostały opanowane: od teraz ludność ma nie to, czego potrzebuje, tylko potrzebuje to, co ma w ofercie GlobalKorpo#2. To znaczy kilka pudełek na krzyż (za to liczba wstążek do opakowania tych pudełek – czyli na przykład „promocje” [*] – wzrosła oszałamiająco).

Koszty zostały obcięte, a zatem efektywność wzrosła. Dzięki transakcjom sprzedaży PanKapitał i GlobalKorpo#1 odnotowały przychody.

Tylko z zaspokajaniem potrzeb ludności (co obiecywał, pamiętacie, choć nie wprost, mit o „prywatnej własności i dobrobycie”) jakoś nieteges. No i początkowe „będzie taniej” przekształciło się na „będzie tak drogo, jak ustalą między sobą GlobalKorpo#2, #3 i #4”: więcej graczy na rynku już nie ma.

[*] nienawidzę promocji, bo to ściema i lipa; nieustająca promocyjna rewia w rzeczywistości oznacza:
— albo dumping cenowy,
— albo finansowanie pozyskania nowych klientów z kieszeni starych,
— albo wyprzedaż wybrakowanego i/lub przeterminowanego.

  1. Tomash’s avatar

    Chciałem napisać że nieprawda i model uproszczony, bo trochę znam rynek programistyczny IT z perspektywy bycia jego „elementem”. Ale potem sobie przypomniałem historię rynku baz danych czy ciekawych startupów (delicious, które Yahoo właśnie dobija) i zrobiło mi się smutno.

  2. zetzero’s avatar

    Co do promocji, jeszcze jeden przykład: banki mnożące w centrach miast swoje małe placówki, które poprzez wyeksponowaną witrynę działają bardziej jako reklama i promocja marki, niż instytucja generująca zyski. Placówki otwierane także po to, żeby w tym miejscu inny bank nie wziął lokalu w dzierżawę.
    Pewnie tak się robi. Przecież wszystko jakoś się globalnie zbilansuje...ech...

  3. drKinbote’s avatar

    Przysłowiowy kaczan jest przepiękny. I będzie przeze mnie używany, jak i rozsiewany w przestrzeni. No i pasuje dziś jak ulał – moja pryncypałka własnie schrupała ziarna, a mnie się ostał jeno kaczan.

  4. sheik.yerbouti’s avatar

    Ale dopóki firma nie jest w obrocie publicznym etc. to w zasadzie nie musi się oddawać Kapitałowi. Oczywiście można wpaść w pułapkę właściciela ostatniej niesprzedanej oil tycoonowi działki, który i tak straci ropę, a odszkodowania nie zyska.

  5. nameste’s avatar

    sheik.yerbouti :

    Ale dopóki firma nie jest w obrocie publicznym etc. to w zasadzie nie musi się oddawać Kapitałowi.

    W zasadzie nie. W praktyce albo jest firmą „z garażu” i bez kapitału szybko zdechnie, albo już (zatem) zależy od PaniczaKapitałka (takiego mniejszego PanaKapitała), albo jest firmą państwową (lub ex‐państwową, czyli pod hm, kontrolą PanaMinistraSkarbu na przykład) i wtedy powinna sama lecieć się sprywatyzować bez reszty – por. wspomniane na początku noty ideolo.

    A potem jest koncert efektywnego zarządzania i – dla przykładu – opinie insiderów:

    Jednak o panu Grzegorzu Esz nie mam dobrego zdania. Jestem byłym pracownikiem PPWK S.A., spółki którą zarządzał pan Esz przez ostatnie lata i którą to spółkę rozłożył kompletnie na łopatki. Sam kiedyś przyznał, że on się nie zna na zarządzaniu wydawnictwem kartograficznym i że bliższa mu jest branża telekomunikacyjna. Efekt jest taki, że spółka jest teraz w stanie agonalnym. Została tylko garstka pracowników, a kiedyś było to wiodące wydawnictwo. [tu #14],

  6. babilas’s avatar

    nameste :

    (...) albo jest firmą państwową (lub ex‐państwową, czyli pod hm, kontrolą PanaMinistraSkarbu na przykład) i wtedy powinna sama lecieć się sprywatyzować bez reszty – por. wspomniane na początku noty ideolo.

    Anecdata: TPSA w roku 1998, będąc jednoosobową spółką Skarbu Państwa, poleciała się sprywatyzować („aby, zarządzaną będąc przez prywatnego inwestora, sprawniej stawić czoła wyzwaniom XXI wieku”) i spory pakiet jej akcji został sprzedany firmie France Télécom, będącej (wówczas) jak najbardziej firmą... państwową.

  7. nameste’s avatar

    @ babilas:

    A znowuż Michalski (C.) proponuje sprzedaż PKP‐ów (jest ich przecież więcej niż raz) Deutsche Bahnowi, które (twierdzi) nawet dziś są państwowe.

    W tym poszerzonym znaczeniu „prywatyzowania” idzie bodaj o to, żeby ktokolwiek inny przejął odpowiedzialność, w tym zwłaszcza: za inwestycje modernizacyjne. No i za skonsumowanie ew. zysków.

    ALE przynajmniej infrastruktura zostanie i będzie ją można znacjonalizować :)

  8. babilas’s avatar

    To o nacjonalizacji infrastruktury drobniejszą szczonką żeby dojczebany się nie doczytały?

  9. Gammon No.82’s avatar

    nameste :

    a kiedyś było to wiodące wydawnictwo

    Czy wiodące wydawnictwa, nawet kartograficzne, zatrudniają ludzi, używających wyrażenia „wiodące wydawnictwo”?

  10. Gammon No.82’s avatar

    P.s. [świnia jestem, znów potrzeba czepiania zdominowała mi meritum] Świetny tekst.

  11. Tomash’s avatar

    nameste :

    W zasadzie nie. W praktyce albo jest firmą „z garażu” i bez kapitału szybko zdechnie, albo już (zatem) zależy od PaniczaKapitałka (takiego mniejszego PanaKapitała), albo jest firmą państwową (lub ex‐państwową, czyli pod hm, kontrolą PanaMinistraSkarbu na przykład) i wtedy powinna sama lecieć się sprywatyzować bez reszty – por. wspomniane na początku noty ideolo.

    Bzdura, jest bardzo dużo firm które nie zostały sprzedane większym graczom i mają się świetnie. Niektóre z nich urosły tak, że same zaczęły kupować (gadu‐gadu, o2).

  12. eli.wurman’s avatar

    sheik.yerbouti :

    Ale dopóki firma nie jest w obrocie publicznym etc. to w zasadzie nie musi się oddawać Kapitałowi.

    Idzie po kredyt i już ją kapitał rucha (och, gdybym tak mógł rozsiewać różne anegdotki mojego ojca).

    Tomash :

    Bzdura, jest bardzo dużo firm które nie zostały sprzedane większym graczom i mają się świetnie. Niektóre z nich urosły tak, że same zaczęły kupować (gadu‐gadu, o2).

    Naspers, LOL.

    Gammon No.82 :

    Czy wiodące wydawnictwa, nawet kartograficzne, zatrudniają ludzi, używających wyrażenia „wiodące wydawnictwo”?

    To jest ten język, którego wszyscy tak nienawidzimy. Marketobełkot.

  13. sheik.yerbouti’s avatar

    eli.wurman :

    Idzie po kredyt i już ją kapitał rucha

    Słuchaj firemko!/ Lecz ona nie słucha/ Albowiem właśnie/ kapitał ją rucha

  14. nameste’s avatar

    drKinbote :

    Przysłowiowy kaczan jest przepiękny

    ...a potem szukaliśmy tych przysłów, poszukiwania trwają :)

    Mimo chodząc namierzyłem taki oto bonus:

    należy wziąć kukurydzę najsmaczniejszego białego rodzaju, (...) następnie należy ugotować ją i spożyć ziarna. Po dokładnym obgryzieniu kukurydzy pozostaje już tylko kaczan nastrzępiony pustymi łupinami. Właśnie ten kaczan jest dokładnym modelem postmodernizmu.

    Można go w rozmaity sposób ciąć na kawałki, ewentualnie rozgryzać lub nawet spożyć. Powiedziane nie odnosi się oczywiście do wszystkiego, co stanowi obecnie produkcję młodej poezji, ponieważ każda typowa reguła ma swoje wyjątki. Jednakże naczelna zasada niewyraźnej zrozumiałości, dość szokującej brzydoty, amorficzności, jako też całkowitej nieobecności rymów, rytmu oraz organizacji stylistycznej mnie przynajmniej usilnie przypomina obgryziony kaczan kukurydziany, co jest, rzecz oczywista, czystym subiektywnym moim wrażeniem, w najmniejszej mierze nie roszczącym sobie pretensji do zasady generalizującej wszystko, co młodzi poeci stworzyć potrafią.

    Czyj to wślizg? Dzjadzi Lema.

  15. nameste’s avatar

    babilas :

    To o nacjonalizacji infrastruktury drobniejszą szczonką żeby dojczebany się nie doczytały?

    Było dopisane ciut później w ramach esprita deskaliera. No i tak straszne rzeczy mówi się szeptem.

  16. nameste’s avatar

    Gammon No.82 :

    Czy wiodące wydawnictwa, nawet kartograficzne, zatrudniają ludzi, używających wyrażenia „wiodące wydawnictwo”?

    Był z działu „mapy Azji”.

    eli.wurman :

    Marketobełkot.

    E, zwykły rusycyzm (albo: peerelizm).

  17. frankie’s avatar

    Ale przecież w tych branżach bariera wejścia jest niska i cały czas powstają nowe firemki także za pieniądze ze sprzedaży wcześniejszych startupów. Przykład i to z branży z dużą barierą: Mariusz Łukasiewicz najpierw stworzył Lukasa, sprzedał i założył Eurobank. BTW jak chcesz temu problemowi zaradzić? Zakazać sprzedaży firm?

  18. nameste’s avatar

    @ frankie:

    Ale tu nie ma jednego problemu (typu „sprzedaż firm”), tu jest gromada problemów posprzęganych. Bankokratyzm. Ideolo „prywatyzować, a będzie LEPIEJ” (gówno prawda), ideolo „wesoło się kręci globalne kasyno”, wycofanie państwa z regulacji i polityki (społecznej, pro‐rozwojowej itd.).

    Ja tu tylko obrazek narysowałem (zgodnie z zapowiedzią).

  19. sheik.yerbouti’s avatar

    frankie :

    Ale przecież w tych branżach bariera wejścia jest niska i cały czas powstają nowe firemki

    Tu chciałem się poskarżyć na niesprawiedliwy świat – założenie i utrzymanie biura architektonicznego o wielkości wystarczającej dla wykonania średniej wielkości projektów jest znacznie bardziej kosztowne niż projektowanie informacji i identyfikacji wizualnej, publikacji etc. przy porównywalnych obrotach. To drugie mogą robić dwie osoby.

  20. babilas’s avatar

    nameste :

    Ja tu tylko obrazek narysowałem (zgodnie z zapowiedzią).

    tutaj kleks na obrazku. Migotliwie duże kwoty w artykule i atmosfera linczu w komentarzach.

  21. nameste’s avatar

    @ babilas:

    Mówi rzecznik KGHM:

    Nie zamierzamy dawać podwyżek wszystkim po równo, ale tym, którzy pracują najefektywniej.

    Przyznam, że takie zdanie mnie jeży. Ale to na marginesie.

    Twoim zdaniem – problem jaki jest? I gdzie?

  22. Adam Gliniany’s avatar

    nameste :

    a tu tylko obrazek narysowałem (zgodnie z zapowiedzią).

    Z perspektywy prowadzącego małą firemkę: mam nadzieję, że ten obrazek to jednak mi się nie zdarzy. Że kapitał nie zadzwoni albo coś.

  23. Gammon No.82’s avatar

    nameste :

    ...a potem szukaliśmy tych przysłów, poszukiwania trwają :)

    Stare przysłowie z Andów Wschodnich głosi na pochyły kaczan wszystkie lamy skaczą.

    Był z działu „mapy Azji”.

    Specyfika lokalna tłumaczy wszystko.

  24. babilas’s avatar

    nameste :

    Twoim zdaniem – problem jaki jest? I gdzie?

    Problem jest w atmosferze umysłowej, którą dobrze ilustrują komentarze (o ile założyć, że próbka jest reprezentatywna). Z jednej strony skorwinwnusie (którzy, co prawda, gardłują za nieograniczoną wolnością gospodarczą, ale explicite wyłączają tutaj wolność obracania zysku firmy na kredkoweosiemnastki dla załogi), z drugiej strony populiści socjalni, którzy przeliczają dochody pracowników KGHM na wielokrotności pensji pielęgniarek czy nauczycielek, uniwersalną receptę widząc w... prywatyzacji. (Sprywatyzować, niech ich kapitalista zbiedronkuje, niech będą mieli tak samo!). Prywatyzacja nie jest więc refrenem tylko jednego hymnu ideologicznego, nuconego przez korpokratów („w neoliberiach Gucci i Armani”). Lud podchwycił tę akordy i wplótł w swoją karmaniolę. To tak, jak u Mozarta w „Don Giovannim” w scenie balu – jedna melodia, ale każdy tańczy inny taniec.

  25. frankie’s avatar

    nameste :

    Ja tu tylko obrazek narysowałem (zgodnie z zapowiedzią).

    Ale ten obrazek nie wynika z żadnego z problemów, które wymieniłeś. Ani banków, ani braku regulacji i tym bardziej prywatyzacji. Ja w ogóle w tym obrazku nie widzę żadnego problemu. Właściciel przejmowanej spółki nie dostaje fistaszków, a realne pieniądze, zaś rynek i tak dostanie kolejne startupy zakładane przez następne roczniki studentów.

  26. nameste’s avatar

    babilas :

    Problem jest w atmosferze umysłowej [...] Prywatyzacja nie jest więc refrenem tylko jednego hymnu ideologicznego

    Oczywiście, w Polsce od 20 lat piosenki z wanny (Balcerowicza itp) średnio pasują do rzeczywistości (wielu) ludzi mierzonej wysokością wypłat. To może produkować schizofreniczne pęknięcia pojęciowe. Plus „poetyka odreagowania”.

  27. nameste’s avatar

    frankie :

    Ale ten obrazek nie wynika z żadnego z problemów, które wymieniłeś. Ani banków, ani braku regulacji i tym bardziej prywatyzacji. Ja w ogóle w tym obrazku nie widzę żadnego problemu. Właściciel przejmowanej spółki nie dostaje fistaszków, a realne pieniądze, zaś rynek i tak dostanie kolejne startupy zakładane przez następne roczniki studentów.

    Chyba lekko spłaszczyłeś obrazek. Pracownicy przejętych spółek w połowie na bruczek. Średnia kwalifikacji krajowego pracownika – obniżona. Produkty spakietyzowane, rynek podzielony w ramach kilkopolu, potrzeby ludności hm, „umasowione”. A temu, że właściciele (zarządy) mają się dobrze, ba, coraz lepiej (relatywnie), temu przecież nie przeczę.

  28. frankie’s avatar

    nameste :

    Pracownicy przejętych spółek w połowie na bruczek.

    W małej firmie przerost zatrudnienia? Nie widziałem jeszcze takiego cudu.

    Średnia kwalifikacji krajowego pracownika – obniżona.

    Przy przejęciach najczęściej idą na bruk działy obsługi typu księgowość czy marketing. A mowa była o startupie który zbyt dużo takich pracowników nie zatrudnia. A w bezrobotnego informatyka także nie wierzę.

    Produkty spakietyzowane, rynek podzielony w ramach kilkopolu, potrzeby ludności hm, „umasowione”.

    Powtórzę się: przy niskiej barierze wejścia powstaną następne bardziej innowacyjne startupy.

    BTW jak byś chciał barierę braku kapitału na rozwój rozwiązać?

  29. Gammon No.82’s avatar

    frankie :

    W małej firmie przerost zatrudnienia? Nie widziałem jeszcze takiego cudu.

    Jeśli dobrze rozumiem Gospodarza, rzecz w tym, że n małych firm, pożartych przez bigkorpo, nie robi już tego, co dotąd, więc to, co nie było przerostem, może nagle się nim stać.

  30. nameste’s avatar

    frankie :

    W małej firmie przerost zatrudnienia? Nie widziałem jeszcze takiego cudu.

    Zależy jak zdefiniujesz przerost. Jeśli obetniesz funkcjonalność, to dawne zatrudnienie będziesz traktować jako przerost, nespa?

    Mała firma kurierska ma pracownika, z którym możesz się dogadać ws. godzin obecności w domu / odbioru. Duży KorpoKurier ma bezludną centralę w baraku pod Pcimiem, w którym stoi zegarynka nadająca reklamy i grająca muzykę. Poprzedni typ kuriera był „przerostem”. (Heh, żeby chociaż ceny spadły na tej zmianie funkcjonalności. Ale nie, tylko willobaseny prezesury coraz okazalsze :).

    Przy przejęciach najczęściej idą na bruk działy obsługi typu księgowość czy marketing. A mowa była o startupie który zbyt dużo takich pracowników nie zatrudnia.

    Za‐nie‐dby‐wal‐ni. Jeszcze powiedz, jaki jest społeczny (bo, powtórzę, majątki zarządów to mi kalafiorem) zysk z tego.

    Powtórzę się: przy niskiej barierze wejścia powstaną następne bardziej innowacyjne startupy.

    Wiesz co, ani „wzrost PKB”, ani „rozwój się rozwija”, ani „bardziej innowacyjny” nie robią na mnie (jako hasła) wrażenia. Innowacyjny jest ten KorpoKurier, niech szlag trafi. Mój point będący jest taki: nie ma żadnych „domyślnych”, niby oczywistych kryteriów oceny. (Sprawdzić czy nie Balcerowicz.)

    BTW jak byś chciał barierę braku kapitału na rozwój rozwiązać?

    To poniekąd inna para kaloszy. Kredyty półkomercyjne? Rola państwa w ochronie lokalnych zasobów intelektualnych (i wewogle: kwalifikacji)? Bankom, kurwa, wreszcie uczciwe przyłożyć podatkami? Nie wiem. Jak już mówiłem, nie znam się na technicznej stronie ekonomii.

    PS Dopasuj się do lokalnej konwencji cytowania, pliz :)

  31. Temujin’s avatar

    Tomash :

    Bzdura, jest bardzo dużo firm które nie zostały sprzedane większym graczom i mają się świetnie. Niektóre z nich urosły tak, że same zaczęły kupować (gadu‐gadu, o2).

    No właśnie. GG [od teraz ludność ma nie to, czego potrzebuje, tylko potrzebuje to, co ma w ofercie GlobalKorpo#2. To znaczy kilka pudełek na krzyż (za to liczba wstążek do opakowania tych pudełek – czyli na przykład „promocje” – wzrosła oszałamiająco)] i O2 – dalej królują pod względem mielonki na darmowej poczcie? ^^

  32. babilas’s avatar

    nameste :

    piosenki z wanny

    ?

  33. nameste’s avatar

    @ babilas:

    Chandleryzm (literalnie: „piosenki z brudnej wanny”).

  34. babilas’s avatar

    nameste :

    Chandleryzm (literalnie: „piosenki z brudnej wanny”).

    To gdzieś funkcjonuje poza tu i teraz?

  35. nameste’s avatar

    @ babilas:

    Ale w jakim sensie „funkcjonuje”?

  36. babilas’s avatar

    nameste :

    w jakim sensie „funkcjonuje”?

    Bywa używane, referowane do, rozpoznawane? (niech się wpisują miasta, które)

    Disclaimer. Ja nie mam nic przeciwko idiolektom, nic a nic (pod warunkiem, że są identyfikowane jako idiolekty).

  37. nameste’s avatar

    @ babilas:

    Wystaw sobie moje zaskoczenie (ctrl‑F „wannie”), toż to Fronda [z lipca 2010].

    Ale OK, mogę się przyznać, że to było nadużycie.

  38. babilas’s avatar

    nameste :

    Wystaw sobie moje zaskoczenie (ctrl‑F „wannie”), toż to Fronda [z lipca 2010].

    Jezu, jezu (nieczyt.)

  39. galopujący major’s avatar

    Najzabawniejsze jest to, że te firemki mają być konkurencyjne, żeby się bogacić, a jak już się wzbogacą, to przychodzi PanKapitał i albo kupuje, albo dumpinguje, w dłuższej perspektywie kasując konkurencję. Słowem, im bardziej będziesz konkurencyjny, tym szybciej konkurencję zarżniesz.

    BTW Firmy rodzinne jako spółki z o.o. mogą się obronić przed przejęciem (ale już nie dumpingiem), jednak tylko do pewnego momentu wyznaczanego zapotrzebowaniem na kapitał inwestycyjny. Potem spółka akcyjna i klops, bo ogromnego kredytu nikt sp. z o.o. nie da.

  40. nameste’s avatar

    @ galopujący major:

    Czasem nachodzą mnie pytania naiwne („unsatori”) – skąd właściwie ten przymus rozwoju, zwł. w wersji ekstensywnej? Wszyscy wiedzą dobrze o istnieniu tzw. pułapek rozwoju (etap przedostatni: budowanie własnej / nowej okazałej siedziby, etap ostatni: przejęcie / upadek). A mimo to.

    Czy działa tu jakiś mechanizm pierwotny? (As for instance greed.)

  41. wo’s avatar

    nameste :

    Czy działa tu jakiś mechanizm pierwotny?

    Jeden facio opisał go w książce zatytułowanej „Kapitał”, dlatego ten mechanizm nazywa się „kapitalizmem”.

  42. nameste’s avatar

    @ wo:

    I, och, żadna lama nie skoczyła jeszcze na ten pochyły kaczan? Co prawda Nawratek obwieścił, że „kapitalizm jest martwy”, ale póki nie będzie świadectwa zgonu, to.

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *