wzrok, robinson

W duchu i powodzie noty opłotkami, c.d.

wzrok

Władysław Strzemiński, Teoria widzenia, ze „Wstępu”:

Chłop, który w ciągu długiej obserwacji zawodowej wyrobił swoją świadomość wzrokową, na podstawie kształtu chmur, barwy nieba, powietrza itp. potrafi przewidzieć pogodę. A więc świadomość wzrokowa chłopa nie jest niczym innym, jak uogólnieniem wielowiekowej pracy jego klasy. Te same doznania wzrokowe nic nie powiedzą człowiekowi o innym typie świadomości wzrokowej, gdyż nie potrafi uchwycić ich rzeczywistej, realnej prawdy.

robinson

Równo rok temu odwiedziliśmy prawzór Robinsona (1719), na cywilizacyjnym, historycznym, dydaktycznym jego usytuowaniu (i wiecznie żywej, łżywej, twarzy zła) pokazując literacką parantelę i próbując odpowiedzieć na pytanie dlaczego Sieńczyk jest potworem. Padło tam wezwanie do zastanowienia:

Spytacie – co złego w niszczeniu podstaw tego nurtu w cywilizacji, który iluzją skłaniał co szlachetniejszych przedstawicieli gatunku ludzkiego do czynnego udziału w wojnach kolonialnych, ucisku, procederze niewolnictwa i milionowych innych dużych i małych złach, tych Przygodach Człowieka Okrutnego? Źle wskazane Powinności, Wartości ślepe na jedno oko – warto się (spytacie) o nie bić?

Dziś jednak przenieśmy na drugi plan osąd moralny (cywilizacyjno‐moralny; oczywiście nadal potrzebny, nadal aktualny) i zatrzymajmy się nad sednem toposu robinsona, tego (jak informują popularne źródła) najczęściej wykorzystywanego motywu literackiego wszechczasów.

na marginesie

jednak zastrzegę, że upraszczam i będę upraszczać, choć hobbyści mogliby podnieść kwestię niejednoznaczności wyjściowej, która polega na niezaniedbywaniu faktu, że Kruzoów były trzy części (poza znaną pierwszą także The Further Adventures of Robinson Crusoe, lądowo‐syberyjska (!), oraz późne, eseistyczne Serious Reflections of Robinson Crusoe), wywołujące dyskusje dot. intencji Daniela Defoe, jego poglądów na religię & moralność ze szczególnym uwzględnieniem handlu zamorskiego [to nie żart, to rodzaj archeologii pojęć^], owocujące choćby takimi, wyraziście sformułowanymi hipotezami:

Crusoe is not Defoe’s avatar but his drone. Defoe uses Crusoe as a problem‐seeking missile.

Cruzoe nie jest wcieleniem [awatarem] Defoe, lecz jego dronem. Defoe używa Cruzoe’a jako pocisku problemo‐lokacyjnego

[tłumaczę to przez analogię do pocisku naprowadzanego ciepłem, heat‐seeking missile]

Niemniej, gdy odda się głos samemu Defoe (The Complete English Tradesman (1724)), można spokojnie, jak sądzę, poprzestać na uproszczeniach, bo popatrzcie, jakiej tu Cnoty broni:

We have not increased our power, or the number of our subjects, by subduing the nations which possess those countries, and incorporating them into our own, but have entirely planted our colonies and people with our own subjects, natives of this land; and, excepting the Negroes, which we transport from Africa to America as slaves to work in the sugar and tobacco plantations, all our colonies, as well as in the islands as on the continent of America, are entirely peopled from Great Britain and Ireland, and chiefly the former; the natives having either removed further up into the country, or, by their folly and treachery in raising war against us, been destroyed and cut off.

Nie zwiększyliśmy swojej potęgi ani liczby poddanych, podporządkowując narody zamieszkujące owe kraje i włączając je do własnego, ale obsadziliśmy kolonie w całości naszymi poddanymi, mieszkańcami tej ziemi. Z wyjątkiem Murzynów, których transportujemy z Afryki do Ameryki jako niewolników do pracy na plantacjach cukru i tytoniu, ludność wszystkich naszych kolonii, tak na wyspach, jak i na kontynencie Ameryki, składa się z Anglików i Irlandczyków, zwłaszcza tych pierwszych; tubylców usunęliśmy dalej w głąb kraju albo, gdy wskutek swojej głupoty wszczynali zdradzieckie wojny przeciw nam, odcięliśmy i zniszczyliśmy.

[przepraszam Szkotów i Walijczyków za tłumaczenie ignorujące historyczne i inne subtelności; podkr. moje – n.]

Przydać się też może (ilustracyjnie) link do Asiento de negros, żeby W. Brytania nie robiła tu za odosobnioną czarną owcę.

topos

Na pierwszy rzut oka topos robinsona jest dwuczłonowy: przetrwać i powrócić. Po chwili zastanowienia dodajemy przed‐człon: sytuację odcięcia od cywilizacyjnego zaplecza, czyli rozbictwo. Ale nie należy przesadzać z jakąś wyjątkowością tego czynnika; nie on konstytuuje topos. Nawet dziś, w świecie technologicznie daleko bardziej rozwiniętym, podciągnięcie logistyki pod pozycje/przyczółki lotniejszych sił inwazyjnych czy zwiadowczych (hm), słowem: eksploracyjnych, jest zadaniem niebagatelnym.

Rozważałem już kiedyś toposy pokrewne (pęd na dach), zstępu, wód‐i‐piasków oraz wstępu; ze względu na wyjściowo morskie (czy: wyspy rzekomo bezludnej) pochodzenie toposu, narzucałoby się pokrewieństwo ze środkowym:

Jeśli góry w istocie nie służą podróży, bo ich sensem jest zstęp (powrót), to wody i piaski, morza i pustynie, są wehikułami zapuszczania się w niewidoczne (które – znów w odróżnieniu od gór – ginie za prawie każdym osiąganym horyzontem), urządzeniami do przemieszczania się, bycia zaginionym lub odkrywcą. Oczywisty jest niepowrót (Odys), a nie powrót.

Ale od razu jest jasne, że w przypadku rozbictwa oczywisty jest właśnie powrót; rozbitek, ktory nie powrócił, nie istnieje, zupełnie tak samo, jak górski wspinacz, co nie zstąpił, na którego jednak nikt nie czeka, bo nikt nie wiedział o Zamiarze.

Sednem toposu robinsona okazuje się zatem przetrwanie, w sytuacji odcięcia od logistyki. Tym się to różni od pseudo‐rozbictwa (survivalu), że rozbitek nie rozbija się z własnej woli, licząc z góry na konfiturę za okazaną siłę charakteru i zdolności przystosowawcze, nie towarzyszą mu też kamery. Jednak bez prasy (nawet odwleczonej w czasie do momentu powrócenia) nie ma robinsona, bo (z)ginie bez śladu.

Podsumowując powyższe: topos robinsona polega na medialnym hałasie, triumfalnym obwieszczeniu wyższości własnej cywilizacji, reprezentowanej przez tego tu oto przedstawiciela zespołu Cnót, Wartości i Powinności.

W sytuacji kanonicznej, gdy robinson trafia na wyspę tylko rzekomo (wg kryteriów białego kolonizatora) bezludną, owa wyższość cywilizacji jest totalnym kłamstwem. To tambylcy są (naturalnymi) mistrzami przetrwania na owej wyspie, nie potrzebują do tego żadnej cudzej logistyki: wykształcili własną. I dlatego musi, musi, pojawić się piętaszek.

Którego robinson nauczy mowy (własnej), zakazi obcą (w konsekwencji: niszczącą) siatką wartości (deklarowanych, zwykle nie przestrzeganych), nawróci na religię (instrument, jako się rzekło kiedy indziej, czysto polityczny) itd. Jak to w ogóle możliwe w sytuacji jeden na jeden, indywidualnie, bez użycia siły? Żeby spróbować odpowiedzieć na to pytanie, musielibyśmy przejść do toposu nawrócenia poprzez gołą retorykę, i to poczynając od sytuacji bezwzględnego deficytu (logistyka!) „szklanych paciorków”.

Realnie działa liczba mnoga: przywieziemy wam ospę, alkoholizm i monoteistycznego boga, a tym z was, którzy ocaleli z rzezi (samiście sobie winni, bo „zdradziecka głupota”), przypudrujemy rany – gdy minie parę stuleci.

moment krystalizacji

Gdy się jednak oderwiemy od kanonicznego toposu robinsońskiego, od truizmów (których wyżej sporo, za co przepraszam) – cóż zostaje? Jaki ciekawy moment, co płodnego na dziś, współcześnie, zwłaszcza gdy odrzuci się, jako wtórną i poza sednem, modę „surwiwalową”?

Zderzenie cywilizacji (kultur, klas, warstw) w sytuacji „odcięcia logistycznego”, poza własnym habitatem. Sytuacja przedzałożeń o cudzej „niższości”. Możliwa zmiana sposobu widzenia, poszerzenie własnej „świadomości wzrokowej” o cudzą, inną.

A szczególnie ten moment potencjalnej krystalizacji, gdy robinson wraca i tym (może) zmienionym spojrzeniem ogląda ponownie, z powidokiem przeżytego doświadczenia pod powiekami, swój własny krąg cywilizacyjno‐kulturowy (własną klasę, warstwę itd.). Czy byłby w stanie wykroczyć poza przedzałożenia bez takiego robinsońskiego epizodu?

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *