inny realizm

W zeszłorocznej blogonocieGugułach narzekałem (narzekałem? nie było to wprost powiedziane, ale tak, coś uwierało) na podwójność narratorki: Ma ona naraz i wiek sprawozdawany [np. dziesięć lat], i w sobie dorosłą, opowiadającą kobietę. Tam działa się owa podwójność na poziomie leksyki, momentami sztywnej składni – coś jak szkolne wypracowanie, ale już po poprawkach nauczycielki‐pedantki. Szwy były wyraźne.

światło – słowa

W Stancjach jest inaczej. Szwy wiją się pajęczo jak koronka nałożona na podwójną fakturę obrazu, w której przestrzeń faktu i zmysłowego wspomnienia przenika się wzajemnie z drugą, pamięcią moszczącą się w słowach, opowieściach, literaturze, łącznie tworzących tkankę świata. Oba rodzaje pamięci przynależą współczesnej (czytelnikom) autorce, ale pracują inaczej. Malarsko skondensowane obrazy, ponadrealne, przeniknięte światłem, nie udające, że zaistniały poza okiem (wyobraźmy sobie pointylistycznego Gauguina) są autentyczne – chce się w to wierzyć. Poświadczają w pełni zmysłowe przeżycie, doświadczone kiedyś przez obserwujące i uczestniczące ciało. Nieważne, czy było to akurat w Częstochowie lat 1994–1996 (wtedy dzieje się akcja Stancji) czy też na innej wyspie w innych czasach.

Wyglądam za okno, gdzie jak nigdy zachwycają mnie drzewa: topole, osiki, graby, buki poruszają gałęziami dyskretnie jak zegar wskazówkami. Posągowo milczące, obracają blaszki liści w stronę zachodzącego słońca, które przez chwilę lepi się do owoców głogu, dzikiej róży i czeremchy, aż w końcu jak kołtun rzucony na rozgrzaną blachę pieca całkiem gaśnie.

Albo:

Słońce przenika niecki basenów, zmienia zapach i kolor naszych młodych, pachnących chlorem ciał, rozprasza się na pomarańczowych kortach tenisowych, podważa żarem wieżowce i w końcu nabija się na maszt wieży telewizyjnej.

Czasem autorka się zapomni i da opis‐syntezę; potrzeba lat, by w takim akapicie zostało tylko to, co niezbędne:

Rozglądam się po mieście. Nad trotuarem balansują trącane przez wiatr baloniki. Emeryci przysypiają pod parasolami. Podpici i oplastrowani pielgrzymi w słomianych kapeluszach, w fikuśnie zawiązanych gawroszkach na głowie snują się wokół klasztoru, przy łaźniach Domu Pielgrzyma i na stacjach drogi krzyżowej. W przejściach podziemnych wolontariusze rozdają wodę i prezerwatywy, kieszonkowcy, sekciarze i dziwki dzielą się rewirami. Świadkowie Jehowy, zaopatrzeni w nieaktualne numery „Strażnicy”, głoszą kolejny koniec świata. Młodsi pielgrzymi, zgrupowani przy pawilonach, altanach, knajpach Prasowej, Wakansie czy Aleksie, nucąc Abba Ojcze, rozglądają się za całodobowymi sklepami alkoholowymi i dilerami, których w sezonie pielgrzymkowym nie brakuje pod Jasną Górą. Siadam na murku i nie zdejmując przeciwsłonecznych okularów, ukradkiem dotykam dłonią rozgrzanego betonu. Miasto wypełnia kakofonia gitar, harmonijek i bębnów, lecz pod jego podszewką zalegają pokłady ciszy, ledwo wyczuwalnie pulsują podziemne rzeki – jakby ziemia była zapominaniem.

Jednak – w przeciwieństwie do obrazu, przynależnego ciału – słowa są domeną świata, tego zewnętrznego. Wiola z małych Hektarów trafia na studia do Częstochowy, ale do niej nie dociera. Nie od razu. Jest Obcą, przynależną terytorium pośredniemu, musi odbyć kwarantannę. Ten uchodźczy obóz dla jednej osoby to opowieści. Które zewsząd atakują milczącą (i chętną czy niechętną – wsłuchaną) narratorkę.

opowieść r.

Owszem, postać Wioli przebiera się, uczy, pracuje, doświadcza rozmaitych okruchów rzeczywistości. Ale treść jej wnętrzu nadają historie. Nasuwa się termin „opowieść szkatułkowa”: spotkanie z kimkolwiek staje się okazją do przeniesienia się wewnątrz opowieści, podejmowanej natychmiast przez tego kogoś.

Mijam pachnącą napoleonkami cukiernię, sklep Lee Coopera na rogu i idę na plac Biegańskiego, przed wojną Magistracki, gdzie w pierwszych dniach wojny, w poniedziałek czwartego września, ludzie godzinami leżeli twarzą do ziemi.

– Była może godzina ósma, dziewiąta wieczorem – opowiada mi kobieta, którą spotykam spacerującą przy ratuszu. – Siedzieliśmy w domu. Był ojciec, brat, no, matka i ja z dzieckiem, bo mąż mój poszedł na wojnę. Światła my w ogóle nie palili [...]

Ot tak. Spotyka ją, a ona natychmiast, jak nie znoszący sprzeciwu Naczelnik Cyganów, rozpoczyna opowieść. Ale opowiedziawszy znika; oni wszyscy, opowiadacze, rozpływają się prędzej czy później za niejasnym konturem słów, gdy już wypełnią swoją powinność.

Dlatego bardziej na miejscu byłby termin „opowieść różańcowa”, snuta kolejnymi koralikami, których dotknięcie naznacza. Czasem boleśnie wciągając w głąb, jak sznur opowieści siostry Anny, przytwierdzony jednym końcem na głucho, na zawsze, do czasów wojny.

stancje

Tytuł jest bezbłędny. Jest sprawozdawczy, bo Wiola‐studentka spędza swoje trzy lata w Częstochowie na trzech (niecodziennych) stancjach. Ale też metaforyczny.

Jesteś u siebie wewnątrz ciała, już mniej jesteś u siebie w domu (w miejscu urodzenia i dorastania), bo to miejsce od początku bardziej zajęte przez innych. Póki nie zaczną się pytania. I na tym koniec. Świat zewnętrzny jest kłączowatą gęstwą opowieści (cudzych), historyj i historii (opowieści o zdarzeniach‐w‐czasie i ich różnorodnym i niepewnym znaczeniu), tekstu milionotwarzej kultury. I tam można tylko przycupnąć na jakiś czas, wynająwszy stancję w cudzych pamięciach, cudzych historiach. Raz, że to akces do (jednak) obcości. Dwa – nie za darmo. O tym także jest ta książka i nie wystarczy pobieżnie wytłumaczyć takie spojrzenie perspektywą emigrantki.

inne historie

Ale na tym nie koniec. Jest tu też historia (ponownego) wewłaszczania się w swoje ciało, zreferowana (że tak powiem) bezkompromisowo z kobiecej perspektywy.

Posiniaczone tkanki nabierają kolorów i tracą przezroczystość, sprawiając, że na chwilę odzyskuję ciało, o którym kilka lat wcześniej wolałam zapomnieć.

I jeszcze szersza opowieść o tym, jak to ciało (dotąd słuchające) wyzwala się z kwarantanny, przekracza granice swojego małego obozu uchodźczego, by od tej pory dzielić nasz wspólny – i odzyskuje (krzykiem) głos. Ale nie chcę zbyt wiele zdradzać, zapoznajcie się sami.

Ciekawa proza, proponująca własne ujęcie „realizmu”; Guguły to tylko przygrywka do mocno innych i głębszych Stancji.

Oby została przeczytana.

  1. nameste’s avatar

    W świeżym tekście na miszong.pl mini‐przegląd dotyczący recepcji Stancji, na tle przyjęcia przed paroma laty Gugułów. Teza główna: moda minęła. Eksponowana na przykładach notek Sobolewskiej, Nowackiego (tylko Guguły) oraz rozmowy pp. Magdaleny Miecznickiej i Piotra Kofty (tak, po świeżej lekturze posłuchałem również i tego, taka tam paplanina, najkrócej – mało odpowiedzialna [za wymawiane słowa]); są linki. Po raz kolejny gratuluję sobie braku zainteresowania notkami Sobolewskiej i in.

  2. Hellk’s avatar

    Przynajmniej wiem co sobie zyczyc na urodziny. Co do koniunktury – troche trudno wyobrazic, ze ktos przeczytal Guguly i nie chce wiecej.

  3. nameste’s avatar

    Hellk :

    trudno wyobrazic, ze ktos przeczytal Guguly i nie chce wiecej

    W punkt.

  4. telemach’s avatar

    wyobraźmy sobie pointylistycznego Gauguina

    Albo kubistycznego Seurrata lub Signaca. Trudne, ale nie niemożliwe.
    Niemożliwy to jest fowizm monochromatyczny.

  5. nameste’s avatar

    @ telemach:

    Intensywne kolory (z szarościami, szczurzościami włącznie), zdecydowany rysunek, ale zarazem namacalne światło (lub cień), szkło nietransparentne, stojące między okiem a obrazem, rozpraszające nieistotny szczegół.

    Kiedy w hotelu robi się ciemno, stróż wstaje, piszczy klapkami kubota i naciska włącznik światła. Pełgają neonowe lampy, jaskrawość wylewa się na korytarz, rozprasza w luksferach, wsiąka w boazerie, krzywo przybite listwy i pozatykane gazetami dziury w ścianach.

    Takie (poniekąd sprzeczne) odbiorcze wrażenia, stąd ten dwugarbny postimpresjonizm.

  6. Michal Babilas’s avatar

    Jedni piszą i z tego żyją, drudzy żyją i z tego piszą (bodaj Zola?) – ja się trochę boję, że Grzegorzewska już napisała te dwie książki, które nosiła w sobie, ze swoich przeżyć i doświadczeń je budując. Teraz mieszka w Wielkiej Brytanii, którą (wnosząc z kilku wywiadów, które przeczytałem) przeżywa dość traumatycznie, ale raczej banalnie (wszystko brudne, zarzygane, pokryte graffiti, Brytole wilczym okiem patrzą na nieBrytoli, Brexit otworzył ‘puszkę z Pandorą’, pisarka „na nieludzkiej ziemi”, w każdej chwili gotowa do wyjazdu jak tylko będą wyrzucać; a co gorsza nie zapłacili za wieczór autorski tylko dali lampkę wina).

  7. nameste’s avatar

    @ Michal Babilas:

    A ja akurat w takiej fazie, by oddalać od siebie piszących życia osobiste czy doraźne z nich relacje; nastroje chwili, nieujawnione konteksty, miałkie pytania, miałkie odpowiedzi. Niech się (piszące i piszący) cukrują stosownie dlugi czas, a potem dopiero, z przemyślanym i domkniętym.

  8. telemach’s avatar

    nameste :

    Niech się (piszące i piszący) cukrują stosownie dlugi czas, a potem dopiero, z przemyślanym i domkniętym.

    To by była w zasadzie sytuacja idealna, ale bywa tak? Literatura oddzielona całkowicie od tego, który (która) ją wydziela, jest niepełna. Brakuje kontekstu.

  9. nameste’s avatar

    telemach :

    Brakuje kontekstu.

    Zawsze będzie brakować (chyba że się bierze pars pro toto, np. „nie zaplacili za wieczór autorski, tylko dali lampkę wina”). Gdy idzie o Stancje, mnie najbardziej brakuje kontekstu w kwestii, czemu autorka zmieniła wydawcę (z Czarnego, z którym przecież odniosła niebagatelny sukces, na GWF) i w jakim stopniu ta nowa kooperacja wpłynęła na kształt książki (oraz: czy na lepsze; prywatnie wątpię). Ale się nie dowiemy, nieprawdaż.

  10. Michal Babilas’s avatar

    No co ja mogę, ona naprawdę na cały akapit o tym winie zamiast kasy deliberowała. Że te Angole takie chytre.

    Ja wiem, że należy twórcę od dzieła oddzielać i nie mieszać etyki z poetyką, ale czasami nie daję rady.

  11. nameste’s avatar

    @ Michal Babilas:

    Jasne. Z drugiej strony – też miewam podobnie (inna faza), zdarza mi się myśleć: „ech, czemu ludzie nie korzystają z prawa do milczenia”, i wtedy nagle refleksja: a czemu sam nie zawsze korzystam!

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *