guguły

Autorka właśnie się cieszy z zapowiadanego na początek 2017 angielskiego przekładu, najkigdynie dawno przyznane, recenzje napisane. Nie trzeba streszczać, wszyscy już czytali. Można spokojnie spisać parę wrażeń.

Nie podoba mi się (polska, Czarnego) okładka, choć zamieszczona na niej ilustracja [Kamil Targosz] do drugiego mikroopowiadania z Gugułów, w którym narratorka ma około 10 lat, z zamysłu – lub nie – zawiera intepretację zbliżoną do moich polekturowych odczuć; zauważyłem to teraz, podczas pisania blogonoty.

W zastępstwie okładki pozwolę sobie Maśluszczaka.

Franciszek Maśluszczak, Modląc się o pokój, 1982
[Franciszek Maśluszczak, Modlitwa o pokój, 1982]

Przeczytałem Guguły Wioletty Grzegorzewskiej niedawno, i to w małej odległości czasowej od parę tygodni temu zblogonotowanego Skorunia Macieja Płazy. Odwrotna (co do chronologii) lektura miała swoje konsekwencje. Powieść Płazy kazała mi myśleć o tym, czym się różni wieś; opowiadania (właściwie też rodzaj powieści) Grzegorzewskiej każą mi myśleć o pisaniu.

budulec

Świat Hektarów (wsi z Gugułów) jest poziomy i składa się z umierających przedmiotów, oblepiających jak gnijące mięso szkielety domów, izb, obejść; to, co ludzkie, pokrywa się tu liszajem entropii. Przyroda jest oporną materią, którą się mija, przez którą czasem się brnie, nie ma mowy o jakiejkolwiek harmonii. Ludzie są lakonicznym historiami, których się słucha i które się opowiada beznamiętnie. Nieludzie (funkcjonariusze wrogiego porządku; mamy lata 80.) zasadniczo też niby są ludźmi, ale nie mają historii, a jedynie odgrywaną rolę; takie trochę kukły z dyżurnie działającym wektorem wrogości.

Która jest oczywista i też beznamiętna. Smutny esbek, przysłany z rejonu, aby coś tam zdyscyplinować, bo czynniki, nawet się nie zdenerwuje:

Do gabinetu zajrzała jakaś kudłata głowa.
– Szefie, mam złą wiadomość. Przysięgam, poszłem tylko na chwilę do kibelka, wracam, a tu dwie opony przebite.
– Nie przeszkadzaj mi teraz, przecież wiesz, co robić, zawsze przebijają, załóż zapasowe.

Gruba kreska, prawda? Beznamiętnie, ale z ukrytą przesadą („zawsze”? doprawdy?); ta przesada maluje domyślną antymitologię miejsca/czasu (mitologia pręży się w chwale, antymitologia udaje własne nieistnienie).

Gdzieś w oddali dzieją się Sprawy. Ma przejechać okoliczną szosą papież (przygotowania do machania chorągiewkami [ludzie], przygotowania do niszczenia dekoracji [nieludzie]; nieważne, taki pejzaż), ale ostatecznie padło na helikopter; gdzieś tam Wałęsa dostaje Nobla (nieważne, bo niby czemu miałoby być). Świat jest poziomy, ludzie potrzaskani na ułamki lub niezebrani w całość ze Starego (plącze się po ludziach, z inercji, jakiś rodzaj obrzedowości ludowo‐katolickiej). Ani to wieś, ani miasto – rejon zdegradowanego pogranicza.

narratorka

Ani to życie. Narratorka Gugułów buduje (b. sprawnie, w mgnieniu oka, w paru zdaniach) dekorację, piętrząc przedmioty, podbijając tło przyrodą (brud, zbędność), przepędzi po tej scenie ludzia/nieludzia (samą siebie, oczywiście, też) w znaczącej scence, relacjonowanej beznamiętnie, i słusznie: emocje ma przeżyć czytelnik.

Doktorek kazał matce zaczekać w przedpokoju, gdzie obok etażerki stał spory fikus, a mnie zaprowadził do gabinetu za parawan. Tam wytarł słuchawki stetoskopu o fartuch i stanął tak blisko mnie, że poczułam zapach jego perfum [?]. Rozpiął rozporek, podszedł jeszcze bliżej i podał mi do ręki swojego penisa jak rurkę plasteliny. Odskoczyłam i z całej siły kopnęłam go w nogę. Cała kamienica usłyszała kwik zarzynanego wieprzka.

Oczywiście, mała (ok. 11 lat) Wiola nie mówi matce, co się stało, następnego dnia dostaje gorączki, połyka rtęć z rozbitego termometru, wymiotuje, ląduje w szpitalu, przez okno widać znajdujące się naprzeciwko więzienie dla kobiet. Overloading. Większość scenek z Gugułów ma niefajne zakończenie, połowa z nich bardzo niefajne; taki to jest świat. Resztę spowija (jeśli można tak powiedzieć) beznamiętny smutek, deponowany (często) w rekwizytach sceny.

Kunszt Grzegorzewskiej polega (m.in.) na tym, że potrafi – często w zaskakujący sposób – odpłaszczyć znużenie podszywające ów poziomy świat. Pojawia się znienacka jakiś Aspekt Pionu, wzdłuż którego udaje się na moment uciec (poczuć?): dym z kominów (piece budowane przez dziadka w całej okolicy), cień królowej pszczół za oknem, wiszący na podeschniętej palmie wielkanocnej dziadkowy kapelusz, Księżyc (zwiastun ospy wietrznej), „krótka ballada Scorpionsów When the Smoke Is Going Down” itp.

Ale też nie dziwcie się, że mnie Guguły każą myśleć o pisaniu.

podwójność

Zwłaszcza że jest znacząco dużo śladów w tej książce świadczacych o podwójności narratorki. Ma ona naraz i wiek sprawozdawany, i w sobie dorosłą, opowiadającą kobietę. Dziesięciolatka:

Na dodatek ośrodek wypoczynkowy, w którym mieliśmy kwatery, położony był obok jednostki wojskowej, kiedy więc chodziliśmy po lesie w poszukiwaniu inspiracji, żołnierze strzelali na poligonie, a ślepaki świszczały mi nad głową [?] i nie mogłam się skupić. Dwutygodniowy plener malarski okazał się świetną przygodą, ponieważ mieliśmy w świetlicy satelitę i magnetowid. W czasie wolnym od oglądania filmów namalowałam cykl prac przedstawiających [itd.]

To lokalne, na poziomie języka, spodwójnienie. Ale i w samej konstrukcji, w powtarzalności budowy tych scenek – od przygotowania dekoracji, przez „mały kataklizm” rozegrany na ludziach/nieludziach, po beznamiętność kulminacji i ucieczkę w Pion – czuje się stałą obecność autorki w narratorce. Ma to swoje plusy (myślimy: aha, retro‐kreacja, skondensowanie itd.), ale i minusy (myślimy: bardziej o pisaniu, mniej o świecie przedstawianym).

Wracając do okładki. Jest tam postać kobieca, owszem, owinięta w coś białego (tekst – w pierzynę), myśli o kocie (w „dymku”), stoi przed św. figurką (tekst – dokładnie tak, jest i serwetka na stole/komodzie, i unoszenie‐się‐nad) – tyle że ta postać u Targosza ma jakieś 26 lat.

  1. hellk’s avatar

    Sposób pisania chyba dostosowano do wieku narratorki, pierwsze utwory migawkowe, ostatnie mieszczą fabułki.

    Poziom trochę nierówny – za całość jednak bdb z minusem. Opowiadanie tytułowe jak smutny nektar.

    Dziękuję za namiar na tę książkę, teraz sprawdzę Skoruń.

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *