farba

Genieve Figgis. Co tu mówić.


Pink sky, 2015, ok. 140 x 140 cm


Goya’s commission, 2015, ok. 100 x 60 cm


We need to talk, 2014, ok. 40 x 50 cm


Kissing in the garden, 2016, ok. 38 x 50 cm

  1. telemach’s avatar

    Pokazywanie malarstwa w internetsach bez podania wymiarów jest grzechem. W przypadku albumów różnej proweniencji podanie informaccji dotyczącej techniki i rozmiarów jest normą cywilizacyjną. Co jest słuszne.

    Przekonać się łatwo oglądając w muzeum np. Gauguin’a. reprodukcje sugerują wielkie rozmiary. A potem stoi się w muzeum przed czymś wielkości dwóch pocztówek ale za to w grubaśnej ramie. Zgroza.

  2. nameste’s avatar

    @ telemach:

    Uzupełniłem podpisy. Ale, choć cywilizacyjnie masz rację, to jednak tutejsze podglądanie (gdyby nie homeopatyczny zasięg tego bloga, zastanawiałbym się nad prawami autorskimi, znowu: teoretycznie reprodukowanie bez zgody jest na bakier z prawem, choć, hm, czy google płaci wszystkim, których [treści] indeksuje i udostępnia?), a więc tutejsze podglądanie nie jest działalnością wystawienniczą, nawet amatorską.

    Po drugie, jakie szanse, że ktokolwiek z czytelników [tego bloga] obejrzy na żywo oryginały? No dobrze, niezerowe. Ale też każdy może znaleźć na temat wymiarów dokładnie tyle, ile i ja mogę odszukać, nie mam dostępu do informacji spozasieciowych. Niczego nie ukrywam.

    Krótko mówiąc, trochę jednak marudzisz.

  3. telemach’s avatar

    nameste :

    Krótko mówiąc, trochę jednak marudzisz.

    Jasne. To właśnie czyni mnie tak uroczym komentatorem.
    Nie chodzi o to, że coś ukrywasz. Ale wymiary są istotne. Guernika mogła naturalnie mieć rozmiar kartki papieru (dałoby się namalować) – sądzisz, że recepcja byłaby taka sama?

    Powiem tylko: Jonas Burgert. Pooglądaj i powiedz jak to widzisz z tymi wymiarami: http://www.jonasburgert.de/

  4. nameste’s avatar

    @ telemach:

    (Fajne.) W pracach Burgerta można znaleźć pewne przesłanki pośrednie, jesli się nie ma warsztatu miniaturzysty, ląduje sie powyżej pewnego minimum wymiarowego, choćby z powodów technicznych. Co działa szczególnie przy dużym nagromadzeniu form nazwijmy: detalicznych. Ale, masz rację, w wyniku i tak można obstawiać coś pomiędzy rozmiarem ściany domu pokoju mieszkalnego a rozmiarem ściany galerii formatu dworca kolejowego (gość malował i takie, i takie; co rano całował go w czoło demon pracy).

    Z drugiej strony – sieć. Oglądam reprodukcje na ekranie monitora (solidnych rozmiarów i wystarczającej rozdzielczości) i moją główną troską jest jakość tych odtworzeń: czy powiększone zachowają ostrość? Czy może, jakże często, rozpłyną się w „artefaktach jpga”. Nigdy nie zobaczę absolutnej większości tych obrazów inaczej; jakie ma dla mnie znaczenie kontekst „architektoniczny”? (Z trzeciej: odbiorniki sieci. Pozdrawiam właścicieli smyrofonów.)

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *