dwóch diarystów i recenzent (Dehnel)

Powoli narasta oto dokumentacja reakcji na diarystów: już obnocony Nowacki, odgrzebany Wysocki, świeżutki Najder. Skorzystam zatem z prerogatyw bloga (nie musieć pisać tekstu z wstępem‐rozwinięciem‐konkluzją, w którym tępy redaktorski ołówek zmieni ochoczo celny zwrot na nietrafne i wytarte słówko, etc.) i do Dziennika wieku chrystusowego Dehnela odniosę się najpierw reaktywnie, a potem arbitralnie skacząc po szczegółach.

reaktywnie: klasa próżniacza

Wysocki (wprost) i Nowacki (opłotkiem) przypisują Dehnelowi, że wiedzie życie klasy próżniaczej. Kto chce, znajdzie i podkładkę:

Początek dnia z Su i Brz; przyniosłem od pań ze sklepu włoskiego serca karczochów, cebule marynowane w balsamico, wędliny, sery. Na własną zgubę, jak się miało później okazać. Chłopcy przyszli troszkę po południu – (taki zresztą był plan: brunch, czy raczej, jak to ujął Su, „śniadanie klasy próżniaczej”) – Su jechał z Piaseczna, Brz dotarł niemalże prosto z imprezy, która skończyła się trzy godziny wcześniej, o dziewiątej (prawie się nie odzywał i co jakiś czas znikał w łazience, gdzie musiał swoje odcierpieć; zabrał się zresztą szybko). [19 stycznia]

Ale to pozory. Jak niezbyt lubię Dehnelowe pisanie, tak trzeba mu oddać: to jest demon pracy! Pisze naraz ileś książek własnych (i we współautorstwie), felietonuje, udziela się w mediach, jeździ (powtarzam: orka!) na spotkania autorskie, współorganizuje remont Kamienicy i piętnuje wrażych podpalaczy altanek. A to daleko nie wszystkie zatrudnienia (by przypomnieć choćby cmentarne).

Sądzę, że bardzo wcześnie J.D. postanowił sobie, że znajdzie takie zajęcie, przy którym nie będzie musiał zrywać się o świcie (nie wspominajac o podbijaniu karty zegarowej) i które sfinansuje mu zajmowanie się tym, czym lubi się zajmować. Udało się, nawet z nadwyżką (serc karczochów). Nie zazdrośćmy mu, chyba żeśmy gotowi na podjęcie podobnie tytanicznego trudu.

A co z hulankami? Ha‐ha, nic zgoła. JD z Pietią i przyjaciółmi gra w kanastę (czy tam garibaldkę), potrafią całą noc spędzić przy komputerze na „Cywilizacji V”; na imprezach grają w gry towarzyskie (w których ćwiczą niepoślednią inteligencję) – tryb życia rozpięty między chłopięctwem a starokawalerstwem. Przetwory do słoików. Z luksusów – w‑wannie‐moczenie. Doprawdy nie wiem, skąd red. Najder wpadł na pomysł, by to stadko wokołodehnelowe chrzcić „szałaputami i lampartami”; może z niedowierzania, że komukolwiek udaje się do tego stopnia zinternalizować przymioty cnego mieszczaństwa.

reaktywnie: pokolenie?

Swój tekst Najder rozpoczyna od wyrazów rozczarowania; wyliczywszy zbieżność wieku i salonowych ścieżek, na które sukces pchnął obu autorów, T. i D., stwierdza:

Ale lektura „Dziennika roku chrystusowego” i „Wielorybów i ciem” dość szybko rozwiewa ewentualne nadzieje na pokoleniowy dwugłos lub chociażby współbrzmienie.

Widzę tę asekurację: „ewentualne nadzieje”. Rozumiem też, że wygodnie jest mieć na początku tekstu poręczny uchwyt, którym poniesie się resztę (czyli rejestr różnic). Nie rozumiem jednak, skad w ogóle pomysł, że ponadtrzydziestoletni panowie mieliby coś istotnie wspólnego z pokoleniowej racji.

W rzeczywistości różni ich wszystko.

reaktywnie: nuda

Narzekanie na (stężoną) nudę, zwłaszcza u Dehnela, łączy wszystkich recenzentów. Ja mam inaczej. Twardoch nie jest nudny, zwłaszcza że ogranicza objętość. Jest przykry; pisałem o tym wcześniej. Natomiast Dehnel – tak, nudzi. Mimo to nie mogłem się oderwać (choć Najder ma rację: sześćdziesięciu stron relacji z podróży indyjskiej nie sposób przejść bez ziewnięcia).

Co mnie tak przyciągało? Ciekawość. Otóż zaintrygowała mnie sama osoba bohatera Dehnela (bohater Twardocha, „Twardoch” – wcale, jest z papieru).

Dehnel otóż, wiemy to nie od dziś, bywa arogancki, nużący swoim upartym besserwiserstwem, nietrudno jego publiczny behawior wziąć za wywyższanie się. Irytuje. Jego upierdliwe polemiki, ma rację czy nie (tak, czasami nie ma). Jego kompulsywne prostowanie, gdy tylko sieciowy demon doniesie mu, że ktoś gdzieś coś przeinaczył.

Ale może powierzchowne reakcje, oparte o taki właśnie wizerunek (i go wspierające) są krzywdzące? Podczas lektury Dziennika zaświtało mi takie podejrzenie i to właśnie próba jego weryfikacji okazała się tak wciagająca, że nuda poszła czyhać w kąt.

dwa przykłady

Pierwszy z Dziennika:

[...] dopiero po jakimś czasie orientuję się, że to Katarzyna Fetlińska, poetka występująca w długich sznurach pereł, recytująco‐śpiewająco‐wykrzykująca swoje wiersze. Rok temu na Porcie zrobiła furorę, wszyscy chodzili zachwyceni i powtarzali: Fetlińska, wspaniała ta Fetlińska (nie byłem, nie widziałem), w tym roku (nie byłem, nie widziałem) chodzili zdegustowani i powtarzali: I jeszcze ta Fetlińska, beznadziejna ta Fetlińska. Sądziłem, że będzie jakąś strasznie artystowską pannicą, a tu miła, otwarta, sarkastyczna dziewczyna. Przesympatyczna w gruncie rzeczy. Mamy podobne spostrzeżenia i podobne historie. Łapiemy się w lot, choć nie obłapiamy się z powodów jednakich.

Sympatyczna historyjka o sympatycznej (jak się okazało) osobie. Ale. To ostatnie zdanie. Nawet nie chodzi mi o to, że być może JD z‑comingoutował KF (nie orientuję się, jak to jest z tą panią). Widzę, co tu zrobił: dla rymu, dla gry słów. Ale – jak to? Oddany mąż Pietii (pomijam prawne duperele), cny mieszczanin, miałby się oto obłapiać z każdą napotkaną sympatyczną osobą? Mam niejasne wrażenie, jakby Dehnel nagle nie wiedział, co właściwie napisał.

Drugi przykład z mediów społecznościowych. Pamiętacie, że Nowacki groził palicem w stylu „za młodzi na pisanie dzienników”?

Polemizując z kimś tam na fejsie, JD napisał:

Poza wszystkim jednak rozmawiamy o różnych tezach generalnych, postawionych przez Dariusza Nowackiego, jak ta o wieku diarysty. Rozumiem, że Annie Frank mówimy: „Spadaj, gówniaro, nic nie wiesz o życiu, popiszesz sobie po 60‐tce”?

Z dalszego przebiegu polemiki wynika, że JD nadal nie widzi nic niestosownego w tym (kontr)argumencie. A tymczasem wzburzenie (podskórne co prawda) w reakcji na to porównanie osiągnęło takie rozmiary, że aż Anonimowy Internauta podesłał mi szyd‐obrazek:

jdaf

hipoteza

Taką mam hipotezę, tłumaczącą te dwa i wiele innych przykładów, tłumaczącą typ zainteresowań Dehnela (Księcia Szpargaliów, Dagerotypowej Nornicy, Chomika Pierwodruku i Białego Kruka), tłumaczącą swoiste opancerzenie się JD w surduty/meloniki i sztywno przestrzegane formy grzecznościowe. Tłumaczącą wiele rozmaitych spostrzeżeń z Dziennika (na przykład fakt, że czytać się nauczył w wieku czterech lat).

Dehnel jest osobowością na pograniczu aspergera. I miałem trochę zabawy, konfrontując tę hipotezę z pięciuset stronicami.

Może żartuję, ale nie dowiecie się bez lektury^.


ZOB. TEŻ
dwóch diarystów i recenzent (Nowacki)
dwóch diarystów i recenzent (Twardoch)

  1. mkw’s avatar

    A może to „nie obłapiamy się z powodów jednakich” oznacza „nie obłapiamy się, bo oboje jesteśmy w szczęśliwych związkach”?

  2. nameste’s avatar

    @ mkw:

    Mógłby się tym zająć biograf którejś z tych osób.

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *