Pisarze zawsze mieli słabe pojęcie, co się dzieje za murami więzienia (zapewne dlatego, że mało który siedział), mieli za to skłonność do wymyślania rzewnych historii. Przeżuto chleb i ulepiono warcaby; po latach intensywnych rozgrywek mistrz wszedł na drogę samooświecenia.
Albo: złapać karalucha, karmić go i regularnie zmuszać do ruchu; zbudować tor, wpuszczać zwierzątka parami; zwycięski trener pogłębia wznowioną więź z naturą, a swoje rumaki zagrzewa do boju prawie wierszem (umiera, siwy jak gołąbek, a wierny karaluch płacze, zwiedzając czule zakamarki trupa).
* * *
Kiedy (wraz z innymi współwięźniami) patrzę na starcie hierarchy z „niepokornym” (ech, ci pismacy!) księdzem, widzę właśnie taki obrazek: wyścig karaluchów. Aroganckie bęcwalstwo „niepokornego” nie ulega kwestii:
Pani Agnieszko. Przykro mi, że tak to się skończyło. Ja wierzę, że to jednak nie jest koniec. Ja wierzę, że spotkamy się po tamtej stronie. Jakoś jestem spokojny, że Dobry Pasterz odnajdzie Panią i skuteczniej niż ja przemówi do Pani i zaprosi do wiecznego Jeruzalem. Wierzę, że tak będzie potem. Wiem jednocześnie, że zanim to „potem” nastąpi, przyjdzie Pani i nam wszystkim pokonać jeszcze niejedną bruzdę, i ciemność, i bezduszność, i doświadczenie osamotnienia, niezrozumienia, zranienia. Pewnie ja pierwszy stanę przed tamtą bramą. Obiecuję poczekać na Panią. Jeśli by to Pani trafiła tam wcześniej, to proszę, by nie zapomniała Pani o mnie.
Co do hierarchy, nie jestem aż tak zapalonym entomologiem, żeby grzebać w szczegółach; tak naprawdę wystarcza mi przynależność gatunkowa tego synantropa właściwego. Rwanda na deser.
* * *
Było tak:
– Henryku, ty nic nie rozumiesz! Nie po to siedziałem osiem lat na białoruskim zadupiu, żeby teraz nie skorzystać wreszcie z szansy. Obirek odszedł [2005], Bartoś odszedł [2007], Węcławski się ożenił [2008], zrobiło się miejsce. Dla mnie. I sam przecież wiesz, że „niepokorni” ocieplają wizerunek firmy. I będę lepszy od księdza So... – nie udało mu się dokończyć.
– Wojtek, przeginasz! Żydzi – OK, „Tygodnik Powszechny” z Bonieckim – no, trudno, oni i tak są bez znaczenia. Ale od bioetyki się odpieprz! To jest teraz najważniejszy temat marketingowy centrali i masz się zamknąć! Po prostu masz wykonać polecenie, zrozumiano?! Jestem twoim przełożonym, nie zapominaj o tym!
– Ale, Henryku, ja...
I wtedy Henryk, tak jak trzy lata wcześniej, strzelił go w gębę.
– Milcz. Koniec rozmowy, gnojku. Żadnych wywiadów, morda w kubeł. Jasne? Bo pożałujesz.
Pamiętał, jak w 2010 wychodził zasmarkany z rezydencji. Gdyby nie redaktor Zbigniew, poszedłby się upić. Ale dziś jest inaczej. Dziś to Henryk pożałuje...
* * *
Właściwym tematem tej notki jest uporczywe kreowanie przez [niektóre] media wizerunku kościoła jako sfery władzy. Utrzymywanie stałego zainteresowania tematem, podgrzewanie atmosfery historyjkami o „niepokornych”. Wyrabianie w odbiorcy przeświadczenia, że katolicyzm jest jak klimat: nieusuwalny i istotny ze względu na potencjalne skutki (tego żywiołu politycznego).
Ale nie chce mi się rozwijać oczywistości, bo ciągle jeszcze mam odruch wymiotny po (zasadniczo słusznym) apelu, który jednak tak niesmacznie się kończy.
-
Marceli Szpak :
bo rym zmniejsza konieczność zastanawiania się nad sensem, wystarczy, że jest zgrabny
I to szczególnie zmniejsza tę konieczność u odbiorcy.
Bardzo ładna notka. Z drugiej strony – odsłanianie korporacyjności KK zdaje się korzystne. Ludzie sobie (niektórzy) uświadamiają, że to taka sama firma jak inne, tylko większa i est. 33AD. -
nameste :
Przykład na wcisk wzmiankowany w powyższym komentarzu: czy mogło obyć się bez księdza?
Kto inny mógłby pochylić sie nad problemem z taką troską?
-
nameste :
Przykład na wcisk wzmiankowany w powyższym komentarzu: czy mogło obyć się bez księdza?
GW ma szwadrony księży na etacie, do komentowania wszystkiego. Jeśli w gazecie niby‐to‐lewicowej jest stała rubryczka komentarza księdzowego (Jan Turnau), to weź, memosfera jest przesiąknięta.
GW pyta księży o wszystko.
Świat, w którym o wszystko pyta się specjalistów od danej działki wszystkiego, a księży – sporadycznie i tylko o kościół albo o stricte ich sprawy (które są istotne dla czytelnika ze trzy razy w roku, jak jest jakieś malownicze święto albo coś z ich korpo wypłynie do breaking newsa) jest zupełnie niewyobrażalny w bieżącej rzeczywistości. No bo jak to.
Tak długo, jak w szkołach potrzebna jest deklaracja niechodzenia na religię, a w testamencie disklajmer o braku księdza na pogrzebie twoje default settings są ustawione w pozycji katolik. Przykro mi, odnieśli sukces totalny.
-
nameste :
Dzięki za dobre słowo (jeśli to do mnie).
Jak najbardziej.
Ale nie o to szło w (skrótowym, przyznaję) sformułowaniu
Wiem, wiem, ale jednak liczę na to, że ewidentne korporacjonizmy KK sprowadzą go w oczach obywateli do korporacji z nad‐roli à la PZPR.
naima :
Przykro mi, odnieśli sukces totalny.
To się zmienia, przykre jednak, że aż tak powoli. Moim zdaniem do normalności mamy jeszcze co najmniej 10 lat.
-
Nameste, czy mógłbyś wskazać dokładniej i uzasadnić, gdzie w zacytowanej przez Ciebie wypowiedzi księdza widzisz aroganckie bęcwalstwo? Byłbym zobowiązany.
-
nameste :
[Ziółkowska:] Kościół wydaje się być odporny na stan badań naukowych
To jakby oczywiste, to jest religia. Imaginary friend, te rzeczy. Już chyba tylko Polacy czekają z nadzieją, że KK raczy uznać fakty, które przeczą ich core business
-
Widziałam fragment jednego z licznych ostatnio „spotkań” z księdzem L. w telewizji. Wypowiadał się raczej po księżowsku, czyli apodyktycznie i z pełnym przekonaniem, że jego racja jest najsłuszniejsza. I kiedy to usłyszałam, straciłam całe zainteresowanie dla tej za bardzo rozdmuchanej sprawy. Lekki niesmak pozostał też po tych kilku dniach, kiedy ksiądz L. nie chciał powiedzieć, czym go tak biskup obraził.
Ponoć to w tej chwili najbardziej prożydowski ksiądz w całej RP. Jeździ się modlić do Treblinki był ostatnio w Jedwabnem (zapomnieliśmy już, jaki był spór o papieski krzyż na żwirowisku, że tak gładko łykamy chrzescijańskie modły nad żydowskimi grobami?). To chyba jedyna wyróżniająca go obiektywnie cecha. Z reportażu w tefałenie wynikło, że w gminie, gdzie mieści się jego parafia, rządzi się tak samo jak każdy prowincjonalny ksiądz. Tak, zdecydowanie władza KK w naszym kraju to kwestia tak przezroczysta, że to nikogo nie razi. A jeszcze gdzie niegdzie odbijający się czkawką podział na słuszny kościół łagiewnicki i niesłuszny toruński to jeszcze jedna odsłona medialnego podziału i nagonki jednych na drugich, która nie pozwala niczego zmienić.
-
nameste :
wpieranie osobie niewierzącej panabuka
Robisz projekcję swojego ateizmu na nią. Ona jest/była osobą wierzącą i nie trzeba jej nić wpierać. Ona ma tylko dosyć kościoła jako instytucji. Dziewczyna tego nie odbiera jako arogancji, bo inaczej nie odpowiedziałaby mu:
Chciałabym serdecznie podziękować za list, tak różny – w formie i sposobie prowadzenia dyskusji na temat in vitro – od tego, co prezentuje polski Episkopat.
Gorąco pragnęłabym, żeby to Ksiądz wyznaczał kościelne standardy debaty o niepłodności oraz in vitro.
nameste :
„Trudno”, mówi tak naprawdę księżulo, „urodziłaś się z tą bruzdą, ale i tak bóg cię kocha, a ja zaczekam w niebie”,
Bo ty lepiej wiesz co ksiądz mówi tak naprawdę. Inna interpretacja tych słów, to to, że jeszcze nie raz spotka się z arogancją i głupotą w rodzaju tej tekstu o tej bruzdzie.
Czekam z niecierpliwością czekam, aż w tej sprawie wypowie się papież Franciszek. Jakoś jestem spokojny, że nie usłyszymy z jego ust równie piętnujących i obraźliwych wypowiedzi, jak te autorstwa niektórych przedstawicieli Kościoła w Polsce.
Tak niestety bywa, gdy w jakiejś trudnej kwestii ktoś próbuje wypowiedzieć się jako pierwszy. Zdarza się, że ktoś taki powie słowa, które jak ta nieszczęsna „bruzda dotykowa”, będą i samemu autorowi, i – co gorsza – nam wszystkim, towarzyszyć jeszcze bardzo, bardzo długo.
Reasumując: arogancji – brak, bęcwalstawa – brak. Ale ty dopowiedziałeś sobie rzeczy których tam nie ma, w związku z tym zaliczyłeś księdza w poczet aroganckich bęcwałów. Tym samym wyszedłeś w moich oczach na aroganckiego bęcwała i przypomniałeś, dlaczego nie warto tu zaglądać.
17 comments
comments feed for this article
Trackback link: https://nameste.litglog.org/2013/07/karakalia/trackback/