Podgórnik jako poetka žižkiańska

žižkiański

Nie jest ustalone znaczenie tego przymiotnika, o Žižku mówi się tyle bzdur (nic dziwnego w naszym bzdurą stojącym kraju), że właściwie samo gołe słowo ewokuje jakiś rodzaj „hipsterskiej prowokacji”, kwitowanej wzruszem ramion, po którym następuje rutynowe poszukiwanie nożyczek, aby było czym odciąć kuponik od tak okazanej wyższości. Można by na tym poprzestać, wychodząc z założenia, że – aha! – taka hipsterska prowokacja warta jest wkurwu (jaki wywołuje), w kraju bzdurą stojącym kopanie w jaja każdej formy mentalnej mieszczańskości jest wartością per se.

Ale też można podejść na serio i, uznawszy, że žižkianizm wart jest mszy, oddać się poszukiwaniom właściwego rytu: sama figura tego historyczno‐literackiego (Henryk z Nawarry) odniesienia poświadcza świadomość zakresu dokonywanej transakcji.

Więc parę zdań wprowadzających w Žižka (z Žižek. Przewodnik KP):

Atrakcyjność książek Žižka wynika częściowo z tego, że kusi nas analizami kultury popularnej i codziennych doświadczeń. Jak wyznaje, jego „argumentację teoretyczną wspierają liczne przykłady zaczerpnięte z kina i kultury popularnej, z dowcipów i politycznych anegdot momentami niebezpiecznie zbliżających się do granicy dobrego smaku”. Tego rodzaju podejście mocno kontrastuje z tymi odmianami filozofii, które opiewają w dość sztywnym i bezbarwnym tonie śmierć i ekstrema wysublimowanej poezji.

Mamy więc popkulturę i pole doświadczenia powszedniego...

Słowo „niemal” w przytoczonym powyżej zdaniu funkcjonuje zatem jako coś, co nazywa on fetyszystycznym zaprzeczeniem – Žižek wie, że to, co powiedział, było „zbyt nachalne”, a jednak i tak to mówi. Istnieje figura retoryczna podobna do takiego zaprzeczenia, którą nazywa się apofazą. Pozwala ona na wspomnienie o czymś za pośrednictwem stwierdzenia, że akurat o tym nie będziemy mówić – na przykład „pod żadnym pozorem nie wspomnę tu o niewierności pana ministra”. Apofaza wyraża zatem swoistą dziurę w wypowiedzi. Mówiąc, że nie będziemy o czymś mówić, zarysowujemy kontur tego, o czym nie wspomnimy. Można powiedzieć, że kreślimy granice lub horyzont naszej przemowy. Teoretyzując na temat kultury popularnej i tego, co można by nazwać mniej wyszukanymi aspektami życia, Žižek zbliża się do granic tradycyjnej filozofii. Ona powiedziałaby, że nie będzie mówić o masturbacji czy Melu Gibsonie.

...pewien (atrakcyjny, bo żywy, bo prowokujący) sposób mówienia....

Apofaza filozofii, dziura w jej dyskursie, nie jest zatem dziełem jej samej, ale naszym. Zanieczyszczając filozofię nieustannymi odniesieniami do kultury popularnej, Žižek tak naprawdę oczyszcza ją z „oficjalnych” uprzedzeń jej czytelników. Dodaje jej wigoru za pomocą entuzjazmu, który nie cofnie się przed niczym. W tym sensie wywrotowy charakter Žižkowskiej teorii bierze się stąd, że jest ona bardziej ortodoksyjna niż sama ortodoksja. Žižek traktuje filozofię poważnie, a jego rozważania o przelotnych zjawiskach w kulturze są właśnie znakiem tej nieubłaganej powagi.

...i stojąca za tym wszystkim chłodna (chciałoby się powiedzieć: śmiertelna) powaga.

Tak mi się rysuje ten kościół (popkultura, niskość), materia rytu (bluźnierstwo) i jego sens (poważka, pszepaństwa, poważka).

poeta

Ludzie, jak ja nie znoszę tego rzeczownika! A właściwie quasi‐esencjalnej funkcji, w jakiej bywa (nad)używany. Poeta, literalnie, to ktoś, kto nieokazjonalnie pisywa wiersze. I tyle. (Podobnie prozaik pisywa prozę.)

Ale w kraju bzdurą stojącym, z tradycją (starą) poety romantycznego i (nowszą) poety przeklętego, myśli się, że „bycie poetą” to jakaś szczególna własność osoby ludzkiej. No i jednych to kręci, a innych brzydzi. Darujmy sobie to wszystko; powiedzieć o kimś, że jest „poetą takim‐a‐takim”, będzie (dla mnie) oznaczać tylko tyle (i aż), że wiersze tego ktosia bywają (nieprzypadkowo) takie‐a‐takie. Nic ponadto.

žižkiańska poetka

Muszę i nad tym się zatrzymać. Do tej pory, w rodzaju męskim, udawaliśmy, że mówimy uniwersalnie, o ludziach, kulturze i wierszach wewogle. Jest jasne (žižkiańskie), że należy podgryźć tę defaultową pozycję. Czego jednak w szczegółach robić nie będę; poprzestanę na przypomnieniu figury rortiańskiej ironistki, często goszczącej na tym blogu. Žižkiańska poetka jest bardziej.

wiersz

Tezę „Podgórnik jako poetka žižkiańska” rozpatrzymy na przykładzie poniższego wiersza Marty Podgórnik (pozdrawiam).

Latynoskie Odcinki

Jej serce pęka na każdym zakręcie. 
każde przyjęcie zmienia się w harmider 
rozczarowania. 
o co cały ten hałas? 

Jej serce ma miejsce w legendzie. 
z odcinka na odcinek hartuje się metal 
i żelbetowe pręty tną ją na pohybel. 

zewsząd wystają metalowe pręty 

ktoś ordynarnie strzepuje na dywan 
popiół z jej ręki 

kiedyś miała zabawkę magiczne trójkąty 
coś w rodzaju 
popularna czeska 

zabawka z początku lat dziewięćdziesiątych. 

w dół ale nie tędy 
tak ładnie prosił szybko 

potem długo płakała paląc papierosy na schodach przeciwpożarowych 

uniknąć starych błędów 

robi nowe błędy

Co my tu mamy? Mamy tu pigułkowe przedstawienie telenoweli, popkulturowej i niskiej formy, rytualnie ćwiczącej romanse, uwiedzenia i porzucenia, dramatyczne zwroty akcji, mnóstwo łez, tanie, do bólu ograne rekwizyty. Mamy trochę wyraźnych aluzji kulturowych, jakże sprytnie (oszczędność środków!) wmontowanych w tę niby prostą narracyjkę (podświetlę dla przykładu Jak hartowała się stal Ostrowskiego: socrealizm, All that jazz Fosse’a: musical; jakże boli mnie świadomość, że poza tymi i nie wymienionymi przykładami jeszcze jest to i owo schowane, a ja nie widzę! och!).

To jest wyraźny žižkiański trop. Pole. Gdzie bluźnierstwo? No jak to, przecież sam pomysł, żeby bohaterką wiersza uczynić heroinę południowoamerykańskiej telenoweli, i jeszcze tak tanio‐dramatycznymi chwytami ją uchwycać, te przeszywania prętami, te łzy nad papierosem, ta kompletna nijakość (wydmuszkowatość, pustka) owego portretu – no przecież tak się (już) nie pisze wierszy, co to ma być?! Jest zagadka, ale jej proste, podsuwane na tacy rozwiązanie właściwie obraża nas‐jako‐czytelników.

Ale też nie trzeba jakiejś nadludzkiej przenikliwości do zauważenia, że ta panna tragiczna i łzawa, zamknięta w nieprzełamywalny kołowrót dramatycznych błędów, to panna literatura. A „latynoskie odcinki” to fragment jej najświeższej historii. Bo owszem, „magiczne trójkąty” i „czeska zabawka” sugerują powikłania łóżkowe (trójkąt nie wymaga objaśnień, czeski błąd: przestawka, osoba na boku staje się osobą główną; zdrady, pomyłki, Pali się, moja panno, no pewnie, papieroska). Ale także: strukturalizm, trójkąty (jeden z pierwszych: trójkąt kulinarny Lévi Straussa), magia obiecywana przez te kuszące wyjaśnienia, Praska Szkoła Lingwistyczna, Mukařovský. A potem cóż, kicha, poststrukturalizm, postmodernizm, zjazd w dół, zawiedzione nadzieje, płacz na tyłach budynku. Albo „ordynarne strzepywanie na dywan popiołu z jej ręki”. To deklaracja antywajdyzmu? Diagnoza spłaszczenia oryginalnego Popiołu i diamentu przez celuloidową wersję? (Komu mało, niech dołoży Popioły Żeromskiego, hihi.)

Poważka, pszepaństwa. Tylko od razu dodam, że wiersz to nie tom historii (krytyki) kultury. To co najwyżej okruch tekstu wyzwalający obraz, uczucie; podsuwający kod, zakreślający jakiś rejestr emocjonalno‐poznawczy.

No i nadal jest zagadka. Bo zdublowana panna, cielesna i literaturowa, ciągle budzi pytanie o sens i powód. Mamy narzędzie, sposobność jest oczywista – gdzie jest motyw (że odwołam się do poetyki śledztwa)?

motyw

Rezydencję surykatek (tomik, z którego pochodzi powyższy wiersz) czytałem na wakacjach, ukradkiem.

W środku nocy, gdy pokryte potem ciała dziewcząt sprzęgały się kontrapunktem miarowych oddechów, wymykałem się z namiotu, mijałem opiaszczonego dżipa, przemykałem się dalej obok prowizorycznych szałasów tragarzy, i wreszcie dopiero parędziesiąt metrów poza okręgiem zeriby ośmielałem się roztworzyć książkę, oświetlając jej tajemnicze wersy miniaturową latarką. Ulotne, pociągające chwile, jak śnieżny blask zębów spod kaptura, jak opadające na sekundę ramiączko, jak śmierć błyskająca z odwrotnej strony liścia, na moment podniesionego przez wiatr.

To wtedy, jednej z tych nocy, gdy w krzewach opodal dopalała się perforacja zebry, zrozumiałem.

Ona rozpatruje hipotezę, że sama‐na‐siebie patrzy jak na pannę literaturę. Narratorka, oczywiście.

  1. kwik’s avatar

    No pięknie, tylko co to kurwa są żelbetowe pręty, chodzi pewnie o pręty zbrojeniowe wystające z betonu, ale to jest jednak potknięcie.
    http://pl.wikipedia.org/wiki/Żelbet

  2. nameste’s avatar

    @ kwik:

    To jest (jednak czemu „kurwa”?) bystre spostrzeżenie. Ale zobacz, co tu się dzieje. Najpierw jest melodramatyczny wstępik. Że kręta droga serca i ojej‐jak‐bolesna. Że życie towarzysko‐uczuciowe (panna cielesna), że recepcja (panna literatura) to gigantyczne rozczarowania, topione w zgiełku. I pada pytanie: what’s up?!

    Trzy kolejne wersy to (melodramatyczna) odpowiedź. Crescendo. Że serce, legenda. Że to nie heroina podwójna się hartuje („jak stal”), tylko jej wrogie otoczenie. I w trzecim wersie odpowiedzi pojawia się przegięcie, ostentacyjny camp (nie da się na serio użyć słowa „pohybel”!). Krótko mówiąc, tu narratorkę ponosi. Aż po „żelbetowe pręty”, aż tak jej ekspresja odjechała. Ale się przyłapuje na tym odjeździe, i – po chwili ciszy – sumituje się w powtórzeniu: już nie „żelbetowe pręty, tną, pohybel”, a tylko „zewsząd wystają”, i poprawnie: metalowe.

    Bohaterka osadzona (tak, tak jak więzień) w stającej się ruinie epoki.

    Trick działa. Mamy nie tylko precyzyjnie zarysowany kontekst melodramatycznego wynurzenia. Ale i temperaturę (tym przegięciem) podniesioną o kilkaset stopni.

  3. kwik’s avatar

    Kurwa to tak tylko, chciałem być bardziej witalny z rana. No cóż, przekonałeś mnie, trochę biorąc pod włos, ale faktycznie potem jest całkiem sensownie i pewnie po coś.
    Rtęć wyskoczyła z termometru.

  4. sheik.yerbouti’s avatar

    Jajako człowiek z branży chciałbym zauważyć, że żelbetowe pręty to mogą być pręty żelbetu, które żelbet ma (i cóż, że stalowe) obowiązkowo. Nie widzę tu błędu, już bardziej uwierają mnie pręty metalowe, bo zbrojenie jest zawsze stalowe (tylko w wersji superdeluxe stal bywa nierdzewna).

    A co do rozważań o tym, że analizując trivia Žižek jest bardzo poważny – doprawdy, gubię się w tej dialektyce. Dla mnie to jednak wyraźne oko puszczone czytelnikowi/widzowi (ale też, przecież – co ja tam niby Žižka czytałem^^)

  5. kwik’s avatar

    @ sheik.yerbouti – no właśnie sam pokazujesz: cośtam żelbetu to może być jego część (czy cecha), coś co żelbet ma. A cośtam żelbetowe to jednak raczej zrobione z.
    Metal (w języku) to także dowolny stop, więc stal też.

  6. sheik.yerbouti’s avatar

    kwik :

    A cośtam żelbetowe

    No ale: Plastusiowy pamiętnik ^^

    Metal (w języku) to także dowolny stop, więc stal też.

    Ale to jakby mówić metalowy pomnik Niezgrabne, nespa.

  7. kwik’s avatar

    sheik.yerbouti :

    Ale to jakby mówić metalowy pomnik. Niezgrabne, nespa.

    Faktycznie, na odlew z brązu raczej tak nie powiemy, metalowy pomnik to muszą być jakieś pręty i blachy.

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *