mana dżejpitu

Tomasz Warczok, socjolog, już raz się pojawił na tym blogu, bardzo mi odpowiada jego spojrzenie na „realny katolicyzm”. Nie zawodzi i tym razem, w świeżutkim tekście, opublikowanym na e‑łamach Krytyki Politycznej, w którym zastanawia się nad postacią Jana Pawła II jako totemu. Na zachętę do lektury całości fragment z socjologicznym zapleczem tej analizy:

jak zostaje się, w sensie socjologicznym, świętym i jakie są tego konsekwencje społeczne? [...]

W odpowiedzi na to pytanie niezwykle pomocna jest teoria amerykańskiego socjologa Randalla Collinsa. Dokonał on interesującego wyjaśnienia społecznego konstruowania – jak się to określa w klasycznej socjologii – „obiektów świętych”, czyli tych wszystkich symboli, osób, przedmiotów, które otaczane są kultem. „Obiekt święty” konstytuuje się społecznie zawsze w sytuacjach rytuału; konieczne jest do tego zaistnienie kilku elementów: fizycznej współobecności grupy osób, bariery wobec outsiderów, wzajemnego skupienie uwagi oraz wspólnego nastroju emocjonalnego. Dwa ostatnie elementy wzajemnie się wzmacniają. W jaki sposób? Poprzez wspólny rytm. Stąd częste podczas rytuałów zbiorowe śpiewy, tańce lub kolektywne skandowanie haseł.

Mechanizm jest identyczny bez względu na to, czy mówimy o mszy, koncercie rockowym, meczu piłkarskim czy wiecu politycznym. Grupa, poruszona wspólnym rytmem, zintegrowana wspólnymi emocjami, które wyrażane są na twarzach uczestników rytuału (dlatego tak ważna jest obecność fizyczna) odczuwa trudną do wyrażenia siłę – opisywaną w antropologii jako mana – czyli moc bycia w grupie, a następnie solidarność grupową. Emocja ta nie daje się nazwać, ale można ją – a nawet trzeba – symbolicznie oznaczyć.

W ten sposób tworzy się, integrujący grupę, „święty symbol”, niezależnie od tego czym lub kim jest. To na niego grupa ceduje swoje emocje. Szybko staje się on reprezentacją grupy, jej konkretyzacją. Symbol istnieje przez grupę, a grupa przez symbol. Jako że wszystko dzieje się na poziomie emocji, ludzie nie rozpoznają faktu, że moc symbolu nie płynie z jego wewnętrznych cech, ale ze skupionych w nim zbiorowych emocji. W ten sposób powstaje mit charyzmatycznej osoby, a także „słuszny gniew” grupy, kiedy ktoś próbuje w jakiekolwiek sposób symbol zbezcześcić. Zamach na symbol jest bowiem atakiem na samą grupę.

Tekst jest z gatunku porządkujących: żaden element nie jest (jakoś szczególnie) odkrywczy, całość jednak składa się na dobrze, zgodnie z intuicjami, funkcjonującą maszynkę opisu zjawisk, skądinąd niemożebnie (proszępaństwa) ściemnianych i mitologizowanych. Czytajcie!

  1. sheik.yerbouti’s avatar

    Fragment o Dziwiszu jako człowieku‐kremówce (nomen omen) pyszny! W ogóle tekst jak dobry, tak i smutny (bo przypomina, że nie wygrasz z rwącym nurtem).

  2. babilas’s avatar

    sheik.yerbouti :

    o Dziwiszu jako człowieku‐kremówce

    Dziwisz jest oficjalną wdową po. Taka Nadieżda Krupska naszych czasów.

  3. inz.mruwnica’s avatar

    sheik.yerbouti :

    i smutny (bo przypomina, że nie wygrasz z rwącym nurtem).

    Bojawiem... To tak jak z kapitalizmem – nie wygrasz, ale znanie mechanizmu raczej daje takie, że tak powiem, zen.

  4. sheik.yerbouti’s avatar

    inz.mruwnica :

    znanie mechanizmu raczej daje takie, że tak powiem, zen.

    Mechanismus kennen = Mechazenizm. OK, idę w to, bo się ładnie nazywa.
    Jednak mój punkt był będący takim, że żyjąc w (przeciętnym, nie np. wyraźnie antyklerykalnym) stadzie stoisz właśnie w tej rwącej wodzie, i trzeba wiele wysiłku, żeby ustać na (własnych) nogach. Można oczywiście z tej wody wyleźć, ale samemu smutno.

  5. telemach’s avatar

    babilas :

    Dziwisz jest oficjalną wdową po. Taka Nadieżda Krupska naszych czasów.

    Wynika z? Przyzwolenia? Czyjego? I co na to można poradzić?

  6. babilas’s avatar

    @ telemach:

    Wynika ze skojarzenia. Mojego. Bo jakby funkcjonalność podobna (łącznie z czarną suknią). I „Moje życie z...” też wydane na świeżo, tuż po. I jakby najbardziej naturalna osoba do przyjmowania kondolencji w swoim czasie. Potem zaraz następny gensek zneutralizował Dziwisza wymieniając mu wdowieństwo na wieżę pomniejszego maga na prowincji. Trochę na wyrost, bo to najwyżej format wioskowego druida: rok temu sam się przywalił sarkofagiem (a wcześniej jeszcze wynosił artefakty na wieżę, żeby wody odeszły). Więc już poradzone. Teraz tylko relikwiami mocny – ale za dużo na raz nie może wypuszczać, żeby nie zepsuć rynku.

  7. nameste’s avatar

    @ Nachasz:

    Thx, sam bym nie zauważył. Niemniej, meh.

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *