Wierszyk Pawła Sarny, właśnie opublikowany w Internecie, wprost odwołuje się do (w sieci powstałej) arytmetyki etyczno‐empatycznej. Nie została ona (chyba) jeszcze zaksjomatyzowana; gdyby ktoś wiedział co innego, poproszę o ślad w komentarzu. Z góry itd.
Zwierzątka
Oprócz mnie tutaj jest dziewczynka
co jej tata jest lekarzem takim od
zwierzątek
co dzień jej przynosi uśpionego kotka
jest chłopiec Benedykt
co ma kotków szesnaście
gdy dotyka swych kotków
one umierają
mam kotków najwięcej
i najbardziej są nietrwałe
w tym śnie jestem w tym brzuchu
który wciąż rośnie
Może mężu dotknie brzuszka?
Dotknę chociaż tak się boję.
-
Uprzejmie wnioskuję o to, żeby po(d)miot liryczny powiedział jasno, o co mu chodzi, i czemu się papieża czepia. Czy chodzi o bazie wielkanocne?
-
#ojapierdolę
Oprócz mnie tutaj jest dziewczynka
Podmiot liryczny przebywa w szpitalu albo w domu dziecka. Robi nam się smutno.co dzień jej przynosi uśpionego kotka
Lunchtime with a cat’s barbecue. Oh, so tasty.
jest chłopiec Benedykt
co ma kotków szesnaście
gdy dotyka swych kotków
one umierająIkona papieża zmieszana z memem o zabijaniu kotka przez Boga. Masujemy skronie, ale to nie pomaga.
mam kotków najwięcej
i najbardziej są nietrwałe
w tym śnie jestem w tym brzuchu
który wciąż rośnieAluzja do aborcji robi nam mindfuck. Papież zabija kotki. Jak tylko ich dotknie. Ała.
Może mężu dotknie brzuszka?
Terlikowski pochyla się nad brzuszkiem i dotyka kotków. Kotki umierają, Papież śmieje się szyderczo, „a nie mówiłem?! Zyg – zyg, marcheweczka!”
Dotknę chociaż tak się boję.
Najpierw posmarujemy miodem, moje ty zwierzątko, afrykańskie, koteczku.
Kurdebalanse, na tylu poziomach naraz że I don’t even.
-
nameste :
Szpital? Ale dlaczego B16 miałby być w szpitalu? I czemu nazwany chłopcem?
Bo jako Hitlerjunge przy armacie stał i bez przerwy ją nabijał, a tu aliancka bomba jak szalona urwała mu od różnych rzeczy. Wtedy zabrali go do szpitala, a tymczasem w Hamburgu i Dreźnie płonęły kotki.
-
a nie ma tu małej pożyczki z Heisenberga, że mamy rzeczy, które są potencjalnie miłe i przyjemne (kotki), dopóki zakładamy ich istnienie. Kiedy ich dotkniemy (sprawdzimy, czy faktycznie są), padają.
-
nameste :
Pół niedzieli myślałem o teście‐na‐niewinność w kontekście kota Schrödingera,
W sumie tu kot i tu kot, więc tropy jakby bardziej czytelne.
-
Wierszyk przeczytałem (komentarze też, ale tych nie rozumiem).
Możesz wprost powiedzieć, nameste, czy Ci się wiersz podoba czy nie? Czy wart jest coś sam w sobie, a nie tylko jako instancja internetowej „artymetyki etyczno-empatycznej”?Dodałbym jeszcze „i dlaczego?”, ale nie chcę się za bardzo narzucać.
Mnie się nie podoba.
-
Hmm, przyznasz że Twoja interpretacja wiersza jako testu rorschachowskiego i pułapki jest dosyć łaskawa dla autora i przypisuje mu intencje, których śladu w samym tekście nie ma (przynajmniej ja nie widzę).
Ja (jeśli kogoś to obchodzi) widzę w tym wierszu albo w miarę tandetną symbolikę około‐dziecięcą i około‐ciążową i ogólne emo, albo wręcz nic, tj. żonglerkę bez celu kotkami.
A zupełnie już nie rozumiem dlaczego nie miałby ten/taki wiersz podlegać ocenie podoba się/nie podoba się, skoro podlegają jej wszystkie inne formy literackie.
-
Wkurw i niepokój komentatorów jest o tyle marną miarą wartości wierszyka jako pułapki, że bodaj ja tylko i vauban napisaliśmy komentarz na poważnie, i obaj wierszyk postponujemy i to obaj na poziomie zero (wierszyk) jak i meta (wierszyk jako pułapka).
Jeśli chodzi o oceny estetyczne i ich podstawy, to moim zdaniem stosują się takie same jak to zwykle do poezji: styl, rytm, symbolika, sposób w jaki emocja czy znaczenie jest „zapakowane”, (subiektywny) rezonans u czytelnika, zakotwiczenie i współgra z kontekstem kuluralnym i historycznym, itd. Ten wierszyk sprawnie zalicza niedostateczny na tych kryteriach (na niektórych przez nieobecność).
(W tle oczywiście jest pewne niedowierzanie, że się zajmujemy takim niczym, ale to już sobie kiedyś wyjaśniliśmy.)
-
BTW co się stało z przyciskiem „nieeeee”? Demokracja jednokierunkowa?
-
A mnie się wydaje, że telemach żartował w pierwszym komentarzu (ok, drugi jest na poważnie). Ciebie wyłączyłem, bo przecież gdyby chodziło również o Twój „wkurw i niepokój”, to byś napisał, a nie odsyłał do „komentatorów”, nieprawdaż? Komentarze recenzuję, bo przeczytałem jeszcze raz, uważniej.
Wydaje mi się, że Ty dopiero teraz masz wkurw, ale dlatego że wierszyk tutaj z pozycji pozytywistycznych atakuję miast się rozrzedzić nad nim postmodernistycznie. W sumie słusznie, no i trochę też dlatego że nas przesunąłem—niepotrzebnie—w nasze stany mentalne z poprzedniej dyskusji.
Teraz ucieknę na parę godzin kopać piłkę, ale wrócę wieczorem.
-
A ja dopiero teraz zabieram się za odpowiedź, bo przeszedł mi nareszcie atak śmiechu.
Dałem się wkręcić w złą poezję! Na poważnie!
Ale na swoje usprawiedliwienie mam to, że wierszyk jest napisany dokładnie tak, jak napisałby go młody zagniewany w zmechaconym czarnym swetrze po lekturze co bardziej nam znanych i lubianych miejsc w sieci. Oraz późną porę i stan wskazujący podczas lektury.
Jako test Rorschacha działa nieźle, zobaczyłem to co mnie przygnębia: ciężki los małych kotków, Papa Satan, nawet Kydrybear mi się w skojarzeniach przyplątał.
Co do intencji autora: trzeba go znać, aby być ich pewnym. Nie przykładałem się do poznawania, zostałem ukarany.
Moja impresja szła w kierunku przetrawienia przez autora jakichś traum podobnych do tych, jakie ujawnił test, spojrzenia omdlewającym wzrokiem w Otchłań i niewesołych rozmyślań nad bezpowrotnie utraconą niewinnością spojrzenia.
Wkręcable. -
vHF :
bodaj ja tylko i vauban napisaliśmy komentarz na poważnie,
Pfff, taka powaga. Ja sobie ogólnie wypraszam lekceważenie komentarzy pisanych bez zadęcia, wielkich liter i ciężkich pojęć. Cenne u namestego wraz z bywającym koleżeństwem jest szerokopasmowe skanowanie tekstu, które daje czasem zaskakujące wyniki, tzn. z jajsobierobienia wykluwa się jakaś istotna kwestia. I to jest słuszny kierunek.
-
@ nameste
Intencje autora to fałszywy trop jednak – napisałem o nich jedynie, aby wytknąć, że wiersz jest zwyczajnie słaby i nie zawiera tych wszystkich znaczeń, które mu przypisujesz. Co Sarna „miał na myśli” mało mnie obchodzi, obchodzi mnie co z tego zostało na papierze. Oczywiście można się inspirować słabą literaturą (sam to robię czasem), ale czy nie lepiej dobrą, nawet jeśli wymaga to więcej poszukiwań?Metauwaga zaś jest taka, że nie przedmiot rozważań jest „nieważny” (immanentnie), to raczej rozważania mogą być ciekawe / bez znaczenia
Jeśli dobrze odczytuje duży kwantyfikator przed tym zdaniem, to jest twierdzenie nader dramatyczne, a jednak rzucone przez Ciebie od niechcenia.
Jest dla mnie oczywiste, że przedmiot rozważań albo jest immanentnie ważny albo nie, a jeśli nie jest, to zajmowanie się nim powinno mieć odpowiednie uzasadnienie (tu wciąż nie ma, moim zdaniem).@ sheik.yerbouti
Powaga nie implikuje „zadęcia, wielkich liter i ciężkich pojęć”, a jedynie, ekhm, powagę. Innymi słowy, sytuację, w której celem wypowiedzi jest powiększenie wiedzy.
Strategia uzyskania oświecenia poprzez robienie sobie jaj, choć atrakcyjna, jest chyba jednak mało wydajna. -
No więc udało się nam chyba wydestylować kość niezgody do tej jednej jedynej kwestii:
wartości utworu literackiego *samego w sobie*, niezależnej od analizy i komentarza oraz związku tej wartości (lub jej braku) z wartością poznawczą samej analizy.Ty mówisz, że (żaden?) utwór literacki sam w sobie ważny nie jest (a może nawet nie można mu przypisać immanentnej oceny estetycznej?), a ja mówię Jezus Maryja jakżesz nie? Ty zdajesz się uważasz, że punktem wyjścia może być równie dobrze marny wiersz jak i dobry, a ja uważam, że może, ale nie „równie dobrze”.
(BTW w moim poprzednim komentarzu, jak mi słusznie wytykasz, pomyliłem się pisząc „jest albo nie jest”. Winno być „jest albo nie jest albo nie wiadomo”; uzasadnienie jest potrzebne kiedy „nie jest”, a dyskusja może być najbardziej owocna kiedy „nie wiadomo”.)
I wreszcie: łatwo zarzucać—mam nadzieję, że tylko ze względu na to, że moje poprzednie „jest‐nie jest” było zbyt kategoryczne—uprzedzenie i tworzyć paradoksy. A naga prawda jest taka, że czytam krótki wierszyk o kotkach, który jest do dupy. Czy jest do dupy jest bo go przed‐osądziłem przez pryzmat swoich uprzedzeń? Czy wpakowałem się w jakże finezyjny paradoks oceny‐przed‐oceną? Czy też może jest do dupy bo jest?
A teraz sobie już chyba pójdę.
-
vHF :
...tej jednej jedynej kwestii:
wartości utworu literackiego *samego w sobie*, niezależnej od analizy i komentarza oraz związku tej wartości (lub jej braku) z wartością poznawczą samej analizy.
Ty mówisz, że (żaden?) utwór literacki sam w sobie ważny nie jest (a może nawet nie można mu przypisać immanentnej oceny estetycznej?), a ja mówię Jezus Maryja jakżesz nie?Przeczytanie utworu i jego interpretacja to są analitycznie dwa poziomy, ale praktycznie nierozdzielne. Chyba nie możesz czytać nie interpretując? W najlepszym razie mógłbyś oceniać Wartość Samą w Sobie wiersza napisanego po kreteńsku, pismem linearnym A.
Zresztą ja się nie znam. Przerażacie mnie głębią.
-
@vHF
Ty mówisz, że (żaden?) utwór literacki sam w sobie ważny nie jest
Literatura, a poezja szczególnie, to jest taka konwencja pisania, że zakładamy sobie, że słowa są bardziej niż w zwykłej komunikacji na swoich miejscach i zawsze są umyślnie i po coś. To założenie jest głównie po stronie czytelnika, a bez niego trudno mówić o ważności utworu.
-
Trzystopniowa rekonstrukcja w miarę wierna, ale po pierwsze, punkt pierwszy sformułowany trochę zbyt silnie (patrz niżej), a po drugie „instant quality control” jest niezupełny: czasem, jak pisałem, „nie wiadomo”. Wtedy nie mam problemu z rozległą analizą. No i wstrząsnęło mną nie to, że zajmujesz się marnym tekstem, ale twierdzenie, że to nie dzieło literackie ma immanentną wartość, ale dopiero jego analiza.
Poza tym kręcony jest tu zgodnie przez zebrane towarzystwo chochoł, że sprzeciwiam się jakiejkolwiek analizie marnej literatury, przez co wpadam w prosty paradoks: skąd wiem, zanim nie zanalizuję? Ja tymczasem protestuje przeciw (albo raczej dziwię się) rozbudowanej analizie dzieła, które jest w oczywisty sposób marne po analizie pobieżnej.
No i wreszcie ja tu jestem trochę na przegranej pozycji, bo staram się uzasadnić mój (z braku lepszego słowa) sprzeciw z pozycji ogólnych i teoretycznych, podczas gdy prawda jest taka, jak już pisałem, że tu jest konkretny wierszyk, który jest do dupy, i wciąż nikt mi nie powiedział dlaczego się nim zajmujemy. Oczywiście nameste napisał o terroryzmie, ale nie napisał jaki to wgląd w tę problematykę ten wierszyk nam daje.
Pozostaję w nadziei że w domu, jak nikt nie patrzy, i nikt wyśmiać nie może, i nie trzeba się tak strasznie starać, wszyscy czytamy lepsze wierszyki.
-
OK, powiedzmy że pierwsza część to było nieporozumienie. Zostańmy przy drugiej: jest‐li ten wierszyk wart maszynowych słów, w których jest zapisany, czy nie? Zdaje się, że nawet tutaj jesteśmy na przeciwstawnych pozycjach, wcześniej myślałem, że wierszyk jest w oczywisty sposób do dupy również według Ciebie, a bronisz tylko zasadności zajmowania się nim.
Piszesz, że podjąłeś próbę odpowiedzi twierdzącej. Takiej jakości próbę to podjąłem i ja, pisząc na czym wierszyk zalicza niedostateczne, ale to Ci nie wystarcza, tak jak mnie nie wystarcza Twój jednozdaniowy esej. Jeśli chce Ci się jeszcze bawić, to napisz szerzej dlaczego wierszyk dobry. Powinno być Ci łatwiej niż mnie, przez analogię do dowodzenia zdań twiedzących i przeczących.
Jeśli Ci się nie chce to spoko, zajmę się wreszcie czymś, za co mi płacą.
-
vHF :
styl, rytm, symbolika, sposób w jaki emocja czy znaczenie jest „zapakowane”, (subiektywny) rezonans u czytelnika, zakotwiczenie i współgra z kontekstem kuluralnym i historycznym, itd. Ten wierszyk sprawnie zalicza niedostateczny na tych kryteriach (na niektórych przez nieobecność).
Sorasek, ale tak to można było do gdzieś tak początku XX wieku; a może nigdy tak nie można było przy założeniu, że wiersz jest dziełem artystycznym, a nie tylko ćwiczeniem warsztatowym na zadany temat.
Bardzo przytulam taką definicję błędu, że jest to nieświadome odstępstwo od normy (przy całej jej idiotyczności). Otóż jeśli zgadzasz się czytać ten wiersz jako wiersz (czyli tekst, którego każdy element jest po coś i na swoim miejscu), to nie możesz po prostu stwierdzić, że meh, nie ma rytmu albo symboliki; ten wiersz jest demonstracyjnie rozlazły, bez sensu i pozbawiony mnóstwa rzeczy, których oczekuje się po „dobrym” wierszu.
(Najlepszy test na dobroć wiersza, jaki udało mi się do tej pory opracować: sprawdzić, czy przeczytany na głos i z emfazą losowo wybrany wers żenuje).
-
OK nameste, tu jest jakieś pole do dyskusji. Odpowiedź wieczorem.
-
czekając na poród mojej żony, przyglądam się córce weterynarza z psychiką kompletnie zjebaną przez ojcowskie eutanazje na kotach
co wiedzie mnie myślą lotną ku
pechowcom, którzy niszczą wszystkiego czego dotkną
zmuszając jednocześnie do zastanowienia się nad
dalszym losem stworzenie w brzuchu mojej żony
które też może zostać przez kogoś potraktowane
eutanazyjnym dotykiem.
Być może przeze mnie. -
Nie wiem, o czym mówicie, ale mnie ta dziewczynka boli, ona przecież jest sama na tym krześle, macha nogami, które nie dosięgają. Ona jest ciągle sama i kiedy Pani ją pyta, co robi jej tatuś, to on ratuje kotki proszę pani, jest lekarzem, upewnia się pani, takim od zwierzątek, tak. A jego przecież nie ma, on jest opętany, on wydaje gazetkę, drukuje ulotki, on prowadzi klinikę, w salonie pod krzyżem, on walczy, on leczy. Walczy o kotki, żeby Bóg Pan ich nie zabijał, on ciężko o to walczy i on leczy te kotki z wyrokiem, tych chorych ludzi, morderców. I pod koniec dnia przynosi jej te martwe kotki, kładzie jej do łóżka.
-
nameste :
Jestem sobie tylko małym bogiem
Czekaj pan, bo zaraz nam się ten średni wierszyk o strachu przed hipotetycznymi losami płoda, zmieni w jakiś generator wierszyków jeszcze gorszych.
ja sie przyznam, że na kotkach się rozjeżdżam, bo funkcjonują jako: dosłownie zdechłe kotki, kotki‐płodki, szesnaście chujwieco kotków i kotopłodek ujednostkowany, o który boi się podmiot. Co daje wrażenie, że kotki są Susan i z czytania całości robi akt przypominający baczne wpatrywanie się w fraktalnego pawia.
-
nameste :
wytłumacz się najpierw z chłopca Benedykta
trzymam się egzegezy papieskiej i obrazu Niemca który przyszedł i zniszczył dziedzictwo poprzednika (pechowcom, którzy niszczą wszystkiego czego dotkną), co w ogóle jest z dupy wzięte, bo jak sobie umieszczam taką egzegezę w tekście, to wychodzi mi na to, ze autor jest jakimś bucem, z którym się nawet nie chce gadać.
Innymi słowy, z której strony bym tego nie próbował dziabnąć, moje interpretacje prowadzą do meh.
-
Krótko, bo znakomity mecz w Londynie za chwilę zrestartują :-)
W Twojej egzegezie sporo jest nadinterpretacji, ale zamiast podać ich listę, podam krótszą – pod‐listę powodów, dla których wierszyk mi się nie podoba. Tak będzie bardziej i produktywnie, i uczciwiej. Staram się wymienić te mniej subiektywne przyczyny mojej negatywnej oceny, żebysmy ew. mieli o czym jeszcze rozmawiać.
1. Wiersz zbudowany na symbolu kotek=niewinność, dobro, dziecko. Symbol płaski, i niewyrafinowany. Nie ratuje go związek z internetowym memem bo i dlaczego miałby?
2. Co więcej, autor nam mało dyskretnie sygnalizuje, że to symbol używając słowa, którego w odniesieniu do kotów się nie używa („nietrwałe”). Jakbyśmy, kurwa, nie wiedzieli.
3. Wbrew temu, co piszesz, nie ma tu wkręcania i następującego po nim zdzierania zasłony. Już w pierwszym wersie masz weterynarza i „uśpione” kotki, znaczenie może być tylko jedno.
4. Autor buduje opozycję kotki‐śmierć, która podobnie jak sam symbol kotka, jest zbyt oczywista (przez co tandetna), a jednak trzy razy powtórzona. Jakbyśmy, kurwa, za pierwszym razem nie zrozumieli.
5. Mówisz że językiem dobrze autor operuje. Czyżby? Spójrz na słówko „swych”. W tej części wiersza podmiot liryczny przemawia z pozycji i językiem dziecka (we śnie), a jednak użyte słowo jest literackie. Dlaczego nie „swoich”? To jest ewidentna niespójność. Ponadto takie użycie zaimka dzierżawczego jest tak naprawdę anglicyzmem, po polsku lepiej powiedzieć „tych”. To jest szczegół, ale od dobrej poezji można sporo wymagać w takich kwestiach.
Na razie tyle, chcesz więcej to powiedz (również dlaczego).
-
(Najlepszy test na dobroć wiersza, jaki udało mi się do tej pory opracować: sprawdzić, czy przeczytany na głos i z emfazą losowo wybrany wers żenuje).
I to ma być lepsze od moich franciszkojózefowych kryteriów? Wolne żarty.
60 comments
comments feed for this article
Trackback link: https://nameste.litglog.org/2011/04/kotki/trackback/