a potem tańczyliśmy

Wybitny film Levana Akina And Then We Danced nie wymaga (po polsku) specjalnego omówienia, bo został wybitnie skomentowany przez Renatę Lis (w tekście Taniec queerowego wojownika; w tymże Dwutygodniku to drugie omówienie: różnica między nimi jest jak różnica między „7 minut czytania” [poprawna poszerzona zajawa] a „27 minut czytania” [Lis: pasja & rozumienie]).

Byłem przezorny. Nie czytałem tekstu Lis aż do momentu położenia łap na filmie. Polecam taką kolejność, jeśli ktoś jeszcze nie widział i nie czytał. Jeśli ktoś tylko czytał, już wie, że warto zobaczyć. A dla tych, co i jedno, i drugie, parę zdań ode mnie.

opowieść

Renata Lis pisze:

A potem tańczyliśmy Levana Akina przerasta wszystkie te filmy [mniejsza z tym, które] artystycznie (już choćby przez to, jaki użytek robi z poetyki tańca) i nie mieści się w żadnej z szuflad.

Według mnie jest tu coś jeszcze. Opowieść o Merabie ma [uniwersalną – przez co chcę powiedzieć, że bynajmniej nie ograniczam się do klasycznej Grecji] strukturę mitu. Oglądanie filmu pod tym kątem może przynieść niespodziewany bonus – wykrywanie „grafu przejść” złożonego z [powiedzmy:] czytelnych proppizmów (mitemów). Akin się z tym nie afiszuje, ale też nie jest to warstwa głęboko schowana. I działa. Chętnie bym przeczytał (jako uzupełnienie) streszczenie linii fabularnej ujęte w takich terminach.

muzyka

(i taniec) – jedne z podstawowych składowych języka tego filmu. Wcielenie Tradycji ™. Słucham (od dawna) mnóstwo różnorodnej muzyki z kręgu world (z uzupełnieniami i rozgałęzieniami typu: folk, roots, fusion). Niecodzienne harmonie, oryginalne brzmienia, zaskakujące rytmy pozwalają uciec od monotonii modnej sieczki, przeżuwanej powszechnie wokół. Ale – też od dawna – gdy słucham (powiedzmy) klasycznej muzyki Indii lub oglądam (imponujące) wirowanie derwiszów, stale towarzyszy mi myśl, że te wysublimowane formy są spetryfikowaną i petryfikującą częścią kultur przemocy. Różnorakiej.

U Akina dostajemy nawet mikrowgląd w ten proces: baletmistrz Aleko zeznaje, że oryginalny kintauri [zob. shalakho] tańczony był „bardziej miękko”, ale „50 lat temu zmieniliśmy to”: nie ma miejsca (mówi) na słabość w gruzińskim tańcu. W tej samej kwestii Aleko pada odniesienie do mniejszości adżarskiej; w historii tańca Kaukazu przejrzy się również historia tamtejszych wojen i napięć.

A w Polsce nowe kroki do tańca chodzonego, z działu „polityka historyczna katolickiego narodu polskiego”.

dziadersi

W jednym miejscu w tekście Lis wyczuwam przesadę. Pisze:

W konserwatywnej Gruzji tak właśnie rozumie się tradycję – jako zastygłą formę do ciągłego powtarzania. A przynajmniej tym ona jest dla kasty neurotycznych, wrzeszczących facetów, trzymających władzę między innymi nad narodowym baletem.

Oglądaliśmy mnóstwo filmów z obrazami baletmistrzów/‐yń i choreografów/‐ek; czy to nie norma? Neuroza + wrzaski?

[...] taniec zranionego queerowego wojownika kończy się umyślnie przegiętym dygiem przed Aleko – dziadersem uosabiającym maczystowską Gruzję.

Nie wiem, czy Aleko jest dziadersem, z pewnością jest (może tylko?) funkcjonariuszem w służbie OberDziada (Beso); nie jest zatem „samozwańczym strażnikiem”. Co więcej, oberdziad – trzęsąc się z oburzenia – wychodzi wcześniej, nie doczekuje „przegiętego dygu”. A na twarzy zastygłego w rodinowskiej pozie Aleko widać nawet rodzaj poruszenia.

film–siostra

W czasie pandemii łatwiej mi się sięga po filmy‐odmóżdżacze niż po pozycje wybitne. Dziwnym zbiegiem okoliczności, gdy wreszcie sięgnę, pojawiają się jungowskie zbieżności.

Ostatnim zblogonoconym tytułem w kategorii „filmy z wczoraj” był znakomity Portret młodej dziewczyny w ogniu Céline Sciammy, w którym królowały cisza, malarstwo, dźwięki morza‐wiatru i niesamowite pieśni bretońskich kobiet.

Nagle wydaje mi się, że te filmy są rodzeństwem—

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *