kotki

Wierszyk Pawła Sarny, właśnie opublikowany w Internecie, wprost odwołuje się do (w sieci powstałej) arytmetyki etyczno‐empatycznej. Nie została ona (chyba) jeszcze zaksjomatyzowana; gdyby ktoś wiedział co innego, poproszę o ślad w komentarzu. Z góry itd.

Zwierzątka

Oprócz mnie tutaj jest dziewczynka
co jej tata jest lekarzem takim od
zwierzątek
co dzień jej przynosi uśpionego kotka

jest chłopiec Benedykt
co ma kotków szesnaście
gdy dotyka swych kotków
one umierają

mam kotków najwięcej
i najbardziej są nietrwałe
w tym śnie jestem w tym brzuchu
który wciąż rośnie

Może mężu dotknie brzuszka?
Dotknę chociaż tak się boję.

[z dwutygodnik.com #54]

  1. vHF’s avatar

    No sorek, ale algorytm „swych->zue” to pozdro dla ciebie.

    He he i pomyśleć, że to wszystko skończy się oskarżeniem mnie o trollerkę.

  2. nameste’s avatar

    vHF :

    W Twojej egzegezie sporo jest nadinterpretacji, ale zamiast podać ich listę, podam krótszą — pod‐listę powodów, dla których wierszyk mi się nie podoba. Tak będzie bardziej i produktywnie, i uczciwiej. Staram się wymienić te mniej subiektywne przyczyny mojej negatywnej oceny, żebysmy ew. mieli o czym jeszcze rozmawiać.

    Czyli idziesz tropem mojej sugestii, że jeśli ktoś podnosi dobre strony, niechybnie czeka go oskarżenie o nadinterpretację. Nie, nie sądzę, aby zastępowanie wskazania palcem „dowodów oskarżenia” przez całkiem inną listę świadczyło o uczciwości. Produktywność to, hm, jeszcze inna sprawa.

    1. Wiersz zbudowany na symbolu kotek=niewinność, dobro, dziecko. Symbol płaski, i niewyrafinowany. Nie ratuje go związek z internetowym memem bo i dlaczego miałby?

    1.1. Kotek to symbol=niewinność/dziecko, zgoda. Dobro dopisujesz, kotek przywołuje dobro dopiero wtedy, gdy pojawia się opiekuńczość. Tymczasem we wierszu opiekuńczości wobec kotków – zero. Nawet (implicytny) papież je zabija. Czyli masz symbol pęknięty, do rozegrania. Nie widzę, żeby mógł być z tego zarzut.

    1.2. Związek z internetowym memem jest kluczowy. Wrócę do tego przy 4.

    1.3. Ogólna kwestia „braku wyrafinowania”. Wierszyk jest minimalistyczny, stylizowany partiami na simplicitas (dziecinną, prostaczkową, małoboską, whatever). Pojawienie się w takim tekście czegoś, co sygnalizowałoby jakieś „wyrafinowanie”, oznaczałoby niespójność.

    2. Co więcej, autor nam mało dyskretnie sygnalizuje, że to symbol używając słowa, którego w odniesieniu do kotów się nie używa („nietrwałe”). Jakbyśmy, kurwa, nie wiedzieli.

    2.1. No wiesz, gdybyśmy założyli przez moment, że chłopco‐papież literalnie uśmierca kotki przez dotyk, mogłoby nas zaskoczyć użycie słowa „nietrwałe” w części trzeciej, i dopiero wtedy – eureka – pomyślelibyśmy „ojej, to chyba jednak symbol, te kotki”.

    2.2. Ale myślę, że już wcześniej „kurwa, wiemy” (o symbolicznym charakterze kotków). A więc – całkiem w zgodzie z postulatami czescjacka – powinnismy zinterpretować funkcję „nietrwałych” z dobrą wolą, nie jako (zbędny) sygnał symboliczności kociej. Poza materiałoznawstwem przymiotnik „(nie)trwały” dobrze się zrasta z imponderabiliami. Więc: co kotki właściwie symbolizują? Powinno to być jasne & oczywiste, jeśli symboliczne znaczenie kotków w tym wierszu jest płaskie.

    3. Wbrew temu, co piszesz, nie ma tu wkręcania i następującego po nim zdzierania zasłony. Już w pierwszym wersie masz weterynarza i „uśpione” kotki, znaczenie może być tylko jedno.

    3.1. Nie, to niezupełnie tak. Nikt rozsądny nie założy (realistycznie), że weterynarz przynosi codziennie córeczce w (powiedzmy) szpitalu świeży trup kotka. Vauban przez chwilową nieostrożność założył i przeżył szok: Lunchtime with a cat’s barbecue. Oh, so tasty.. Tytuł, przypominam, brzmi „Zwierzątka”, narracja zaczyna się „dziecinnie”, więc – owszem, nieuchronne – takie skojarzenie (weterynarz‐uśpienie‐śmierć) jest przez czytelnika odruchowo podważone. Sam się wkręca w taką obronę tego obrazka, aby kotek był (jednak) żywy i raczej nie symboliczny.

    4. Autor buduje opozycję kotki‐śmierć, która podobnie jak sam symbol kotka, jest zbyt oczywista (przez co tandetna), a jednak trzy razy powtórzona. Jakbyśmy, kurwa, za pierwszym razem nie zrozumieli.

    4.1. Dlaczego opozycję? Kotek nie jest (kurwa) symbolem życia!

    4.2. Rolą kotka, poza cieszeniem zmysłu opiekuńczości wobec młodych ssaków, jaki mamy zakodowany genetycznie, jest bycie‐topionym‐w‐worku czy, wersja współczesna, bycie‐zabijanym‐przez‐weta. Taki kotek symbolizuje pragmatyczny stosunek do rozrodu zwierzątek (bo już nie: zwierząt, to dotyczy wyłącznie pets). Tylko dzieci się tym przejmują; dorosłe „obrończynie zwierząt” nie mają nic przeciwko prowadzonej przez fundację Peta akcji „Pomyślnego Psocydu na Rzecz Lepszego Świata” (chodzi o zorganizowane zabijanie psów trzymanych w schroniskach dla zwierząt, „żeby się nie męczyły”; trupy wyrzuca się do śmietników komunalnych – hm, unikając opłat za wywożenie śmieci?); internetowa obserwacja sprzed paru dni.

    4.3. Pójdźmy śladem Marcela i powiedzmy, że kotki‐płodki. Masz za złe trzykrotne powtórzenie. W pierwszej części weterynarz (czyli w tej metaforze skryty aborcjonista) z czystym sumieniem odwiedza córkę. Tu jest „taki zawód, co zrobić”. W trzeciej, pozostając w kotkach‐płodkach, mamy do czynienia z personifikacją jakiejś niejasnej siły, która najprawdopodbniej odpowiada za poronienia (nic tu nie wskazuje na aborcję). Co ważniejsze, ta personifikacja najwyraźniej odczuwa poważny dyskomfort (moralny i emocjonalny). Ma „nałożyć ręce” i tchnąć zdrowie w duszę (albo jakoś tak), czy też z obrotu ruletki wyjdzie poronienie? Tu jest wymiar karmiczny, kosmos‐tak‐chce, trudno, cierpi, ale zabija (w odróżnieniu od lekarza‐weta).

    4.4. Ale jest poważny problem z częścią środkową. która jest (moim zdaniem) kluczowa, nie tylko dlatego, ze to właśnie tędy wjeżdża internetowy mem, nadający znaczenia. Ludzka praxis (i rola czysto zawodowa) z jednej strony, bogonatura urządzająca hekatombę, ale (zaraz się wzruszę, heh) jakże z tego powodu cierpiąca, a pośrodku religia. Poziom ustanawiania i aplikowania teodycei; jaka (jakie) ona (one) jest (są)? Jak można zadać podobne pytanie nie majac tych trzech poziomów‐powtórzeń?

    5. Mówisz że językiem dobrze autor operuje. Czyżby? Spójrz na słówko „swych”. W tej części wiersza podmiot liryczny przemawia z pozycji i językiem dziecka (we śnie), a jednak użyte słowo jest literackie. Dlaczego nie „swoich”? To jest ewidentna niespójność. Ponadto takie użycie zaimka dzierżawczego jest tak naprawdę anglicyzmem, po polsku lepiej powiedzieć „tych”. To jest szczegół, ale od dobrej poezji można sporo wymagać w takich kwestiach.

    5.1. „Swe” trąci myszą, podobnie jak liturgio‐mowa. Mnie to użycie w tym miejscu nie razi.

    5.2. Między „tych” a „swoich” jest różnica znaczeń. „Co ma kotków szesnaście” ustanawia związek „posiadania” między Benedyktem a kotkami, „swych” go dodatkowo podkreśla. Moje kotki = mogę zabić. (Weterynarz zabija cudze kotki. Co innego papież, ma władzę nad wszystkimi katokotkami.)

    Na razie tyle, chcesz więcej to powiedz (również dlaczego).

    Hm, chyba nie chcę więcej. Nie przekonałeś mnie do uznania żadnego z Twoich nie‐podoba‐misiów, ale koszt (zob. wyżej) w setkach słów jest poważny. Więc raczej poproszę o zwięzłe wskazanie nadinterpretacji.

  3. nameste’s avatar

    vHF :

    [czescjacek:] No sorek, ale algorytm „swych->zue” to pozdro dla ciebie.

    He he i pomyśleć, że to wszystko skończy się oskarżeniem mnie o trollerkę.

    Ale przecież ma rację.

  4. vHF’s avatar

    Nameste, odpowiem wieczorem.

  5. vHF’s avatar

    Zanim się zajmę nadinterpretacjami, odniosę się do najbardziej nieprzekonujących punktów z Twojego komentarza poniżej.

    Re: 1.3 Wydaje mi się, że nie zrozumiałeś o co mi chodzi. Wyrafinowania nie można w tym wierszu oczekiwać od podmiotu lirycznego, bo ten jest przez większość czasu dzieckiem. Zgoda. Ale to nie podmiot liryczny konstruuje symbolikę wiersza, ale autor, od którego wyrafinowania trzeba i należy oczekiwać. Czyli autor ma kontrolę nad tym, co się podmiotowi lyricznemu śni, a podmiot nad tym jak to zostanie zrelacjonowane. Pewne napięcie oczywiście pozostaje, bo jeśli autor umyśli oprzeć wiersz o metaforę z fizyki kwantowej, to podmiot może tego nie udźwignąć, ale kotki? Pliz.
    Re: 5.1 Tutaj jest podobny problem, tzn. nie rozróżniasz głosu podmiotu lirycznego od głosu autora. Dla mnie to jest kardynalny błąd, zarówno u autora jak i krytyka. Dziwi mnie, że musimy odrobić taki elementarz.
    Re: 2.1 No weź daj spokój. W trzeciej strofie jeszcze się nie połapaliśmy?
    Re: 5.2 Oczywiście nie ma różnicy znaczeń: „Jest chłopiec Benedykt / co ma kotków szesnaście / gdy dotyka tych kotków / one umierają” ma dokładnie takie samo znaczenie jak oryginalna strofa: chodzi jednoznacznie o kotki chłopca Benedykta.

    Teraz nadinterpretacje. BTW zwracam Ci uwagę, że to, że przewidziałeś ten zarzut wcale go nie osłabia, więc nie wiem po co Twój wstępny komentarz. Uczciwsze z mojej strony wydało mi się pokazanie moich zarzutów, żeby nie podważać Twoich racji, swoje karty trzymając zakryte. Co do produktywności, to po Twojej odpowiedzi też raczej straciłem nadzieję, ale piszę żeby nie było że kalumnie rzucam i uciekam.

    Nadinterpretacje głównie z Twojego wczorajszego komentarza (11:48).
    1. Młodość B16. Nie chodzi o młodość papieża, chłopiec Benedykt nie jest młodym Ratzingerem, bo przecież wtedy nie miał mocy zabijania kotków przez dotyk, prawda? Jest dzieckiem‐papieżem, bo dziećmi są wszyscy pacjenci tego oddziału.
    2. Sukcesja papieska+mordowanie kotków przez przeszłych papieży. Jak dla mnie „Benedykt co ma kotków szesnaście” to tylko sprytny (wg. autora) sposób na wprowadzenie papieża (Benedykt‐szesnaście‐get it??). Niekoniecznie rozciąga temat na historię Kościoła, wprowadzając dodatkowy wymiar „tak było zawsze”.
    3. Terroryzm. To jest największa nadinterpretacja, bo o ile wiadomy mem wprowadza temat zabijania kotków przez Boga za grzechy (*), to faktycznie zabijanie rękami Benedykta i może również (obudzonego) podmiotu lirycznego odbywa się już ewidentnie bez związku z ich czy kogokolwiek innego czynami. Tak więc: loteria, nie kara boska. Teodycea, ale nie terrorysty.
    Po usunięciu wymiaru terrorysty ostaje się teodycea rozważana na kotkach (płodach, whatever), co jest podobne do liczenia palcach: można tak zaczynać, ale do doktoratu (dobrej poezji) trzeba już znać rachunek różniczkowy (poruszać się w dużo lepszej, zniuansowanej symbolice).
    4. Podobnie nie ma żadnego bilansu zła, jest zło (śmierć kotków) w różnych formach (zabite przez człowieka – przez religię – przez Kosmos).

    Tyle. Aha, i jeszcze:

    Ale przecież [cześćjacek] ma rację.

    Chuja ma rację co do meritum, a trollersko przeinacza moje wyjaśnienia. (Ukłony dla cześćjacka, polecam poczytać trochę eseistyki, przyda się na maturze.)

    (*) O ile, kurwa, ten mem faktycznie w tym wierszu jest, bo czytam teraz i czytam i nie mogę się sam zdecydować. Wcześniej przyjąłem za Tobą że jest, trochę bezmyślnie.

  6. czescjacek’s avatar

    vHF :

    (Ukłony dla cześćjacka, polecam poczytać trochę eseistyki, przyda się na maturze.)

    Dziękuję, wzajemnie.

  7. nameste’s avatar

    vHF :

    Re: 1.3 Wydaje mi się, że nie zrozumiałeś o co mi chodzi. Wyrafinowania nie można w tym wierszu oczekiwać od podmiotu lirycznego, bo ten jest przez większość czasu dzieckiem. Zgoda. Ale to nie podmiot liryczny konstruuje symbolikę wiersza, ale autor, od którego wyrafinowania trzeba i należy oczekiwać. Czyli autor ma kontrolę nad tym, co się podmiotowi lyricznemu śni, a podmiot nad tym jak to zostanie zrelacjonowane. Pewne napięcie oczywiście pozostaje, bo jeśli autor umyśli oprzeć wiersz o metaforę z fizyki kwantowej, to podmiot może tego nie udźwignąć, ale kotki? Pliz.

    Ja się po prostu lekko sprzeciwiam samemu wymogowi: „ma być wyrafinowanie”. W symbolice. Literatura gra z czytelnikiem w różne gry, wyrafinowanie (gdy jest) wypada docenić, prostotę / minimalizm – też można. Powiedziałbym nawet, ze osiągnięcie prostoty (środków wyrazu: o tym rozmawiamy) jest trudniejsze.

    Re: 5.1 Tutaj jest podobny problem, tzn. nie rozróżniasz głosu podmiotu lirycznego od głosu autora. Dla mnie to jest kardynalny błąd, zarówno u autora jak i krytyka. Dziwi mnie, że musimy odrobić taki elementarz.

    Ale wiesz, ten Twój elementarz działa, gdy rozpatruje się grafomanię; wtedy rzeczywiście „swych/mych” jest poważnym ostrzeżeniem ws. nieporadności stylistycznej (zwł. wtedy, gdy celem jest rytm). Na nieco wyższych poziomach sprawa nie jest tak prosto algorytmizowalna. Nie chce mi się wracać do meritum tego zarzutu, więc tylko powyższe zastrzeżenie. Aha, to właśnie dlatego czescjacek miał rację.

    Re: 2.1 No weź daj spokój. W trzeciej strofie jeszcze się nie połapaliśmy?

    Chyba nie zrozumiałeś sensu 2.2 (albo go olałeś).

    Re: 5.2 Oczywiście nie ma różnicy znaczeń: „Jest chłopiec Benedykt / co ma kotków szesnaście / gdy dotyka tych kotków / one umierają” ma dokładnie takie samo znaczenie jak oryginalna strofa: chodzi jednoznacznie o kotki chłopca Benedykta.

    Oczywiście jest. Subtelna, ale jest. Gdy „tych”, zakres kotko‐śmierci‐przez‐dotyk jest ściśle określony: te 16 sztuk, żadne inne, o losie ew. innych kotków nic nie wiemy. Gdy „swych”, mamy przesłanki do podejrzeń, że kolejne kotki, w których posiadanie wszedłby, też mogłyby zostać uśmiercone (podobnie z ew. poprzednimi, które po uśmierceniu wypadły z rejestru).

    1. Młodość B16. Nie chodzi o młodość papieża, chłopiec Benedykt nie jest młodym Ratzingerem, bo przecież wtedy nie miał mocy zabijania kotków przez dotyk, prawda? Jest dzieckiem‐papieżem, bo dziećmi są wszyscy pacjenci tego oddziału.

    Zarzut nadinterpretacji oparty na... nadinterpretacji. Szpital jest hipotezą, możliwością interpretacyjną, niczym więcej; nawet gdyby założyć, że obowiązuje, mamy problem z [być może:] kobietą w [być może:] ciąży – nie ma jasnych przesłanek, dla których należałoby ją wykluczyć z grona pacjentów. To może być też (uwaga: metaforycznie) szpital „chorych na zabijanie”, a nie dziecinny. Jeśliby rozszerzyć „w tym śnie” z trzeciego fragmentu na całą opisywaną sytuację, mielibyśmy do czynienia z paralogiką snu, w ramach której możliwe są różne rzeczy.

    2. Sukcesja papieska+mordowanie kotków przez przeszłych papieży. Jak dla mnie „Benedykt co ma kotków szesnaście” to tylko sprytny (wg. autora) sposób na wprowadzenie papieża (Benedykt‐szesnaście‐get it??). Niekoniecznie rozciąga temat na historię Kościoła, wprowadzając dodatkowy wymiar „tak było zawsze”.

    „Niekoniecznie”, tak, niekoniecznie. Przecież papież też wjechał na mocy [nad?]interpretacji, literalnie tu nie ma papieża, tu jest chłopiec Benedykt i kotki jego. Ale papieżość nie jest kwestionowana. Skoro wolno wjechać papieżem, wolno też wiedzieć, że było wcześniej 15. tego imienia i dziesiątki innych imion. Autor o tym wie, czytelnik o tym wie. Pytanie (jeśli zgadzamy się na papieża), czy to cecha tego konkretnego (li i jedynie), czy jednak cecha religii i jej głowy, jest zasadne. Chrześcijański (katolicki) stosunek do zwierzątek jest znany, stały i paskudny.

    3. Terroryzm. To jest największa nadinterpretacja, bo o ile wiadomy mem wprowadza temat zabijania kotków przez Boga za grzechy (*), to faktycznie zabijanie rękami Benedykta i może również (obudzonego) podmiotu lirycznego odbywa się już ewidentnie bez związku z ich czy kogokolwiek innego czynami. Tak więc: loteria, nie kara boska. Teodycea, ale nie terrorysty.

    Ponieważ tu bardzo wiele zależy od uznania roli kotko‐memu, wstrzymuję się z komentarzem.

    Po usunięciu wymiaru terrorysty ostaje się teodycea rozważana na kotkach (płodach, whatever), co jest podobne do liczenia palcach: można tak zaczynać, ale do doktoratu (dobrej poezji) trzeba już znać rachunek różniczkowy (poruszać się w dużo lepszej, zniuansowanej symbolice).

    Znowu, skoro nie wiemy jeszcze, czy da się usunąć wymiar terrorysty, ad meritum – bez komentarza.

    Natomiast żywy sprzeciw budzi we mnie to Twoje „liczenie na palcach–doktorat” jako rzekomo obowiązująca norma odn. poezji. Mamy wystarczająco dużo uznanych poetów, którzy ewoluowali od (młodzieńczej) komplikacji w stronę (dojrzałej) prostoty, aby ten postulat opisu podważyć. Ale to temat na giga‐flejma.

    4. Podobnie nie ma żadnego bilansu zła, jest zło (śmierć kotków) w różnych formach (zabite przez człowieka — przez religię — przez Kosmos).

    Tutaj zdecydowanie nie ma zgody. Zło religii u „autora nowej metafizyki”, kotki‐płodki (centralna kwestia „cywilizacji życia”), wreszcie [warunkowo] teodycea terrorysty: to kontekst, w którym nie sposób uciec od teodycei (niekoniecznie, zwracam uwagę, tej szczególnej, „terrorystycznej”). A piszesz o tym tak, jakby można było wymienić na trójkę „zło w różnych formach (kotki zabite przez człowieka – rolnictwo – Kosmos”).

    (*) O ile, kurwa, ten mem faktycznie w tym wierszu jest, bo czytam teraz i czytam i nie mogę się sam zdecydować. Wcześniej przyjąłem za Tobą że jest, trochę bezmyślnie.

    Żeby to rozstrzygnąć, trzeba by znaleźć wyrazisty tekst kultury, którego osią jest „zabijanie kotków przez papieża / boga” i który jest znany współczesnemu czytelnikowi. Kotko‐durny‐mem spełnia te warunki, dla mnie (w 2011) naturalne jest sięgnięcie właśnie po niego. Ale może masz jakieś kontrpropozycje.

    Można też przyjąć, że autor nie ma pojęcia o tym memie i zasadniczo jest kwestią przypadku, że użył kotków, bo mógł równie dobrze piesków. Weryfikacja tego bez znajomości innych utworów autora nie wydaje się możliwa. Z drugiej strony, gdyby autor jednak znał i nie chciał tego skojarzenia, musiałby użyć piesków. Sprawa jest, jak widać, niejednoznaczna. Polecam wszakże wskazaną powyżej niekonieczność papieża.

  8. sheik.yerbouti’s avatar

    Jej, jak mnie impreza ominęła (znowu!)

  9. vHF’s avatar

    Sorry nameste, chciałem odpowiedzieć ale się zerzygałem kotkami. Zaznaczę tylko, że doceniam że podjąłeś dyskusją i zainwestowałeś czas.

    Rzecz jasna dalej nie jestem przekonany i uważam że wierszyk do dupy. Przyjdę jeszcze kiedyś jakiegoś rejtana zrobić.

  10. nameste’s avatar

    sheik.yerbouti :

    impreza ominęła

    No tak, już jest po.

    vHF :

    się zerzygałem kotkami

    Podobnie zeznałem wczoraj o 20:56:59.

    dalej nie jestem przekonany i uważam że wierszyk do dupy

    Tylko naprawdę świetne wierszyki wytrzymują takie cudowanie nad ich słownym ciałem. Nie twierdziłem, że ten jest naprawdę świetny. You killed it.

· 1 · 2

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *