Ludzie‐którzy to taka zabawa w performatyw predykatu. Bierze się jakąś własność (powiedzmy) punktową, np. „gryzienie marchewki”, i robi się z tego predykat ludzie‐którzy‐gryzą‐marchewkę. Następnie należy go wykonać.
To, że jakieś istnienie poszczególne gryzie (sobie, choć niekoniecznie) jakieś poszczególne warzywo, jest zdarzeniem ginącym w morzu zdarzeń, o których (w większości) się nie mówi, bo i po co. Oczywiście, na każdym takim zdarzeniu można zbudować wypowiedź, teorię, prąd kulturowy, domenę pracy badawczej stu trzynastu laboratoriów, albo bramkę przepuszczającą do rozległych dominiów (pop)kultury (Królik Bugs gryzie marchewkę). Ale żeby bawić się w zabawę ludzie‐którzy, potrzebujemy jednak tego wstępnego i mocnego określenia dziedziny predykatu: „ludzie”, bo inaczej performatyw będzie kulawy, niepełny, nie samozwrotny itd.
Czy ja sam gryzę („gryzywam”, jak w: „pogryzam”) marchewkę? Zdarza mi się to czy raczej nie? Co może oznaczać taka kategoria opisowa? Czy odpowiada jej stosowna hipoteza esencjonalności (ludzie‐którzy‐gryzą‐marchewkę są istotowo odmienni od tych, którzy nie)? Kto (i dlaczego) mógłby uznać za konieczne/właściwe/możliwe wytknięcie palcem takiego gryzienia? A kto, przeciwnie, ujawni się również jako ludzie‐którzy‐gryzą‐marchewkę, a może nawet oznajmi po kiplingowsku „jestem jednej krwi z tobą”, tzn. „bracie! siostro! w marchewki‐gryzieniu”)?
To właśnie ten strumień pytań, jaki zaczyna – całkiem automatycznie, a może nawet po części nieświadomie – szumieć w głowie, a także pochodny strumień odpowiedzi, hipotez, przymiarek itd., to właśnie one są treścią owego performatywu i sensem tej zabawy.
* * *
Dawno, dawno temu nadziałem się (a może sam to wymyśliłem, już nie pamiętam) na zdanie, że w sieci tylko dwie rzeczy są prawdziwe: teksty i uczucia. Dziś stanowczo poszedłbym dalej: w ogóle tylko te dwie rzeczy są prawdziwe. Co znaczy (tu) „prawdziwe”? Takie, których realności nie można zaprzeczyć. Co znaczy „realność”? A ićpanw... Jeszcze jakieś pytania?
Jest to, tak mi się zdaje, dobry punkt wyjścia do zbadania kwestii postironii. Dlaczego ta kwestia powinna być zbadana? A czemu nie.
* * *
Na razie jestem ludzie-którzy-nie-napisali-notki-o-(ludzie-którzy-mówią-o-sobie-„jestem-postironistą”)-choć-mieli-taki-zamiar.
DOPISANE 28.1.2011, ciemną nocą
Mocny akcent marchewkowy, wymaga (to nie będzie proste) dekonstrukcji. Dziękuję Autorowi za zgodę na zamieszczenie. Chrup.
-
Milionkrotnie dziękuję za ten tekst!!! Dzięki temu jestem ludzie‐którzy‐nie‐muszą‐go‐napisać‐a‐chcieliby.
Co znaczy „realność”?
To tekst i uczucie.
-
ludzie‐którzy‐boją‐się‐rozdeptania‐przez‐wyniosłych‐gigantów
-
nameste :
ludzie‐którzy‐demonizują
Ale jest w tym pewna pobłażliwość, nespa? Przynajmniej dla mnie – pobłażliwość, która otwiera drzwi do lekceważenia w najcięższym przypadku. A przecież można (jak widzę) odczytać w tym przeciwnie, braterstwo.
-
sheik.yerbouti :
Ale jest w tym pewna pobłażliwość, nespa?
Nie, nie. Ja sam o sobie napisałem: demonizuję i demonizować będę.
-
Aha, byłbym zapomniał:
ludzie‐którzy‐zapomnieli‐że‐w‐tej‐notce‐komentarze‐winny‐zawierać‐zwrot‐ludzie‐którzy
-
Odruchowo sklasyfikowałem się jako ludzie‐którzy‐kręcą‐głową‐w‐niemym‐podziwie.
-
nameste :
Jest w tym pewna nierównowaga między uczuciem a tekstem, że tak bezczelnie powrócę ad rem.
Ale jest także w prawie wszystkim innym; przecież wszystkie literki są już ironicznie spalone i zużyte i nie mamy w czym wyrazić naszych emocji wprost – wyjściem jest..
postironia
Tak jest, ale w postironię możemy wystartować skądkolwiek, każdy set literek może być butelką i kamieniem, którymi stłuczemy ironiczny uśmieszek Aaronsona.
Sorry, NMSP. -
„Ludzie którzy” to subwersja esencjalizmu, co stoi w notce. Subwersja jest ściśle skorelowana z ironią.
nameste :
Postironia różni się bardzo od pre‐ironii
Dlatego ośmieliłem się napisać: „Postironia to próba znów bycia serio. Oczywiście nieudana, bo nigdy nie ma powrotu do niewinności”. Jak już napisałem u Michała, jestem postironistą fatalistycznym.
-
nameste :
Postironia (tak przeczuwam), to coś bardziej złożonego niż całkowite odrzucenie ironii (ślozy w psychiatryku) czy śmiertelnie poważny re‐telling ironicznej narracji.
inz. Mruwnica :
Postironia to próba znów bycia serio. Oczywiście nieudana, bo nigdy nie ma powrotu do niewinności
100%racji, panowie redaktorowie. Postironia pamięta, że był okres żartu i dystansu – i że ten czas Zakazu Przeżywania Poważnych Emocji był nieznośny. Potrzebujemy powagi aby wziąć na klatę ogólny tragizm życia, ale nie poprzez miejscowe znieczulenie (zapominamy o ironii) tym bardziej nie psychiatrykową(24) lobotomię, ale poprzez, ekhem, wyrośnięcie ze sztubackich żartów. Do których zachowajmy sentyment, no bo co, doprawdy.
-
sheik.yerbouti :
Potrzebujemy powagi aby wziąć na klatę ogólny tragizm życia
Nie czuję tego „aby”. Dla mnie to jednak „a może by tak nieironicznie, dla odmiany, co?” I zaraz potem: „się niedasię, ale dół”.
nameste :
Oczywiście szło o Zakaz Wyrażania PE, pod pretekstem Niemożności Wyrażenia.
Nie czuję tego „oczywiście”. Nie wiem co stoi za obowiązkiem ironii.
-
nameste :
Osłab to do dyskursu dominującego.
Czyli nic? Przygodna gwara semantyczna? Zawsze jest Coś za, a jak nie ma to się je wymyśla i już jest.
-
W ironii mierzi mnie to samo co w „:)” na końcu akapitu. Jest właśnie taką zdelokalizowaną emotką. Czytasz i w pewnym momencie widzisz, że interlokutor rozłazi ci się przez palce, że nie ma do kogo gadać. Obłożył się metamateriałem, ugina treści wokół siebie i udaje dziurę w dyskursie. W sumie to bardzo o tym, co mówił Taylor Mali w tej tubce z kinetyczną typografią u mnie na trombie. Declarative sentences, you know?
To ważność. A geneza?
-
inz. Mruwnica :
Dla mnie to jednak „a może by tak nieironicznie, dla odmiany, co?”
Widocznie masz luksus całkowicie swobodnego wyboru podejścia do świata. Ja miewam w życiu aspekty Teh Sirious Business i mam do wyboru albo ironizować wszem‐wobec i je omijać, albo jednak wziąć je na klatę (metaforyczną, żeby nie było) i tym samym wejść w postironię nieco‐dojrzalszego bycia.
Już niezależnie od dominującego dyskursu, który, jaki jest, każden widzi. -
@ nameste:
No tak, ironistka Rorty’ego ciągle gdzieś tam mi siedzi z tyłu głowy...
Myślałem długo co by Ci odpisać i tyle rzeczy wymyśliłem, że się okazało, że są tak nieustrukturyzowane, że nie dam rady. Jest czas połykania i czas wymiotowania. Jest też czas trawienia.
@ sheik.yerbouti:
Raczej o aspektach TSB w ogóle nie mówię w internecie. Na żywo też raczej nie, chyba że z bliskimi przyjaciółmi. A przecież mam. Kameralne bycie serio (preironicznie) jest chyba jeszcze ciągle możliwe, nawet wbrew temu co mówi Eco w klasycznym cytacie o postmodernizmie. A może tylko postironia jest kameralnie znacznie łatwiejsza? Na tyle łatwa, że odruchowa. Może to punkt wyjścia do rozlania zarazy postironii?
-
inz. Mruwnica :
Kameralne bycie serio (preironicznie) jest chyba jeszcze ciągle możliwe
Ale ja nie wiem, czy można być jeszcze wewogle, gdziekolwiek, preironicznym. Jak tu pogodzić ze sobą akceptację dla wielości narracji i dystans do nich wszystkich (łącznie ze swoją ulubioną) z preironiczną, platońską (chyba?) kameralną powagą? Gdzie kończy się ta kameralność, jak się skaluje powaga a jak ironia?
Chyba że rozdzielasz szczelnie internetsowy small talk od życia (włączając oczywiście w to życie TSB) i ten pierwszy ma wyłącznie wartość rozrywkowo‐towarzyską. Wtedy jest szansa, by uciec osądowi ironistki kontrując – nie, to nic istotnego, taka ot mgiełka, wzięłaś to na serio, oh really?
25 comments
comments feed for this article
Trackback link: https://nameste.litglog.org/2011/01/ludzie-ktorzy/trackback/