drugie wyrojenie budyniów

Etnogeneza jest czymś fascynującym. Mam tu na myśli zjawisko ginące w mrokach, starodawne, niedocieczone; bardziej też etno‐lingwo‐kulturogenezę niż cokolwiek węższego. W pacholęctwie z całej możliwej historii ten fragment pociągał mnie najbardziej, na sposób nieodparty i magiczny. Wertowałem nie tak znów chudą, ale i nie z tych najopaślejszych historię powszechną (a właściwie jej tom pierwszy) w poszukiwaniu jednego: wskazówek co do miejsca i trybu pojawienia się nowego (na scenie historii) ludu.

Szybko wykryłem, że są dwie etnogenezy: pierwsza polega na tym, że jakiś lud, co siedział przedtem tam‐a‐tam i właściwie istniał tylko z hipotetycznej nazwy, nudził się tym siedzeniem (tzn. rozrósł się zanadto, był pchnięty „od tyłu” przez jakichś kompletnie już nieoznaczonych najeźdźców, albo dopadło go takie czy inne stepowienie), i znudziwszy się dostatecznie, ruszał w drogę, objawiając się konkretem nadejścia ludom, które już raczyły „zaistnieć”, tzn. wcześniej złapały kontakt z historią. Ale, oczywiście, pozostaje pytanie: a skąd owi przybysze wzięli się w swej pierwotnej siedzibie, tzn. tam‐a‐tam? Na to pytanie możliwe są dwie odpowiedzi:

1. z‑jeszcze‐gdzie‐indziej, czyli z jeszcze pierwotniejszej i dawniejszej siedziby

albo:

2. Spoza.

Pierwsza tylko przemieszcza problem, nie rozwiązując go. Dlatego właściwsza wydaje się ta druga, która zarazem ustanawia drugi rodzaj etnogenezy. Spoza.

Cóż to jednak znaczy? To proste. „Spoza” oznacza „spoza geografii”, oznacza jakieś ubi leones. Moja średnioopasła „Historia powszechna” była, wbrew pozorom, dość europejskocentryczna, więc w pierwszym tomie podawała tylko jedno Spoza: z gór (drugie, zza morza, zostawiając na omówienie dziejów okolic X‑XV wieku). Nie dam sobie nic uciąć w obronie autentyczności tego cytatu, ale mam nad wyraz mocne przeświadczenie, że nie jeden raz natknąłem się (w tym naukowym dziele) na określenie w rodzaju „lud Ten‐a‐ten wyroił się z gór”; czasem podawano nazwę geograficzną owych masywów czy łańcuchów.

Z drugiej jednak strony, mając na uwadze konsekwencje ustanowione przez mitochondrialną Ewę, rozumiemy, że wszelkie wyrojenie się z gór jest wyrojeniem wtórnym, drugim. A rozumiejąc to, wpadamy na trop prawdziwego sensu Separacji, rozdzielenia tego, co było kiedyś jednym, na trop Schizmy: Ekspansji albo Ukrycia. Może jeszcze do tego wrócę; na razie zbieram przyczynki – o rzekomym pochodzeniu Chazarów od Goga (a właściwie Magoga), o tym, czemu figura Starca z Gór jeży włos, a Starzec zza Morza tonie, utonąwszy zaś – przestaje istnieć również z mocą wsteczną; o tym, że... muszę przerwać, bo czeka mnie jeszcze jedna uwaga, nim zaprezentuję wam Aneks.

Oto ta uwaga. Zauważyliście, że wszelkie drugie jest ciekawsze (heteronomiczne, niepokojące, stawiające pytania o powód i sens) od pierwszego? A w sprawie Budyniów (uważam, że to zmiękczenie jest usprawiedliwone) trzeba powiedzieć tyle: nawet jeśli ich pierwsze (nadgryzione Aneksem) Wyrojenie było Urojeniem, to ich ewentualne obecne (?) lub przyszłe wyrojenie – już nigdy nie będzie pierwsze. Nigdy.

Aneks
[o zbawiennem wpływie Budyniów na łagodność słowiańską]

Skimnus Chiota, we swoim opisie Czarnego morza opowiada: Na wschód Dniepru, po nad morzem, mieszka lud mający mnogie pokolenia z nazwisk nieznane. Ci pomorzanie, są tyle pobożni, że zwierzętom żadnej nie czynią szkody, domy mają na wozach, na obyczaj Skolotów[*], używają końskiego mleka, żyją we spólności dóbr najdokładniejszéj. Z tego ludu wyszedł mędrzec Anacharsis[**]. [...]

Ritter Arimaspów uważa za stan rycerzy i szlachty, a Argippeów, najsprawiedliwszych Sarmatów, Pomorzan i Gelono‐Budinów, za stan duchowny, za kapłańskie osady Buddy które z górnej Azyi, z Baktryi, nad Czarne morze, do północno‐zachodniéj i do południowo‐zachodniéj Europy zanosiły wykształcenie. Starożytny Buddizm, rolnicy, rycerze; duchowni — samoistni, niczem nie przywiązani do owych Skolotów [...]. Jakże wysokie znaczenie Budinów, którzy nawet zewnętrznie przynieśli do Europy, do wszystkich jej krajów, naukę Buddy, religijne urządzenie Budyzmu! [...] Zdawałoby się przecież, że Budyni, że Budyzm był środkiem działaczem tej oświaty pierwotnej, przed wtargnieniem Skolotów, pod których ujarzmieniem ona, zamieszała się, rozerwała, upadła, zaciemniła się, dopóki nie weszła do innéj, wyższéj, przez chrystyanizm założonéj oświaty.

[...] przez kraje Europy wewnętrznéj, szła bezpieczna handlowa droga Heraklesowa, a przypominamy dawny handel bursztynem; że na téj drodze były osady zamieszkane przez lud bogobojny, ozdobiony cnotami wyższemi, który obyczajniejszy nad Greki i Rzymiany, dla cudzoziemców i podróżnych był sprawiedliwy i religijny, przyjmując ich pod najświętszą, opiekę swego Boga. Rysy zupełnie podobne duchowemu wizerunkowi późniejszych Słowian. [...] Ritter twierdzi, że w czasach których historycznie oznaczyć nie można, z górnéj Azyi, z Baktryi, wyszły mnogie osady kapłańskie, dobrowolnie albo przymuszone, unosząc czyściejsze pojęcia o Bogu, a prowadząc życie najreligijniejsze. Był to Budizm starożytny. Budowie, u Medów; a Budyni u Skitów, wymienieni przez Herodota, byli kapłańskiemi osadami téj wysoko rozwinionej nauki, która na życie Słowian wywarła wpływ stanowczy, najdłużéj u nich zachowany. Słowianie przeobrażeni działaniem téj pierwotnej religii buddistycznéj stanowili lud wyjątkowy, wybrany, zdumiewający Greków i Rzymian, a szczególniej barbarzyńskich Niemców.

[z dzieła: Badania krytyczno‐historyczne i literackie Józefata Bolesława Ostrowskiego]


PRZYPISY
[*] proto‐Scytów
[**] Anacharsis

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *