Umarł Nowosielski, człowiek z pogranicza, na które rzadko się (na co dzień) zapuszczamy. Przede wszystkim (dla mnie) malarz, zupełnie niesłychany.
Potem – człowiek zanurzony w obce i dziwne (znowu: dla mnie) uniwersum znaczeń i emocji, prowadzący własną, prywatną uprawę religijnego pola, pomieszczonego w głębokiej tradycji prawosławia. Świata rozpiętego między fatalizmem a rozpaczą, najbardziej mrocznej ze znanych mi (no tak, z boku) religii.
Muzyka z tego kręgu łapie (nieodmiennie) za gardło, architektura porusza, a malarstwo – wydawało się martwe. Ale tacy jak Nowosielski (nie on jeden przecież, jednak tutaj, w Polsce – firma osobna) sprawili, że stało się bardziej dzisiejsze niż muzyka.
Siła skrótu. Gorejąca głowa, niepojęty (kwadratowy, niebieski, inne słońce) przedmiot wiary, przepaść między „prorokiem” a słuchaczami... których właściwie nie ma, których nieobecność jest (albo nie jest: pole do rozważenia) nieistotna.
Coś tam przecież stoi, sygnalizowane plastycznym ledwo‐znakiem. Ołtarz? (Bez wiernych i kapłanów? Hm.)
W przypomnianym przez Wyborczą wywiadzie sprzed ponad 10 lat wypowiada się szorstko, z pozycji (już wtedy) Starca, Który Wie Swoje. Nie ma sensu z nim polemizować (nie tylko dlatego, że było to dawno, a potem, dwa dni temu, umarł). A jednak staje się, podobnie jak w swoim malarstwie i (znowu: j.w.) z powodu tego malarstwa, wyzwaniem do ćwiczenia, takiego ćwiczenia z inte‐emo‐wyobraźni.
Mówi o Baconie:
Nie, to już jest poziom infernalny. Myślę, że on nie pozostawia żadnej możliwości reinterpretacji w kierunku jakiejś nadziei, jakiegoś dobra. No, ale taka jest prawda i on tę prawdę namalował. Myślałem, że tego się nie da w ogóle namalować, a on to zrobił.
Mówi o sobie:
Jestem szalenie tradycjonalistycznym artystą, proszę pana, maluję ikony i żaden ze mnie awangardzista.
Bo z czego artysta ma się dzisiaj wyzwalać, proszę pana. Im bardziej się wyzwala, tym bardziej jest niewolny. Wyzwalać można się w sytuacji, kiedy człowiek jest absolutnie zniewolony. Kiedy jednak odrzuci wszelkie bariery ograniczające jego świadomość, to już nie ma się z czego wyzwalać.
No i tak to.
DOPISANE 24 lutego Żeby nie było wyłącznie mrocznie (+ dopisek w tytule):
-
tutaj, w Polsce – firma osobna
Owszem, ale to pewnie dlatego, że nikomu się nie chciało / nie umiało pisać ikon i ogólnie – zamedytowywać się przy okazji malowania. Choć najbardziej lubiłem jego starsze rzeczy, te z kobietami, jednokreskowe rysunki etc.
No i był przykładem jedynego chyba hype’u na dobrego współczesnego artystę (w sensie że bardzo drogo się sprzedawał, jak jakiś, hihi, Gierymski czy Boznańska).
-
Mnie w tym wywiadzie rozwalił ten jego satanizm. Wiara w szatana, zło, grzech i upadek tego świata jest taka oczywista, a wiara w Boga ledwo zarysowana i ulotna, nadzieja jeśli w ogóle jeszcze jakaś jest, to zakopana w tajemnicy. Mrok.
2 comments
comments feed for this article
Trackback link: https://nameste.litglog.org/2011/02/mrok/trackback/