cukier w wacie

Debiut tomo‐wierszowy Łukasza Barysa, czyli książkę Wysokie słońce (2020), omawia w Stonerze Adam Partyka; interesujący tekst, zwłaszcza tam, gdzie rozpoznaje i komentuje problematykę „peryferie–centrum” (przez centrum zapewne należy rozumieć nie‐miejsce, które wodzi perspektywy, by sparafrazować niestandardowe [udane] użycie tego czasownika przez samego Barysa). Tomu nie znam, z wyjątkiem paru wierszy, trudno mi więc komentować rozmiar ew. luk w wywodzie/oglądzie Partyki, niemniej warto zauważyć, że sam autor wierszy uruchamia dodatkowe urządzenie optyczne w niedawnych (z kolei) tomo‐prozowych Kościach, które nosisz w kieszeni (2021); też nie czytałem (poza obszernymi fragmentami dostępnymi w sieci), a zatem śmiało mogę itd.^

Wiersz MuszkaWysokiego słońca zapowiada ważność wątku psiego w Kościach, z kolei same tytułowe kości zapowiedziane są wprost np. w wierszu Rozłączne:

kosteczki króliczków,
kosteczki nutrii.

[...]

Siadałaś kostką w kostkę,
dostałaś kaszel, sine palce, martwa ławica

oskubała cię ze skórek,
wszystko stało się rozłączne.

Proza Kości może zatem upoważniać do dodatkowego, innego jeszcze spojrzenia (wstecz) na wiersze w Wysokim słońcu. Ale to tylko pytania en passant w ramach pobieżnej wycieczki po Barysie.

* * *

Tu natomiast chciałbym czytających zachęcić do lektury całego pięciopaku wierszy (z czasu bodaj między powyżej wskazywanymi publikacjami). Stąd właśnie pochodzi poniższy wiersz:

Siostra

Moja upośledzona siostra została obdarowana
bladym wodogłowiem, mówi o sobie: jestem córką 
księżyca. Staje na jednej nodze, wygląda jak wata
cukrowa. Podchodzę, obrywam płatek ucha,
dolną wargę (jakie słodkie, gorzkie), odgania mnie,
bo utrudniam kontakty z ojcem. A on właśnie ma
pełnię i ulewa się w głowę i wodę, bierze sobie
zatokę wodogłowia. Siostra świeci podczas zaćmienia,
(niczym inwestycja na czarną godzinę), służy mi
za lampę. Mówię: wyprostuj się, bo nie widzę,
wrzeszczy: nie przeszkadzaj teraz, bo się skupiam,
bo zsyłam kobietom okres. Żeby nie musiały rodzić
downów podobnych do mnie.

Forma wierszy w Wysokim słońcu daleka jest od jednorodności, część z tamtych wierszy się strzępi i odstrzępia (fragmentuje i wraca), część ćwiczy regularność, badając jej wytrzymałość na lokalne przeciążenia znaczeniowe i dopowiedzenia.

Tu natomiast, w „pięciopaku”, mamy do czynienia z zestawem spójnym, jednorodnym. I to nie tylko co do formy czy potoczystej (miejscami wyglądającej na niedoredagowaną – zob. kaskadę trzech „bo” na końcu Siostry) frazy, gładko wchodzącej, narracyjnej, niebezpiecznie łatwo przesuwającej się przed oczomózgiem czytelnika.

Tymczasem każdy z tych wierszy jest czworościanem foremnym, w którego wierzchołkach są: alegoria, prywatne, polityczne, antropologiczne; jak kto sobie obróci, tak mu się (może) przeczyta(ć).

Jak choćby w powyższym. Na pozór jest to mocno surrealistyczna (w odbiorze sekwencji obrazów) historia rodzinna. Moment polityczny wybrzmiewa na końcu. Antropologicznie stawką jest „możność decydowania / posiadanie reprezentacji”; co więcej, wymiar (stricte) antropologiczny poszerza się (powiedzmy np. po latourowsku) do ekoglobalnego, gdy zauważymy, że siostra jest alegorią flory (mówi brat, zwierzę, sapiens).

I jeszcze rodzaj bonusu. W styczniu 2019 chiński lądownik Chang’e 4 osiadł na Księżycu, a umieszczony wewnątrz pęd bawełny [„staje na jednej nodze, wygląda jak wata / cukrowa”] wychynął, zazielenił się, po czym ściął go (kosmiczny) mróz; taka oto oczywistość.

Nalegam więc, by poczytać całą piątkę, ciekawe wiersze, przemyślnie uknute.

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *