polski wrap

Nakładem poznańskiego WBPiCAK wyszedł w 2021 książkowy debiut Marty Stachniałek Polski wrap (BWP #225).

Droga do niego okazała się dość długa. Autorka została połowiona i w 2013 BL pokazało wiersz (wydrukowany w stosownej narybnej antologii) wraz z komentarzem autorki:

bazar Różyckiego

gdzieś w okolicach dworca wileńskiego widzę husarię piękną i lekką
jak zbliża się w moją stronę jest końcówka lata która trwa całe lato komary
też trwają całe to lato którego nie ma i nigdy nie było po drodze spotkałam
ludzi z iPhone’ami którzy stali się dla siebie krajobrazami
przez praskie ulice jedzie husaria piękna i lekka jak ostatnia nadzieja
jej prężne ciało jak jeden organizm nabiera blasku nabiera poklasku klakson
robię sobie z głowy bazar Różyckiego
kobiety ze straganów brzydkie i ciężkie
pomagają mi udźwignąć myśli jak skrzynie z warzywami
noszą je gdzieś przestawiają spluwają na chodnik przeklinają
a ja określam swoją lokalizację mówię swoim znajomym gdzie teraz jestem
znajomi odpowiadają że są zlokalizowani na realizację plantacji
polecam swoich znajomych swoim znajomym dodaję
kobiety ze straganów brzydkie i ciężkie do ulubionych
dodaję i rozwiązuję z nich całki jako sumy nieskończone
sumy wielu nieskończenie małych wartości
a w parku skaryszewskim dzieci puszczają kaczki

Szeroki potoczysty flow, nieprawdaż. „Husaria piękna i lekka jak ostatnia nadzieja” dziś, w 2022, jest jak wspomnienie pierwszego skwiru nazgula wobec banalnego wszędobylstwa orków. Co innego „kobiety brzydkie i ciężkie”, które – zob. niżej komentarz – mogłyby „być autorytetem”, zwłaszcza po scałkowaniu.

Cały ten folwark ma w sobie coś z fatalności ulicy Krokodyli, która przebiega przez ciebie raz na jakiś czas. Twoja sygnalizacja psuje się, powodując karambol. Myśli jak rozpędzone mustangi wgniatają się w siebie. Ciało tej dzielnicy jest sparaliżowane. Ciało tej dzielnicy to ciało pop‐kultury. W całym tym zhomogenizowanym krajobrazie kultury masowej, w całym tym disnejlandzie, szukasz karuzeli dla siebie. Karuzeli z Madonnami. Karuzeli, która ma w sobie coś z lekkości przewiewnej sukienki, a jednocześnie jest kawałem ciężkiego metalu. Uświadamiasz sobie, że kobieta z bazaru mogłaby być twoim autorytetem. Jej naturalizm cię onieśmiela. Chcesz być kobietą z bazaru. Chcesz mówić, gdzie poszłaś.

Mija lat pięć i Marta Stachniałek pojawia się w „Pracowni pierwszej książki 2018” (BL); pracuje tam nad projektem. Wewnętrzna szukarka na stronach BL już tego nie pokazuje (dość orwellowskie to ich www), ale jest [jeszcze] opublikowany wówczas „zestaw” reprezentujący ową warsztatową pracę. Kto chce, ta znajdzie.

Co tam można zauważyć? Swoistą niepewność stylistyczną, jakąś „dezintegrację”, która zapewne nie okazała się „pozytywna”, skoro pierwszą ksiażkę wydano gdzie indziej i dużo poźniej. Jest tam jednak jeden wiersz, który trzyma się w podobnym jak bazar flow...

dzielnica wielokrotnie złożona

rozrzucasz kończyny po całej dzielnicy, bo przeszkadzają ci w spaniu.
dziwią się sprzedawcy gazet i warzyw, jak można wyrzucać sprawne ręce. oni
sami zamiast rąk mają kopyta, więc tym bardziej rysuje się ich zdziwienie,
które przedstawiają pobliskie murale. cały ten folwark ma w sobie coś z
fatalności ulicy krokodyli, która przebiega przeze ciebie raz na jakiś
czas. twoja sygnalizacja psuje się, powodując karambol. myśli jak
rozpędzone mustangi wgniatają się w siebie. ciało dzielnicy jest
sparaliżowane. w całym tym krajobrazie stagnacji jedyną osobą, na którą
reagujesz, jest twoja dziewczyna. jesteś wtedy bałwochwalczynią u stóp
siedzącej kobiety. masz o niej zdanie wielokrotnie złożone, które trzymasz
głęboko w kieszeni spodni:

jesteś jak lody
o smaku ciasteczek z osiedla obok
nałóż się
połóż się
i daj się rozpuścić

...i nic dziwnego: materiałem wyjściowym do tego wiersza jest zasób obecny w cytowanym wyżej komentarzu do bazaru.

Podoba mi się nagła materialność „zdania wielokrotnie złożonego”. I moment residuowego przejścia („twoja dziewczyna”), które przekształca/wywraca „krajobraz stagnacji” w idolodę.

* * *

W Polskim wrapie odnajdziemy ciągłość z powyższymi wierszami, choć flow zrobił się przejrzystszy, a całość – jeśli można wnosić po początkowych dziewięciu wierszach tego tomu (które WBPiCAK pokazuje na swoim fejsie; b. godna zalecenia praktyka: (1) pokazywać, wydawcy! (2) w naturalnym porządku) – samo‐się‐stematyzowała, być może bez żadnego projektonadzoru fabryki.

Tu już podmiot mówiąca nie kryje się za bezrodzajowością drugiej osoby l.poj. (jak w dzielnicy). Choć nadal trzeba się kryć przed babcią Ireną:

wypieki

[...] ale co u was tata się pyta czy jesteście zdrowe czy wszystko w porządku może przyjedziecie do nas
w następnym tygodniu

[...]
a babci Irenie powiemy że będziesz z koleżanką

...babcia Irena jest ważną postacią (z której wszakże, mówi inna osoba, „trzeba się śmiać”). Podobnie jak niepostaciowi Wietnamczycy i kto wie kto/co jeszcze, bo przecież została cała reszta tomu. Do którego, mam przeczucie, warto zajrzeć.

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *