pam‐pam itd. (2)

(W uzupełnieniu poprzedniej blogonoty.)

demotto

Joanna Orska (stąd):

[Malek] konstruuje swoje wiersze [...], zachowując się tak, jakby jej samej w wierszu nie było.

To jedno z dziwniejszych zdań w linkowanym szkicu. Podane jest w tonie wskazania jakiejś swoistości tej właśnie autorki, w odróżnieniu od – całej reszty? typowej średniej? Masaj?

Pomińmy typ wiersza, który można nazwać „konfesyjnym”. Nawet z takim wykluczeniem zakłada się, z trywialnego automatu, że za wypowiedzią, jaką jest wiersz, stoi podmiot mówiący (jak powiada tradycja: nie mylić z autorem, którego ów podmiot jest co najwyżej agentem). Jest to rodzaj domyślnej obecności.

Dodatkowo można od ręki wskazać ileś (i niemało) wierszy Malek, w których podmiota mówiąca występuje całkiem jawnie: we frazach formułowanych w pierwszej osobie liczby pojedynczej, a także we frazach uobecniających adresata (pojawia się „ty”, powołujące natychmiast domyślne nadawcze „ja”).

Nie sposób tego nie widzieć.

O co więc tu chodzi?

Nida

Oto wiersz z Karapaksu:

Odwiedziny

Pomyślcie o Mierzei Kurońskiej, nie myślcie o czcionkach. 
Rob uczył się tam

do poprawek, porzucił sól jako przyprawę, nie mógł znaleźć siku. 
Chodził za Martyną.

Odpalił turystyczny zakątek. Pociła mu się koszula. 
Myślcie jak filmowcy, mierząc –

wody ciemne, balasty, korowody.


Nida, 6.06.2016

W dniach 1–5 czerwca 2016 w Kownie odbyła się impra, w której udział brała delegacja polskiego PEN Clubu pod przewodem Adama Pomorskiego; w jej skład wchodziła także Natalia Malek. Przywykliśmy śmiertelnie poważnie traktować zapisane pod utworem wskazanie miejsca/czasu powstania owegoż (choć nie ma żadnej gwarancji prawdziwości takiego zapisu).

Zakładamy zatem, że impra się kończy, a dzień potem Malek pojawia się w Nidzie, w samym środku Mierzei Kurońskiej, i tam pisze wiersz, którego tytuł mógłby wskazywać powód tej wizyty, w miejscu oddalonym od Kowna o paręset kilometrów.

Mierzeja Kurońska to osobliwe terytorium. W połowie należy do Rosji, w połowie do Litwy („nie myślcie o czcionkach” – ten aspekt zatem pomińmy). Wiedzie tamtędy trasa rowerowa EuroVelo 10. W Nidzie stoi willa Thomasa Manna, tam pisał Józefa i jego braci (1931–1932), moc innych turystycznych atrakcji. Ląd jest tam chudy, częściowo pokryty słynnymi wydmami. Malowniczość wykorzystano: miejsce robiło za scenografię do paru filmów.

Historia Mierzei jest długa i burzliwa.

Wiersz Malek (oczywiście) nie jest pocztówką. Jego centrum zajmuje postać Roba (plus anchor, Martyna). Porzućcie nadzieję w sprawie ewentualnego [„autentycznego”] pierwowzoru. Sam traktuję „Roba” jako pewną trajektorię, powołaną po to, by czytelnik zastanowił się nad space‐spatialization (nie znalazłem dobrych tłumaczeń tego terminu na polski).

Space, jak widać po subtrajektoriach, należy traktować szeroko.

Dwie‐trzy frazy z wiersza są mocnymi atraktorami: to typowe u Malek przygwożdżenia przez metonimię.

„Porzucił sól jako przyprawę”. Starszy facet, z nadciśnieniem, dba o organizm. (Kto chce, może myśleć o wikingach i kupcach z Nowgorodu, cześć z nich handlowała b. cennym towarem: solą.) Albo: niegdyś żeglarz/pływak [morski, oczywiście], teraz rower albo bieg.

Czemu rower/bieg? Bo „nie mógł znaleźć siku”. Podobnie jak w 2005 nie mogła znaleźć siku znana biegaczka maratońska, Paula Radcliffe, i skończyło się publicznym przykucem.

„Pociła mu się koszula”. Węzeł tajemniczki.

Podmiot mówiący w tym wierszu jest autokratycznym reżyserem.

mazowszanka

W 2017 ukazał się (nagradzany później) tom Marcina Sendeckiego W. Składa się z 49 numerowanych kawałków i jest po całości czymś w rodzaju osobistej medytacji (podmiota mówiącego, oczywiście) z nadtematem W[-arszawskim?]; eksploruje stylistykę mocno odmienną od poprzednich Sendeckich (por. choćby przywołany cytatem w poprzedniej blogonocie tom 22).

Numerek 17 w W składa się z pojedynczego zdania:

Mazowszanka w szkle i ziemniaki z cząbrem.

Na własny użytek knuję teorię spiskową, że wiersz zamykający Karapaks, pod tytułem Mazowszanka, ma związek z W (powiedzmy: dialogiczny).

Nie będę go cytował (i tak już nadużyłem). Zwracam jednak uwagę, jak bardzo różni się on od „średniej tomu”. Jest jakby zredukowanym do samych węzłów ekstraktem z [potencjalnego] diariusza, o niewąskim zakresie czasowym. Nie ulega (dla mnie) wątpliwości, jak mocno jest obecna w tym wierszu sama autorka (tzn. oczywiście – jej agentka).

Zwłaszcza od rozpoczynającego ześlizg w kulminację wersu:

Nie wiem, czy tęsknię.

* * *

Konkret pojedynczego wiersza weryfikuje zbyt lekko rzucane uogólnienia.

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *