Wedle jakoby chętnie przez Tadeusza Kantora opowiadanej anegdoty, tytuł jego spektaklu Niech sczezną artyści nawiązywał do zdarzenia z Paryża: oto sąsiedzi pewnej galerii sztuki nie chcieli wyrazić zgody na jej rozbudowę, a jedna pani miała zakrzyknąć właśnie „niech sczezną artyści”. Że jednak rzecz działa się w Paryżu, z pewnością mieszczka ta nie użyła literalnie czasownika „sczeznąć” (który w Polsce od dawna jest archaizmem, „sczeznij, siło nieczysta!”), przypuszczalnie wyraziła we współczesnej francuszczyźnie zwykłe, a nie rytualne [jak z tą siłą nieczystą], życzenie śmierci. Polskie tłumaczenie owego (nieznanej formy) okrzyku z użyciem archaizmu przesuwa potencjalnie dosłownie krwawą treść w sferę symbolicznego zaklęcia.
złorzeczenie
Podobnie zrytualizowaną (i zleksykalizowaną) formę mają wezwania „niech go cholera weźmie” albo „niech ją szlag [dawn. apopleksja] trafi”.
Jakiś czas temu w ramach pewnego zamkniętego, choć dość licznego forum (typu: generic left) rozgorzała burzliwa, ale niezbyt konkluzywna dyskusja w kwestii, czy mianowicie złorzeczenie pewnej publicystce w związku z jej tekstem, pełnym mętnych i głęboko niesłusznych treści, wyrażone w formule „niechby już zdechła”, jest‐że czy nie jest „mową nienawiści”.
Znakomita większość dyskutantek wyśmiała takie sugestie, opierając się na tezie, że „mowa nienawiści” (prowadząca często i wzywająca do hate crimes) zakresowo [z def.] może dotyczyć wyłącznie grup dyskryminowanych. Jak w tej opinii Rady Europy:
Mowa nienawiści to „wypowiedzi, które szerzą, propagują i usprawiedliwiają nienawiść rasową, ksenofobię, antysemityzm oraz inne formy nietolerancji, podważające bezpieczeństwo demokratyczne, spoistość kulturową i pluralizm”.
(Pomińmy, na potrzeby niniejszej blogonoty, ogólnikowość sformułowań po słowie „podważające”.)
Jednak nawet wewnątrz tej większości akcentowana była intuicja, że co innego tak właśnie złorzeczyć w miejscu poniekąd prywatnym (wolno), a co innego użyć takiego (czy podobnego) zwrotu publicznie (raczej nie wolno). Jeśli intuicja taka nie jest wyrazem hipokryzji, to zapewne chodzi w niej właśnie o dosłowność. Wyobrażamy sobie publiczne użycie zdania: „Publicysto XYZ, niech cię szlag trafi z twoimi niesłusznymi i bardzo szkodliwymi opiniami”, choć skuteczność (nazwijmy: polemiczna) takiego zabiegu retorycznego budzi wątpliwości. W wersji: „Publicysto XYZ, niechbyś już zdechł itd.”, wezwanie brzmi już jednak jak overkill, zwłaszcza że dotyczy opinii, nie czynu [por. „pluralizm” ze zdania Rady Europy].
Z drugiej jednak strony, ostatnio często spotykam publicznie wyrażaną np. opinię, że „Michalkiewicz to kanalia”, i ani mnie to zaskakuje, ani oburza; tu bezsprzecznie mamy do czynienia z ohydnym czynem, a właściwie serią ohydnych czynów, choć polegających na użyciu mowy, a moralna kwalifikacja sprawcy („kanalia”) może się jedynie wydać zbyt łagodna (czy wyrażona niewspółczesnym językiem). Niech go szlag trafi.
Te obserwacje i związane z nimi rozważania skłaniają mnie do rozpatrzenia innej niż „mowa nienawiści”, choć w ekspresji pozornie podobnej, kategorii mowy. Byłaby to
mowa (słusznego) gniewu
zwrócona przeciw sprawcom opresji, a w obronie krzywdzonych, mowa piętnująca tak systemy czy mechanizmy wyzysku, zniewolenia, przyzwalania na krzywdę, jak i beneficjentów czy funkcjonariuszy tych systemów. To mowa nabrzmiała emocjami, wyrastająca z cierpienia i empatii wobec niego. To mowa w swojej istocie – oskarżycielska.
Bylibyśmy w kłopocie, próbując definicyjnie doprecyzować zakres i treść tak określonej kategorii mowy, w kłopocie większym niż trudności napotykane przy próbach dookreślenia „mowy nienawiści”. Zilustruję to następującym równaniem:
za mową (słusznego) gniewu stoi (realna) krzywda
Kwalifikatory w nawiasach pokazują formalną względność: kiedy gniew jest słuszny? kiedy krzywdę mamy za realną? Jak wyjść poza subiektywizm emocji?
Jak zwykle i tu nie obędzie się bez aksjologii. Nie ma co tego rozwijać; każdy sam musi się określić względem osi, na kórych rozpięta jest społeczna mechanika tego padołu. I wtedy może zdjąć nawiasy.
nienawiść
Na koniec (tego szkicu) wróćmy do emocji. Gniew jest emocją punktową, reaktywną. Został (tak mi się wydaje) zdeprecjonowany i przesunięty do sfery czysto prywatnej; szczególne kłopoty sprawia w 1 osobie liczby pojedynczej. Nawet dzieci, dzisiaj, gdy chcą wyrazić sprzeciw wobec (często domniemanej) opresji rodzicielskiej, związanej np. z jakimś zakazem, powiedzą rodzicom: „nienawidzę was”.
Gniew, za którym stoi (realna) czy (domniemana) krzywda, konfrontowany permanentnie z własną bezsilnością, może przerodzić się w nienawiść. Która jest czymś więcej niż emocją: stać się może dyspozycją poznawczą, preformowaną matrycą odbioru świata, zwłaszcza w warunkach praktykowania niemocy.
Ten właśnie mechanizm wykorzystują podżegacze do „mowy nienawiści”, przekierowujący społeczną frustrację w kanały sterowanej agresji (i „czynów nienawiści”).
Bądźmy więc czujni —
-
Środa to w tym txcie daje do zrozumienia co sądzi o myśliwych (i sądzi to, co każdy człowiek przyzwoity myśleć powinien), tylko doradza żeby na nich teraz nie napierdalać, bo to nie do wygrania.
-
Myślę, że błędnym jest zakładać, iż tolerancja jest cechą gatunku, który potrzebuje obietnicę (czy też groźbę) wiecznej egzystencji i systemy kar i nagród (sięgających w zaświaty), żeby okiełzać drzemiąca w nim agresję. Mamy naprawdę „gatunkowe”, społeczne szczęści, że nie da sie wykluczyć istnienia w nas czegoś „ponadczasowego, nieorganicznego”, czego nie można zajechać w żaden znany sposób.
Skakanie sobie do gardła w realu nie jest ewolucyjnie pożądanym pomysłem – człowiek nie bez powodu formułuje stada by przetrwać. W świecie wirtualnym jest inaczej, tu każdy może sobie pozwolić na własny raj bez zakazanych owoców, czy archaniołów z ognistymi mieczami.
Paradoks: daj ludziom wolność i nieograniczoną przestrzeń, a możesz być pewien, że większość to jedynie sfrustruje.
4 comments
comments feed for this article
Trackback link: https://nameste.litglog.org/2019/11/niech-sczezna/trackback/