Proste wiersze i nieproste. Widać, że autorka, Antonina M. Tosiek, konstruuje efekt, jest podskórny rytm i melodia. Język ścięgnisty zwarty (choć na moje jeszcze paręnaście słów zbędnych, do usunięcia – paręnaście w ramach całego zestawu trzech wierszy).
języki
zawsze najpierw plusk
gęsty mokry i mętny
jakby deszczówkę z wiadra wylać
potem drugi dużo cichszy
głuche tupanie po ubitej słomie
w tę i w drugą pod ścianę i w kąt
wypadło z niej takie lepkie i marne
zdrowo kiedy przednie nogi wyjdą pierwsze
a na nogach senna głowa
dobrze jej tam było
tej głowie
gorąco jak w niedzielę i w czerwiec
leży to takie
pokryte czymś śliskim błyszczącym
babcia ją kiedyś nazwała alaska
pytaliśmy babciu co to za imię dla krowy
a ona mówiła nie wiem ładne
i patrzy tak jakby wiedziała że o niej
liże alaska swoje pierwsze cielę
język ma długi i prawie purpurowy
jak prawdziwy język matki
moja mama zawsze mówiła
że małym cielakom miło dotykać języków
wkładać dłoń do szorstkiego pyska
a one wtedy tę dłoń ssą i ssą
patrzymy na niego przez próg
nie wstaje mówimy babci a już powinien
na własne kopyta chude chwiejne nogi
wstanie mówi babcia bo żyć przecież chce
dwie noce żeśmy przy nich siedzieli jak się rodzić miał
to wie że chciany że na świecie czekany
wszyscy przychodzili zaglądać i psy i ptaki
mówili weźcie go stąd wynieście od niej tej alaski
ona mu wstawać nie daje taka z niej matka
babcia im mówiła zostawcie on bardziej jej jest niż ziemi
No i, co rzadkie, a już na pewno wśród innych „premierowych zestawów” z połowu BL, opowiada się tu jakieś historie, także po coś. Można przy tych wierszach odpocząć, ale nie bez refleksji.
PRZYPISY
Żeby nie pozostać gołosłownym, tych „paręnaście zbędnych słów” poniżej. Autorka (nie) wybaczy.
językizawsze najpierw plusk
gęsty mokry i mętny
jakby deszczówkę z wiadra wylaćpotem drugi dużo cichszy
głuche tupanie po ubitej słomie
w tę i w drugą pod ścianę i w kątwypadło z niej takie lepkie i marne
zdrowo kiedy przednie nogi wyjdą pierwsze
a na nogach senna głowa
dobrze jej tam było
tej głowie
gorąco jak w niedzielę i w czerwiecleży to takie
pokryte czymś śliskim błyszczącymbabcia ją kiedyś nazwała alaska
pytaliśmy babciu co to za imię dla krowy
a ona mówiła nie wiem ładne
i patrzy tak jakby wiedziała że o niejliże alaska swoje pierwsze cielę
język ma długi i prawie purpurowy
jak prawdziwy język matki
moja mama zawsze mówiła
że małym cielakom miłodotykaćdotyka się języków
wkładaćwkłada dłoń do szorstkiego pyska
a one wtedy tę dłoń ssą i ssąpatrzymy na niego przez próg
nie wstaje mówimy babci a już powinien
na własne kopyta chude chwiejne nogi
wstanie mówi babcia bo żyć przecież chce
dwie noce żeśmyprzy nichsiedzieli jak się rodzić miał
to wie że chciany że na świecie czekanywszyscy przychodzili zaglądać i psy i ptaki
mówili weźcie go stąd wynieście od niej tej alaski
ona mu wstawać nie daje taka z niej matka
babciaimmówiła zostawcie on bardziej jej jest niż ziemi
ziemiatego dnia Ziemia skończyła szesnaście lat
jemu na imię było Romek – pięknie tak biblijnie
mówiła sobie Ziemia i włosy ma takie jak nikt
suche a jakby mokre połyskliwe takie
w czyich innych włosach odbija się neon alkohole 24
w żadnych w niczyich inni włosy mają matowe
i nie spojrzeli tak nigdy na Ziemię jak on
pod jej spódniczkę z lumpa kołopksupekaesu
pod biały papierowy prawie brzuchpatrzcie idzie
ta Ziemia co mieszka przy ulicy za mostem
taki ma brzuch jakby w niej wszystkie rzeki wezbrały
skóra się na niej łamie pęka a policzki ciągle mokre
mamo utul mnie Ziemię za tę całą krzywdę za romkowe włosy
utul jakbym się w świeżą pościel prosto ze sznurka owijała
jakbym miodowe jabłka i ciepłe mleko smakowała utul
pan buczek cię za twe szesnaście lat karzetakichutulić takichtogrzecha on jej mówił: ja cię Ziemia zabiorę samochodem do miasta
polonezem a jak mi robota pójdzie to nawet i beemką
będę ci sukienki kupował i buty z paskami i na paznokcie ci dam
(tego nie mówił ale tak sobie Ziemia marzyła – że da)
ale jak w Ziemi w środku zaczęło się życie
polonezem wykręcił za most i tyle go widzielimoje we mnie życie
jakbym drugie dostała – tak mówiła Ziemia
jakby mi pan buczek wybaczył i Ziemię w Ziemi dał
żebym cię mogła zabrać daleko w świat w inne ciepłe krajeurodził się z Ziemi duży i ciężki amerykanin
szybko wyrósł i do miasta na nauki pojechał
zostawił Ziemię samą za mostem
do ciepłych krajów nigdy jej nie zabrał
żeby jej nie było żal
spowiedź wyjściajak opowiadać
tym co stąd nie przyszli co nie znają
zeschniętej ziemi i brudnych kolanprzecież
nie zrozumieją jakie to uczucie kiedy
niebo i słońce popielą włosy spalają palce
pod oczami rysują smugi i urwiskamyśmy na to wszyscy patrzyli
musieli patrzeć
jak tym co nas na świat wydali ta ich ziemia
kości kruszyła przyspieszała starośćprzyspieszała iwołała do śmierciwięc marzyły nam się miasta duże i dalekie
wydostać siętojak z rzeki lodowatej czy ognia
w te wysokie domy i światłaoni nam cośmy winni ziemi tłumaczyli
że w darze krwawicę i pot co z nich całe życie kapał
zwierzęta cegły psy na łańcuchach i żółte pola dla nasmodlili się o naszą mądrość i wdzięczność
żeby nas najświętsza panienka z tamtej drogi nawróciła
płakali a nam się wszystko w skórę i serca wbijało
zwierzęce rogi pręty płotów jezusowe stopy z krzyżazostała po nich tylko
jednaszuflada drobiazgów
nigdy ich z rąk nie wypuszczali ale do grobu z fifką
czy chustką w chabryto przecieżwstyd
jeszcze by we wsi gadali że ich na śmierć źle wydaliśmypotem gospodarkę po rodzicach szybko komuś tobie im
i żeby się tylko nie odwrócić bo by nam coś znowu
skórę przebijało kłuło tak bolało jak nic nigdy
nawet te kolana latem
no comments
comments feed for this article
Trackback link: https://nameste.litglog.org/2019/04/gminne/trackback/