być: pisać

[pod pretekstem komandora rattusa Anny Matysiak]

motto

teoria de Broglie‐Bohma jest teorią nielokalną: z równania fali pilotującej wynika, że prędkość każdej cząstki zależy od położeń wszystkich innych cząstek Wszechświata

„teoria”

W niestosownie radykalnym uproszczeniu, człowiek piszący jest [potwornie złożonym] automatem z pamięcią, przechodzącym ze stanu Steraz do stanu Steraz + kwant czasu. (Przykładem automatu bez pamięci może być regulator Watta, którego działanie w danej chwili zasadniczo nie zależy od historii stanów przeszłych.)

Automat piszący nie jest układem izolowanym, na zmianę jego stanu ma wpływ również tzw. świat (czyli: wszystko), nie jest to też układ kontemplacyjny (= wyłącznie percepujący), bo wyposażony jest w efektory, za pomocą których wpływa (poza stanem własnym) na stan „świata” (można sobie, dla odmiany, wyobrazić również „pisanie wyłącznie wegłowne”, czyli w uproszczeniu bez‐publikacyjne). Nośnikiem pamięci automatu piszącego jest całe jego ciało. Czyli skomplikowana federacja miliardów drobniejszych [pod]układów, z których część jest [genetycznie] „obca” (przykład takiej ko‐federacji: mikroflora bakteryjna, inny: roztocza, jeszcze inaczej: patogeny).

W ujęciu radykalnie bibliograficznym (ze względu na obserwację z b. daleka), kolejne stany automatu piszącego wyznaczane są przez [kolejne] napisane utwory. (A może tylko „opublikowane”? Re‐opublikowane, najpierw, powiedzmy, w piśmie, potem w książce; a co z ew. zmianami, np. redakcyjnymi? Nie ma lekko. Czy [np.] wiersz jest układem drobniejszych „utworów”, powiedzmy wersów? A może należałoby doważnić pojedynczy wyraz? Na przykład ze względu na jego [ponowne] pojawienie się w innym utworze?)

W pewnym sensie (załóżmy: rosnący) korpus utworów danego człowieka piszącego także jest automatem z pamięcią, wirtualnym. Który aktualizuje się np. poprzez performatywy lekturowe. Te zaś mogą być (tak się nam, czytającym, często wydaje) przyrostowe, niekoniecznie w porządku chronologicznym; nie zapominajmy jednak o utratach wynikających z zapominania (albo: z nie‐dość‐uwagi).

trawestacja

Trawestując motto (dot. innego niż w cholernej interpretacji kopenhaskiej sformułowania mechaniki kwantowej), znaczenie każdego [pod]utworu w korpusie tekstów danego automatu piszącego zależy od znaczenia wszystkich innych. (O tym, jak bardzo sprawa jest skomplikowana, niech zaświadczy wykładniczo rosnąca trudność, gdy „korpus utworów” najeżony jest odesłaniami do [najogólniej:] tekstu kultury, czyli jakby w nieograniczone zewnętrze.)

przykład

W na dniach wydanym tomiku komandor rattus (2022) Anny Matysiak pojawia się poniższy wiersz:

kawka (corvus monedula)

czarne oko
widzi ruch
ten co porusza
nie lata
to wszystko jest bez sensu
ale warto poczekać
bo czasem coś odpada
i wtedy trzeba sprawdzić
czy jest jadalne
czy jest jadalny
ten co porusza

Jak to często bywa u tej autorki (piszącej bodaj głównie dla siebie^), sens [tego wiersza] trzyma [ona] blisko przy miejscu na ordery.

Ale w tomie Tiergarten (2019) mamy wiersz:

corvus

kawka
corvus monedula
przechyla głowę i
patrzy

a w tomiku wsobne maszynki (2020) jest taki oto lakonizm:

pomyłka w indeksie

– bóg
– – jego jadalność

Dodać trzeba, że choć wydany został jako ostatni, komandor rattus zawiera wiersze w tym zestawieniu najwcześniejsze, z lat 2017–2018 (bo Wubepicak przetrzymał go ładnych kilka lat, mamiąc obietnicą wydawniczą).

Kto o tym nie wie, skonstruuje sobie (być może) hipotezę interpretacyjną idącą wbrew wektorowi przyrostu (na pewien pozór mógłby to zarazem być wektor minimalizacji wyrazu). Tymczasem zaś wiersz najwcześniejszy stanowi (może) ramę dla dwóch późniejszych, które [bez ramy] wydają się pojedynczymi znakami, słupami na pustyni (a autorka bardziej stylitką niż stylistką).

Albo drobny fragment innej (kłączastej) wielotrajektorii spod (umownego) hasła „samowgląd”. W tomie Tyle nieznanych ryb (2018) wiersz:

Sprawdzam

Badam od środka. Uderzam
o swoją skórę, o swoje ściany.
Czy coś się zmieniło? Od lat? Od zawsze?
Zza ciemnej szyby, gdy podchodzę, ona się cofa.

a we wsobnych maszynkach:

***

opukuję
.    .
coś
.    .

praktyka

W ustępie powyżej oznaczonym jako „teoria” zarysowany został b. szeroki („mikro‐makro‐kosmiczny”) kontekst twórczości automatów piszących. W swoim wierszopisaniu Anna Matysiak realizuje ten kontekst – powiedziałbym – totalnie.

Późny debiut (sam za właściwy debiut przyjmuję Tyle nieznanych ryb, choćby dlatego^ że poprzednich książek nie znam) przeprowadził automatę piszącą w stan narastającej gorączki tworzenia. Sprawozdawczego. Matysiak pisze „diariusz w odcinkach” [kolejnych wierszach], eksplorując przejścia między [własnymi] ‘stanami’. Owszem, podsuwa (czytelniczce i krytykom) pewne protezy „tematyzujące”, a więc wsobne maszynki wydają się być bardziej o „maszynowości”, gdy komandor rattus wydaje się być bardziej o wielowymiarowości [ludzkiego jednak] życia (w klamrze utraty przyjaciela, szczura Helmuta, tytułowego kmdr Rattusa).

Ale to przesunięcia akcentów, nie zmiany w metodzie. Pewnymi wyjatkami są dwa tomy bardziej, powiedzmy, „przyjazne” odbiorowi, bo wyposażone w rodzaj zewnętrznej ramy.

Tyle nieznanych ryb [nagradzane], jeszcze mocno werystyczna narracja, osnuwa się wokół wątku biograficzno‐rodzinnego / mazurskiego (i / więc:) niemieckiego; łatwym do uchwycenia ew. problemem do podniesienia jest „tożsamość jako konstrukcja [z ciała] pamięci”. Z kolei Na setkach wioseł [niemal kompletnie a niesłusznie zignorowane] to tom, który można roboczo (nad)stematyzować jako „spotkanie z obcym”; za ramę bierze Firdousiego (i moc innych lektur).

Niemniej, tematyka jest zawsze toż‐sama (ja‐centryczna), jak rzadko kiedy wyrastająca z „bycia‐w‐sobie” (automaty piszącej). Czynnikiem zamazującym spójność wrażenia jest formalna różnorodność wierszy Matysiak, adekwatna przecież do wielorakości i złożoności ‘stanu wewnętrznego’.

I to również (poza innymi czynnikami, z nich na plan pierwszy wysuwa się łączenie ról przez A.M., zwłaszcza rola wydawczyni kontrująca rolę autorki) utrudnia (szerszą) recepcję.

samoświadomość

Na dowód, że Matysiak prowadzi swoją diarystyczną działalność nie (li‐jedynie) z „kompulsywnej tropiczności”, ale (też) z niezbędną dozą literackiej samoświadomości, dwa wiersze. Pierwszy, z tomu Tyle nieznanych ryb, prezentuje rodzaj zrezygnowanej autoironii w samo‐kasandrującej się przepowiedni [Fritz: postać dziadka]:

Szeherezada

jak długo można
tak się dopalać
przy niedomkniętych
drzwiczkach piecyka

jak długo będę ci
się opowiadać
a jak odejdę
po mnie, Fritz,
już nikt nie przyjdzie

po mnie choćby...

Drugi (z komandora rattusa; pamiętajmy o chronologicznym zawirowaniu) przywołuje przykłady wrzutek – piosenek z jakoś uładzanej przeszłości – które autorka dokłada (poniekąd znienacka) do kolejnych tomów: sygnowane podtytułem zawierającym słowo „dodatek”, zapisywane są kursywą, opatrzone datą z zasady sporo wcześniejszą niż data wydania danej książki [por. np. krótki rymowany wiersz o miłości z tegoż tomu, „dodatek 1”], często rymowane / mocno zrytmizowane („piosenkowate” właśnie). Tak jakby wychylały się, po odleżeniu i uformowaniu, z zasobów owej „twórczości wegłownej”. I tu widać, że to kwestia świadomego wyboru: kiedy autorka chce, mogłaby być bardziej stylistką niż stylitką. Poniższy wiersz jest formą przejściową (kursywa pojawia się tylko w tytule), ale popatrzmy na hoplicki rytm...

idę z tobą ulicą Ursynowa albo smutek tropików

idę, a chodnik rośnie, płytki ruchome jak wydmy
to biały żar lądowiska, a na nim dźwigi bez skrzydeł
robię się coraz mniejsza i bardziej przezroczysta
za chwilę mała jak mrówka odnajdę wiatr kosmiczny
podnoszą się jak góry grudki srebrnego betonu

statki gotowe do lotu i tylko huk coraz większy
z głowic wentylatorów

co dalej?

To zależy od czytelniczej ciekawości, że zaś to cecha/zdolność cywilizacyjnie zanikająca—

  1. Anna Matysiak’s avatar

    Dziękuję – za wielką przyjemność bycia czytaną. To dobudowuje pisaniu „zewnętrzny szkielet sensowności”
    [cudzysłów – bo cytuję własną głowę :)].

  2. jesienfetyszysty’s avatar

    Tylko że kawka ma stalowe oko, nie czarne!

  3. nameste’s avatar

    @ jesienfetyszysty:

    A Kafka pijący czarną kawe?

  4. jesienfetyszysty’s avatar

    @nameste: No ale Kafka pijący czarną kawę nie nazywałby się w nawiasie Corvus monedula, tylko Homo sapiens / Coffea L.

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *