przemoc

Podejrzewam, że jestem chory, a może zbliża się koniec. Bo dlaczego ostatnio podoba mi się aż tyle rzeczy, z tych, co je czytam? („E tam” – skrzeknął ptak skurkuć – „nie chce ci się pisać o tylu niepodobasiach, żadna tajemnica”. Może ma rację.)

podkrzywdzie

Książka Muszyńskiego działa przemocą. Opierasz się, dźgasz w autora obronnymi sztychami: „ej, autor, przecież schulzem pan jedzie”, a on na to, drwiąc sobie, jeszcze mocniejszym schulzem. Zachodzisz z drugiej mańki, że się, proszę bardzo, rozpoetyzował, rozbuchał. Jasne, odpowiada, a co, nie wolno? I jeszcze bardziej – buch, buch.

Cienie pod światłem gwiazd gięły się w krzakach jak zawilce. Biegłem w podskokach przed siebie, jak niezdolny do lotu ptak, wymachując rękami i piszcząc z podniecenia. Wiara ta uczyniła mnie na kolejne dni zwierzęciem, czemu uważnie przyglądał się dziadek — wbiegałem na puste wzgórza, kukając jak kukułka, skradałem się na czterech łapach pod lisie jamy, turlałem się z jarów Zamczysk, których przestałem się bać; stojąc po piersi w żółtym żarnowcu, trzepotałem rękami jak bocian skrzydłami, wyzbywając się ostatnich lęków przed nocą. Ta kapitulowała, wywiesiła w końcu białą flagę świtu — pędząc wokół wsi, zataczałem przed jej nosem coraz szersze koła, ściągałem gacie i pokazywałem jej goły zadek, machałem ponad głową nogami, i rozpędzony, zarywając stopami w ziemię na skraju skarp, ile sił, rzucałem w nią kamieniami. Jednak dla dziadka, pochylonego nad zapiskami w Diariuszu, najdłuższy dzień w roku, po którym noc zaczynała odzyskiwać teren, był dniem szczególnym — ostatnim dniem lata.

Próbujesz się wycofać na ostatnią linię obrony, że, hm, sztuka dla sztuki, obrazów gęstwa, ale co za nią stoi, pewnie nic? Akurat. Żałosna ta obrona, bo jest to o czymś, a nawet o Czymś.

*

Konstrukcja Schulzowska. Pojedyncze zdania potrafią zabić Bablem. Postacie obciążone znaczeniami (ale silne są, uniosą). Temat – mit jako jedyny sensowny sposób przeżywania pary życie‐opowieść, albo – jak pisać, jak myśleć, by odnaleźć prowadzącą do sedna intensywność. Tematu przewrotka, a w przewrotce kolejna przewrotka, bo następujący po Księdze wyjścia, zeznaniu z dziś‐doczesności naszej (i autora), Epilog. Księga drugiej strony nie jest świadectwem poddania się. Przeciwnie. Idźcie i gryźcie jak wściekli, mówi autor, Coś czeka. Chyba że wolicie być letni i rozproszeni jak sadza we mgle, duchy brudnego dymu.

Kłusowałem po tym tekście jak spieniony koń, który zakosztował (zakazanego) jabłka; wyniki tego kłusownictwa przedstawiam. Ale będę czytać jeszcze raz, stępa. Małe dawki, single malt. Przemoc na raty.

PS Powiedziało się, że każda postać (jest ich ledwie kilka ważnych) obciążono znaczeniami. Na przykład Stójkowy to cywilizacja (ale nie token, cywilizacja jest dość skomplikowana, tak też i u Muszyńskiego). Jest też postać najbardziej tajemnicza, pani Śniąca Szmira. Nie śmiem domyślać się jej znaczenia, wśród narzucających się hipotez jest jedna, która przeraża mnie bezmiarem złośliwości autora (gdyby była prawdziwa).

Powtarzam: ta ksiażka jest jak najdalsza od niewinności (por. niezliczone doktoraty o „niewinnym stadium mitu”, akurat).


Tak, polecam. Trudno.

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *