Jest kilka blogonot, których się nie wstydzę. Jedną z nich jest nota sprzed równo 6 lat opracowywanie przeszłości. Stoi tam:
[...] sformułowało mi się jeszcze i takie uogólnienie. Że realne społeczeństwa nie obywają się bez mitosfery (a właściwie: wielu nakładających się i krzyżujących mitosfer). Że realne społeczeństwa uprawiają rozmaite i ulokowane na wielu poziomach rytuały, których zadaniem jest podtrzymywanie więzi społecznej. I które są „proceduralnym” ujęciem zbiorowej świadomości (i nieświadomości! obszarów wyparcia!). Każda „pedagogika społeczna” (od edukacji po manipulacje polityczne) odwołuje się do psychodramy (rozumianej jako narzędzie sterowanej empatii), bo to przez nią może sięgnąć do warstw realnie motywujących ludzi: do warstw mitosfery. Z dominującymi mitami „dostatku”, „szczęścia” itp. włącznie.
[...] Na szczęście powyższe kategorie nie są wystarczającym strychulcem. Bo działa siła rozdrabniająca mitosferę, wprowadzająca różnorodność tam, gdzie zinstytucjonalizowane „mitocentra” (np. religie) dążą do jednorodności. Mianowicie kultura, w tym szerokim znaczeniu, jak również i w wąskim: historii i przekazu rodzinnego, doświadczeń grupowych i indywidualnych.
Ale to opis deczko jednostronny. Bo obok „pedagogiki społecznej” jest też społeczne ogłupianie, którego psychodramy to narzędzia sterowanej agresji. Mitocentra przemieszczają pola działań (bo, to jasne, traktują je instrumentalnie) tam, gdzie psychodramy okażą się skuteczniejsze. Gdzie dominującym mitem jest „bezpieczeństwo” i „sprawiedliwośc” (co przeważnie daje się czytać jako „ksenofobia” i „odwet”). I oto zamiast żydowskiego wroga powołuje się złowieszczy homoseksualny dżęder niszczący rodzinę i wiarę, gdy zaś okoliczności podsuną lepszą okazję, pojawia się brudny islamista, który zgwałci nasze kobiety, zarazi zarazą i podłoży bombę.
Nie chcę jednak powtarzać oczywistości. Zamiast tego zróbmy wycieczkę po mitosferze szczepionej przez przekaz rodzinny i doświadczenie indywidualne. Na ciekawym (moim zdaniem) przykładzie.
Wśród kandydatur do przyszłego rządu jedna nie budzi emocji. Nie znam nikogo wiarygodnego, kto miałby jakieś zasadnicze zarzuty do pracy pani
Anny Streżyńskiej
Jeśli ktoś nie wie, kim ona jest, polecam krótką biografię uzupełnioną przez ostatnie głosy w prasie (guglnijcie sobie); najbardziej jest znana z pracy w UOKiK i UKE.
Samą siebie określa jako prawicową konserwatystkę, w zgodzie z credo Radziwiłła (pokolenie, proszpaństwa, 15):
Konserwatysta jest wrogiem radykalizmu, zarówno prawicowego jak i lewicowego… jest patriotą, a nie jest nacjonalistą… jest zwolennikiem autorytetu i poszanowania władzy, ale jest wrogiem despotyzmu… ceni wolność, ale nienawidzi anarchii… pragnie postępu, nie znosi eksperymentowania… jest religijny, ale unika fanatyzmu… jest przywiązany do pokoju, ale nie jest pacyfistą… rozumie doniosłość zagadnień gospodarczych, ale nie wpada w materializm,… nie wierzy by istniała jedna recepta na wszystko… nie myśli kategoriami klasowymi, dzielnicowymi, partyjnymi, ale rozumie, że jego los związany jest najściślej z losami całości. Stąd szczególnie wrażliwy jest na kwestie obrony państwa i polityki zagranicznej.
Z innym Radziwiłłem, Maciejem, jest we władzach fundacji Ośrodek Analiz Strategicznych, a z jego bratem, Konstantym (obaj oczywiście, proszpaństwa, pokolenie 17), będzie zapewne w nowym rządzie.
Gdy zaczęła pracę zawodową na poważnych stanowiskach, opiekę nad dwiema nastoletnimi córkami przejął maż (jak to się mówi, „został w domu”), dziś radny w gminie Brwinów. Streżyńska ubolewa, że miała mało czasu dla Julii i Emilii, ale interesowała się życiem szkoły społecznej, do której chodziły, podobało jej się poważne ujęcie „wszystkich stanów szkolnych” (tj. uczniów, nauczycieli, rodziców) i szkolne prawo stanowione [brzmi jak Bednarska, nieprawdaż]. Córki wyszły na ludzi, starsza studiuje bodaj w Londynie. Samą Streżyńską zaś, demona pracy, musiano upominać, aby nie przychodziła do roboty w bojówkach, bo to nie licowało z powagą piastowanego stanowiska.
Nie ulega dla mnie kwestii, a przeryłem się przez całe połacie internetu ze szczególnym uwzględnieniem fejsbuka, że gdy idzie o hm, poglądy praktyczne, jest Streżyńska absolutnie pośrodku
cywilizacyjnego mejnstrimu
Stosunek do nauki i technologii jest szeroko udokumentowany; można tylko powiedzieć: więcej takich urzędników państwowych!
A poza tym: nastawia nalewki z czarnej porzeczki. Ogląda pełnię księżyca przez 10x lornetkę. Ma sad i quasi‐ul zrobiony z łodyg trzciny. Biegnie do księgarni po najnowszą ksiażkę popularyzatora nauki, Tomasza Rożka. Popiera transplantologię. Przejmuje się chorymi na raka, śledzi doniesienia o nowych terapiach. Jest przeciwna jakiejkolwiek dyskryminacji (w tym: ze względu na orientację seksualną), przejęło ją samobójstwo Dominika. Cieszy ją (chyba) duński zakaz uboju rytualnego, „nie je kur, bo je lubi”. Jest przeciwko budowie delfinarium. Czytuje „Wyborczą”, cytuje nawet „Krytykę Polityczną” (rozmowa z autorem ponurej książki historycznej Żołnierze; też polecam). Interesują ją poglądy Bodnara i Łętowskiej.
Wścieka się na służbę zdrowia (kolejki w przychodniach, kolejki w szpitalach; tamże poziom obsługi „klienta”). Wścieka się na spóźniające się pociągi, niedziałające systemy rezerwacji biletów, taksówkarzy w Poznaniu, którym chyba coś systemowo dolega. Lubi, gdy miasto Gdańsk „bardzo skrupulatnie dokumentuje i udostępnia swoje wydatki” (wzór, wg niej, dla całej administracji, przede wszystkim centralnej); nie lubi, że Gdynia i Sopot – już nie.
I tak dalej, i tak dalej; kto chce więcej, niech sam zanurkuje w sieć.
Wreszcie dowód ostateczny^:
30.10.2015 Po prostu uwielbiam kawałki Łukasza Najdera [i cytuje ten kawałek, jak żona wraca z Biedronki z trzema książkami i mówi: „Stałam się tobą. Przerażające.”]
Jej przygody w „czystej” polityce są dość pokrętne. Znajdziemy ją obok Wiplera, znajdziemy niedaleko Gowina; z tym ostatnim nadal zdarza się jej toczyć „poważną rozmowy o naturze dobra i zła” [oraz, protestując przeciwko niechętnemu komentarzowi, ale chyba z prawej: „sama dobieram sobie rozmówców”]. Nosi ją; z boku wygląda to trochę tak, jakby, biedna, „nie miała na kogo głosować” (więc spróbuje sama – coś, gdzieś). (My, z lewej, wiemy coś o tym, por. geneza partii Razem.)
Ale tak naprawdę woli działania praktyczne; myślę, że już ostrzy zęby na ministerstwo cyfryzacji; będziemy się przyglądać.
I to jest jedna strona Anny Streżyńskiej. Ale jest i druga, Streżyńska jako
rzeczniczka wyklętych
jako „córka mitosfery”. Parę cytatów (z fejsbuka):
12.10.2014 Powinnam ruszyć śladami pradziadka. Wiem tylko że jego grób jest gdzieś koło Nowosybirska, zabrali go sowieci w ostatnich miesiącach wojny ze Lwowa. Jednak za mało mam danych, moze tamtejsze archiwa.
31.08.2014 Dziadkowie mojego męża mieli 2 corki i 2 synów, panienki były nastoletnie podczas II wojny. Dziadek Michał zbudował pod domem betonowy schron, w którym miał żywność a przede wszystkim schronienie dla dziewcząt przed Rosjanami, którzy co jakis czas razem z frontem przechodzili przez Lwów. Z żywności miał mąkę, kaszę i co jakis czas odnawiał zapasy pieczywa. Chyba też jakieś puszki. Wodę. Bywały takie okresy ze nie tylko ich rodzina ale okoliczni sąsiedzi i biedni Żydzi z miasta żywili sie tymi zapasami. Dziadek Michał nikomu nie odmawiał, ale do wojny szykował się wiele lat przed wojną, gdyż na I wojnie stracił obie nogi i wiedział, co to znaczy wojna, i że się w nią do konca nie wierzy.
8.08.2015 Piękny symbol Lwowa, miasta urodzenia mojego Taty. I mojego męża. My ze Lwowa trzymamy się razem.
19.07.2015 Spotkałam się z dawno nie widzianą rodziną męża, spędziliśmy fantastyczny sobotni wieczór w klimatach lwowskich.
31.10.2015 Myślimy o tych, którzy odeszli, a których chcielibyśmy spytać jak dawniej: „co byś mi doradził?” [w komentarzu:] Ja również Tatę miałam na myśli. Już 4 lata. [od śmierci ojca]
„My ze Lwowa”, pisze urodzona w 1967 roku w PRL‑u. Bez tej, jak to ująłem na początku blogonoty, „historii i przekazu rodzinnego” nie byłoby łatwo zrozumieć, czemu wpisy na fejsie z porządku „cywilizacyjny mejnstrim” są regularnie przeplatane historycznymi (i nostalgicznymi).
Przypomina Piłsudskiego (pomniki, rocznice itd.), „cud nad Wislą”, „niezłomnych” obrońców Lwowa, powstanie warszawskie. Odnotowuje skrzętnie rocznice śmierci Popiełuszki, ale i sierpniowe rocznice „Solidarności” przypomina cytatem z Popiełuszki. Wkleja tubki z piosenek Kaczmarskiego / Gintrowskiego / Łapińskiego. Ale też tubkę z „Pannami wyklętymi” (sami sobie znajdźcie).
I angażuje się w przywracanie pamięci „żołnierzy wyklętych”, a szczególnie chętnie – kobiet. Bez dwóch zdań, imponują jej kobiety silne, „piękne i zadziorne postacie”.
17.09.2015 [przypomina rocznicę wierszem Herberta]
19.09.2015 Podobno 27.09.2015 o godzinie 10 na Pl. Pilsudskiego rozpoczną się uroczystości pogrzebowe 37 z 40 ekshumowanych i zidentyfikowanych Żołnierzy Wyklętych. Następnie będą kontynuowane o 12 na Łączce.
Najdziwniejsza jest cisza wokół tej uroczystości. Zarówno w prasie, jak w mediach elektronicznych. Dwa wydarzenia na fb. Informacja na stronie PAD o tym, że uroczystość odbędzie się mimo jego nieobecności. Ale żadnej oficjalnej zapowiedzi.
27.09.2015 [zatem sama publikuje własne zdjęcia z pogrzebu Żołnierzy Niezłomnych]
19.09.2015 Pierwszy dzień kursu strzelania – Glock 9 mm parabellum. Satysfakcja z poprawy umiejętności w miarę upływu czasu. Mała korekta na wzrok i kąt patrzenia i poza dwoma strzałami wszystko w sylwetkę a ostatnie jeden w drugi. Bo chciałabym w razie czego nie uciekać tylko bronić.
Zgłosiła się też (mailowo) do swojej regionalnej Obrony Cywilnej; chce się przyłączyć, nie po raz pierwszy zresztą, już raz próbowała, by dać przykład swoim pracownikom w którymś z Urzędów. Obiecała opublikować mail z odpowiedzią; na razie nie widzę.
Taka myśl nie wymaga komentarza:
1.09.2015 Gdy pomyślę, co myśleli ludzie w pierwszy dzień wojny, patrząc na swoje dzieci...
Ale wkleja też link do ponurego portaliku kresy.pl, na którym poniższy komentarz naprawdę nie należy do rzadkości:
Kiedy dzisiaj czytam, w dzień
11 listopada
o łysych pałkarzach pod sztandarami ze swastyką czy innym krzyżem aryjskim, wznoszących okrzyki „Polska wolna od islamu”, „Precz z Unią Europejską”, „Raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę”, „A na drzewach zamiast liści będą wisieć komuniści”, o całej tej psychodramie, która na naszych oczach przestaje być teatrem, staje się rzeczywistością społeczną, to zastanawiam się, czy rzeczywiście takiej prawicy, jak Anna Streżyńska, jest z tym po drodze.
Mitosfera żniwo zbiera.
-
A więc same walory techniczne nowej władzy nie szkodzą, o ile perfumy są odpowiednie.
Istnienie prawicy czy lewicy jest niezbędne, by obyczaj myślenia i rozważania wariantów (w nadmiernie dynamicznym świecie) nie zanikał, ale rzecz właśnie w perfumach i odniesieniach geograficznych. Lewica lgnąca do Moskwy a prawica do Lwowa to bardzo niepokojące zjawiska. Jak i Erica Steinbach tęskniąca do Rumi.
-
@zasadnicze zarzuty
światłoo odbite na powierzchni Wody.
-
andsol :
To ja wolę tych maniaków od Atlantydy.
Możesz uzasadnić po uprzednim rozwinięciu?
Isaac Asimov w jednym z wczesnych opowiadań opisywał planetę gdzie wcześniej czy później każdy mieszkaniec dostawał urzędowe zawiadomienie o czekającej go amputacji.
Przedstawiciele kasty uprzywilejowanej mogli nawet sobie wybrać kończynę, co sprawiało że czuli się lepiej niż reszta. -
Ależ tu, telemachu, niewiele jest do rozwijania czy owijania. Może ludzie muszą wierzyć w raj czy złoty wiek, ale jeśli osadzają go tak blisko w czasie i miejscu, może to niepokoić sąsiadów. A prawie zawsze to efekt ignorancji, bo idealizują błota Wołynia i jego codzienną nędzę.
Nawiasem, wzruszyła mnie kiedyś lektura Felicji Konarskiej „Liście na wietrze” i dola okrutnie wygnanej przez sowietów rodziny osadnika wojskowego – ale nie aż tak, żebym nie zapytał sam siebie: a ta ziemia, którą dostał jako legionista, to przez tysiące lat czekała odłogiem na przyjście szlachetnych Polaków – kolonizatorów? I czemu ci Indianie... to znaczy Ukraińcy nie płakali po ich odejściu?
-
andsol :
A prawie zawsze to efekt ignorancji, bo idealizują błota Wołynia i jego codzienną nędzę.
Widzę to podobnie.
Ale z drugiej strony dobrze mieć jakąś tam wyimaginowaną, wymarzoną Kolchidę.
Zaspokaja to ważną potrzebę bycia kimś skądś. I przybliża do Argonautów.
Brakuje nam jako zbiorowości przestrzeni mitycznej. Więc łatamy.
7 comments
comments feed for this article
Trackback link: https://nameste.litglog.org/2015/11/ciezar-mitosfery/trackback/