droga Kleru

nameste chyba przestał czytać to, co hejtuje, smuteczek, żałoba

Chodziło o szyderczą blogonotęgwiazdopatrznym podróżyciu Bator, w której bez ociągania przyznaję się, że nie czytałem trylogii wałbrzyskiej rzeczonej pisarki.

Ale też nie o tych ksiażkach jest ta blogonota, jeśli już o jakimś napisanym, to bardziej o Wyspie łza (dostępny w sieci początek) czy o (zapisanym) tych wywiadach linkowanych; te przeczytałem uważnie od deski do deski. I trochę też o tej autolaudacji na przyznaniu Nike; czy wiesz, Kleru, że miałem to nagrane, a nagrania nie skasowałem przez ponad rok? Trzy razy podchodziłem do odsłuchania nie tylko pierwszej minuty owego popisu J.B., ale i ciągu dalszego, trzy razy odpadłem. (Ależ ze mnie wrażliwiec^.)

Egotyczny ton wyznającej Bator z wywiadów czy Wyspy łza podbity jest poczuciem wyższości. Powtórzę cytat:

Za wszelką cenę próbowałam uniknąć banału depresyjnego załamania i twórczego kryzysu, bo nie mieścił się on w mojej wizji życia, podobnie jak dewocja religijna, operacja plastyczna, dom letniskowy nad Zalewem Zegrzyńskim czy odbicie mężczyzny przyjaciółce.

„Banał depresyjnego załamania”, aha. Bator mierzy się z depresją niebanalną, w wywiadzie z Wyborczej opowiada:

Przypuszczam, że mam gen depresji, który manifestował się w prześladujących mnie od dziecka fazach bezsenności. Aż w końcu depresja pokazała mi na chwilę swoją prawdziwą twarz. Moja depresja to nie żaden czarny pies. Depresja to straszna matka z koncepcji Melanie Klein, która ma dwie trujące piersi i karmi czarnym mlekiem. [...]

Są osoby uwielbiające się leczyć i całe życie użalające się nad sobą. Dla nich zwykły smutek będzie powodem do zażywania garści prozacu. Są też takie, które chcą wyjść ze wszystkiego o własnych siłach, nawet jeśli smutek zamienia się w bezdenną rozpacz, paraliżujący lęk i poczucie niewiarygodnej utraty, bo tym jest depresja. Rzadko mówi się o tym, jak ogromne znaczenie ma tu osobowość. Ludzie mogą reagować krańcowo różnie. Jeden nie będzie w stanie wstać z łóżka, drugi sięgnie po alkohol, trzeci popełni samobójstwo, a inny pójdzie pobiegać. Choćby padał na pysk. Dla mnie życie na prochach byłoby klęską całej mojej wizji siebie.

J.B. jest ponad durny prozac czy inne antydepresanty, niech się nimi faszerują użalający się nad sobą ludzie pospolitsi, którzy nie zafundowali sobie odpowiedniej osobowości; zapewne ci sami, którzy poprzestają na banalnej daczy nad Zalewem Zegrzyńskim zamiast pojechać na Sri Lankę, miernoty, odbijające mężczyznę przyjaciółce.

W innym wywiadzie (cytuję stąd):

Rytuały i dyscyplina chronią mnie przed czarną otchłanią. Mam zawsze na biurku porządek, dzbanek zielonej herbaty. Żadnego rozmemłania. Walka o to, by nie popaść w nihilizm, jest codziennym zmaganiem. Mam wrażenie, że w Polsce wszystko tonie w lepkiej mgiełce, infantylności i głupich pozach, wśród wydmuszek napompowanych medialnie do rozmiarów zeppelina.

Poza Bator (poza w lekkim kimonie yukata, a na to jedwabne haori) to nie żadna głupia poza, tylko głębia, autentyzm i Japonia (głębokie i oryginalne zapożyczenie, no, doprawdy szacun). A nie sięganie po banalne recepty na szczęście (ciało? operacja plastyczna; duch? dewocja religijna).

Po tak medialnie autokreującej się postaci, egotycznej i snobistycznej, nie spodziewamy się, że choćby przez minutę była w pobliżu Salingerowskiej tezy o Grubej Paniusi [Fat Lady], głupiej i odrażającej, w której jednak jest Chrystus. Czy Budda. Sens.

Więc ja się tych (docenionych i beze mnie) trzech książek wałbrzyskich po prostu, droga Kleru, boję. Że wylizie z nich na mnie, w ramach życio‐wywiado‐pisania, ta sama nieciekawa medialna‐JB, której jakoś nie umiem szanowac i której obraz‐świata‐jaki‐może‐dać wisi mi zwiędłym kalafiorem.

Alicja Tabor (Ciemno, prawie noc) pije swoja ulubioną zieloną herbatę, musi dziennie przebiec dziesięć kilometrów, w samochodzie słucha kantaty Bacha (i od niechcenia podaje zarówno tytuł po niemiecku, jak i informację, że śpiewa Barbara Schlick), a w pociągu, sam początek powieści, pastwi się (drapieżnym opisem) nad rybią studentką i Zebrokozią starszą kobietą, śmierdzącą (zapewne) i głupią – ta właśnie scena przypomniała mi Grubą Paniusię z Salingera.

To ona mi to zrobiła, autorka. Że nie mogę już „normalnie” przeczytać tych jej [tak mówicie:] dobrych książek.

  1. beatrix’s avatar

    Poetom wolno więcej, ale nie wszystko, powiedziała Hannah Arendt. Można się zgodzić, albo nie (temat rzeka), ale właśnie to przyszło mi do głowy, kiedy czytałam tę Twoją blogonotę. Nie ciągnęło mnie do książek Bator już przedtem, ale tak ogólnie mnie nie ciągnęło, generalnie. Po takiej dawce wypowiedzi, przepełnionych pogardą wobec słabości, uproszczeniami ściągającymi na mnie odruch wymiotny i pozerstwem do bólu wszystkich zębów naraz, nie ciągnie mnie szczególnie.

  2. taboret’s avatar

    Radzę nie sprawdzać wywiadów JB na youtube. Ja to zrobiłem bo mi się podobało „Ciemno, prawie noc” ale to był błąd

  3. sara’s avatar

    Japonia Bator jest Japonią, w której nie ma ludzi, w której nikt nie nosi poplamionych yukat, pijąc piwo na pokazie fajerwerków w lipcu, nie krzyczą dzieci, które co tydzień oglądają najnowszy odcinek którejś serii o zamaskowanych wojownikach, pełnej tanich efektów specjalnych, papier fusumy nigdy się nie plami i nie drze, a jeśli nawet to wyjątkowo stylowo, wagashi do ceremonii herbaty mają zawsze stonowany a nie jaskrawy odcień różu, żeby nie było zbyt krzykliwie, a wszystkiemu przygląda się z zadowoleniem i aprobatą grupka pogardliwych i wiecznie skrzywionych „japonistów”, z Alexem Kerrem i samą JB na czele.
    Gdyby ktoś jej powiedział, że Sen‐no Rikyuu też chodził do wychodka, jak zwykły człowiek, a nie biegnie najpierw owe heroiczne 10 kilometrów, pewnie nie umiałaby ukryć oburzenia.
    Nie mogłam się powstrzymać: szczerze jej nie znoszę, uważam, że jej twórczość to wszystko co najgorsze u ludzi, którzy się uważają za intelektualistów w roku 2014.

  4. sara’s avatar

    Wszystko co najgorsze: zacytuj Mądrze jakiś Współczesny Autorytet albo Filozofa, skrzyw się nad marną jakością współczesnych tłumów i ich rozrywek (zupełnie nie takich, jak w epoce Edo! Kogo dziś stać na tayuu?), narzekanie zakończ bonmotem, żeby jeszcze raz ustalić swoją Pozycję za szczycie hierarchii (myk: jeśli się narzekało na Marność, to czemu nie zauważa się, że się stoi na szczycie tej Marności?)

  5. nameste’s avatar

    @ all:

    No i sami widzicie: wcale nie hejtuję, piszę jak jest. O.

  6. kleru’s avatar

    okej, teraz jestem kupiona, zresztą podejrzewam, że gdybym najpierw przeczytała o kimono i herbacie zielonej, moja reakcja byłaby podobna i z mojej sympatii do bator byłyby nici. sympatia jest, bo trafiłam od razu na „ciemno, prawie noc” (powieściowe mięso, do którego podchodziłam podejrzliwie i przekonywałam się powolutku, ale jak już wpadłam, to na dobre), i intuicja mi podpowiada, że pewna, ehem, „gatunkowa” struktura narzuciła jej dyscyplinę, paradoksalnie uchroniła przed skokiem na główkę w błoto i duchową mżawkę (czy cokolwiek w tym guście)

  7. taboret’s avatar

    Dla mnie „Ciemno ...” było świetne. Nie było tam grama Japonii za to dało się wyczuć Wałbrzych. Ale te pretensjonalne oracje autorki live przypominają mi bohaterkę „Filipa z konopii”.

    Tę (48m41s): http://youtu.be/0jiQfnGYlKg?t=48m41s

  8. andsol’s avatar

    Znajduję sympatycznym przyznanie Twojej Czytelniczki, że o zepsuciu majonezu mogą mówić i ci, co go nie zjedli do końca. A więc jest ciągle w świecie miejsce dla Obyczajów i dla Opinii.

  9. szpro’s avatar

    Wysokiej próby zniechęta do Bator. Przyznaję, też nie czytałam, otarłam się w jakimś wywiadzie o kimono i herbatę i uznałam to za pretensjonalne.

  10. nameste’s avatar

    szpro :

    zniechęta

    O, fajne i użyteczne słówko.

  11. telemach’s avatar

    Sądziłem, że lista tego czego nie mam ochoty czytać jest wystarczająco długa. Udało Ci się ją wydłużyć.
    Ciemności kryją ciemię.

  12. andsol’s avatar

    Będzie zabawnie jeśli na podstawie tych komentarzy pani Bator wytoczy proces sądowy o spowodowanie załamania psychicznego, odlot zysków i muzy oraz utratę wiary w sens krytyki literackiej. No ale jak kapitalizm, to jedziemy tą drogą na piątym biegu.

    Tak, natchnieniem dla mnie jest Philip Morris wytaczający procesy rządom różnych krajów gdy starają się one chronić swoje ludy przed takim wspaniałym wynalazkiem jak papieros. Ale wcale nie sugeruję, że od czytania książek tej pani można dostać raka płuc. Książka to kultura, jak kiedyś oznajmiali brazylijscy producenci tomików pornografii.

  13. nameste’s avatar

    @ andsol:

    Noaleprzecież w komentarzach z szacunkiem wypowiadamy się o prozie Bator. Ja, w blogonocie, ubolewam nawet, że nie mogę (z wymienionych powodów) jej czytać.

    Btw, czy można wytoczyć proces samemu/samej sobie.

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *