za duże buty

Z poświątecznych reakcji (nawiasem mówiąc, semantyka terminu „święto” cokolwiek się w III RP rozpełzła i spurchlała, niczym bardzo przejrzały camembert) stosunkowo najbardziej trafił do mnie tekst Kingi Dunin Cały naród rujnuje swoją stolicę. Tekst nie jest długi, więc zajrzyjcie, nie mogę cytować całości.

Pada tam teza, że obok upajającego się przemocą narodowego faszolstwa jest też – i to obecny od początku, dopowiem, restytuowanej „niepodległej” państwowości – nacjonalizm pozornie łagodny, polsko‐katolicki:

[wcześniej] odbyła się słuszna demonstracja dumy i radości z odzyskanej niepodległości [...]

Pan Prezydent, żołnierzyki, baloniki. I to pochwalamy, bo jest to nacjonalizm cywilizowany i dekoracyjny. I w niczym nam przecież nie szkodzi.

Prezydent coś tam mówi, czego nikt z uwagą nie słucha: Polska, niepodległość, naród, narodowe święto, niepodległość, Polacy, naród... Zaraz potem odzywa się chór i „...bo u Chrystusa my na ordynansach, słudzy Maryi”. A w głowach utrwala się, że państwo polskie odrodziło się, a właściwie powstało – przedtem była to Rzeczpospolita Obojga Narodów – dla Polaków, ordynansów Chrystusa i sług Maryi. Przecież nie dla Żydów, Litwinów, Ukraińców, Białorusinów. Nie dla wyznawców innych religii czy ateistów. Dziś nie dla lesbijek, gejów.

(Dla porządku dodam: w mniejszym stopniu dla kobiet niż dla mężczyzn.) Oba te rodzaje nacjonalizmów, „cywilizowany” i faszolski, łączy jedno: są wykluczające.

Realność narodowa, w którą wierzą Komorowski i Bosak, jest w gruncie rzeczy taka sama. A realną konsekwencją tej wiary jest kolejna demolka nasączona nienawiścią do wszystkiego, co obce prawdziwej polskości.

Dobrze byłoby powoli zacząć wierzyć w inny naród – przynajmniej tyle. W naród bardziej obywatelski, otwarty, świadomy swoich związków ze światem. A propagowanie takiej wiary to zadanie dla władzy, a przede wszystkim dla edukacji.

Na te słowa z niesmakiem zareagowała Anuszka:

Niesmaczne. Nie chce Pani, żeby porównywać działaczy Antify z prawicowymi bojówkami – to proszę nie porównywać z nimi prezydenta Komorowskiego. Nawiasem mówiąc, i tak najmniej kontrowersyjnego prezydenta w najnowszej historii Polski. Rozumiem, że Pani może się nie podobać śpiewanie pieśni o sługach Maryi, ale proszę też zrozumieć, że kto inny może nie lubić „Warszawianki 1905 roku”, i co im Pani zrobi.

...dowodząc niespecjalnego zrozumienia tekstu. Porównywanie faszystów z antyfaszystami nie jest i nie powinno być zakazane, nikt chyba tego nie postuluje. Można mieć zatem podobnie negatywny stosunek do metod (np. bojówek), choć i wtedy wypada powściągnąć „chcenie” na rzecz szacunku dla faktów. Ale i tak z tego porównania wynika różnica zasadnicza: jedni to faszyści. A drudzy sa przeciw pierwszym. To dość prosty rezultat. Niesmak okazał się nie na temat. A kategorie „lubić” / „podoba się” jako żywo nie pasują do pracy analitycznego umysłu, znanej nam skądinąd.

*

Znacznie wyrazistszy dowód nieadekwatności dał Adam Michnik w wywiadzie, którego fragment wystaje zza paywallów. Dość długo zastanawiałem się, w czyje buty próbuje on tam wstąpić. Byłyby to chyba buty koncyliacyjnego mędrca, stopień ponad mężem stanu. Wygłasza w tym wywiadzie różne ugodowe frazesy, których sens sprowadza się do „cierpliwości, trzeba stale próbować rozmawiać, z każdym: z Macierewiczem i z Kaczyńskim”. Przy okazji padają ciekawe (dla kolekcjonerów #if‐any) wyznania:

Dziś nastroju do dialogu nie ma, ale może będzie. Tylu ludzi potrafiło się zmienić na lepsze – pamiętam, kiedy w pierwszym Sejmie byłem posłem, co wygadywał o mnie Stefan Niesiołowski. Dla niego byłem krzewicielem nienawiści, a dziś uwielbiamy się.

Uwielbiają się. No właśnie.

Ale nie dlatego te buty okazują się sporo za duże. Mówi Michnik (na sam koniec publikowanego gratis fragmentu, a więc na prawach puenty):

Dopóki to jest zimna wojna domowa, a nie gorąca, bo się nie zabijamy, nikt nie strzela – to on [konflikt w Polsce] się ciągle trzyma w pewnych ramach. Jak tłumaczył mi mój znajomy: dopóki biją pałkami, to w porządku jest, gorzej będzie, jak się zaczną egzekucje.

W porządku jest.

Kłopotliwe to chyba jednak obuwie, bo zredukowało w Michniku do praktycznego zera – historyka. Który powinien coś wiedzieć, choćby z niemieckiej historii pierwszej połowy XX wieku, o dynamice procesów społecznych.

  1. andsol’s avatar

    Re: Michnik (choć może powinno być: „Persona: Michnik”), jest tu bolesna spójność między gadulstwem a działaniem, bowiem w teorii jest postawa koncyliacyjna, a w praktyce forum GW jest jedną z największych gnojówek Internetu.

  2. ingrid’s avatar

    Michnik uwielbia się z Niesiołowskim, ha! No bo Niesiołowski trafił (wraz z licznymi popłuczynami po AWS‐ie) do Platformy, a Michnik uwielbia Platformę. To znaczy, przepraszam, uważa Platformę za ostoję państwowości i zdrowego rozsądku. A to że Niesiołowski w swych dzisiejszych wypowiedziach niewiele odbiega od języka, jaki stosował jako jeden z przywódców najbardziej wówczas twardogłowych katolików i obskurantów, to insza inność.

    Zresztą to jedna z najbardziej zadziwiająych wolt partyjnych (nie wiem, na ile można powiedzieć, że ideologicznych) III RP. Prawie przebił go Giertych, ale się jednak nie zapisał (na razie?).

    I to jest, w wielkim skrócie, komentarz do poniedziałkowych wydarzeń. Oraz ilustracja do tekstu Kingi Dunin.

  3. inzmru’s avatar

    Z porównywaniem w warunkach polskiej debaty problem jest ten, że sam fakt zestawienia często jest końcem myślenia. Porównajmy faszystów i Antifę. OK, możesz wyliczyć kto ile podpalił, kto ile w łeb dostał, kto ile kamieni rzucił. Jeżeli wynik nie jest ewidentnie 1:0 to zaraz zapisuje się jako 1:1. Dość powiedzieć, że squotersi często byli uznawani za symetryczną stronę tylko dlatego, że stali na dachu! Porównajmy napadających i napadanych: ci pierwsi biegną, ci drudzy na nich czekają. Aha! Więc również podjęli jakieś działanie, zatem 1:1. Treść, mięso, porównania nie utrwala się i to jest dla mnie ciekawe dlaczego.

    Uważam, że wynika to z funkcji dla której takie porównania się tworzy, a którą to funkcją jest zdystansowanie się. Odbierający porównanie nie chce zważyć stron i którejś przyznać (choćby fuzzy‐) rację; chce żeby wszyscy ci oni zostawili go w spokoju i możliwie dużej odległości. Nie ma znaczenia czy Antifa odsunie się na nieskończoność, a faszyści na sto nieskończoności.

  4. telemach’s avatar

    nameste :

    Porównywanie faszystów z antyfaszystami nie jest i nie powinno być zakazane, nikt chyba tego nie postuluje.

    Nie powinno. Ale cząsto (przeważnie w ideologicznym zaślepieniu) bywa przeoczana zgrabna pułapka semantyczna wynikająca z faktu że „porównywanie” ma, lub może mieć, podwójne znaczenie.

    Porównywać można wszystko do wszystkiego. Zrównywać nie wolno.

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *