wrażliwiec
Wytrawny reportażysta, autor poczytnych książek (sam chwaliłem, zwłaszcza w temacie czeskim) opisuje, jak dał się krok po kroku podprowadzić czytelnikowi („będę nazywał go N.”). Szkielet historii dostępny jest tutaj (wersja papierowa ciut dłuższa). Chwilę trwało, nim N. osiągnął, co chciał, bo Szczygieł okazał się wrażliwcem:
Ten tekst to był gwałt. Dalej nie mogłem go czytać, a nie wiedziałem, jak mam teraz zasnąć. Następną połowę reportażu czytałem miesiąc. Otwierałem załącznik, ale po kilku zdaniach zamykałem, mówiąc sobie: dokończę za jakiś czas. Nawet skłamałem N., że już przeczytałem go w całości i proszę o wyjaśnienie, dlaczego miałem poznać jego treść.
Kobieta, wprowadzając w życie chore poglądy nt. dyscyplinowania dzieci, zakatowała na śmierć sześcioletniego syna swojego partnera (nie bez jego udziału), dostała 15 lat, po pewnym czasie (odsiedziany) wyrok uległ automatycznemu zatarciu, zanim to nastąpiło, lądowała w miejscach adekwatnych do swoich chorych poglądów („dziateczki duch święty rózeczką bić każe”):
dwa razy przebywała w zakonie, raz – cztery lata, raz – dwa. Pracowała jako sprzątaczka w katolickiej szkole i jako pomoc biurowa w kościelnej instytucji. Skończyła ze świetnymi wynikami teologię.
aż wreszcie, już po zatarciu, podjęła na nowo pracę nauczycielki („Ukończyłam fizykę na Uniwersytecie Warszawskim. Studiowałam także teologię na Papieskim Wydziale Teologicznym, posiadam też certyfikat językowy – po ukończeniu kursu metodycznego, co pozwala mi na naukę tych wszystkich przedmiotów w szkole”), później zatrudniono ją także na stanowisku eksperta „w komisji egzaminacyjnej przydzielającej nauczycielom dożywotni tytuł nauczyciela dyplomowanego”.
Po publikacji Szczygła dostarczone przez N. personalia („do wiadomości redaktora”) dały się łatwo wygrzebać z sieci, zlokalizowano szkoły, w których uczyła i uczy, a materiały świadczące o tym, że na swoich lekcjach stosowała surową, formalną dyscyplinę (typu: kolor długopisu ma być taki‐a‐taki, jeśli inny – jedynka lub upomnienie), stały się własnością publiczną.
Efekt? Panika moralna #41278.
Przecież widać, że się nie zmieniła, nadal przemoc (tylko nie aż tak drastyczna), ktoś taki powinien mieć dożywotni zakaz kontaktu z młodocianymi, bo „dlaczego pedofilom nie zaciera się wyroku”, zawiadomić dyrekcję szkoły / policję / prokuraturę / a w zasadzie sami powinniśmy ją zlinczować. W najwyższej trosce o dobro dzieci.
redakcja
podgrzewa jak umie. A to relacja z fejsbukowej dyskusji (popularny ostatnio, najtańszy chwyt na, ekhem, przedstawienie „opinii publicznej”), a to wypowiedź etyka‐eksperta przeciwko linczowi (który to ekspert, co się dziwić, sprowokował kolejne setki komentarzy), a to rozmowa z ekspertem‐karnistą (przeciwko podważaniu instytucji zatarcia wyroku), a to komunikat ministry edukacji („wystąpię o zmianę przepisów prawa”, aby wyrzucić z oświaty osoby prawomocnie skazana za dokonanie „przestępstw przeciwko życiu i zdrowiu, popełnionych wobec małoletnich”, również z zatartymi wyrokami); komentarzy przybywa, kliki w rozkwicie; sukces. Ale też dupochron:
Szanowni Czytelnicy,
rozumiemy, że temat budzi Wasze olbrzymie emocje. Nasze też. Jednak jesteśmy zmuszeni usuwać Wasze wpisy, w których podajecie personalia „bohaterki” tekstu. My wiemy, że Wy wiecie, kim ona jest. Prosimy Was jednak – nie wklejajcie takich komentarzy, ponieważ będziemy zmuszeni zamknąć tę dyskusję.
Z poważaniem,
Redakcja Gazety Wyborczej
Empatyczna, ale dbająca o bezstronność i poszanowanie prawa „Wyborcza”. Nie jest im wszystko jedno. [Świadczą o tym również zdania wielokrotnie złożone z wielokrotnym przeczeniem, które padły w związku z tradycyjnym tematem księżowskiej przemocy (seksualnej):
Episkopat zrobił rzecz niespodziewaną: powołał koordynatora ds. ochrony dzieci i młodzieży. Ponieważ chodzi o ochronę przed księżmi‐pedofilami ma to wymiar przede wszystkim symboliczny. Taka decyzja oznacza bowiem, że biskupi nie lekceważą problemu molestowania dzieci przez księży, nie twierdzą, że jest on na tyle marginalny, że nie warto poświęcić mu na tyle uwagi, by wprowadzić system prewencji.
Teraz taki system ma szansę stworzenia nowego koordynatora, którym został jezuita o. Adam Żak. Czym dokładnie się zajmie? Na razie nie wiadomo.
[podkr. moje – n.; btw: „system ma szansę stworzenia koordynatora” – po jakiemu to?]
Czy oznacza to odejście od linii? Na moje, raczej ochłap rzucony tzw. opinii publicznej. Wróćmy jednak do tematu.]
podszewka
Sądzę, że obowiązkiem krytycznego obserwatora jest każdorazowe zbadanie, czym właściwie podszyty jest dany przypadek paniki moralnej. (Ostatnio pisałem o tym w związku z generalnym strychulcem niewinnych ofiar, dającym alibi całej klasie panik.)
Polska szkoła jest autorytarna, sztywna, poddana – jak i większość domeny życia społecznego – dwuwładzy bogorynku. Jest systemowo przemocowa. Gdy idzie o „rynek” i to, jak przerył cały system edukacji, choćby taki tekst. Społeczeństwo [rodziców] zasadniczo nie protestuje przeciwko tym przemianom. Wspiera też, nie sprzeciwiając się czynnie, katolickie lekcje gięcia karku.
Krótko a syntetycznie mówiąc, godzimy się jako zbiorowość na przemocowy charakter szkoły. Poczucie, że coś jest tu ostro nie tak, zostało zepchnięte do „zbiorowej nieświadomości” (bo przecież niszowe publikacje jawnie stawiające ten problem, choćby te, do których linkuję wyżej, to margines marginesu).
I to właśnie ta zbiorowa nieświadomośc wybucha (kolejnymi) atakami paniki moralnej, gdy pojawia się drastyczny przykład. Nauczycielka‐zabójczyni. Ksiądz‐pedofil. Dopiero wtedy.
A przecież pomysł, żeby karać upomnieniami lub oceną niedostateczną za kolor długopisu, jest chory, niezależnie od tego, czy wdraża go zabójczyni, czy „dobry, ale surowy nauczyciel”, nienaganny moralnie. Jednak społeczeństwu [rodziców] to zasadniczo nie przeszkadza na co dzień; przeciwnie, w ramach ogólnej postawy cedowania odpowiedzialności na szkołę, rodzice są raczej zadowoleni. Dyscyplina jest dobra.
Dopiero gdy „Wyborcza” czy inne klikożerne media rozkręcą panikę moralną, rusza społeczeństwo w poszukiwaniu kozła ofiarnego, na którym odjadą nasze zbiorowe, nieuświadamiane na co dzień lęki. Lege artis. Zmienić prawo.
Zmieniać szkołę? A po co, problem został przecież zlokalizowany.
zob. też. Fama Szczygieł najprawdziwszy Szczygieł na białym koniu
-
100% racji panie redaktorze
-
Skąd wiesz, że rodzicom karanie jedynkami za zły kolor długopisu nie przeszkadza? Możemy się przerzucać anegdotami, te mi znane dowodzą zupełnie przeciwnego stanowiska rodziców (z naciskiem na „nie wolno tknąć mojego Adasia!”) ale nie odważyłbym się rzucić uogólnieniem że polska szkoła jest taka a taka, bo ileż ja wiem. Z pewnością polski patriarchalny autorytaryzm mocno się odciska na dzieciach poddanych obowiązkowi szkolnemu (YSWIDT), ale jednak opisany przypadek przekroczenia „normy przemocowej” o jakieś 1200% tworzy zupełnie nową jakość. Regulamin sali też zresztą przekracza tę (umowną) normę, nie są mi znane podobne i nie były znane kiedy się uczyłem.
Przy całym niesmaku polowania na Złą Czarownicę (i rzewnym p*** pana eksperta‐etyka) skutki publikacji w zakresie ograniczenia wpływu tej pani na dzieci są konkretną korzyścią. -
Mam mocno mieszane uczucia związane z tym reportażem, był wstrząsający i irytujący. Napisany tak jakby autor chciał zrzucić odpowiedzialność na molestującego go mailami czytelnika – N. To było oczywiste, że internauci bohaterkę znajdą. Po co po 30 latach? Po takim czasie nawet zabójstwo obejmuje przedawnienie.
Z drugiej strony ważne, że tego typu reportaż powstał. Bo choć sprawczyni sadystycznie znęcała się latami nad dzieckiem aż je zatłukła i była to wina jej ewidentnie zwichrowanej osobowości (mam poważne wątpliwości czy przez te 10 lat w więzieniu miała choćby szczątkową formę terapii), to wszystko było podbudowane bardzo szczególną ideologią. Ta wizja człowieka, relacji między ludźmi jest tak głęboko zakorzeniona w naszej bolandzkiej rzeczywistości, że warto iść za ciosem i ją dekonstruować zamiast poddawać się panice i na ślepo pozmieniać kilka przypadkowych paragrafów.
W tym reportażu opowiedziana została esencja zbudowanego na strachu społeczeństwa. Jest taki niesamowity fragment w którym bohaterka opowiada, że chłopiec nie protestował, nie buntował się, nie sprzeciwiał karaniu tak jakby w jej oczach przyjmował swoją ewidentną winę i zgadzał się z karą na którą zasłużył. Nie dostrzegała, że jest po prostu zastraszony, że jest w stanie jakiejś apatii.
Ten chory rodzaj moralności przenika relacje w związkach, rodzinach, obywatel państwo, klient korporacja. Szkoda, że autor nie skupił się na tej analizie przyczyn na podstawie jej przypadku pomijając kwestię kim jest teraz, co robi i czy w ogóle żyje.
-
bantus :
jakby autor chciał zrzucić odpowiedzialność na molestującego go mailami czytelnika — N.
Nie jestem jakoś szczególnie przekonany o istnieniu tego N., albo chociaż o istnieniu takiej korespondencji, jak to Szczygieł opisuje.
-
czescjacek :
Nie jestem jakoś szczególnie przekonany o istnieniu tego N., albo chociaż o istnieniu takiej korespondencji, jak to Szczygieł opisuje
Szczygieł:
Wiele osób pyta: wyjaśnił Pan kim był N? I czy wyjaśni Pan to czytelnikom? Może kiedyś wyjaśnię – nie wiem. Pracuję nad książką pt. „Nie ma” – o życiu ze stratą. Może tam się znajdzie to wyjaśnienie, ale nie obiecuję. Oczywiście ja wiem, kim jest N. Wiem od dawna, jednak z powodów kompozycyjnych i że się tak wyrażę „koncepcji estetycznej tekstu” (nawet tak podły temat musi mieć swoją formę) nie chcę tego czytelnikowi zdradzać.
Na pewno nie jest to – jak sugerują niektórzy – ojciec chłopca, chcący zemścić się za zdominowanie przez Ewę T.
Na pewno nie jest to sama Ewa T., która proponuje mi na końcu spotkanie i dokonuje aktu „samosądu”, żeby raz na zawsze skończyć z oszustwem i przemilczaniem na własny temat.O taki kontakt z własnym wnętrzem Ewy T. nie podejrzewam.
-
O jak słodko, zupełnie się niczego nie spodziewał, biedaczek. Dziennikarze to są gorzej zagubieni w życiu niż gimbaza z kweja.
-
No chyba jednak się spodziewał:
Trochę kulis. Starałem się bardzo zakamuflować dane i szczegóły. Trzy, poproszone przeze mnie osoby szukały w internecie, wpisując zdanie po zdaniu z mojego tekstu do googli, możliwości identyfikacji bohaterki. Np. jej wywiad udzielony do gazetki szkolnej napisałem na nowo – treść jest ta sama, ale inaczej zapisana, żeby nie był do znalezienia.
http://www.mariuszszczygiel.com.pl/693,blog/co-jeszcze-moglem-dla-ewy‑t.-zrobic?
-
Chciałem dorzucić takie 3 gr., że właściwie ilu przypadków może ta cała sprawa dotyczyć? Oprócz tego opisanego w reportażu. Nie widziałem takich danych, nie widziałem też, żeby ktoś o nie pytał; bo mam silną intuicję, że to może być lajk ze 2 na 20 lat, więc robienie z tego Debaty o ogólnokrajowę znaczeniu to jakiś żal.
-
czescjacek :
to może być lajk ze 2 na 20 lat, więc robienie z tego Debaty o ogólnokrajowę znaczeniu to jakiś żal
Nienienie – tak skrajna rzecz zdarza się wyjątkowo, natomiast mogąca być skutkiem debaty kwestia wprowadzenia badań osób zajmujących się dziećmi (oraz, dodałbym, opieką nad starymi i/lub chorymi czyli wszędzie tam, gdzie osoby te mają jakąś Władzę) moim zdaniem ma sens.
Oraz namysł nad zamordyzmem w polskiej kulturze. O ile uda się skierować dyskusję na kwestie autorytaryzmu polskiej szkoły i nie tylko. -
urbane.abuse :
mogąca być skutkiem debaty kwestia wprowadzenia badań osób zajmujących się dziećmi
A ktoś wmejnstrimie podnosi taką kwestię? Znaczy teraz już mam blokadę na całą tę debatę, więc może od czasu jak to była zemsta gimbusów już się jakoś zracjonalizowało #wątpię
-
Tej debaty nie będzie, bo musiałaby nie tylko sięgnąć do fundamentów i podstaw założycielskich polskiej szkoły (a to już jest ‘scary’ dla wielu, z różnych powodów), ale też naprawdę upodmiotowić dziecko/młodego człowieka. To zaburzyłoby tak wiele dyskursów, w których dziecko jest: projektem („nowoczesne” rodzicielstwo), konsumentem i przyczyną konsumowania (rynek), źródłem strat (polityka społeczna i edukacyjna rządu), owieczką bożą bez świadomości dobra i zła (kościół kat. i okolice), własnością rodziny (rodzice, znowu kościół kat.), obiektem seksualnym (popkultura), problemem (np. dla szkoły nie radzącej sobie z dziećmi zaniedbanymi, chorymi, upośledzonymi), wreszcie ofiarą (na czym żerują media).
Gdy ginie dziecko, z rąk rodzica, z powodu zaniedbań lekarskich, w wyniku przemocy wewnątrzszkolnej, wszczyna się alarm. Gazety piszą, eksperci się wypowiadają, ministrowie kajają, fora bliuzgają. A po paru miesiącach zapomina się o wszystkim. Potem na mocy decyzji prawnych i administracyjnych zwiększa się liczbę uczniów w klasie, wydłuża dzień lekcyjny (trzeba gdzieś dzieci przechować, bo rodzice pracują po kilkanaście godzin na dobę), zmniejsza liczbę nauczycieli, tnie zajęcia pozalekcyjne, utrudnia dostęp do psychologa czy lekarza szkolnego. Szkoła to ciągła walka, bo w naszym społeczeństwie panuje ciągła walka. Wytrwają najlepsi, słabsi niech giną, przykrótka kołderka nie ogrzeje wszystkich. W tym ścisku, w tej wierzganinie, w tym wrzasku jednych na drugich kryją się zapewne liczne patologie, tak by je opisać nie starczyłoby nastawionych na klikalność portali internetowych w tym kraju. -
Ja tylko pozwolę sobie zauważyć, że od kilku lat dokonuje się demontaż „neoklasycznego” prawa karnego na rzecz czegoś, co jest paskudne jak lombrozjanizm.
-
Chciałem zauważyć, że rozpaczanie nad mozliwością samosądu trąci trochę hipokryzją. Gdyby nie upubliczniono personaliów i miejsca pracy tej pani, zapewne nie zwolniłaby sie dziś z pracy. A wszyscy (w tym i sam Szczygieł) mówią, że w pierwszej warstwie właśnie chodziło o to, żeby przestała uczyć.
W warstwie drugiej – i pewno stąd owa tytułowa panika moralna – każdy przecież miał gdzieś jakiegoś psychopatycznego nauczyciela, który najdelikatniej mówiąc nie nadawał się do uczenia w szkole. I każdy w drugiej części życiorysu bohaterki reportażu Szczygła odnajdywał jakieś rysy tego nauczyciela. I stąd, przynajmniej w moim przypadku, to pospolite ruszenie.
-
Pozwolę sobie podlinkować nieco egzaltowany głos skądinąd.
Na temat szkoły wolę nie mówić, bo nie mam stats ani wniosków ogólnych, a anecdatami handlować to głupio i nie na temat. -
Szkoda że reportażysta nie zajrzał zawczasu do artykułu Seidler z 1981, tam lepiej widać kto był sprawcą.
-
hellk :
Szkoda że reportażysta nie zajrzał zawczasu do artykułu Seidler z 1981, tam lepiej widać kto był sprawcą.
Kto?
-
Ausir :
Też mi się wydaje, że nie ma debaty nad zamordyzmem w szkole, a wszyscy się skupiają tylko na tym zatartym wyroku.
Ludzie podzielili się na tych którzy łatwiej empatyzują z dzieckiem i tych którzy bardziej empatyzują z osobą żywą, która może teraz oberwać. Samniewiem.
-
@prorock
http://img221.imageshack.us/img221/7629/3lhq.jpg
Najwięcej mniej więcej od ‘gwiazdki’ w czwartej kolumnie. Na tle tego wszystkiego początkowa reakcja oświaty wygląda całkiem nieźle.
-
bantus :
Ludzie podzielili się na tych którzy łatwiej empatyzują z dzieckiem i tych którzy bardziej empatyzują z osobą żywą, która może teraz oberwać. Samniewiem.
1. Dziecko nie żyje; groby zawsze wzruszą, niezależnie kiedy kopane.
2. Regulamin wdrożony w klasie przez tę nauczycielkę to czyste zło, więc empatyzować z nią możnaby jedynie jako z ofiarą systemu.
3. Smutne też, że po latach świetnej roboty dziennikarz okazał się rżnącym głupa skurwielem i hieną.hellk :
Dziękuję. -
Uwaga – doskonały głos w sprawie moralnej paniki i winnej Ewy T vs winy strukturalnej.
27 comments
comments feed for this article
Trackback link: https://nameste.litglog.org/2013/06/panika-moralna-41278/trackback/