[Tytuł jest trawestacją (polskiego, bo oryginalny brzmi zgoła inaczej) tytułu powieści Ahmadou Kouroumy Fama Dumbuya najprawdziwszy Dumbuya na białym koniu, PIW 1975 (tłumaczył Zbigniew Stolarek, nagroda „Literatury na Świecie” za przekład 1976), skądinąd świetnej. Nie mogłem oprzeć się temu skojarzeniu ze względu na imię bohatera Kouroumy, które po prostu w punkt.]
W poprzedniej blogonocie ważniejsza od autora była sprawa. Pozwoliłem sobie jedynie na lekkie szyderstwo („wrażliwiec”), z którego wytłumaczę się niżej, a w komentarzach poprzestawałem na drobnych sarkastycznych chrząknięciach. Ale – co się odwlecze...
Głębokie Gardło
Siedzi więc Mariusz Woodward‐Bernstein, siedzi i myśli, może już mu się rysuje mglisty zarys nowej książki Nie ma (tytuł roboczy, obrazujący stan przygotowań), która ma być poświęcona życiu ze stratą. Czyli – życiu w ogóle; znacie choć jeden życiorys bez żadnej straty? A więc trzeba to jakoś bardziej stematyzować, może zacząć od straty życia? Czy to będzie pasowało do że się tak wyrażę „koncepcji estetycznej tekstu”?
Wtem! dryń‐ping‐bum! You have new mail. To Deap Throat („będę nazywał go N.”) przesyła skan artykułu sprzed 31 lat. I pierwsze instrukcje:
Jeśli przeczyta pan ten tekst i zostawi on w panu jakiś ślad – podpowiem, co ma pan robić dalej.
Posłuszny Fama bierze się do czytania, ale... kłopoty. Nie może dokończyć lektury. Ponowię cytat:
Ten tekst to był gwałt. Dalej nie mogłem go czytać, a nie wiedziałem, jak mam teraz zasnąć. Następną połowę reportażu czytałem miesiąc. Otwierałem załącznik, ale po kilku zdaniach zamykałem, mówiąc sobie: dokończę za jakiś czas. Nawet skłamałem N., że już przeczytałem go w całości i proszę o wyjaśnienie, dlaczego miałem poznać jego treść.
Wrażliwiec. Czemu szydzę? Opis skatowania sześcioletniego Tomka jest przecież wstrząsający, to prawda. Ale czy nasz reportażysta (przypomnę: świetny, chwalony; sam chwaliłem) nie zetknął się dotąd z problematyką przemocy domowej w ogóle, a przemocy wobec dzieci w szczególności? A to nie jego rodzona gazeta opublikowała na przykład taki tekst Coraz więcej zabójstw dzieci. Co zrobić, by temu zaradzić? (wrzesień 2012)?
rok zabójstwa dzieci dzieci – ofiary przemocy w rodzinie 2011 24 32 098 2010 19 40 113 2009 16 41 257 2008 24 47 098 2007 37 45 964
Mariusz Woodward‐Bernstein myślał, że administracja Nixona to skauci? A gdy okazało się, że jest inaczej, wpadł w katatonię? Reporter, którego rzeczywistość przerosła? Może źle wybrany zawód? (Nie, przecież się sprawdził.) To może źle wybrany temat?
Nie interesuje mnie, czy N., Głębokie Gardło Szczygła, istnieje naprawdę czy też jest konstrukcją autora: liczy się sposób przedstawienia czytelnikowi. Z jednej strony, outsourcing źródeł: reportera dopada Agent Rzeczywistości i zmusza go, po prostu zmusza do zajęcia się zagadnieniem. Z drugiej – ta konstrukcja (ryzykowna; ryzykował posądzeniem o fundamentalną naiwność albo odklejenie się od realności) stanowi plastycznie odmalowane alibi. Fama doznał takiego wstrząsu moralnego, tak dogłębnie (wrażliwiec) przeżył tę zamierzchłą już przecież historię (współczesnymi autorowi historiami niech się zajmą koledzy, por. tabelka powyżej), że teraz już każda akcja dozwolona, każdy środek usprawiedliwiony. Przyprowadźcie mi białego konia; wyruszam.
krucjatka
Pół roku temu poinformowałem ją, że przygotowuję reportaż i że on powstanie. Napisałem, że niedopuszczalne jest, aby była ekspertem MEN i nauczycielką. Nic z tym nie zrobiła. Poczekałem na koniec roku szkolnego, żeby mogła wycofać się ze szkoły, nie zaburzając uczniom toku nauczania i przejść na emeryturę.
Jestem pod wrażeniem. Fama osądził, podjął działania, a nawet – szlachetnie – dał zabójczyni czas na samodzielne usunięcie się z zawodu. Myślał też o dzieciach: chodziło o to, aby tok nie był zaburzony. To nieważne, że dzieciaki miały być przez pół roku (przecież nie tak znowu długo) narażone na autorytarne metody, drakoński regulamin, szykany czy stres. Przeżyją. A Fama swojego białego konia jeszcze bardziej wybieli:
Co jeszcze mogłem dla Ewy T. zrobić?
No rzeczywiście. Ocieram łzy wzruszenia i podążam dalej. A właściwie Fama podąża.
Zaraportowałem N., że jestem po lekturze.
„Proszę poprosić Ministerstwo Edukacji o listę ekspertów do spraw mianowania nauczycieli i odnaleźć nazwisko Ewy T.”
Głębokie Gardło udziela instrukcji, Fama raportuje wykonanie. Ale to było wcześniej, dopiero teraz poznaje współczesne okoliczności i szczegóły dot. zatrudnienia Ewy T., dopiero po pewnym czasie wezwie ją do samousunięcia. Jeszcze musi poczekać na kolejne maile od N. (gazetka szkolna), jeszcze musi pogrzebać w aktach sądowych (choć musi zobowiązać się w sądzie, że nie będzie używać prawdziwego imienia Ewy T.).
No i przecież trzeba jeszcze napisać tekst. Uładzić go z koncepcją estetyczną. Aż wreszcie
sukces
Fama u ludu uczącego i nauczanego:
Jeden z wykładowców pedagogiki napisał: „Po co podręczniki z pedagogiki? Od teraz moi studenci (pedagogiki) będą czytać ten reportaż”. I o to mi chodziło jako autorowi.
Fama u możnych świata tego:
Tekst interwencyjny: „zabójczyni ekspertką MEN” nie był moim głównym celem. Owszem, miałem w planie po wydrukowaniu reportażu, zgłosić dane nauczycielki do ministerstwa. Już nie muszę, pani minister edukacji Krystyna Szumilas – w porozumieniu z ministrem sprawiedliwości – sama wydała w tej sprawie wspaniałe oświadczenie. Rzecz godna pochwały.
Albo:
Sprawa wstrząsnęła premierem Donaldem Tuskiem: – Jest to rzecz bulwersująca. Reportaż jest tak przygniatający, że aż nie chce się mówić o kwestiach administracyjnych czy prawnych, bo wgniata w ziemię – komentował. – Rozmawiałem o tym późno w nocy ze współpracownikami, wszyscy byli wstrząśnięci. Ja zresztą mam taką obsesję na punkcie przemocy wobec dzieci, przemocy domowej i zobaczcie, wcale nie w rodzinie tzw. patologicznej. [stąd]
A książka pod roboczym tytułem Nie ma (choć przecież już ma) nabiera kształtu i ciężaru.
postscriptum
Merytorycznie i rozsądnie wypowiedziała się w temacie m.in. Ewa Siedlecka (już nadmieniałem), nie ma sensu tego powtarzać. Ewa T. samousunęła się:
W piątek, dzień po publikacji tekstu i w dniu zakończenia roku szkolnego, kobieta sama złożyła wypowiedzenie z pracy w jednym z warszawskich liceów. – Oczywiście, że je przyjęliśmy – usłyszała „Gazeta Wyborcza” w sekretariacie szkoły. [też]
Oczywiście, nie było żadnych powodów i podstaw, by doręczyć jej to wypowiedzenie wcześniej, w końcu utrzymywała dyscyplinę.
A Fama zbiera owoce swojej pracy, błyszczy w mediach:
Ile trzeba mieć w sobie buty, bezczelności, braku autorefleksji, żeby zgłosić się samemu na eksperta MEN i żeby zgłosić się do pracy w szkole – komentował Mariusz Szczygieł na antenie TVN24. [także]
Dla Ewy T. zrobił już przecież wszystko.
[Cytaty i kryptocytaty (niektóre frazy kursywą) pochodzą stąd; ten blogowy wpis pojawił się też na łamach „Wyborczej”. Wszystkie wytłuszczenia moje.]
-
To, że sąd nie orzekł dożywotniego zakazu pracy z dziećmi, to był błąd, ale naprawianie go przez dziennikarza po 30 latach jest bezcelowe. No chyba, że ma jeszcze jakiegoś asa w rękawie, materiały, że dręczyła uczniów, poniżała, powtarzali rok bezpodstawnie, ktoś zaszczuty przez nią coś sobie zrobił itp.
-
Z jednej strony sytuacja, do której doszło, jest niedopuszczalna – a z drugiej strony wypada zapytać dlaczego? Dlaczego po 30 latach od zdarzenia, odsiedzeniu kary i prawdopodobnie resocjalizacji, osoba ta nadal jest w podejrzeniu, że może coś zrobić dziecku?
Byli więźniowie są u nas stygmatyzowani, zaświadczenia o niekaralności wymaga się w wielu przypadkach bezpodstawnie, ktoś kto siedział nie może znaleźć pracy. To raczej nie pomaga w powrocie do społeczeństwa. -
Tutaj jest link do tego czatu ze Szczygłem. On występuje pod nickiem „Duży Format”.
-
Co ciekawe – pani ET w szkole, w ktorej uczyla opinie ma opinie nauczycielki po ludzku zyczliwej, takze u swojego bylego ucznia (znanego mi osobiscie).
Mlody czlowiek wlasnie zdal mature, wiec nie ma zadnego interesu w jej chronieniu napisal na FB:
Sorry Polsko, ja powiem jasno i wyraźnie – Ja, uczeń TEGO LO – nie mam pani profesor NIC do zarzucenia. Bardzo skuteczna i sprawiedliwa nauczycielka. Nic dodać nic ująć.
„Regulamin ocierający sie o kontrolę myśli!” powiecie. Mówcie. Byliście na lekcjach? Nie byliście. Szczerze mówiąc nie spotkalem się z egzekwowaniem tego regulaminu w sytuacji innej niż do opanowania potwornie rozkrzyczanej klasy. Bo jeden nauczyciel tak robi...?
Matka rzeczonego ucznia byla za to wsciekla, ze nie dano szansy uczniom – nikt z nimi nie rozmawial, a za to czekaly ich pod szkola hordy zadnych krwi „sprawiedliwych tego swiata” i prasa.
-
Uczniowie to nie powinni się raczej o swoich nauczycielach wypowiadać.
-
Shigella :
Szczerze mówiąc nie spotkałem się z egzekwowaniem tego regulaminu w sytuacji innej niż do opanowania potwornie rozkrzyczanej klasy
W takim razie – po co ten, naprawdę dziwny, regulamin? I (zadane już szereg razy) pytanie – czemu szkoła nie miała do niego uwag?
-
Takie regulaminy tworzy wielu nauczycieli. Moja matematyczka na pierwszej lekcji dyktowała nam, że zawsze trzeba przynosić zeszyt, ćwiczenia wypełniać tylko długopisem, być cicho w trakcie zajęć, nie huśtać się na krześle, nie rozmawiać z innymi... spis zasad miał kilkanaście punktów.
De facto nikt nie widziałby w tym niczego dziwnego, gdyby nie tamten regulamin sprzed 30 lat.
Odeszła od pracy nauczycielskiej – sądząc po komentarzach, dla wielu to za mało. Najwyraźniej nikt nie wierzy, że ludzie mogą się zmieniać.
-
Jeśli nie napiszesz reportażu, a tylko wyślesz jej dane do ministerstwa – nic się nie wydarzy
Bez sensu tłumaczenie. Gdyby wysłał dane do ministerstwa i nic by się nie wydarzyło – to dopiero miałby mocny temat na reportaż. Reportaż o systemie właśnie. Systemie, w którym instytucje nie reagują ani na niepedagogiczne metody utrzymywania dyscypliny przez nauczycieli, ani nawet nie reagują, gdy okazuje się, że jeden z tych nauczycieli jest mordercą.
Czyżby chodziło o coś odwrotnego? Że była szansa, iż ministerstwo zareaguje, a wtedy z bombowego reportażu nici? Bo co to za reportaż z happy endem?
-
@Zaciekawiony :
De facto nikt nie widziałby w tym [regulaminie pracownianym] niczego dziwnego, gdyby nie tamten regulamin sprzed 30 lat
Wszystkim, łącznie z red. Szczygłem umknęła jedna rzecz. W tych starych reportażach z 1981 i 1982 jest relacja z zeznań – i okazuje się, że regulamin ułożył ojciec dziecka.
-
anuszka :
regulamin ułożył ojciec dziecka
Ale ojciec nie uczy, prowadzi jakąś firmę i siedzi cicho (oraz odmówił spotkania). Więc Szczygieł się go nie czepia, bo celem jego krucjaty było usunięcie Ewy T. z szeroko rozumianej edukacji. Choć, ekhem, nie chciał jej Boże broń przy okazji usuwania skrzywdzić.
-
anuszka :
Gdyby wysłał dane do ministerstwa i nic by się nie wydarzyło — to dopiero miałby mocny temat na reportaż.
Ale wtedy zmarnowałby się taki dorodny krwisty befsztyk. Poczuł krew i przecież już nie tylko reportaż, ale cała książka z tego będzie.
-
Zastanawiałam się, co mi nie gra w tej narracji, i w końcu wiem.
Ta naiwność, to zdziwienie szeroko otwartych oczu, ta panaszczygłowa emocjonalna reakcja i egzaltacja nad własną pracą, ja to wszystko widziałam dwadzieścia lat temu w Polsacie, gdy MS prowadził jeden z pierwszych polskich talk‐shows, i właśnie tą manierą podejmował swoich rozmówców – przechylał główkę na ramię, otwierał szeroko oczka i się dziwił, i pytał z niedowierzaniem, i otwierał rozmówców swoim szczerym, dziecięcym zdumieniem, swoją otwartą ciekawością.
Tu napisał tym samym, jak to się strasznie przejmował, jak to się frapował, jak to mu zdumienie i niepokój spać nie daje. Tylko, że tutaj to dziecięce ufne zdumienie zgrzyta okropnie, bo mamy do czynienia z zawodowcem, wyjadaczem reportażu.
Więc, po pierwsze, mam wrażenie, że Szczygieł własną egzaltacją i zadziwieniem jako czytelnika (jak też i chyba figurą stylistyczną, którą wydaje mi się być N.) usiłuje dodatkowo wzmóc efektowność swojego reportażu, wręcz – zreportażować śledztwo dziennikarskie w sprawie, a nie przeciwko, jak teraz to tłumaczy. Koncentrując się na wyjątkowo nośnej (bo i trup, i dziecko, i zawód zaufania społecznego) historii, nie chce jej rozmydlać dywagacjami o systemie, on się tylko dziwi Ewie T., i zdziwione oczęta otwiera, że nie chciała z nim gadać co czuje o tej sprawie, a on chciałby, żeby się wypowiedziała.
Właśnie przez tę manierę mam poczucie, że to nie reportaż, a talk‐show, tylko że w druku. I mam poczucie strasznej nieszczerości, paradoksalnie przez te wszystkie uwagi szczerość uczuć, zdziwień i cierpień Szczygła stwierdzające. A późniejsze drapowanie się w szatki troskliwego misia, zatroskanego i zdumionego (znowu, no doprawdy, jak on wciąż się daje zaskoczyć życiu!) jak szybko po jego reportażu personalia Ewy T. zostały ujawnione i jak szybko naród rzucił się dochodzić sprawiedliwości i odwetu, wydaje się konstrukcją bardziej naciąganą niż w komiksach o supermenach.
(Nie mówiąc o tym, że jak na reportera z riserczem lepszym niż przeciętny powinien znaleźć więcej niż jeden, podkablowany przez N. reportaż z ówczesnej prasy. Nie jest to trudne dla kogoś, kto żyje z pisania, ustalmy – ale wówczas nie byłoby jak się dziwić, że personalia są mniej zakamuflowane niż sądził.)
-
naima :
Więc, po pierwsze, mam wrażenie, że Szczygieł własną egzaltacją i zadziwieniem jako czytelnika (...) usiłuje dodatkowo wzmóc efektowność swojego reportażu(...) Właśnie przez tę manierę mam poczucie, że to nie reportaż, a talk‐show, tylko że w druku.
Ale to działa.
Ileż osób dało sobie zasugerować te emocje, które przeżywał reportażowy narrator!
Pod skasowaną dziś notką na blogu red. Szczygła ileż było internautek, które „płakały dwa dni”, „wciąż wyją z rozpaczy” etc. Porównanie do talk‐show jest dobre. To jest takie widowisko, w które ludzie lubią się wczuwać. -
anuszka :
Pod skasowaną dziś notką na blogu red. Szczygła
A cóż to się stało? Coraz dziwniej.
-
@anuszka + naima
Znaczy nie mamy do czynienia z informowaniem, lecz z czystym wdrukowywaniem emocji, hm. No tak. -
Gammon No.82 :
z czystym wdrukowywaniem emocji
Pamiętam, że gdy zaczęłam czytać ten reportaż, i na początku te opisy, jak to nie mógł przebrnąć przez tekst, jak to go pokroiło na kawałki – to się już wtedy zdziwiłam, co on tak mebluje tę scenę i mebluje?
BTW chyba większość pochwał tego reportażu w internecie to właśnie opinie typu „dziękuję panu redaktorowi za opisanie tej zbrodni, po trzech dniach od przeczytania wyję z rozpaczy, znaczy reportaż dobry”.
-
Uwaga, dziś w DF głosy uczniów Ewy T.
-
W dzisiejszym artykule mamy dwa głosy – ucznia z pierwszej klasy, którą uczyła po przyjściu znów do szkoły, i kilku uczniów z ostatnich lat.
Ten pierwszy opisywał, że miała zasady tak ostre, że aż śmieszne. Wstawiała jedynkę za jedynką, aż uczniowie przestali reagować. Jednak poza ostrymi odzywkami i jedynkami, nie próbowała egzekwować zasad krzykiem czy siłą. W jedynym momencie, gdy wzbudził w niej prawdziwy gniew, odpuściła.
Ci drudzy opisują świetną nauczycielkę, która nie przywiązywała wielkiej wagi do regulaminów, dobrze uczyła, pomagała słabszym uczniom, zachęcała do pracy po zajęciach, dawała szanse na załapanie lepszych ocen itp. Nawet jeśli to obraz nieco wyidealizowany, każe zastanawiać się, czy może jednak nie mamy tu do czynienia z przypadkiem udanej resocjalizacji.
-
nameste :
nawet ten pierwszy opisany przez ucznia wariant nie odstaje od przemocowej średniej polskiej szkoł
Uczniowie „ostatni” zresztą mówią, że sporo mają nauczycieli gorszych, ostrzejszych, bardziej niesprawiedliwych. Mimowolnie mówią sporo o szkole i nie są to rzeczy krzepiące.
-
Albo udanej socjalizacji uczniów do warunków „młodzieżowego obozu pracy o zaostrzonym rygorze”
Miałem wrażenie, że to osoba, która publicznie raczej się podporządkowuje przepisom i ogólnie władzy – taki typ hierarchicznego widzenia rzeczywistości. Ci wyżej mogą i powinni karcić tych niżej. Dlatego w szkole nikogo nie uderzy, bo jej nie wolno, poza tym licealistę nie tak prosto zrzucić ze schodów czy utopić buzię w zupie. Ofiarą będzie raczej ktoś słabszy, zależny, zdany na łaskę i niełaskę. Była wzorowym więźniem, ale byłaby strasznym strażnikiem, gdyby dać jej taką władzę i możliwość.
To chyba sytuacja nie tak rzadko spotykana, domowy tyran – uprzejmy sąsiad, lizus w pracy. To zupełnie inny rodzaj przemocy niż ta zbójecko kibolska.
44 comments
comments feed for this article
Trackback link: https://nameste.litglog.org/2013/06/fama-szczygiel-najprawdziwszy-szczygiel-na-bialym-koniu/trackback/