pętla czasu

Ponieważ wolę się raczej cieszyć niż martwić (choć wychodzi najczęściej odwrotnie), z przykrością donoszę, że film Pętla czasu [Looper] nie powalił mnie pod żadnym względem, może najlepiej wyszła w nim scenografia/zdjęcia.

UWAGA Strefę notki i komentarzy należy potraktować jako kompletnie zaspoilerowaną!

Konstrukcja świata przedstawianego ze szczególnym uwzględnieniem najważniejszej jej części, czyli wysyłaniem wstecz w czasie materii nieożywionej oraz (jeszcze przez chwilę) ożywionej, jest dziurawa jak sito. Podczas oglądania kolejne wątpliwości są odsyłane na zaplecze (tył głowy), w ramach podejścia „wczuwaj się w klimat, analizować będziesz potem”, szybko jednak robi się z nich na tyle pokaźny tłumek, że przechodzi się w tryb rejestracji kątem oka, wieszając niewiarę na (naprawdę solidnym) kołku. Wtedy widzi się, że równolegle do narracji „ontologiczno”-dystopijnej biegnie druga, powiedzmy: emocjonalno‐aksjologiczna, rozpięta na celebrowanych drobiazgach denotujących brak. Czy nawet: Brak.

Obie te narracje spotykają się w eksplodująco‐ofiarniczym finale, tam, gdzie wszystkie cztery wymiary

  • „ontologiczny”, związany z „mechaniką” podróży wstecz czasu
  • dystopijny, czyli dot. kryzysu, anomii, przestępczości zorganizowanej, upadku‐i‐omnipotencji władzy [w jednym]
  • emocjonalny, stojący na ssącym niespełnieniu
  • aksjologiczny, ufundowany na tezie, że wartości, pochodząc z przeszłości, są obecne tylko jako erzac, podróbka, wąski krawat zgodny z modą zaprzeszłej epoki

zestrzeliwują się w rodzaj jednostkowej rewolucji konserwatywnej, stojącej na niebezpiecznie prostej tezie: cywilizację może ocalić jedynie miłość matki; oto nasza recepta.

Wspomniałem o braku, a nawet: Braku. Brak domu/więzi społecznych. Mały obdartus, który właściwie powinien zostać przejechany przez arogancko pędzący samochód – stoi jakże długo, patrząc wielkimi oczami w kamerę. Brak matki, gładzenie włosów (długie, wyraźne, potrojone – 2 x Suzie, 1 x Sara). Brak bliskości, miłości, seksu. „Ja mam swoją pracę, ty masz swoją”, mówi wynajmowana na godziny Suzie, wygląda fenomenalnie, jest (prawie) naga, ale pozostaje przedłużeniem zakraplacza. Seks – jak w XX wieku – symbolizowany przez papieros‐po. Najpierw jednak – brak papierosa, Sara na werandzie odgrywa (jakże długo i wyraźnie) scenkę palenia wyobrażonego papierosa, na prawdziwe palenie czas przyjdzie później, gdy wezwany przez żabkę Joe spełni swoje zadanie. Te (celebrowane, podkreślane) scenki także spełniają swoje zadanie, w uzasadnieniu markowanej psychologii bohaterów i w uzasadnieniu całej konstrukcji owej jednostkowej rewolucji konserwatywnej, wybuchającej morałem w twarz.

Cały ten film jest taki, oparty na dziurawej ontologio‐dystopii i szytej najgrubszym ściegiem emocjonalnej aksjologii braku.

Oczywiście, można (post factum) wspierać chwiejną konstrukcję jakimiś ad hoc dopisywanymi racjonalizacjami. Że, na przykład, to, co o całym looperskim przedsięwzięciu nawija z offu młody Joe, to wiedza z zasłyszenia (albo celowej manipulacji) i „nie wymagajmy od tego jakiejś spójności, nespa”. Koniec końców nie wymagam tego również od scenarzysty‐reżysera, sam przyznawał, że najmniej mu chodziło o hard SF, twierdził, że to film o ludziach i wyborach. Ale i tu zawiódł, bo użył zbyt grubych szwów.

PS Aktorzy, cóż.


DOPISANE Aha, film Niesamowici bracia Bloom tego samego reżysera podobał mi się niesamowicie. No ale nie wymagał specjalnej wiary w przedstawiane.

  1. Jubal’s avatar

    Hm, chyba zupełnie inny film pod tym samym tytułem widziałem parę miesięcy temu.

  2. nameste’s avatar

    @ Jubal:

    Film jest w oku widza.

  3. plu’s avatar

    Film się nie miał czego trzymać. A trzymając się krawiectwa: gdy za duża dziura, żaden grzybek nie pomoże.

    Zastanowiła mnie jedna scena. Gdy młody Joe ma zabić starego siebie, żeby zamknąć pętlę (to także nie ma sensu, nespa), raz nie zabija, a zaraz potem zabija. Nie rozumiem tego podwojenia (owszem, bez tego nie poznalibyśmy dalszych kolei życia starzejącego się Joego) – poza kretyńskim wyjaśnieniem determinacji starego Joego, aby nie zostać zabitym i dokonać sprawiedliwości, zabijając przyszłego dyktatora.

  4. nameste’s avatar

    plu :

    Nie rozumiem tego podwojenia (owszem, bez tego nie poznalibyśmy dalszych kolei życia starzejącego się Joego)

    Tak, to się tłumaczy jedynie narracyjnie (w ramach konstrukcji filmu, w ramach konstrukcji świata przedstawianego nie ma co nawet próbować tłumaczyć, tu [nieuniknione] paradoksy podróży‐w‐czasie pływają tuż pod powierzchnią).

  5. nameste’s avatar

    W dyskusji pod recenzją MRW, do której trackbackuje niniejsza blogonota, większość z blisko 50 komciów rozważa różne zagwozdki logiczno‐pragmatyczne, starając się je rozstrzygnąć na korzyść filmu. Najwyraźniej panuje opinia, że takie korzystne rozstrzygnięcia są możliwe. Mam inne zdanie, a nie chciałbym też, żeby padające wyżej stwierdzenie o „ontologicznej” dziurawości konstrukcji było wzięte za gołosłowne.

    W 2069 (2044+25) stary Joe awansował już w mob hierarchy na poziom broni maszynowej. Rozbija się po Szanghaju jawnobójczo realizując zlecenia szefów. 5 lat później przez nikogo niepokojony żyje sobie spokojnie z żoną poza centrum. Future‐super‐duper‐CSI, przed którym nie sposób ukryć ciała ofiary zabójstwa, nie przekłada się w najmniejszym stopniu na skuteczność organów ścigania. Czego zatem boi się mafia? Że aż ładuje się w wyjątkowo ryzykowny (jakoby; „Time travel in the future is so illegal, that when our employers wanna close our contracts, they’ll also wanna erase any trace”) interes „znikamy naszych wrogów w przeszłości”, narażając się na rozmaite przykre konsekwencje?

    W 2074 pojawia się mob‐ekipa, aby pojmać kompletnie nieprzygotowanego starego Joe (chociaż od 30 lat wiedział nie tylko, co nastąpi, ale i zasadniczo – kiedy). W trybie totalnego odruchu, bez cienia wahania (i strachu o konsekwencje), zastrzeliwują żonę Joe, dając początek motywacji nakręcającej zdarzenia połowy filmu. Nawet jeśli jej ciało zostanie ukryte, to przecież f‑s‐d‐CSI namierzy je nieomylnie i... nic. Nic, czego mafia miałaby się bać; to władze‐obywatele są przerażeni falą mafijnego terorru, o czym donosi ekran z chińskimi napisami nad zlewem żony Joe.

  6. fronesis’s avatar

    @nameste

    Ja się wyłączyłem z dyskusji o tym filmie, jako s‑f mnie nie przekonał, obejrzałem go jak grę z kinem gangsterskim z odgrzanym B. Willisem. Był to po prostu film, bez większych wzruszeń, spełniał rolę odstresowania. Ontologia i logika tego filmu ma sporo dziur, moim zdaniem, szkoda czasu na ich omawianie.

  7. bantus’s avatar

    @fronesis

    Ontologia i logika tego filmu ma sporo dziur, moim zdaniem, szkoda czasu na ich omawianie.

    Kto oczekuje od filmu o podróżach w czasie spójności onto‐logicznej? Przecież to już po drugiej stronie granicy, krok w stronę fantasy, nie da się takich podróży pomyśleć bez sprzeczności. Zostaje szmoc i magia, Looper stoi tam, gdzie SW.

  8. nameste’s avatar

    bantus :

    Kto oczekuje od filmu o podróżach w czasie spójności onto‐logicznej?

    Pewnie ci, którzy zapewniają, że Looper da się uspójnić i „domknąć”.

  9. plu’s avatar

    Może się mylę, ale „12 małp” Gilliama trzymało się kupy i pionu

  10. Tomek Grobelski’s avatar

    Jest jeszcze skromnie poprowadzony Primer (2004).

  11. nameste’s avatar

    @ plu:

    W sprawie 12 małp jest bardzo fajna analiza, dowodząca, że to film (wbrew wszelkim pozorom) o szaleństwie, a nie o podróżach w czasie (wszystko dzieje się w głowie Cole’a), jest też suplement do niej, odpierający najczęstsze zarzuty. Ale jest także kontranaliza, dowodząca tezy przeciwnej, że, a jakże, w filmie faktycznie podróżuje się w czasie itd. Wszystko to znaleźć można tutaj.

    W domenie podróży w czasie – pomijając fundamentalną kwestię paradoksów, z dwoma kanonicznymi rozwiązaniami: jedna linia czasu, ze zmianami rozchodzącymi się jak fala (najlepiej jak dla mnie ten pomysł wyeksploatował Asimov w Końcu wieczności) vs. rozszczepianie rzeczywistości w wiele linii czasu – działa sporo różnorakich „zkciukassanych założeń”. Na przykład zgoła idiotyczne ograniczenie (świat Terminatora), że w czasie może podróżować tylko coś organicznego i żywego, elementy „nieożywione” muszą się hm, otulać żywym.

    W Looperze (gdy da się przez moment wiarę temu dziurawemu światu) przynajmniej podróż w czasie działa tylko w jedną stronę, choć nie wiadomo, czy z powodów pryncypialnych (prawa fizyki), czy innych. I tu jest jedyna przewaga tego filmu nad 12 małpami (w interpretacji SF), gdzie Cole zostaje zassany z powrotem do przyszłości, i to nie jeden raz, bez żadnego udziału technologii w XX‐wiecznym teraz. Choć może być gorzej: w Strażniku czasu przyszły i obecny McComb anihilują się malowniczo bąblując, gdy się zetkną fizycznie (a przecież mógł wybuchnąć cały Wszechświat, haha).

  12. nameste’s avatar

    @ Tomek Grobelski:

    A tego nie widziałem. (Chyba.)

  13. nameste’s avatar

    nameste :

    jedyna przewaga tego filmu

    A nie, przecież w Looperze też działa ta mistyka ciała, że jak się utnie palec młodemu Sethowi, to stary Seth jest zaskoczony, że – ojej – nie ma palca.

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *