A
Stare numery literackich – tołstych – miesięczników czy kwartalników są lekko przerażające. Przyzwoity piszący nie ma biografii, ma tylko bibliografię. Kiedy po latach roztwiera się takiego miesięcznika, to jakby się przecierało kurz na szkle przykrywającym gablotkę z mrożonym czasem. I życiem. Musieli się choć trochę jarać faktem opublikowania, powietrze wpierw gęstniało od mikrozeppelinów niosących mimochodowe zapowiedzi, a potem furczały odniechceniowe wzmianki o przeczytanych; w towarzyskim voodoo kłuto się wykrytymi szpilkami aluzji, które formowały klucze (waham się nad dopowiedzeniem: „balonów”; coś się w każdym razie wzdymało, a coś – klapło).
Myślisz sobie, zwłaszcza gdy znasz choć trochę przyszłe losy & przypadki, że gdyby się stłukło szybę, zamrożony czas zacząłby tajać i kipieć, próbując rozlać się innymi strużkami niż te przeszłe. I zanim się obejrzysz, sam jesteś jak moskit w bursztynie: każda rekonstrukcja prowadzi do błędu rekombinacji i katastrofy.
Lepiej więc patrzeć na te stare teksty jak na automobile parowe: anachroniczne, malownicze, niezdolne do ruchu. Bezpiecznie za szkłem.
B
Temat uchodzenia pary. Ludzie, którzy najpierw piszą, potem piszą coraz mocniej ocierając się o lakonizm, wreszcie milkną. Patrzę na to z drugiego końca (kija). Najprawdopodobniej (dawkinsonian) umiem pisać, ale myśl o spłodzeniu samoistnego tekstu wydaje mi się bezczelna: tyle już ich jest. Zamiast rodzić może lepiej adoptować; więc jakoś usprawiedliwiam swoje recenzje, redakcje, interpretacje, przekłady czy nawet – przykłady. Tak naprawdę jednak nie wiem, jak to jest z tymi milknącymi‐przez‐lakonizm. Teksty odchowane, można zająć się życiem?
C
W numerze drugim „Studium” z 2006 roku znajduję 3 wiersze dla Michela Foucaulta 2 Adama Pluszki, gdzie „3” oznacza liczbę wierszy, a „2” oznacza, że wcześniej były inne 3. (Wreszcie obok pojawiły się także inne trójki zaczepiające Derridę, Deleuze’a czy Bachelarda; widzicie już ten klucz, prawda?) Numer „4” poniżej oznacza „1” w drugiej „3”.
4
Długo jakoby znosiliśmy i po dziś dzień jeszcze
znosimy wiktoriański reżim. Łapię się na innych
myślach, w których, opętany rokiem koguta,
znoszę ten reżim i wątłe odezwy ciałem piszę.
Łopatki jak żagle są moim sztandarem. Mchem
wyznań zapycham dziewicze usta, niech słodyczą
nieprzytomną mącą wzrok i myśli. Niechaj rządzi
geometria wykreślna, przy imieniu stawiać ptaszka,
wszakże to koguta rok. I inne bzdury. Matka wisi
na ramieniu i szepcze, żeby przestać i w którym
miejscu popełniła wychowawcze faux pas. To nie to,
matko, to Miszel Fucko. Łapię się na tym, że gdzie
dłoni nie położę, tam czyjaś noga, pierś czyjaś. Łapię
się na tym, że reżimu nie ma. Tego nie da się znieść.
przypisy:
- fraza kursywą pochodzi oczywiście z Historii seksualności Foucaulta, to znana fraza otwierająca
- koguta rok – koguta lat byłoby nieskończenie wiele, gdyby nie prawie‐pewność, że Słońce w fazie novej zlikwiduje materialną podstawę definicji (aha, czas też się skończy, podobno); tu: 2005
- łopatki jak żagle – por. siła nośna, łopot
- faux pas – dosł. (fr.) fałszywy krok
D
Prawdziwe milczenie zapada, gdy się przestaje czytać.
-
Przyzwoity piszący nie ma biografii, ma tylko bibliografię.
W jaki sposób biografia piszącego ma wpływać na to, co czyta czytający?
Gdyby się np. okazało, że wszystkie powieści Chandlera napisał ukrywający się w Kalifornii Hitler, czy to by jakoś zmieniło interpretację? (imho najwyżej w ten sposób, że krytyka zaczęłaby doszukiwać się błędów rzeczowych i nieprawdopodobieństw („prawdziwy Kalifornijczyk wiedziałby, że...”). -
Hitlera dałem z premedytacją właśnie po to, żeby nastąpiło przeładowanie.
Tak naprawdę piszę trochę o sobie jako czytającym. Właśnie po 30 latach przerwy czytam Heinricha Bölla i nadal nie mam pojęcia, kim był (bo chyba „był”, znaczy się umarł, nie jestem pewien i nie sprawdzam).
Mięszanie nie jest immanentnie (co za wulgarne słowo) nieprzyzwoite, ale jak mają się poglądy i postawy Knuta Hamsuna do czytania Głodu to nie wiem.
Czytanie z kluczem tak, to może być zabawne i cenne, ale raczej (dla mnie) przy źródłach historycznych. Bo w przeciwnym razie ktoś by pomyślał, że Swetoniusz napisał Obiektywną Prawdę o cezarach.
-
@ nameste:
Wcale lub prawie wcale (ja w ogóle niewiele czytam przecież). W dodatku umrzyki sprzed lat ca 50 lub mniej wydają mi się żywe i współczesne.
-
Good point. Na socjologii wbijano mi do łba, że oddzielanie twórcy od tworzywa jest warunkiem koniecznym zachowania rzetelności opisu (ale dotyczyło to twórczości naukowej, zaś główny wbijający uległ syreniemu śpiewowi uścisków tajnych służb). Dla mnie modelem byłby Piotr Wojciechowski. Starsze jego książki są wolne od współczesności, czysta eskapistyczna abstrakcja, zabawa erudycją. Nowsze „Doczekaj nowiu” ma już wyraźnie współczesny twist. Wciąż chylę czoła, bo jest to twist niesamowity, ale wiedząc dziś o poglądach Wojciechowskiego, czytam to inaczej i na ustach wykwita mi kwaśny grymas.
-
Nawet pożyczyłbym i przeczytałbym do tej trzydziestej siódmej, ale nikt prócz mnie w okolicy nie ma takiego perwersyjnego gustu. Może ktoś kiedyś na chomika, bo przecież za to nie zapłacę.
Wysokie pokoje zdają się być częścią spokojnego eskapizmu, ale być może powinienem przyjrzeć się po raz kolejny uważniej. Notka zawsze mile widziana. -
nameste :
Przyzwoity piszący nie ma biografii, ma tylko bibliografię.
W ostatniej Literaturze na Ś (9–10/2012) podano brytyjskich romantyków w pancerzu krytycznym z epoki oraz współczesnym, i ten pancerz to jest
zwykłymagiel jak się okazuje.Tam też mocno emancypacyjny tekst Lipszyca Adama o frankistach, zakończony czymś w rodzaju deklaracji niepodległości i projektem przeprowadzenia Polski z czyśćca państwa narodowego do, no, ponowoczesności państwa jako pola zróżnicowanej tożsamości. I jest to, jak się wydaje, propozycja bardzo inkluzywna, a też w historii Polski plasująca swój historyczny kilwater.
-
Bardzo dziękuję. ii pozdrawiam
-
Była także Nikola, siostra. Jeśli mnie pamięć nie myli, lubili narty. Lubili też Inglisz Translejtora.
-
Nawet zdążyłem zapomnieć, że ii miał _ _, Szczerość więc w żaden sposób nie mogła mnie dotknąć. Przypominam sobie, że kilka osób paznogcie ogryzło sobie do krwi, mędrkując, kimże on i jego siostra mogli być. Wyglądało, jakby mieli wynająć firmę detektywistyczną, tak im to nie dawało spokoju.
-
@Tomek Grobelski:
Aż zerknąłem w tę interpretację. Dziś rozumiem niewiele więcej, no, może promil. Ale widzę za to, że 5 i 6 zmurszały.
-
Aha, żadnych martwych Francuzów
-
Dziękuję
26 comments
comments feed for this article
Trackback link: https://nameste.litglog.org/2012/11/steam/trackback/