harunizm? nie tutaj

Reality‐show polega na tym, że właściciel firmy albo CEO przez tydzień skrywając swoją tożsamość, zatrudnia się na stanowiskach szeregowych pracowników we własnej firmie, z częstotliwością: codziennie inne. Doświadcza na własnej skórze trudów (często fizycznej) pracy, poznaje lokalne uwarunkowania placówek/oddziałów/sub‐branż firmy, zapoznaje się z problemami zatrudnionych itd. Obecność kamery tłumaczona jest jakimś pretekstem (typu: kręcimy dokument o firmie i jej pracownikach albo pracujących w danym zawodzie itp.). Po tygodniu vip wraca do swojego biura, wzywa przed swoje oblicze tych pracowników, którzy ujęli jego Harun‐ar‐Raszydzką osobę, i stosownie nagradza, najlepiej w przebraniu „zmieniam też moją firmę w oparciu o zebrane doświadczenia”.

I tak na przykład kierowniczka kwiaciarni zostaje uhonorowana przez nazwanie nowego typu wiązanki w firmowym katalogu jej imieniem (nie posiada się ze szczęścia), ofiarny hydraulik (z sieci „naprawy & interwencje”), który ma kłopoty z sercem oraz ze spłatą opłat za leczenie (rodzona firma nie zapłaciła mu pieniędzy, które mu się należały; mniejsza o szczegóły) dostaje wyrównanie („sprawdziliśmy, to był nasz błąd”) i domowy trenażer, żeby zdrowiał w ruchu (gdy się o tym dowiaduje, prawie schodzi na zawał z radości), a znowuż lokalny techniczny guru, po którego rady zwraca się 3/4 kolegów i który po 12‐godzinnej szychcie jeszcze własnym sumptem zwozi „trudną młodzież” z okolicy, żeby trenować ich w koszykówce („bo inaczej pójdą na ulicę, przystąpią do gangu” itd.) – nie tylko zostaje regionalnym COO, ale w dodatku firma prezentuje mu 15‐osobowy mikrobus, żeby miał czym sprawnie dowozić podopiecznych na zajęcia prowadzone przez siebie (ciche łzy & zduszony szept „nie wierzę”). Co dostaje bardzo życzliwa i kompetentna pracownica BOK, samotnie wychowująca autystyczne dziecko – każdy zgadnie.

Odcinek kończy spęd załogi (z obdarowanymi w pierwszym rzędzie), śmiech z prezentowanych fragmentów nagrań, na których najlepiej widać ciapowatość i kłopoty vipa zderzonego z prawdziwą robotą, wreszcie jego krótki spicz („od dziś będę uważnie przyglądał się pracownikom i reagował na ich problemy”), oklaski & uściski.

Owszem, dadzą się wyguglać teksty (nawet w prasie) demaskujące typ ściemy prezentowanej przez Undercover Boss. Że infomercial, tak opłacalny dla marketingowego wizerunku firmy, że nawet parokrotnie droższe „prezenty” też by się per saldo zwróciły. Że nie ma nic wspólnego z codzienną praktyką generowania zysków za wszelką cenę. Że w dzisiejszym kapitalizmie mit „firma jak rodzina i jej Dobry Ojciec” to taka sama bajęda, jak ta o dobrym kalifie H. ar‑R. Można się nad tym pastwić bez końca.

A jednak. Linkowana wyżej nota z en‐wikipedii pokazuje rosnący sukces tej infotainmentowej franczyzy. Liczba krajów realizujących i jeszcze większa – przystępujących do realizacji. Nagroda Emmy (po paru nominacjach), słupki oglądalności idące w miliony. Jak to tłumaczyć?

Głód bajki i jakość telewizyjnej roboty.

* * *

Dlatego jestem dziwnie spokojny o losy ewentualnej polskiej wersji. Głód bajki (chyba jednak) przegra z pesymistyczno‐cynicznym nastawieniem tubylców („hehe, CEO Orange poszedł pracować do BOK‑u i kamera sfilmowała kolegów szczerze i życzliwie wprowadzających nowego w tajniki pracy, jasne, już pędzę wierzyć”). A jakby co – szalę z pewnością przechyli jakość telewizyjnej roboty.

O czym upewnia mnie polska wersja innego show o naprawdę międzynarodowej popularności i co więcej dotykającego tematu zasadniczego – konkursu na władcę śmierci, czyli MasterChef.

Wystarczyły mi 3 minuty z Magdą Gessler w roli Gordona Ramsaya. Poziom sztuczności, niekompetencja, pretensjonalność, żena‐nosem – po prostu rozpacz.

W Polsce nawet w sferze polityki harunizm sprawdza się słabo.

  1. Inz.mruwnica’s avatar

    Tymczasem w opakowaniu herbaty znalazłem bilecik wydrukowany czcionką typu Corsiva. Z jednej strony napis „Zapakowałam specjalnie dla Ciebie, Alina” z drugiej „Pakujcie się! Jedziemy do herbacianego ogrodu – tak mówię do saszetek pakowanych do każdego kartonika…”. I naprawdę chciałbym wierzyć, że pani Alina jest postacią fikcyjną stworzoną w marketingu, coś mi jednak mówi, że ich plan był inny: w ramach psychologicznego deputatu niemalże‐pozwolono pracownikom wykonywać dodatkową pracę pakowania osobistego kartonika z osobiście wymyśloną sentencją (oczywiście zatwierdzoną przez marketing). Mnie ma to zbliżyć do szlachetnie spracowanych dłoni pani Aliny (a zatem oddalić od spoconych dłoni prezesa Zdzisława), panią Alinę psychologicznie uwłaszczyć w zakładzie. Bo przecież nie fizycznie.

  2. nameste’s avatar

    Inz.mruwnica :

    niemalże‐pozwolono pracownikom wykonywać dodatkową pracę pakowania osobistego kartonika z osobiście wymyśloną sentencją (oczywiście zatwierdzoną przez marketing)

    A być może wcześniej ogłoszono konkurs na najmilszy bilecik, wtedy psychologiczne uwłaszczenie byłoby w nagrodę.

  3. najder’s avatar

    Pani Magda Gessler jest także strażniczką tradycyjnego porządku i rozkładu dnia.

    „A juz jutro…zawitam na moim ukochanym Slasku…uwielbiam kuchnie slaska.. tutaj kobiety od zawsze gotowaly swoim mezom, bardzo zapracowanym..gotowaly wybitnie...
    mezczyzni ciezko pracowali w kopalniach… po powrocie czekaly na nich zony z zastawionymi stolami… choc czesto bylo biednie...jedzenie zawsze bylo domowe, szczere, proste, pyszne..ubostwiam Slask..”

  4. Inz.mruwnica’s avatar

    Kiedy było biednie czekały z zastawionymi taboretami.

  5. hellk’s avatar

    Nie każdy miał swojego Marca Pierre White, może to i dobrze, nawet jeśli wygląda się przez to mniej prawdziwie.

  6. nameste’s avatar

    @ hellk:

    Wiesz, z paranteli jest znacznie lepsza od Ramsaya, z domu Ikonowiczów, a potem się wżeniła w już istniejącą sieć restauracji. Nieprawdziwie wygląda z zasadniczo innych powodów.

  7. Shigella’s avatar

    Jestes twardy, wydzierzylam jakies 30 sekund pani Gessler i wylaczylam z niesmakiem, a Ramsaya zdarzalo mi sie ogladac.

  8. nameste’s avatar

    @ Shigella:

    Żeby napisać odpowiedzialną blogonotę, musiałem przeprowadzić solidne badanie.

  9. Boni’s avatar

    Zgadzając się z notką w 87,3% i jako że nie dorobiłem się trackbacka, tak tylko zasygnalizuję zdanie lekko odrębne w temacie zakrywania i odkrywania bossów (uwaga – długie, możliwe tl;dr i naiwne oczywistości), czyli o kulturze organizacji i w organizacji

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *