deluzje

Ucieszył mnie ten tekst: Noologia radykalnej bezbożności, dotyczący Logiki sensu Gillesa Deleuze. Jego autor, Jacek Dobrowolski, pisze:

Demaskacja filozofii jako naiwnej moralnej pensjonarki, która zawsze zakłada dobrą wolę myślenia i jego bezwarunkowe zmierzanie do prawdy, stanowi również oczywistą aluzję do jej głębokiej pobożności (wszystkie te moralne charakterystyki myślenia odsyłają wszak ostatecznie do idei myśli jako tego, co boskie, rozumu, który jest właśnie tym, co człowieka czyni podobnym Bogu) i ukazuje drogę na terra incognita myślenia kierującego się złą wolą, niezainteresowanego ostateczną prawdą i bazującego na rozpadzie podmiotowości; myślenia czerpiącego ze źródeł schizoidalnej inwencji, błądzącego w regionach nierozpoznawalnego i nieprzedstawialnego, które w meandrycznych woltach postępuje ku przewrotnym i ekstatycznym odkryciom oraz konstruktywnym demoralizacjom zdrowego rozsądku jako komunału. Jest to zarazem droga radykalnej ateologii i krytyki pobożnego rozumu, za której podstawową stawkę można uznać emancypację myślenia od teomorficznej struktury, tej, która z każdego myśliciela czyni już na wstępie kogoś naśladującego Boga, kogoś, kto zajmuje jego miejsce w porządku wytwarzania (ach ten wiecznie żywy komunał o artyście, myślicielu, odkrywcy jako kimś podobnym do Boga!) i w związku z tym zdolny jest jedynie do odtwarzania boskiego porządku, rekonstytuowania odwiecznych pryncypiów i konserwowania zabytków, monumentów tradycji, w której ramach, wiadomo, wszystko jest tylko komentarzem do Platona.

Ucieszył, ożywił. I to właściwie jedyny mój komentarz. Bo, po pierwsze, kogo to obchodzi, a po drugie: kruchy czas.

Tę samą książkę przedstawia inny tekst, robi to jakby od zewnątrz (ten wyżej: od wewnątrz), posługując się gdzie indziej poczynionymi zwierzeniami Deleuze’a:

Należę do pokolenia, jednego z ostatnich pokoleń, które zamęczono na śmierć historią filozofii. Historia filozofii pełni w obrębie myśli funkcję jawnie represyjną: [...] „Nie ośmielisz się przecież wypowiadać we własnym imieniu, skoro nie czytałeś tego czy tamtego, tego o tamtym, tamtego o tym”. [tu i wyżej wytłuszczenia moje – n.]

Tak! To również kaganiec na każdego amatora, hopsającego po tych Wysokich Polach bez papiera z urzędowo potwierdzonym cenzusem (ech, ta arogancja licencjonowanych...).

Logikę sensu wydano po polsku z czterdziestoletnim opóźnieniem, po niej pan G.D. odpłynął w inne rejony, powiększając zakres różnorodności sposobów możliwego deprecjonowania tych bełkotliwych Francuzów. Ja jednak nie mam żadnych zobowiązań, więc wolno mi cieszyć się i ożywiać w spotkaniu z myślami zawartymi w powyższych cytatach i w linkowanych tekstach. Już to mówiłem, ale powtórzę: czterdzieści lat temu knuli i nadal knują: i dobrze.

Termin deluzja ma już ustalone znaczenie (w psychologii), nabiera jednak nowego smaku, gdy się go wrzuci w kontekst „radykalnej bezbożności” w myśleniu. Aż wstyd wpadać w tak trywialne i dowodzące prymitywizmu skojarzenia. Żaden.

  1. bantus’s avatar

    Niezupełnie, ale trochę w temacie: http://www.salon.com/2012/08/08/why_does_the_left_wing_ignore_atheists/ – o konsekwencjach używania (para)religijnego języka przez lewicę.

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *