Bereza

Śmierć Henryka Berezy przeszła mimo mnie, bo, jak sobie teraz z wolna i cząstkowo uświadamiam, nie bardzo w nią uwierzyłem. Jakoś przyzwyczaiłem się, i nawet nie pamiętam od kiedy, tak się to przeświadczenie niepostrzeżenie zalęgło i rosło razem ze mną, ta pewność, że gdzieś obok istnieje Berezy udzielne księstwo języka, czytania i pisania, ze swoim najtrzeźwiejszym z szalonych władców, i istnieć będzie jak proza czy poezja. Wydawało się wieczne.

Zwłaszcza że Bereza nie starzał się, bez wysiłku zachowywał zdolność do ciekawości, entuzjazmu i wdupiemania kompromisów, te właśnie wyróżniki, które w zgadywaniu, ile kto ma lat, prowadzą do jednoznacznego choć kontrfaktycznego wyniku. (Niezależnie od wieku pozostawał też niesłychanie przystojnym facetem.)

Są tu całkiem blisko ludzie, których wiedza o Berezie, faktograficzna, literacka i personalna, jest znacznie rozleglejsza od mojej. Sporo już zrobiono, wiele do zrobienia pozostało. Do poczytania.

Niniejsza blogonota jest po prostu osobistą notatką. Zacytuję sobie (sobie, żeby nie uciekło).

Prawdziwi artyści boją się trywialności jak ognia. Wzorem takiego artysty jest na przykład Witold Gombrowicz, jego nieustanna walka o własną formę polega na wymijaniu lub artystycznej neutralizacji trywialności. Vladimir Nabokov do tego stopnia nie boi się trywialności, że może nawet nie wie, czym ona grozi, najprawdopodobniej sądzi, że przed posądzeniem o trywialność broni go kultura, czyli w jego przypadku erudycja. Erudycyjność oznacza u Nabokova czystą dekoracyjność, erudycja nie jest u niego jak u Borgesa tworzywem sztuki.

[...] „W „Lolicie” parodii jest znacznie mniej, niż sądzi Stiller, narracja Nabokova nie jest parodystyczna, jest klasycznie – można by powiedzieć – grafomańska.

[...] czytanie „arcydzieła” Nabokova jest działaniem estetycznie i intelektualnie hańbiącym, mimo wszystko jestem zadowolony, że mi się wyjaśniła sprawa tego autora.

Dzięki Berezie zaczynam rozumieć, czemu z ludźmi, dla których literatura zaczyna się i kończy na Nabokovie, nie mam żadnego punktu porozumienia.

Ale przedmiotem mojej cichej (od lat naprawdę wielu) admiracji nie są te czy inne sądy Berezy w konkretnych sprawach literackich lub okołoliterackich. Przedmiotem mojej admiracji jest zdanie Berezy, zdanie w sensie gramatycznym, Bereza zdanie odświeżył, u Berezy zdanie wybija się na niepodległość.

Gdy się ogląda Czytane w maszynopisie czy Wypiski, od razu dostrzega się – po samej postaci – odmienność tej prozy. Tam, gdzie inni piszą akapit, Bereza pisze pojedyncze zdanie. (Które typowy przedstawiciel marabuciej kasty biurokratycznych redaktorów-„naprawiaczy” natychmiast i z sadystyczną radością rozbiłby na wiele zdań, dopisując przy tym jakąś słowną watę, żeby całkiem zatrzeć rytm zwięzłości i upodobnić to pisanie do swoich żałosnych norm.)

W swoim zdanio‐akapicie Bereza osiąga jedność składni i semantyki, u Berezy zdanie jest całostką myśli, a myśl musi dotoczyć się do końca, zanim zażąda kropki‐konkluzji. (Tak, trochę go tu podrabiam. Nieudolnie.)

Myśli, które jeszcze nie do końca skrystalizowały, kończył Bereza równie charakterystycznym dla siebie myślnikiem (pokazując przy tym, nagle wydaje mi się to zabawne, jedność nazwy i funkcji tego znaku interpunkcyjnego).

Ja też tak skończę tutaj —

  1. najder’s avatar

    ale nie sądzisz, że on, Bereza, jednak przegrał? czy aby nie było tak, że ta apodyktyczność i totalność jego sądów była obliczona tylko na efekt? efekciarska po prostu. i że jego rozpoznania i hierarchie były mocno nietrafione? właściwie kompletnie obok.

  2. nameste’s avatar

    @ najder:

    Przegrał w tym sensie, w jakim (koniec końców i niestety) wygrał „rynek”, sam zresztą chętnie cytował osąd, że on, Bereza, nie jest głuchy na literaturę, ale na rynek – owszem, totalnie. Kiedy po ’89 różne rzeczy zaczęły się rozprężać spod hm, ciśnienia, zaczęto (z klucza „wreszcie wolno”) zajadle atakować m.in. i Iwaszkiewicza, i Berezę (obu za trochę inne rzeczy, choć z tego właśnie klucza). A potem zaczęło się to z wolna odwracać, i na dziś, lata później, byłbym daleki od ogłaszania zwycięzców w tym (hm) meczu, może i sam mecz jako strychulec już się zdezaktualizował.

    Z drugiej strony, był Bereza świadkiem epoki (chodzi o świadectwo uczestniczące ^) i był wierny sobie (incl. świry, idiosynkrazje itd.). Gdy się jednak sięgnie do jego książek , tych w zwykłym sensie krytyczno‐literackich, widać trud uzasadniania odwołujący się do konkretu. Choć to także prawda, że Konkretem Ostatecznym był on sam, osoba Henryka B. Tak czy inaczej, jeden z zarzutów (efekciarstwo) jakoś do mnie nie trafia.

    Inne można skonfrontować z sensem bereziej mrówczości. Czy przymierzał się do roli „kanono‐twórczej”? (Jak to ma – odruchowo – w zwyczaju „szkoła krakowska”.) Raczej nie; odnotowywał hic et nunc, tam‐i‐wtedy, a to, że wielu spośród jego niegdysiejszych faworytów mamy za (trwale) „przegranych”, może też wynikać z poddania się obiegowej ocenie hm, rynkowej, która, zaprawdę‐powiadam‐ci (choć sam to dobrze wiesz), bywa jakże miałka.

    No i taki argument: język. Człowiek sam tak posługujący się językiem (nie tylko w tych rolach/aspektach, co to je w nocie wymieniam, także w [notowanej i zredagowanej, inna rzecz] rozmowie paszczą (link w blogonocie), ma prawo być traktowany jako poważny oceniacz języka (czy szerzej, literatury) innych.

    Miał swój weredyczny i sobiepański styl, był, bez dwóch zdań, Kimś.

  3. najder’s avatar

    @ nameste

    nameste, uważasz, że tylko i wyłącznie rynek odciął czytelników od takich rzeczy jak Słyk, Łuczeńczyk, Siejak, Ubertowski, Przywara, Drzeżdżon czy Bitner? można w Polsce wydawać, komentować i nagradzać Masłowską, Keff, Podgórnik, a nie da rady nikogo z namaszczonych przez Berezę rewolucjonistów? ejże, to chyba za łatwe.

    byłem przez lata wiernym czytelnikiem „Twórczości” i Henryka. podchodziłem z otwartym sercem i umysłem do jego typów, ale nie dałem rady. może to moja wina, jestem za głupi etc. mimo jednak najszczerszych chęci nie byłem w stanie zgodzić się z Nim, że Bitner to interesujący pisarz, Paweł Przywara miażdży a Krystyna Sakowicz jest przedobra. jak można z jednej strony unicestwiać takiego Nabokova „grafomanem”, a z drugiej cmokać nad Markiem Hłasko czy Stachurą? hm.

    piszesz, że był głuchy na rynek i wierny sobie, swojej artystycznej skali. zgoda. ale czy triumf Berezy w przestrzeni wydawniczej, jego gustu i proponowanych przez niego hierarchi nie doprowadziłby do tego, co jest obecnie w poezji (polskiej)? mikroskopijne nakłady, puste sale na spotkaniach, literatura tak wyrafinowana, że zajmuje się nią kilkunastu krytyków i doktorantow polonistyki, hermetyczność, która wyklucza z grona wtajemniczonych i godnych „zwykłego” czytelnika?

  4. nameste’s avatar

    najder :

    uważasz, że tylko i wyłącznie rynek odciął czytelników od takich rzeczy jak Słyk, Łuczeńczyk, Siejak, Ubertowski, Przywara, Drzeżdżon czy Bitner? można w Polsce wydawać, komentować i nagradzać Masłowską, Keff, Podgórnik, a nie da rady nikogo z namaszczonych przez Berezę rewolucjonistów? ejże, to chyba za łatwe.

    Nie no, za łatwe to jest takie zestawienie :) Trzeba by sięgnąć w kurz historii i powyciągać Berezie tych, za którymi (ich twórczością) się opowiadał, a którzy sukces (w każdym sensie) odnieśli, nie był to (nie jest) zbiór pusty. I drugą ręką dopytać się, czemu żadnej poważnej nagrody nie może dochrapać się np. Pasewicz, autor (znowu wejdę w buty Berezy ^) klasy światowej.

    Pewnie, że to bardziej skomplikowane.

    mimo jednak najszczerszych chęci nie byłem w stanie zgodzić się z Nim, że Bitner to interesujący pisarz, Paweł Przywara miażdży a Krystyna Sakowicz jest przedobra. jak można z jednej strony unicestwiać takiego Nabokova „grafomanem”, a z drugiej cmokać nad Markiem Hłasko czy Stachurą? hm.

    Tu mam dwie odpowiedzi. Po pierwsze, i Hłasko, i Stachura odnieśli sukces (po polsku). Po drugie, lokalne vs. globalne (nie tylko, jak w zdaniu poprzednim, odn. przestrzeni, ale i czasu). Zestawienia mogą być różne, również wśród znanych (i uznanych) nazwisk jedne zczambułujesz, a do drugich jakąś miętę (btw, wolisz Houellebecqa czy Fabera? – niewinne pytanko).

    Tu się zwierzę. Bo sam do prozy polskiej stosuję miarkę lokalną, biorąc poprawkę na polskość, nie wpuszczam jej na ten sam tor, na którym ściga się cały świat. Czemu? Trudno to krótko wytłumaczyć. A znowuż przy poezji nie mam takiego odruchu, traktuję ich wszystkich na równi, choć, z drugiej strony, prozę światową znam znacznie szerzej i lepiej niż światową, tj. niepolską poezję.

    A właśnie, ostatni akapit ws. hermetycznej i nieczytanej poezji. Myślę, że w ogóle literatura ambitniejsza (tzn. taka, która nie ma bezpośrednio epickiego wymiaru oddanego funkcji ludycznej; albo taka, która nie jest naznaczona rynkową nagrodą, typu zdobywczyni Najków) jest słabo czytana, w ogóle słabo jest dziś czytane. Wydaje mi się natomiast, że akurat poezja zyskała znacznie szerszy niż kiedykolwiek krąg czytelników. Przez internet. Pytanie tylko, czy mówimy o 7%, o 7% z 7%, czy jeszcze węższym ułamku.

  5. najder’s avatar

    @ nameste

    Ale czy Myśliwski, Rudnicki (Janusz) czy Widemann nie poradziliby sobie ze swoim talentem bez Berezy? Sądzę, że by sobie poradzili. Wymieniłem te a nie inne nazwiska, bo to jest ta plejada, o którą Bereza walczył, którą podsuwał i namaszczał. I co? i nic. Głucho.

    Co do poezji, to ja kompletnie nie podzielam Twojego entuzjazmu. Przecież uznani polscy poeci (i uznane polskie poetki) raczej gardzą siecią, aktywnościa sieciową, aniżeli upatrują w niej zbawienia. Czy odnotowujesz jakajkolwiek działalność sieciową (własna strona, wrzucanie wierszy, rozmowy z czytelnikami) Świetlickiego, Dyckiego, Sosnowskiego, Zadury, Podgórnik, Bargielskiej czy innych? Jest Pan Jacek, Nieszuflada i BL czy Literackie.pl, gdzie nie można komciować. I są spotkania autorskie, na których naburmuszony wieszcz toczy znudzono‐wkurwionym wzrokiem po pustawej sali. I dwa wydawnictwa w Polsce (trzy?), które płacą autorowi za wydanie jego książki.

  6. nameste’s avatar

    @ najder:

    Zaraz tam entuzjazmu. Szło mi o to, że kto chce, ten dotrze, mimo naparstkowych nakładów i ogólnej (papierowej) niszowości. Może też czas, w którym autorowie (autorki) jeszcze się sieciowo udzielali (choć głównie w sosie własnym) przemija, przeminął. (Może my tu w ogóle stukamy się literatkami już tylko przycmentarnie. Ale zaraz myślę, że jeszcze nie, jeszcze nie pora.)

  7. vivian’s avatar

    Rozumiem konwencję mowy pogrzebowej, ale już przypierdalanie się do zamożniejszych krewnych na stypie to zły obyczaj. Nabokov rzeczywiście nie musiał bać się trywialności, natomiast pisarza i krytyka mniej odpornego na uroki trywialności i grafomanii niż „niezwykle przystojny facet” – ze świecą szukać, że tak przaśnie, po berezowsku zakończę.

  8. nameste’s avatar

    @ vivian:

    Pogrzeb był już jakiś czas temu. Stypy też szukaj gdzie indziej. Słowem, etam.

  9. Marceli Szpak’s avatar

    najder :

    I co? i nic. Głucho

    Cichy głos broniący Drzedżona.
    (i trochę głośniejszy po prześledzeniu listy faworytów pana B, – pfffff).

  10. nameste’s avatar

    Marceli Szpak :

    po prześledzeniu listy faworytów

    To raczej (od lat) dyżurna lista do‐bicia‐za. Co oczywiście nie zdejmuje odpowiedzialności z krytyka.

  11. Marceli Szpak’s avatar

    Uh, poczytałem sobie właśnie do kawki trzy losowe wywiady z panem B. Już wiem, czemu przez całe studia grono wykładowców od lit.pol wpadało w hejtspicze wspominając o.

  12. nameste’s avatar

    Czemu? Rozwiniesz?

  13. Marceli Szpak’s avatar

    Tak na szybko, z tego co przeczytałem: dość mocna apodyktyczność (w jednym chwali Bernharda, ale mówi, że nie mógłby być taki, choć właściwie wygląda, że był dokładnie właśnie taki); idące za tym delikatne, ale wyraźne przekonanie o własnej nieomylności, co do literatury i jakaś taka (z braku lepszego słowa) ‘papieskość’ (Janion ma to samo, tylko bardziej). Znaczy może być też tak, że to wywiadowcy go ustawiają w tej pozycji, bo wszyscy są na klęczkach.

    Wyraźna niechęć ze strony tych, co mnie uczyli, może też być z tego, że to w większości dość młoda ekipa była – wyuczona przez strukturalistów i post‐strukturalistów, zakochana wtedy we wszystkich francuskich teoriach, nastawiona na nowe! dziwne! hermetyczne!

  14. nameste’s avatar

    No tak, brzmi to, hm, adekwatnie. Naszła mnie też refleksja generalna: „entuzjaści” mają przerąbane, znacznie łatwiej się czepnąć, hejtnąć, nosem‐kręcić, refleksja tak generalna, że już całkiem oderwana od B.

  15. najder’s avatar

    @ nameste

    No ale to nie jest żadna „dyżurna lista”, tylko kilka z kilkunastu nazwisk, które On przez kilkadziesiąt lat namaszczał, promował i wymieniał jako wybitne. Można jeszcze dodać Sakowicz, Bukowskiego, Strumyka i innych. Ale po co? Za to chętnie przeczytam Twoją listę. Możesz wymienić tych autorów, ktorych Bereza odkrył, a którzy dzieki temu odkryciu odniesli sukces i są do dziś czytani, wydawani, komentowani i nagradzani? Ale prosze bez ułatwień w rodzaju Myśliwskiego czy Rudnickiego, bo przecież obaj by sobie bez Jego wsparcia i tak świetnie poradzili.

  16. nameste’s avatar

    @ najder:

    Czyli z założenia „porażki” ma brać na wyłącznie swoją klatę, a „sukcesy” przeciwnie, już mu się nie należą, bo „sami by sobie poradzili”. Chyba żeby nie; nie da się sprawdzić. Taki Rudnicki całymi latami był wyłącznie „Twórczościowym” autorem nim się wydrukował i dostał Piętaka, a znowuż pamiętam pozytywne recenzje Bitnera nie tylko autorstwa Berezy.

  17. Marceli Szpak’s avatar

    nameste :

    znacznie łatwiej się czepnąć, hejtnąć, nosem‐kręcić, refleksja tak generalna,

    nawet nie tyle łatwiej, co większe z tego ego‐korzyści.

  18. Tomek Grobelski’s avatar

    Ciekawa nota. Kiedy przychodzi do „zdania Berezy”, nawet odsłaniająca (mówie za siebie).

    Bereza jako czytelnik i „promotor” dźwigał tak ogromny garb idiosynkrazji, że o sukcesie na jakimkolwiek rynku, nawet na tak peryferyjnym literackim rynku jak polski, szkoda chyba gadać. Sukces, rynek i pozycję to jeden Lem miał, a co sobie Bereza myślał o Lemie, to sobie pomyślał i nawet napisał, a Lemowi to nie zaszkodziło. To samo z innymi (Nabokov et al.).

    Z Berezy ważny jest Buczkowski, przepisywany przez Sosnowskiego, Grzebalskiego i pewnie jeszcze innych „prawdziwych poetów” (tych internetowych też).

    No i Mieczysław Piotrowski, którego prozę uważało kiedyś trzech ludzi: Barańczak, Bereza i chyba najbardziej oddany Falkiewicz, teraz noszony przez Wiedemanna ze skutkiem sami wiecie jakim.

  19. nameste’s avatar

    @ Tomek Grobelski:

    Ta uwaga o Lemie. Z kręgów zbliżonych do „Twórczości” pochodzi opinia (sprzed ćwierćwiecza), że literatura polska ma tylko dwa zjawiska oryginalne na skalę światową: Lema i Parnickiego. Wszyscy inni wybitni pisarzowie mają swoje odpowiedniki innojęzyczne podobnej lub i lepszej klasy. Lema ten osąd honorował za „objętość” dzieła (rozległość, różnorodność, a przy tym – głębię myślową [np. Głos Pana]), Parnickiego za konsekwencję fedrowania i poszerzania odrębnego podgatunku. Nadziałem się na zdanie, że Bereza Parnickiego cenił i promował, ale się nim znudził (jako zbyt wymagającym w absorbowaniu uwagi).

    Krytyczno‐literackie fachury dziesięcioleciami nie traktowały poważnie Lema, a teoretyczno‐literackie fachury (jak wykładowcy Marcela powyżej) wymieniały się małpimi minami na Lemowe próby tworzenia przyczółka na ich terytorium (Filozofia przypadku). Nie wiem, czy ktoś się dziś przejmuje Parnickim lub sądami o Parnickim.

    Żywotność opinii dyskredytujących, ich pokrętne drogi.

  20. Tomek Grobelski’s avatar

    nameste :

    Żywotność opinii dyskredytujących, ich pokrętne drogi.

    Tak. Np. samo to, że nie mam pod ręką bierek żeby zagrać z tobą w tego Parnickiego, którego nie czytałem, nawet zapośredniczonego.

    (Poezja w internecie: nie wiem, ale od jakiegoś czasu Krzysztof Śliwka walczy tam z Boltzmannem, używa starych znajomych, i może warto o tym wiedzieć.)

    http://opt-art.net/helikopter/

  21. nameste’s avatar

    @ Tomek Grobelski:

    Dzięki za link, całkiem dla mnie nowy.

  22. Boni’s avatar

    nameste :

    Nie wiem, czy ktoś się dziś przejmuje Parnickim

    Np. ja.

    lub sądami o Parnickim.

    Np. ja nie.

  23. Boni’s avatar

    Oczywiście zjadło drugie cytowanie – niespecjalnie przejmuję się opiniami o Parnickim.

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *