incepcja

[...] przyśniło mu się, że jego stryj, Cenander, zakradł się do stolicy, korzystając z ciemności, okryty czarną opończą, i krąży ulicami w poszukiwaniu popleczników, aby zawiązać ohydny spisek. Z piwnic wyłaziły szeregi zamaskowanych, a było ich tylu i taką przejawiali żądzę królobójstwa, że Murdas zadrżał i przebudził się z wielkiego strachu. [...] Gdy jednak po całodziennym mozole znów ułożył się na spoczynek, ledwo zadrzemawszy, ujrzał królobójczy spisek w pełnym rozkwicie. A doszło do tego tak: kiedy Murdas przebudził się ze spiskującego snu, uczynił to niecały; śródmieście [król bowiem rozbudował swoje elektroniczne jestestwo na całe miasto, by „ukryć się wszędzie” przed zamachem na fizyczną osobę robocią – przyp. n.], w którym ulągł się ów antypaństwowy sen, wcale się nie ocknęło, lecz nadal spoczywało w jego koszmarnych uściskach, a tylko król na jawie nic o tym nie wiedział.

Lem, poza cytowaną wyżej Bajką o królu Murdasie (1964), ponownie „wymyślił” IncepcjęBajce o trzech maszynach opowiadających króla Genialona (1965), w opowieści o królu Rozporyku z Gwintanów i Chytrianie Cybernerze, który zbudował maszyny do śnienia dla króla, a ten, umknąwszy pomniejszych pułapek w snach poniekąd fabularnych, wreszcie został na zawsze uwięziony we śnie „Mona Liza”, polegającym na tym, że król podłącza się do śniącej szafy i śni mu się, że... podłącza się do śniącej szafy, i...

* * *

Incepcję łyknąłem z zaskoczenia: wczoraj 5 minut po północy pojawiła się jako nieujawniona wcześniej z tytułu „noworoczna niespodzianka” w HBO. Po ponad pięciu kwartałach zdążyłem zapomnieć, że był taki film i że budził tak gorące spory, ale dość szybko zorientowałem się, co oglądam. Po projekcji film nie śnił mi się, co można potraktować jako zapowiedź tego, że teraz, rano, nie odczuwam żadnej potrzeby choćby wyobrażonego podłączenia się do wspomnianych żywych dyskusji (które wówczas oczywiście omijałem).

Owszem, wrażenie robiła scenografia (mówiąc umownie), a zwłaszcza pierwsza scena instruktażu Ariadne (kawiarniany stolik i miriady kawałków, na które malowniczo rozpryskuje się rzeczywistość), owszem, suspens trzymał, choć nie w stopniu maksymalnym (czyli „zapominamy zamknąć paszczę”). Starałem się, niejednokrotnie zbesztany za niewyłączanie modułów analizy podczas oglądania filmów, przeżywać, smakować, dawać wiarę, poddawać się nolanowskiej logice. I zapewne udało mi się to w stopniu wystarczającym, by – właśnie – oddalić jako niezbyt istotne niegdysiejsze (cudze) pytania, typu „ej, a dlaczego tylko raz postać we śnie robi pstryk! i znikąd pojawia się wyrzutnia rakiet zamiast przewidzianego w scenariuszu snu karabinu maszynowego”.

* * *

Ta kwestia czy dotłumaczenie senno‐fizycznej mechaniki kicku są drugorzędne. Dla mnie na pierwszym planie jest podstawowe założenie: że – za pomocą magii ucieleśnionej w box z guzikiem i odpowiednią liczbę przewodów – można sny dzielić. I to tak, że mają swojego „śniącego‐prowadzącego”, który, choć nieświadomy (Cobb: specjalnie nieświadomy) zaprojektowanych szczegółów sennego dziania się, jednak w jakimś sensie decyduje (po reżysersku) o zakresie ról pozostałych współśniących. Choć nie ma kontroli ani nad własną podświadomością, ani nad cudzymi – a wszystkie one plotą się w liniową [zasadniczo ciągłą] fabułę. I wszyscy śniący (poza „inceptowanym”) zachowują własną świadomość, tę warstwę, która niezależnie od poziomu głębi snu, wie, że to (tylko/aż) sen.

Odpowiedź na te podstawowe wątpliwości jest trywialna. Tylko tak, domniemujemy, sen może być śniony wspólnie. Chociaż dzielona jest wyłącznie, hm, fabuła snu, bo przecież nie punkty widzenia (odrębne), ani sprawczość (rozdelegowana wg specjalności), ani podświadomości (które są czymś w rodzaju generatorów sub‐fabuł, doskonale liniowych i doskonale logicznych).

* * *

I tak oto dotarliśmy do sedna (mojej) niewiary i (mojego) braku zainteresowania dla tego filmu jako epistemologiczno‐cyberpunkowej propozycji do rozważenia. W tym sednie siedzi podświadomość jako taka sama (co do istoty) świadomość, tylko poza (sprawczą) kontrolą jej „nosiciela”. Liniowa, logiczna, dekonstruowalna ze względu na emocje i motywy. Coś zupełnie jak z amerykańskiego podręcznika „internetowego kursu psychoanalizy I stopnia”. I mimo całego sztafażu skomplikowanych mechanizmów, głębokich konieczności (narkoza, ucho wewnętrzne, synchronizacja) itd. nie wykracza Incepcja – co do koncepcji – poza bajkowy poziom historii Lema.

  1. sheik.yerbouti’s avatar

    Zapewne dlatego Incepcja, zrobiwszy początkowo wielkie PLUSK, zrobiła następnie małe ‘plum’ i mało kto już dziś o niej pamięta, wyjąwszy może scenograficzne orgie takie jak bójka w windzie czy humvee na gąsienicach (w zasadzie cała zimowo‐alpejska scena).

  2. nameste’s avatar

    @ sheik.yerbouti:

    Winda tak, sceny zimowe są trochę jak kalka z Bondów.

  3. mrw’s avatar

    i mało kto już dziś o niej pamięta

    Ja pamiętam!

    sceny zimowe są trochę jak kalka z Bondów.

    Nie trochę, to zamierzony chomaż.

  4. nameste’s avatar

    mrw :

    trochę

    Trochę, bo wszystko za łatwo idzie. To znaczy w Bondach też (po owocach) łatwo idzie, ale musi się on wykazać zręcznością małpy, gadżeciarnią, jakąś wartością dodaną.

  5. mrw’s avatar

    Trochę, bo wszystko za łatwo idzie.

    Whoa, na poziomie śniegowym coś poszło za łatwo? Nie sądzę.

  6. sheik.yerbouti’s avatar

    nameste :

    Trochę, bo wszystko za łatwo idzie

    Tylko w sensie że koniec końców się udaje. Ale jakieś 95% filmów tak ma, bohater przezwycięża trudności (a z sensacji to nawet 99.9% i to jest b. męczące). Jak zauważył MRW, w śniegu było trudno, nawet dość przekonująco to pokazali.

    I pomyśleć, ile ten film by zyskał po wyrzuceniu wątku, ekhem, miłosno‐małżeńskiego.

  7. fabulitas’s avatar

    @ sheik.yerbouti:

    E, ale tak czy siak musiałby być jakiś inny psychologiczny cyngiel, który by uruchamiał spektakularne katastrofy. Natomiast nie zmartwiłoby mnie, gdyby Incepcja wypadła z kategorii „Filmy, które marnują talent Marion Cotillard”.

  8. ramone.alcin’s avatar

    Dla mnie glownym brakiem „Incepcji” bylo to, ze przez caly czas mialem wrazenie, ze te wszystkie bijatyki, poscigi itd. sa tylko na niby. No bo oni przeciez tak naprawde sobie smacznie spia. Rezyserowi nie udalo sie we mnie wzbudzic poczucia, ze zagrozenie bohaterow jest realne. Historyjka o narkotyku ktory zrobi z Ciebie warzywko jak sie obudzisz nie w tej kolejnosci co trzeba robi wrazenie dorobionej na koncu, zeby jakos uzasadnic sensownosc tej orgii efektow specjalnych.

    W dodatku w scenariuszu sa glupie luki, jak np. to ze jednym telefonem mozna komus zalatwic usuniecie statusu podejrzanego o morderstwo, albo ze przedmiot tytulowej incepcji nie widzi nic dziwnego w tym, ze jego glowny konkurent wykupuje nagle linie lotnicza ktora mlody dziedzic fortuny leci na pogrzeb ojca. No i w koncu – pewnie MRW zaraz odpowie mi, ze nieprawda i wszystko jest absolutnie klarowne – w ogole nie jest jasne, kiedy smierc we snie jest niebezpieczna, a kiedy nie, i jak sie wychodzi z limbo.

  9. mrw’s avatar

    Dla mnie glownym brakiem „Incepcji” bylo to, ze przez caly czas mialem wrazenie, ze te wszystkie bijatyki, poscigi itd. sa tylko na niby. No bo oni przeciez tak naprawde sobie smacznie spia

    No to co, że na niby, rezultaty były całkiem realne, co było widać po spartolonej pierwszej akcji.

    W dodatku w scenariuszu sa glupie luki, jak np. to ze jednym telefonem mozna komus zalatwic usuniecie statusu podejrzanego o morderstwo,

    Jednym telefonem np. uruchamiającym maszynerię korupcji? Ten koleś był naprawdę ustawiony.

    albo ze przedmiot tytulowej incepcji nie widzi nic dziwnego w tym, ze jego glowny konkurent wykupuje nagle linie lotnicza ktora mlody dziedzic fortuny leci na pogrzeb ojca

    Przez siatkę dummy‐firm, nie do wyśledzenia?

    No i w koncu — pewnie MRW zaraz odpowie mi, ze nieprawda i wszystko jest absolutnie klarowne — w ogole nie jest jasne, kiedy smierc we snie jest niebezpieczna, a kiedy nie, i jak sie wychodzi z limbo.

    Przecież było to absolutnie klarowne – normalnie po śmierci budzisz się od razu. Problem był tylko w akcji w samolocie, na tym głębokim dragu.

  10. sheik.yerbouti’s avatar

    mrw :

    Przez siatkę dummy‐firm, nie do wyśledzenia?

    Ekhem, powiedzmy, że cała historia z linią lotniczą była potrzebna do rzucenia efektownego onelinera, i tyle. Linii lotniczych (innych niż Somalia Airlines, którymi bogacze pierwszego świata raczej nie latają) nie kupuje się z dnia na dzień, tym bardziej anonimowo.

  11. sheik.yerbouti’s avatar

    Hmmm, a co to za moderacja? Czym się naraziłem ja, dziecię niewinne?

  12. nameste’s avatar

    sheik.yerbouti :

    co to za moderacja

    Pojęcia nie mam, nadwrażliwość na „anonimowo” mejbi. Przepraszamy.

  13. sheik.yerbouti’s avatar

    nameste :

    Pojęcia nie mam, nadwrażliwość na „anonimowo”

    Ja bym raczej podejrzewał Somalię ^^

  14. ramone.alcin’s avatar

    mrw :

    Jednym telefonem np. uruchamiającym maszynerię korupcji?

    Ach, skoro wierzysz w to, to uwierzysz we wszystko inne w tym filmie.

  15. fabulitas’s avatar

    ramone.alcin :

    Ach, skoro wierzysz w to, to uwierzysz we wszystko inne w tym filmie.

    Nie pamiętam, co tam było dokładnie mówione przez ten telefon, ale przecież cała rzecz mogła być wcześniej przygotowana, nie?

    Oraz: w zasadzie czemu miałaby być w tym momencie filmu potrzebna jakakolwiek wiarygodność?

  16. nameste’s avatar

    fabulitas :

    Nie pamiętam, co tam było dokładnie mówione przez ten telefon

    Widz widzi tylko fakt początku rozmowy.

  17. ramone.alcin’s avatar

    fabulitas :

    Nie pamiętam, co tam było dokładnie mówione przez ten telefon, ale przecież cała rzecz mogła być wcześniej przygotowana, nie?

    A potem jednym kliknieciem myszki wszystko jest natychmiastowo wymazane z systemow? Ja tego nie kupuje, jak rowniez nie kupuje tego, ze Di Caprio uwierzyl w realnosc takiej oferty. Chyba ze to wszystko sen i niczego w tym filmie nie mozna brac na serio...

    Oraz: w zasadzie czemu miałaby być w tym momencie filmu potrzebna jakakolwiek wiarygodność?

    Film ktorego wiekszosc akcji dzieje sie w czasie snu potrzebuje wiarygodnosci jak Grecja eurasow.

  18. mrw’s avatar

    ramone.alcin :

    Ach, skoro wierzysz w to, to uwierzysz we wszystko inne w tym filmie.

    To, że twoja wyobraźnia rzeżuchy nie pozwala ci ominąć jakichś drugorzędnych szczegółów w filmie świadczy jedynie o tym, że masz wyobraźnię rzeżuchy i osobowość analnoretentywną. Zabójcze kombo, choć częste u fizyków.

  19. ramone.alcin’s avatar

    mrw :

    jakichś drugorzędnych szczegółów w filmie

    To nie byl drugorzedny szczegol, tylko to, co przekonalo Di Caprio do wziecia tej roboty. Tak bardzo wciagnal cie ten film, ze przespales seans uspiony nielegalnymi dragami?

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *